W dzisiejszym odcinku będzie o pokazywaniu fucka. Nie adminom-ignorantom z pewnego forum rowerowego (forumowi klakierzy mogą odetchnąć), lecz spaliniarzom.
Jadę ja sobie wczoraj od Ronda de Gaulle'a w kierunku Mostu Poniatowskiego, jadę zupełnie prawidłowo i nawet blisko krawężnika a nie środkiem pasa i nagle zostaję obtrąbiony przez wyprzedzający mnie samochód - nie wiem, dlaczego, bo z wyprzedzeniem mnie nie miał problemu, nawet zwalniać nie musiał. W odpowiedzi pokazuję spaliniarzowi tzw. fucka. Jadę sobie dalej i widzę, że spaliniarz zatrzymuje się w zatoczce przystankowej, wyraźnie czeka na mnie. Nie wiedziałem, kto jest w środku, spodziewałem się jakiegoś dresiarza z grubym karkiem i już oczami wyobraźni widziałem górę mięsa wyskakującego z samochodu, aby rzucić się na mnie z impetem i wbić w asfalt mnie nędznego rowerzystę, gdy tymczasem...
Podjeżdżam do auta, w środku widzę jakiegoś kolesia w marynarce, który oczywiście coś tam się pluje i... grozi, że psiknie we mnie gazem. Kozak, co nie? :) Nie mam ochoty kłócić się z debilem, więc tylko pukam się znacząco w głowę i jadę sobie dalej. Gość znów poczuł się wielce urażony, ruszył, wyprzedził mnie, zajechał mi drogę, zatrzymał się i znów coś tam krzyczał o jakimś gazie. Spokojnym i nieco znudzonym głosem poleciłem mu udać się do psychiatry, po czym zostawiłem go samemu sobie na środku ulicy machającego łapkami i obtrąbianego przez innych spaliniarzy, którym zablokował drogę. Nawet miałem nadzieję na ciąg dalszy, bo spodobała mi się ta zabawa w kotka i myszkę i chciałem tego świra jeszcze bardziej podkręcić, doprowadzając go do eksplozji, ale nie dał mi tej przyjemności. Nie pojechał za mną. zjechał w stronę Wisłostrady, gdy tymczasem ja wjechałem na most.
A swoją drogą to ja się chyba starzeję. Bo kiedyś samemu dążyłbym w takiej sytuacji do zwarcia, a teraz byłem tak totalnie spokojny i wyluzowany, że aż sam byłem tym zaskoczony.
Dobra, przejdźmy do tego, dlaczego pokazuję czasem tzw. fucka. Temat gazu pominę, aczkolwiek ciekawe, czym jeszcze będą wygrażać coraz bardziej rozwydrzeni frustraci w puszkach. Pistoletem? Miotaczem ognia? A może granatnikiem? Niedługo psychiatrzy będą mieli w Warszawie pełne ręce roboty...
A więc fuck... Nie, nie jestem aż takim antysamochodowym fanatykiem, aby pokazywać fucka każdemu napotkanemu kierowcy. Fucka pokazuję tylko wtedy, gdy zostanę bezpodstawnie obtrąbiony. Powtarzam, bezpodstawnie. Bo czasem bywam obtrąbiony słusznie, w końcu każdy z nas popełnia błędy, w takich sytuacjach swój błąd uznaję i nie burzę się z powodu obtrąbienia. Ale jeśli ktoś na mnie zatrąbi tak dla zasady, to zawsze pokażę mu fucka. Dlaczego właśnie tak? Bo traktuję to jako rowerowy odpowiednik odtrąbienia. Klaksonu w rowerze nie mam, więc pozostaje dobrze widoczny fuck. I jeśli czytasz te słowa, spaliniarzu i burzysz się, że jakiś rowerzysta pokazał Ci fucka, to powiem Ci jedno - trzeba było nie trąbić, głupia parówo. A jeśli już zatrąbiłeś, to nie pluj się, że ktoś Ci odpowiedział w taki a nie inny sposób. Miał prawo. Albowiem nie każdy jest Chrystusem, który dostawszy w jeden policzek, pokornie wystawi drugi. Mesjasz był tylko jeden, w dodatku kiepsko skończył, bo umarł na krzyżu.
A teraz rowerowanie wczorajsze. Przed pracą robię uczciwe 33 km, najwięcej wykręciłem na Ochocie i Mokotowie. A oto jedna z głównych ulic Mokotowa, Puławska:
Czar PRL-u, co nie? Chociaż gwoli ścisłości, to bardzo dużo budynków przedwojennych można znaleźć na Puławskiej, to tylko ten akurat fragment jest typowo PRL-owski.
W czasie przerw w pracy robię dalsze kilkanaście kilometrów, po pracy zaś robię całkiem długi wypad na praski brzeg (to podczas tego wypadku było to zajście przy Moście Poniatowskiego, o którym pisałem), docieram przez Grochów i Gocławek aż do Wawra, potem zawracam na Gocław, po drodze mijając m.in. taki krajobraz:
Tak, to też jest Warszawa. Rezerwy terenu jak widać mamy :)
Z Gocławia przez Saską Kępę, Śródmieście, Wolę i Bemowo docieram na Bielany. Ponad 40 km wyszło z tej wycieczki. Potem trochę krążę po Bielanach, a na koniec dnia robię jeszcze jeden wypad, dokładnie objeżdżając dzielnicę Bemowo i dorzucając kolejne kilkanaście kilometrów.
No i nazbierało się aż 115. A teraz czas pokazać komuś fucka :)