Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2013

Dystans całkowity:2011.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:64.87 km
Więcej statystyk

Bardzo mocne rowerowe zakończenie marca

Niedziela, 31 marca 2013 · Komentarze(7)
Zaszalałem, co nie? :)

Całe 16 km zdołałem wykręcić, zanim zaczęła się śnieżyca. Potem mi się nie chciało. Bywa.

I jeszcze fotka z Bemowa, jeszcze bez śniegu:



A potem... Zdcydowanie wolałem się "urodzinniać".

Dzień pełen zalet i Pajac Kultury

Sobota, 30 marca 2013 · Komentarze(12)
O ile piątek był jednym wielkim horrorem, o tyle dzień wczorajszy, sobota znaczy się, miał same zalety. I tak:

1. Nic nie padało na łeb, było sucho.
2. Wiatr nie urywał głowy, wiał na tyle słabo, że dało się jeździć na luzie we wszystkie możliwe kierunki.
3. Przez całe 10 minut świeciło słońce - krótko, ale zawsze coś :)
4. W derbach Warszawy Legia pokonała Polonię, strzelając zwycięską bramkę tuż przed końcowym gwizdkiem.
5. Udało mi się wejść w posiadanie sosu do kaczki, który jest trudnodostępny, a bez którego lepiej się było w domu nie pokazywać - bo pieczona pierś z kaczki jest ważna :)

Wykręciłem rowerem całe 55 km, ciułając je przez cały dzień. Przed meczem derbowym pojechałem popatrzeć sobie na kibiców Polonii - normalnie na mieście spotkać ich nie sposób, to chociaż pod ich stadionem chciałem zobaczyć to zjawisko. Z wyglądu nawet podobni do ludzi, tylko niewłaściwej drużynie kibicują, ale cóż, podobno zboczenia są różne, więc bądźmy tolerancyjni, święta przecież mamy.

Na koniec wpisu dwie fotki typowo warszawskie - Nowy Świat i Pajac Kultury:





Co sądzicie o Pajacu? Rozebrać powinni czy zostawić?

Wczorajszy dzień to był jakiś horror normalnie

Piątek, 29 marca 2013 · Komentarze(15)
Wczorajszy dzień to był jakiś horror normalnie. Prawie cały dzień padał mokry śnieg, a jazda rowerem była tak naprawdę taplaniem się w brei i zmaganiem się z zimnym wiatrem. Dodatkowo na ulice wyległy tabuny rozjuszonego spaliniarstwa (cóż, świąteczna atmosfera) i tak to się toczyło.

Wczoraj nie pracowałem, czas na jeżdżenie był, nie było chęci, Wycisnąłem 64 km, w ładniejszy dzień pękłaby stówka. Doszło wręcz do tego, że trasę z Dworca Gdańskiego na Ursynów pokonałem... metrem - po to, aby zmotywować się do jazdy, bo z Ursynowa na Bielany jest daleko i musiałem jakoś wrócić :) Dobry ruch z mojej strony, z Ursynowa miałem chociaż z wiatrem. Ale i tak raczej powoli, aby nie pochlapać się do reszty wodą z kałuż.

A oto fotka z ulicy Racławickiej na Mokotowie i uwieczniona piękna pogoda:



Fotkę zrobiłem ją z narażeniem zdrowia, będąc obtrąbianym przez rozwydrzonych spaliniarzy. Jeśli ktoś zastanawia się, czemu robię z przejażdżek po Warszawie jedno zdjęcie a nie 118 fotek, niech sobie samemu spróbuje pofocić, gdy samochody nie jeżdżą, lecz - przepraszam za wyrażenie - zapierdalają. Im szersza jezdnia, tym zapierdalają szybciej. Tak już u nas jest, w naszym Nowosybirsku Zachodu dawniej zwanym Paryżem Północy.

Oby jak najmniej takich dni!

DDR - bo liczy się technika jazdy :)

Czwartek, 28 marca 2013 · Komentarze(16)
Dzisiaj nie będzie o globalnym ociepleniu, które poskutkowało ochłodzeniem i nie będzie też o polskim rządzie, który funduje nam ekonomiczne samobójstwo, pchając nas na siłę do strefy euro. Dzisiaj będzie temat czysto rowerowy.

Otóż jeździłem sobie po Warszawie, cyknąłem w międzyczasie fotkę na Placu Wilsona..



...i już byłem blisko domu, gdy moim oczom ukazała się ścieżka rowerowa:



Dotąd warszawskie DDR-y były przysypane śniegiem i pokryte lodem, ale świecące przez kilka dni słońce zrobiło swoje. Ścieżka zrobiła się przejezdna, postanowiłem skorzystać.

No to jadę, pierwsze skrzyżowanie, przejazd rowerowy, a w poprzek przejazdu stoi sobie spaliniarz. No nic, omijam jakoś, jadę dalej. Wzdłuż ścieżki idzie jakiś koleś z psem, koleś na chodniku, pies już na ścieżce. Krzyczę, żeby wziął tego psa, no bo co, rozjechać miałem? Coś tam odburknął mało przyjaźnie, mała pyskówka, jadę dalej. Za chwilę piesi, nie oglądając się na boki, ładują mi się pod koła. Ostre hamowanie, cudem unikam zderzenia z jakąś kobietą, jadę dalej.

Czy to wszystko, co się zdarzyło, to wina spaliniarzy i tuptusiów? Nie, to niestety moja wina. Albowiem jazda ścieżką rowerową (mówimy oczywiście o jeździe płynnej, a nie jeździe 15 km/h i ciągłym hamowaniu) nie jest wbrew pozorom dla leszczy, nie jest też dla niedzielnych rowerzystów. Ścieżka rowerowa jest dla rowerzystów zaawansowanych, a poruszanie się nią wymaga specyficznej techniki jazdy, techniki dalece bardziej zaawansowanej, niż jazda jezdnią. I ja miałem tę technikę opanowaną, ale kilka miesięcy korzystania tylko i wyłącznie z jezdni (z powodu braku przejezdności DDR-ów) zrobiły swoje. Uwsteczniłem się i próbowałem poruszać się DDR-em tak, jakbym poruszał się jezdnią. Efekt jak widać żałosny.

Co zatem zrobić? Ano trenować! Jeździć twardo DDR-ami, a technika jazdy z czasem wróci i wtedy żaden tuptuś nie będzie już straszny, nawet z psem uwiązanym na smyczy :)

Bo technika jest najważniejsza.

Udoskonalony licznik

Środa, 27 marca 2013 · Komentarze(13)
W poniedziałek zrobiłem 51 km, we wtorek 51 km, w środę (czyli wczoraj) też 51 km. Zgadnijcie, ile zamierzam zrobić dzisiaj? :)

Pamiętam, gdy w zeszłym roku Robert1973, nasz BS-owy debeściak, robił z reguły dystanse 50, 100, 150 lub 200 km. Co złośliwsi komentowali wówczas, że licznik Roberta liczy piędziesiątkami. A więc ja wprowadzam licznik udoskonalony, mój licznik liczy piędziesiątkami jedynkami :)

A już wkrótce zrobię mojemu licznikowi małą fotosesję. Kolega DareckiEB udowodnił, że do kwestii fotografowania liczników można podejść w sposób kreatywny, ja też chcę być kreatywny i mam parę swoich pomysłów. Cierpliwości zatem, wkrótce się doczekacie :)

Czy macie jeszcze jakieś pomysły na uatrakcyjnienie tematu liczników, który na pierwszy rzut oka wydaje się nudny, ale wcale nudny być nie musi? Czekam na Waszą burzę mózgów :)

Na koniec nudna fotka z okolic Placu Piłsudskiego:



Słońce ładne, tylko wiatr łeb urywał. Bywa i tak...

Rzeźbienie w gminach - kiedyś to wszystko było bardzo proste...

Wtorek, 26 marca 2013 · Komentarze(16)
Pamiętam te romantyczne czasy, gdy zaliczałem gminy 20 km od Warszawy.

Od pewnego czasu bawię się w zaliczanie gmin. Zaliczyłem już ich 560, odwiedzając m.in. takie odległe od Warszawy miejsca jak Katowice, Bydgoszcz czy nawet Szczecin. Planując kolejne "zaliczeniowe" wypady, sprawdzam rozkład jazdy pociągów i zastanawiam się, czy tłuc się koleją na Lublin, na Konin czy może na Olsztyn. I tak mnie naszło, że trochę tęsknię za czasami, gdy tę całą zabawę dopiero rozpoczynałem.

Gmina Celestynów - ok. 20 km od granic Warszawy. Zaliczona 20 listopada 2011 r.
Gmina Poświętne - jakieś 35 km od Pałacu Kultury. Zaliczona 13 stycznia 2012 r.
Gmina Prażmów - niecałe 20 km od granic Warszawy. Zaliczona 24 stycznia 2012 r.

Mógłbym tak dłużej wymieniać. Przechodząc do rzeczy - brakuje mi czasów, kiedy krótki i spontaniczny wypad za miasto przynosił radość z paru kolejnych gmin dodanych do kolekcji. Teraz tego nie ma, teraz nic nie zrobi się na spontana. Trzeba obmyślać, planować, rysować trasy, kupować bilety na dworcach, rezerwować sobie czas... Cóż, pchał się człowiek do pierwszej dwudziestki, więc skala trudności musiała wzrosnąć. Dopchałem się i mam za swoje :)

Kiedyś dobiję do tysiąca gmin i wtedy będę wspominał te fajne i proste czasy, gdy miałem ich na koncie 560. Zobaczycie, że tak będzie :)

Na koniec wpisu ulica Prosta. Nie jest przejezdna na wprost, robi za parking, metro pod nią drążą.



Nic nie jest proste w te dni...

PS. A, znów przejechałem 51 km, gdyby to kogoś interesowało.

Czubek

Poniedziałek, 25 marca 2013 · Komentarze(15)
Wczoraj na blogu odwiedził mnie czubek.

Jeśli ktoś się zastanawia, czemu nie mogą u mnie komentować osoby niezalogowane, to właśnie dlatego, z powodu czubka. Możliwość przywrócę jutro, na razie trzeba z tym poczekać. A więc przyszedł ten czubek i miał tylko jeden cel - zrobić tu kupę. Ponieważ nie mam czasu ani ochoty sprzątać po takich flejtuchach, to jest jak jest.

Czubek ma swoją obsesję. Jak każdy - jeśli ktoś nie ma obsesji, to raczej nie jest czubkiem. Obsesją tego konkretnego czubka jest misja ewangelizacyjna w zakresie fotografowania rowerowych liczników. Na różnych blogach swoją misję prowadził, wszędzie został odrzucony (między innymi przeze mnie), to teraz się mści. I weź się tu z takim nawiedzonym misjonarzem męcz...

Pisałem w poprzednim wpisie, że w życiu obowiązuje zasada góra-dół. Skoro zatem wczoraj był dół, to teraz jest dla odmiany czubek :)

Jeśli chodzi o sprawy rowerowe, to uciułałem na raty 51 km, tak bez większego przekonania i entuzjazmu, ot tylko celem wyrobienia normy. Słabo się pedałuje, trzyma mnie od pewnego czasu przeziębienie (lekkie ale jednak), wola walki gdzieś tam siadła. Nie idę do przodu, lecz zaledwie trwam. Co też ma swoje zalety, bo przecież lepiej trzymać rowerowo jakiś tam poziom, niż zanurkować w dół. Trwanie i okopanie się na swoich pozycjach też trzeba docenić, skoro nie ma widoków na nic lepszego, ot co.

Na koniec wpisu fotki z ulicy Chłodnej:





"Chłodno na Chłodnej" - taki tytuł wpisu rozważałem, ostatecznie jednak zwyciężył czubek.

Widzisz czubku? Wygrałeś! :)

Dół

Niedziela, 24 marca 2013 · Komentarze(14)
Obudziłem się obolały. W zasadzie to się nie obudziłem, po prostu budzik brutalnie wyrwał mnie ze snu, oznajmiając mi swoim wściekłym jazgotem, że czas wstawać.

Podniosłem się niechętnie, coś tam ogarnąłem na śniadanie, odpaliłem kompa, a tam komentarz, że blog schodzi na psy. Nierówny jest znaczy się, oprócz dobrych tekstów pojawiają się teksty denne, tych dennych chyba za dużo. To chyba przez to, że tych Ukraińców nie lubię i o tym piszę, podczas gdy w mediach każą Ukraińców kochać i szanować. No to ładnie się dzień zaczął.

Nic to, wykonałem jakieś tam czynności i wskoczyłem na rower. Niewiele ujechałem. Czasu nie było, cały praktycznie dzień miałem zajęty czymś innym. 24 km z siebie wykrzesałem i wystarczy. Wymęczyłem, wystękałem, przyjmując na głowę i klatę lodowaty wiatr, wydusiłem. Najdalej na Nowy Świat dojechałem...



...i wróciłem. Nie miałem poczucia straty, że tak mało kilometrów wpadło. Dzień praktycznie bezrowerowy to w takich warunkach pogodowych strata niewielka.

Bo wszystko jest na tym świecie oparte o cykliczność. Góra-dół, góra-dół, góra-dół. Dotyczy to wszystkiego - blogowych wpisów, rowerowych dystansów, indeksu WIG20 i męskich członków. Ciągły szczyt jest niemożliwy, a czasem jest wręcz niewygodny. W przyrodzie musi panować ruch. Góra-dół, góra-dół...

No to w niedzielę był dół. Bo przecież od czegoś trzeba się potem odbić.

Niektórzy z Was też pewnie teraz tkwią w jakimś dole, zgadza się? :)

Tour de Białystok

Sobota, 23 marca 2013 · Komentarze(17)
Kategoria Ponad 117 km
Powiedzmy uczciwie - piszę, bo muszę odfajkować wpis. Bo tak na serio to mi się nie chce niczego pisać i mam swoje powody. Ale skoro zrobiłem dłuższą wycieczkę, to wypada coś skrobnąć. Więc się zmuszę.

1. Polska kolej

Umówiony byłem z Wilkiem w Sokółce, ale do tej Sokółki trzeba było jakoś dojechać. Jadę na Centralny, bo o 7:24 mam pociąg. Tyle, że pociąg nie przyjeżdża, za to pojawiają się komunikaty o coraz większym opóźnieniu "z przyczyn technicznych". W końcu tuż przed 9 ruszam, tylko 1,5 godziny opóźnienia, luzik.

O spotkaniu w Sokółce w umówionym czasie oczywiście nie ma mowy, zmieniamy nieco plany - wysiadam w Czarnej Białostockiej, jadę na Białystok, potem na Supraśl, tam mamy się spotkać.

Jeszcze tylko fotka dworcu w Białymstoku z okna pociągu:



2. Na Supraśl!

Droga z Czarnej Białostockiej do Białegostoku to pełen luz, wiatr w plecy.



Szybko osiągam miasto, ale omijam ścisłe centrum i robię fotkę w miejscu niekoniecznie najładniejszym:



W ogóle strasznie rozkopany ten Białystok, budują tam na potęgę, niestety głównie drogi. Na tramwaj jeszcze poczekają :)

Wyjeżdżam z miasta i toczę się już drogą na Supraśl, pod lodowaty wiatr (zmieniłem kierunek). Droga jak droga...



Ale gmina zaliczona :) W końcu spotykam Wilka, który jedzie od strony Krynek, zawracam i szybkim tempem osiągamy Białystok.

3. Białystok

Przejeżdżamy przez miasto, robimy też pamiątkowe fotki w centrum, przyjemne całkiem to centrum:





Białystok da się lubić :) Jeśli ktoś oczekiwał jakiejś szczególnej "wschodniości", to musi się zawieść, jest to normalne polskie miasto. Tylko cerkwi można trochę znaleźć, jest w Białymstoku pewna liczba Polaków prawosławnych. No i trochę reklam cyrylicą jest, to ukłon dla gości zza wschodniej granicy przyjeżdżających tu w celach handlowych.

4. Na Szepietowo

Z Białegostoku robimy kilkadziesiąt kilometrów w kierunku Szepietowa, kolekcjonując gminy po drodze. Ogólnie wiatr w plecy, tylko przed Łapami na chwilę zmieniamy kierunek, tocząc się pod silny lodowaty wicher. Dajemy radę. Parę krajobrazów po drodze - droga gdzieś na zadupiu...



...oraz Narew w Surażu:







Przed Szepietowem pojawiają się problemy - na drogi nawiało śnieg, śnieg się nadtopił w ciągu dnia (ostre słońce), po zachodzie słońca wszystko zaczęło zamarzać. W efekcie po drodze zaliczam bolesną glebę. Żeby zaliczać gleby na lodzie pod koniec marca? Kto to słyszał... Pojawiają się też problemy z oświetleniem roweru, coś tam w kablu się poluzowało. Cóż, nie zawsze życie rowerzysty jest usłane różami.

W końcu dojeżdżamy do Szepietowa i czekamy na pociąg w klimatycznej poczekalni :)



5. Koniec

Tym razem pociąg się nie spóźnił. Bez przygód docieram do domu.

Wpis odfajkowany, na koniec mapa:



Wystarczy.

A gdybym był młotkowym czyli Ukraińcy to dzicz

Piątek, 22 marca 2013 · Komentarze(10)
Miłośników przyjaźni i braterstwa między narodami pragnę na wstępie uspokoić, ten tekst nie będzie antyukraińską jazdą, chociaż Ukraińców istotnie nie lubię a po wczorajszym meczu reprezentacji nie lubię ich jeszcze bardziej (chociaż w sumie bardziej powinienem nie lubić naszym patałachów, którzy zawalili mecz). Ten tekst będzie zupełnie o czym innym.

Otóż mam trochę wejść na bloga z Google'a, a Google jak to Google, żeby trafić na mojego blogaska, trzeba wpisać jakąś tam frazę. I oto chcę zaprezentować kilka co ciekawszych fraz, które mogą doprowadzić zbłąkanych internautów w moje skromne progi:

polacy nie lubią ukraińców - Coś w tym jest :)

a gdybym był młotkowym - No cóż, pewnie w fabryce bym z młotkiem szalał

wzgórze złamanych serc - Aż się wzruszyłem

ukraincy to dzicz - Coś musi chyba być na rzeczy :)

co to za film przyszłosc pustynia spaliniarze - Niestety nie wiem, co to za film, ale brzmi intrygująco, sam bym chętnie obejrzał

bikestats kontrola policji - Oj, zdarzały się...

blog bez pasji - Serio? A tak się starałem...

bomba neutronowa bomba neutronowa - Powiało grozą

jak komóś wysłałem zaproszenie do grona znajomych na facebook i ta osoba mnie odrzucila -to na jej stronie będzie napis o zaproszeniu - O, to jest mocne

I wiecie co? Chyba rzeczywiście muszę więcej tutaj o rowerach pisać :)

Ze spraw rowerowych - 61 km i wizyty w różnych egzotycznych miejscach takich jak Łomianki, Praga czy Włochy, prawie cała jazda służbowo. Bywa. Warunki do jazdy rano podłe (breja po opadach śniegu, mnóstwo wody), potem lepiej (trochę wyschło). I fotka z Bielan, Warszawa się rozrasta i rozbudowuje :)



No kurczę, co ja mam więcej pisać o tym rowerze, żeby mi to Google załapało? Poradźcie coś!