Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:1422.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:61.83 km
Więcej statystyk

Trafiłem na Masę Krytyczną :)

Piątek, 31 sierpnia 2012 · Komentarze(3)
Nie, zdjęć niestety nie będzie, bo jak trafiłem na Masę Krytyczną to już było ciemno, moja komórka w ciemności sobie nie radzi. To nie jest lustro z przyzwoitym ISO 3200, jasnym obiektywem i stabilizacją obrazu. A więc zamiast zdjęć wyszły akwarele i tyle.

A na Masę Krytyczną trafiłem w piątek przypadkiem, wracając z centrum na Bielany. Dogoniłem masowiczów i tak na odcinku kilku kilometrów, od Cmentarza Powązkowskiego aż do Reymonta, stałem się uczestnikiem masy :)

Ogólnie w masach nie jeżdżę, bo... trochę mi się nie chce. Ale ideę popieram. Zobaczyć miny wkurzonych spaliniarzy - bezcenne :) No wiem, każdy może teraz napisać, że "to takie typowo polskie" i takie tam, ale cóż, Polakiem jestem i wkurzone spaliniarstwo to jedno ze źródeł mojej radości. Przynajmniej stawiam sprawę jasno, uczciwie.

Tylko unieruchomionych tramwajów i pasażerów w środku trochę szkoda. Nie ma róży bez kolców...

A tak w ogóle to całe 63 km przejechałem. Przeciętnie, ale bez tragedii.

O tym, jak nie dotarłem do Włoszczowy

Czwartek, 30 sierpnia 2012 · Komentarze(5)
Wziąłem wczoraj wolne w pracy, poszedłem na rower, a plan był ambitny. Miałem dotrzeć pociągiem do Włoszczowy na najsłynniejszy w Polsce peron, dojechać rowerem przez Radomsko do Piotrkowa Tryb. i stamtąd koleją wrócić do domu. Nic z tego nie wyszło. Dzięki polskiej kolei.

Cały plan strzelił w łeb gdzieś pod Mszczonowem, gdy w pociągu, co to miał mnie zawieść do Włoszczowy, zaczęły palić się hamulce. Zaśmierdziało, spod kół wydobył się dym, pociąg stanął.

Dzielni kolejarze z problemem sobie poradzili, wypięli część pociągu, pojechali z uszkodzonym wagonem na boczny tor i tam go odczepili. W efekcie mieliśmy przez chwilę jeden pociąg w dwóch kawałkach:



Te manewry zajęły godzinę i kwadrans, a że do Piotrkowa musiałem dotrzeć w określonym czasie, aby być w Warszawie przed 19, to stało się jasne, że cały plan w łeb strzelił.

Pociąg ruszył dalej, ujechał trochę kilometrów i... znów stanął. Tym razem zatrzymało go czerwone światło sygnalizatora. Po 10 minutach straciłem cierpliwość, wychyliłem się, upewniłem się, że wciąż świeci się czerwone i... wyskoczyłem z rowerem z pociągu :) Włoszczowę odpuściłem ostatecznie.

Dotarłem do jakiejś drogi i najpierw musiałem ustalić, gdzie jestem. Po paru minutach ustaliłem - wieś Strzałki, gmina Nowe Miasto nad Pilicą, woj.mazowieckie. A tuż obok było łódzkie. I tak zacząłem zaliczać gminy między Rawą a Tomaszowem.

A z tym zaliczaniem to różnie było, np. nagle kończył się asfalt:



Robiąc różne dziwne kółka dotarłem w końcu do trasy katowickiej, stamtąd w upale dotarłem drogą serwisową biegnącą wzdłuż trasy aż do Tomaszowa Maz. Droga miała jedną przerwę, taki odcinek "Polski w budowie"...



...ale poza tym cały czas był asfalcik.

W Tomaszowie zlokalizowałem dworzec, wyjechałem jeszcze kilka kilometrów za Tomaszów, po czym zawróciłem. Wsiadłem do pociągu, w Koluszkach przesiadka i wkrótce byłem w Warszawie.

I tylko Włoszczowy żal...

Leniwa środa i podłódzkie trąby za kółkiem

Środa, 29 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
W środę się nie popisałem, zaledwie 44 km. Zostałem natomiast obtrąbiony i ofuknięty przez jakąś panią za to, że śmiem jechać jezdnią, gdy obok był tylko chodnik. Pani jechała samochodem z rejestracją EPA (Pajęczno, woj.łódzkie).

Czemu o tym piszę? Bo dziś znów zostałem ofuknięty w takiej samej sytuacji, też przez panią, tym razem prowadzącą samochód z rejestracją ELC (Łowicz, woj.łódzkie).

Więc ja w tym miejscu proszę drogie panie z podłódzkich miast i miasteczek: nie przenoście nam podłódzkiej szkoły jazdy do stolicy. Błagam!

A mówią, że to warszawiaki strasznie jeżdżą :)

PS. Mała korekta - EPA to jednak Pabianice a nie Pajęczno :)

W starym dobrym stylu

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · Komentarze(3)
Pamiętam te czasy, gdy codziennie robiłem po Warszawie ponad 70 km. We wtorek nawiązałem do tych dni, robiąc całe 75 km. O dziwo niewiele było jazdy czysto rekreacyjnej, większość kilometrów to było załatwianie różnych spraw w różnych miejscach stolicy.

Nawet na Ursynów mnie poniosło, oto fotka:



Ot blokowisko. Ale nowoczesne :)

Bo trzeba być przyzwoitym

Poniedziałek, 27 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
U mnie to jest tak, że dla przyzwoitości muszę przejechać w ciągu dnia 50 km. I jeśli nie przejadę, to czuję się jakoś dziwnie. Przyzwoitość jest w życiu ważna, czyż nie?

Dlatego w poniedziałek stwierdziłem, że przejadę 50 km i przejechałem, nawet z lekkim naddatkiem. Wszystko elegancko i przyzwoicie. Nawet wypity poprzedniego dnia strumień alkoholu nie przeszkadzał - mieć organizm błyskawicznie się regenerujący to prawdziwy skarb i dar od Najwyższego.

A tak poza tym to same nudy, nawet ze spaliniarzami ostatnio się nie wykłócam, nie trąbią na mnie, nie wydzierają się, drogi nie zajeżdżają... Czy to jeszcze azjatycka Warszawa czy już Skandynawia? :)

Ale dobrze, tak trzymać.

Dyszka czyli czyste szaleństwo

Niedziela, 26 sierpnia 2012 · Komentarze(4)
I taka to była niedziela. Najpierw pół dnia lało, a jak lać przestało, to udałem się do kumpla na imprezę i zamiast zaliczać gminy zaliczałem kolejne flaszki.

W międzyczasie udało mi się zmieścić między deszczem a imprezowaniem i zrobiłem całe 10 km.

Czyste szaleństwo, co nie?

8 cholernych gmin

Sobota, 25 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Kategoria Ponad 117 km
W zasadzie to od początku wszystko szło nie tak, jak miało iść. Ale z perspektywy czasu oceniam, że sobotnia przejażdżka to jednak był sukces :)

No dobra, ale po kolei. Celem wycieczki było zaliczenie 8 gmin w rejonie Pułtuska. Cel zrealizowałem. Ale poza tym... Prognoza pogody mówiła, że ma nie padać. Wstałem o 5:45, padało. Lało wręcz. Zrezygnowałem zatem z podróży rowerem z Bielan do stacji Warszawa Choszczówka (tam planowałem wsiąść do pociągu), zamiast tego doturlałem się tylko do metra i stamtąd podjechałem na Dworzec Gdański. O dziwo przestało padać. Patrzę na rozkład jazdy, jest godzina 6:51, a tu pociąg odjechał 0 6:48. A że na stacji Choszczówka miał być dopiero o 7:24, to obliczyłem, że rowerem zdążę i zacząłem gonić pociąg. Bezdeszczowo na szczęście.

Jakoś mi jednak nie pasowało, że z Gdańskiego do Choszczówki pociąg jedzie tak długo. Odpalam internet i okazało się, że... Teraz proszę się nie śmiać - okazało się, że na Dworcu Gdańskim zerknąłem na tablicę przyjazdów :) I o 6:48 żaden pociąg w kierunku Ciechanowa nie odjechał, on stamtąd przyjechał. Mój pociąg miał odjechać kilkanaście minut później. Zdolny jestem, co nie? :)

Skończyło się tym, że dojechałem na stacyjkę Warszawa Żerań, a po jakichś 10 minutach przyjechał mój pociąg. No to jadę. Do Gąsocina. To taka wiocha między Nasielskiem i Ciechanowem.

Już pisałem, że wszystko szło nie tak. Bo miało nie padać, a tu znów zaczęło lać. Wychodzę w tym Gąsocinie, pada. Na szczęście deszcz zmalał na tyle, że dało się jechać. No to jadę. Na Pułtusk. W deszczu, ale niewielkim. Szło wytrzymać. Ale i tak miało nie padać, miało być słońce. Meteorolodzy na pal!

No dobra, docieram do Pułtuska. Przestaje padać. Robię pamiątkową fotę.



Miasto ogólnie ładne, ale nie zwiedzam, bo już kiedyś zwiedzałem (nierowerowo), więc się nie powtarzam :)

Jadę dalej, zaliczam kolejne gminy...



W Rząśniku skręcam na południe, potem obieram kierunek zachodni i jak się oddaliłem od linii ciechanowskiej, tak teraz w jej kierunku wracam. I zaczyna się masakra.

Bo znów poszło nie tak. Miał być wiatr z zachodu na wschód, ale niewielki. Tak zapowiadali. Czyli zakładałem, że będę jechał jakieś 50 km pod wiatr, ale to miał być wiaterek. A było wietrzysko. No to jechałem przez pola i wioski pod ten wiatr w poczuciu beznadziei, a całą wycieczkę traktowałem jako kompletną klapę. Bo przecież wszystko było nie tak.

I nawet zdjęć specjalnie nie robiłem, bo nastroju nie miałem. Jedynie między Serockiem a Nasielskiem sfociłem jakąś wioskę o wdzięcznej nazwie Błędostowo:





Legia pany! :)

W końcu umordowany docieram do Nasielska, jadąc pod wiatr na miękkich przełożeniach, co zdarza mi się raz na ruski rok. Jeszcze szybkie zakupy w spożywczaku i wsiadam do pociągu, gdzie wcinam dziarsko prażynki i żółty ser, popijając wszystko browarkiem. Browarka wcześniej grzecznie przelałem do butelki po napoju izotonicznym, żeby się nikt nie czepiał :)

I tak dotarłem do Warszawy, gdzie potem zrobiłem jeszcze trochę kilometrów i wyszło łącznie 141 km pod koniec dnia.

Wszystko szło nie tak. Miało być słońce - był deszcz. Mia być wiaterek - było wietrzysko. Ale z perspektywy czasu ta wycieczka to jednak był sukces. Zaliczone 8 min? Zaliczone. Zdążyłem na pociąg? Zdążyłem.

No więc czego więcej potrzeba :)

Na koniec mapa:

Licznik jest głupi i wariuje :)

Piątek, 24 sierpnia 2012 · Komentarze(8)
Przejechałem w piątek uczciwe 45 km. A potem patrzę na licznik, co to sobie w domu leżał, a tam... A tam nagle nie wiadomo skąd dystans 48 km i maksymalna prędkość jakieś 140 km/h :) Jednym słowem licznik zwariował i nabił mi 3 dodatkowe kilometry, które potem musiałem ręcznie anulować.

Czy ktoś orientuje się, jaka jest przyczyna tych licznikowych wariacji? Zwarcie jakieś czy co? Licznik to prymitywna Sigma Speedmaster 8000, przewodowa.

Nie lubię takich sytuacji, jako że licznik to przecież najważniejsza część roweru. Gdyby nie liczniki, nie byłoby nas wszystkich na BS, czyż nie :)

Wariującym licznikom mówimy NIE!

Legia

Czwartek, 23 sierpnia 2012 · Komentarze(7)
Ot taki obrazek z dnia wczorajszego:



Bez roweru, bo z rowerem nie wpuszczali :) Rower został na zewnątrz.

Wreszcie jakiś w miarę konkretny dystans przejechałem. Miałem nawet czas na więcej, ale jakoś mi się nie chciało robić stówy na siłę. 77 km to też jest coś :)

Stówka powinna pęknąć jutro.

Nawet dętek ostatnio nie przebijam

Środa, 22 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Wtorek był bezrowerowy (nieważne dlaczego, po prostu był), odbiłem to sobie w środę, przejeżdżając całe 66 km. Początek dnia to fajna lekka jazda, popołudnie to już zmagania z silnym wiatrem.

Poza tym nudy, nawet dętek ostatnio nie przebijam :)