Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2012

Dystans całkowity:2294.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:76.47 km
Więcej statystyk

No wiem, zaniedbałem blogaska

Piątek, 30 listopada 2012 · Komentarze(4)
Jak się coś za przeproszeniem pieprzy, to po całości. Najpierw padł mi laptop, zaraz później telefon, co to nim zdjęcia robiłem. Zanim jednak padł, zrobiłem w piątek jakąś tam fotkę na Al.Jana Pawła II, santo subito, niech mu w niebie dobrze będzie. Fotka tak, jak i cały dzień, tj. ponura i nieciekawa.



No nic, w ciągu paru dni powinienem się ogarnąć ze sprzętem i wszystko powinno wrócić do normy. A na razie należy się liczyć z opóźnieniami w "dostawie bloga" i notkami bez zdjęć. Taki lajf, życie to nie bajka :)

A dodatkowo mocno mnie przewiało w ostatni piątek (to piątku dotyczy ta notka, gdyby ktoś się jeszcze nie zorientował), trochę też przemoczyło, na łeb wróciła czapka.

To w zasadzie tyle. Wszystko jakoś ogarnę i będzie dobrze. Jak dawniej. W końcu żyjemy na Zielonej Wyspie, więc perspektywy powinny być świetlane, co nie? :)

Nie mieści się...

Czwartek, 29 listopada 2012 · Komentarze(11)
Spójrzmy sobie na fotkę:



Ulica Marszałkowska. Szeroka jak rzeka.

Znamy się tylko z widzenia
I jedno o drugim nic nie wie
Przez ulicę szeroką jak rzeka
Uśmiechamy się czasem do siebie


Trzeba mieć sokoli wzrok (ewentualnie dobrze dobrane okulary, choć lepsza będzie lornetka), aby dostrzec czyjś uśmiech po drugiej stronie ulicy, bo szeroka jest naprawdę. Ale widać nie na tyle szeroka, aby zmieściła się tam droga dla rowerów. Bo się nie zmieściła.

Jaką szerokość powinna mieć ulica, aby drogowcy zdołali tam zmieścić drogę dla rowerów? Ktoś wie? Nieodgadnione są myśli naszych projektantów - na przedmieściach potrafią zmieścić DDR przy znacznie węższych ulicach, a w centrum ogarnia ich dziwna niemoc...

A poza tym fajny dzień, jeździło się świetnie. Za to dzisiaj było gorzej, ale to już temat na następną notkę.

A co do Marszałkowskiej... Tu się nie ma co pieścić, to się musi zmieścić!

Czy nie spada Wam na głowę szybowiec?

Środa, 28 listopada 2012 · Komentarze(5)
Rowerowanie tak naprawdę zaczęło się dla mnie po południu, gdyż wcześniej miałem sporo różnych spraw na głowie, począwszy od Bardzo Ważnego Spotkania a skończywszy na... noszeniu paczek z kafelkami :) Ok. 20 miałem nędzne 31 km przebiegu i dopiero wieczorna przejażdżka przez dzielnicę Bemowo oraz podwarszawskie wiochy (Babice, Latchorzew, Blizne itp.) pozwoliła ten wynik poprawić.

Ponieważ codziennie wrzucam jakąś fotkę na bloga, wrzucę i teraz, oto ulica Powstańców Śląskich na Bemowie:



Bo o Bemowo zahaczyłem 2 razy, najpierw po południu, potem wieczorem. Blisko mam, więc zahaczam nieustannie :)

Te spękane płyty po prawej stronie zdjęcia to pozostałość po lotnisku wojskowym. Tu, gdzie teraz stoją bloki, były tereny lotniska, które zresztą w szczątkowej formie istnieje w sąsiedztwie bemowskiego blokowiska do dziś.

I dlatego u mnie na Bielanach, sąsiadujących z lotniskiem z drugiej strony, spadają czasem z nieba samoloty. Ale to temat na oddzielną notkę.

W każdym razie będąc na Bielanach uważajcie, czy nie spada Wam na głowę awionetka lub szybowiec. Serio.

Tour de Pruszków & Piastów

Wtorek, 27 listopada 2012 · Komentarze(12)
Wczoraj miałem mieć Bardzo Ważne Spotkanie, ale nagle zostało przełożone na dzisiaj, więc znalazłem trochę czasu na przejażdżkę. Tym razem wybór padł na Pruszków i Piastów. To też podwarszawskie sypialnie, podobnie jak opisywane w poprzednim wpisie Legionowo.

Pogoda nie rozpieszczała, na drodze do Piastowa, gdzieś na zachodnich obrzeżach Warszawy, widoki były "fascynujące":



Po kilkunastu kilometrach jazdy obrzeżami Warszawy i podwarszawskimi wioskami (Bronisze, Jawczyce i coś tam jeszcze) ujrzałem w końcu Piastów:



Co tu owijać w bawełnę, szału nie ma. Sporo PRL-owskich bloków, trochę domów jednorodzinnych w różnym stanie (od okazałych willi począwszy a na ruderach skończywszy), trochę 19-wiecznych sypiących się domów, gdzieś tam nowe bloczki, jakiś przemysł... Ogólnie nieciekawie.

Szybko przemknąłem przez Piastów i za chwilę byłem w sąsiednim Pruszkowie, zresztą granica między dwoma miastami jest trudna do uchwycenia w terenie, miasta się zrosły.

W Pruszkowie przejechałem najpierw przez dzielnicę Żbików. Można powiedzieć, że to taka pruszkowska Praga-Północ, zresztą zobaczcie sami:







Mógłbym tak dłuuugo fotografować, ale zamiast tego namawiam BS-owiczów z Warszawy i okolic, aby sami przyjechali na zwiedzanie, warto. Co ciekawe, rudery nagle się kończą i płynnie przechodzą z jednej strony w osiedle porządnych i zadbanych domów jednorodzinnych. Z drugiej natomiast strony są jakieś bloki i ruchliwa ulica prowadząca do wiaduktu nad torami kolejowymi. Wiaduktem dostaję się do centrum Pruszkowa, a wygląda ono tak:







Cóż, raz lepiej, raz gorzej... Oprócz tego jest w Pruszkowie ogromna ilość PRL-owskich bloków z wielkiej płyty, ale focenie sobie darowałem, bloki jak bloki...

Do Warszawy wróciłem przez Piastów:





Osiedle domków z czerwonej cegły było pozytywnym zaskoczeniem, w słońcu mogłyby prezentować się fajnie.

A dalej już Warszawa. Najpierw dzielnica Ursus:





Ursus wymaga zresztą oddzielnego fotoreportażu, bo jest tam wszystko - mnóstwo nowych osiedli, PRL-owska wielka płyta, socreal, domy jednrodzinne, czasem coś przedwojennego się trafi... Ot taka Warszawa w pigułce.

Potem jechałem przez Włochy, które dla odmiany składają się (mówię o "właściwych" Włochach a nie dzielnicy Włochy wykraczającej daleko poza historyczny obszar) z ogromnej ilości spokojnych i sennych uliczek. Zdjęć nie mam, szkoda ukazywać ładną dzielnicę w tak brzydką pogodę, kiedyś sfocę w korzystniejszym świetle :)

Dalej to już wypad do centrum i powrót na Bielany w siąpiącym deszczu, który właśnie raczył się uaktywnić.

Wieczorem jeszcze coś tam dokręciłem, gdy przestało padać. 63 km na koniec dnia, może być.

Tour de Legionowo

Poniedziałek, 26 listopada 2012 · Komentarze(14)
W poniedziałek w Warszawie i okolicach stała się rzecz niespodziewana - wyszło słońce.

Tak czy siak zdecydowaną większość dnia przygotowywałem się do pewnego Bardzo Ważnego Spotkania, siedząc w domu, ale trochę czasu na rower znalazłem, zwłaszcza że jazda pomaga mi zebrać myśli i spojrzeć na pewne sprawy ze świeżością i dystansem :) Wybór padł na Legionowo.

Legionowo to podwarszawskie miasto (gdyby ktoś nie wiedział), ode mnie z Bielan jest tam jakieś kilkanaście kilometrów. Ot taka sypialnia Warszawy, jakich jest wokół stolicy sporo, ale w miarę ogarnięta. Jeśli komuś Legionowo się nie spodoba, to polecam wizytę w centrum Wołomina czy Otwocka i od razu Legionowo doceni. Zanim jednak tam dotarłem, po drodze było osiedle Nowodwory:



Takie tam blokowisko, szybko się rozwija, bo do centrum daleko, to i ceny mieszkań niższe. Rozwija się raczej bez ładu i składu, ale to w Warszawie akurat norma.

Później, już pod Legionowem, natrafiam na taką oto tabliczkę:



Augustów 238? Toż to blisko! Już wiem, dokąd będzie przebiegać jedna z moich przyszłych rowerowych wycieczek.

A Legionowo wita mnie blokami:



Ponieważ nazwa zobowiązuje, w Legionowie kibicują Legii:





I na koniec kawałek centrum:



Zdjęcie jak zdjęcie, ale centrum Legionowa da się polubić - gwarne, może nieco chaotyczne, ale nie ponad miarę. Miłośnicy wypieszczonych niemieckich miasteczek budowanych "pod sznurek" może i będą zawiedzeni, ale naprawdę nie jest tam źle, widać ślady jakichś starań, jakiegoś porządku. I to mi się nawet podoba - trochę porządku i trochę polskiej wschodniej dzikości. W typowym niemieckim miasteczku pewnie nie mógłbym się odnaleźć, w Legionowie mogę.

To tyle fotek, pokręciwszy się po Legionowie i zrobiwszy tam trochę kilometrów wróciłem na Bielany, mając ok. 45 km na liczniku, nie pamiętam dokładnie.

Potem jeszcze małe jeżdżonko po Warszawie i to by było na tyle.

A Legionowo jest OK, tak sądzę.

Trzy odsłony Warszawy i lans "na nabiale"

Niedziela, 25 listopada 2012 · Komentarze(15)
Wczoraj to aż mnie nosiło normalnie. Przejechałem 81 km, ale przejechałbym znacznie więcej, gdybym miał na to czas. Jakaś taka zwyżka formy mnie dopadła, tak zupełnie znienacka i niespodziewanie, ciekawe jak długo się utrzyma :)

Teraz czas na trzy odsłony Warszawy:

1. Wola, ul.Przyokopowa
2. Plac Trzech Krzyży
3. Nowy Świat







Która z tych odsłon najbardziej przypadła Wam do gustu?

I na koniec trochę lansu, słitaśna focia w lokalnym markecie "na nabiale":



Nie, nie wrzucę na "fejskika", nie mam konta na "fejsiku". Tu jestem i pozostanę staroświecki... Chociaż gdyby tak otworzyć na fejsiku "fanpejdża" mojego blogalska? Kurczę, to jest myśl!

Archeolog i jego zabytkowy pojazd

Sobota, 24 listopada 2012 · Komentarze(9)
Nie, nie chodzi o mój rower, chociaż mając już ponad 35 tys. przebiegu mój wehikuł powoli nabiera cech zabytkowości. Do pojazdu zaraz przejdziemy.

Wczorajszy dzień nie był pod względem rowerowym jakiś szczególny. Najpierw nie miałem czasu na jeżdżenie, potem robiłem kilometry w ciemności i lekkim deszczu. Miałem czas jeszcze pokręcić pod sam koniec dnia, ale już mi się nie chciało :) Stąd przebieg 53 km, szału nie ma.

W świetle dziennym zrobiłem tylko nędzne 16 km po Bielanach i to stąd pochodzą fotki. Najpierw szara rzeczywistość z ulicy Kochanowskiego...



...a potem ul.Nocznickiego i zabytkowy pojazd archeologa:



I to mi się podoba, pojazd do profesji dobrany idealnie!

Nie musicie pisać, że warszawskie zadupia uwiecznione na fotkach podobają się Wam, bo i tak nie uwierzę :)

Wieczorna (a w zasadzie popołudniowa, ale ciemno już było) traska była dłuższa, zahaczyła o Pragę i Śródmieście. Podjechałem też pod stadion Polonii, aby pośmiać się z kibiców tego klubiku wychodzących ze stadionu po przeganym meczu. Widzieć ich smutne miny to było coś pięknego. Warszawa równa się Legia i każdy o tym wie :)

I to tyle, albowiem nie mam nic do dodania. I tak się rozpisałem.

A na koniec nasi wygrali

Piątek, 23 listopada 2012 · Komentarze(6)
Trochę się wczoraj najeździłem, ale zupełnie nie wiem, jak tu zacząć. Czasem tak mam, że gdy siądę do kompa, otworzę znaną sobie i Wam stronę i chcę napisać kolejną notkę na tym jakże wspaniałym blogasku, to... Nie wiem, czy znacie to uczucie, ale ja znam świetnie. To się nazywa "niemoc twórcza".

Pół biedy, jak przed pisaniem notki sobie co nie co łyknę, buzujące w głowie procenty działają jak idealne mózgostymulanty, wyzwalają natłok myśli i pomagają sprawnie przelać go na ekran (już chciałem powiedzieć, że na papier, ale to przecież nie te czasy). Ale teraz piszę z rana i na trzeźwo, więc...

Dobra, zacznijmy od fotek:





To Stary Żoliborz i ulica Czarnieckiego, tego co się ze Szwedami tłukł (tudzież "ze Szwedamy", jak mawiają w niektórych miejscach Mazowsza). Zastawiona blaszakami tak jak całe to miasto. Czasy spokojnych kameralnych uliczek mijają bezpowrotnie, blacha rządzi, blacha jest wszędzie.

Ale Żoliborz oblicza ma różne, ma też takie:



To osiedle Potok. Podoba się, prawda? :)

Dzień mijał, kilometry leciały, jazdy skończyłem późnym wieczorem. A na koniec...



A na koniec nasi wygrali. Skromnie i w bólach, ale zawsze. Legia-Widzew 1:0.

Na zdjęciu nasz stadion. Nie ten wyniosły Narodowy, na którym z rzadka coś się dzieje i który odpycha ogrodzony płotem, lecz ten nasz warszawski, bliski sercu. Stadion Legii przy Łazienkowskiej.

Bo Narodowy jest niczyj (co najwyżej kolesiów i pociotków), a ten przy Łazienkowskiej jest nasz, warszawiaków. Ot co.

Miejsce, gdzie przebywa Słońce

Czwartek, 22 listopada 2012 · Komentarze(11)
Chciałem sfocić ścieżkę rowerową w Alejach Ujazdowskich i pochwalić, bo jest naprawdę porządnie zrobiona. No to sfociłem i chwalę. Ale przy okazji w kadr dostał się budynek...



Chodzi o ten budynek po lewej stronie. Mieści się tam Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, czyli mówiąc prościej w budynku tym urzęduje nasze Słońce, nasz kochany Pan Premier. Skoro już budynek załapał się w kadr, to musiałem o tym napisać, aby wyrazić swoją wdzięczność i oddanie dla naszego Pana Premiera. On to lubi.

Teraz druga fotka, jako że po słonecznych uniesieniach czas na porcję szarej rzeczywistości:



To nie są dalekie przedmieścia, ta ulica (Stefana Batorego) oddziela Śródmieście od Mokotowa i jest zaledwie 4-5 minut jezdy rowerem od siedziby Słońca. Jak widać krajobraz warszawski zmienia sie nam jak w kalejdoskopie, 4-5 minut wystarczy na całkowitą zmianę widoków. Ot taki urok tego miasta :)

Na koniec zdarzenie z dnia wczorajszego - jechałem sobie na Bielanach drogą rowerową wzdłuż Wisły, prowadzącą od rejonu Gwiaździstej do miejsca, gdzie Wisłostrada zbiega się z Marymoncką i krzyżuje z Trasą Mostu Północnego. Jadę sobie, jadę, jeden kilometr, drugi... Nawet lekko pod górkę się wspinam... I nagle wyrosła ona. Bariera, krata. Zdjęcia nie mam, bo było ciemnawo już. Zrobię w sobotę, jak Allah pozwoli. W każdym razie chodzi o to, że nie było żadnego oznaczenia na DDR, że droga jest ślepa. A była. Kończyła sie kratą z napisem "teren budowy". Za kratą nic nie budowano (budowano coś znacznie dalej), za to odgrodzono za pomocą tej kraty kilkanaście metrów terenu między DDR a schodami, którymi można było ten nieprzyjazny teren opuścić bez konieczności cofania się i nadkładania kilku kilometrów. Cóż było robić, wkurzyłem się i kratę (zabezpieczoną jakimiś drutami i cegłami) prawie że przewróciłem, odginając ją na tyle, że dodarłem do tych schodów, tam była druga krata, już wcześniej odgięta, przeszedłem, pojechałem dalej.

Nie chciałem się bawić w wandala. Nie można było od razu oznaczyć, że droga jest ślepa?

W sobotę zrobię zdjęcia, żebyście dokładnie wiedzieli, o czym piszę, bo sam opis może nieco chaotyczny jest trochę. No wiecie, wzburzony jestem :)

Wieżowiec z koszerną(?) elewacją

Środa, 21 listopada 2012 · Komentarze(16)
Słońce nam wyszło w Warszawie, oto dowód z ulicy Andersa (dawniej Nowotki), widok w stronę Placu Bankowego (dawniej Placu Feliksa Dzierżyńskiego):



Ten wieżowczyk po prawej stronie to tzw. Błękitny Wieżowiec, budowano go ponad 20 lat, czasem budowę na długo wstrzymywano, potem znów wznawiano. Przyczyn nie znam, słyszałem o różnych:

- brak pieniędzy
- wady konstrukcyjne
- klątwa rzucona przez Żydów

Dlaczego klątwa? W miejscu, gdzie stoi wieżowiec, stała przed wojną tzw. Wielka Synagoga, zburzyli ją Niemcy w 1943 r. Przeciwko budowie wieżowca w tym miejscu protestowały gminy żydowskie i podobno jakiś rabin rzucił klątwę, tak mawiano w Warszawie. Mam nadzieję, że chociaż elewacja jest koszerna i wieżowiec się nie zawali :)

Mam również nadzieję, że żadna warszawska ścieżka rowerowa nie przebiega w miejscu, gdzie kiedyś stała synagoga. Bo można przebić dętkę...

PS. Wczorajszy dzień rowerowo bez wzruszeń. 65 km po Warszawie i tyle.