Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:2771.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:89.39 km
Więcej statystyk

Za co pokochałem Most Północny

Sobota, 31 marca 2012 · Komentarze(7)
Każdy, kto wyjdzie z domu, może zasadniczo podróżować na 4 strony świata, są jednak wyjątki.

Wyjątki są różne. Można na przykład mieszkać tuż przy ufortyfikowanej granicy z Białorusią i wtedy jeden kierunek odpada. Można też mieszkać w pobliżu rzeki i niezbyt blisko mostu. To było przez ponad 30 lat moim udziałem.

Gdy wyszedłem z domu, mogłem jechać rowerem w 3 kierunkach - na Żoliborz (i dalej do centrum), na Bemowo oraz poza miasto, w stronę Puszczy Kampinoskiej. A czwarty kierunek? Tam mogłem co najwyżej pojechać 2-3 km i odbić się od Wisły. Czwarty kierunek nie istniał, do najbliższego mostu miałem ładnych parę kilometrów i tak czy siak aby się tam dostać musiałem najpierw obstawiać kierunek żoliborski, jeden z pozostałych trzech. To zmienił dopiero Most Północny. On otworzył czwarty kierunek - na Tarchomin, dalej na Legionowo, w stronę Zalewu Zegrzyńskiego, ewentualnie wgłąb Białołęki. Świat wreszcie ma tyle kierunków, ile trzeba.

Oto i fotka z Tarchomina. Trochę rozmyta, bo chyba miałem obiektyw w komórce zaparowany i zapomniałem przetrzeć :)



Wracając wczoraj z Tarchomina, miałem na Moście Północnym ciekawą przygodę. Jadę sobie spokojnie, nagle trąbi na mnie spaliniarz, może w ten sposób leczył jakies kompleksy. Odtrąbić z przyczyn oczywistych nie mogłem, więc pokazuję mu tzw. fucka, co traktuję jako rowerowy odpowiednik trąbienia. Gość chyba poczuł się urażony, bo zaczyna hamować. No to chce się bić, myślę sobie. Naciskam mocniej na pedały, żeby mieć to jak najszybciej za sobą i kiedy zbliżam się do pojazdu, ten... nagle rusza. I toczy się mniej więcej z moją prędkością, ja lekko z tyłu. Daję ręką znak, aby koleś zjechał i się zatrzymał, a ten jedzie dalej, w końcu przyspieszył i pojechał.

Więc posłuchaj samochodowa łajzo, jeśli to przypadkiem czytasz - albo załatwiasz sprawę od A do Z i po zatrzymaniu się wysiadasz, albo nie zatrzymuj się i nie odstawiaj takiej szopki, bo mi tylko tyłek zawracasz. Zrozumiano?

No dobra, to wyrzuciłem z siebie. A na koniec sentymentalna fota z Wawrzyszewa (osiedle na Bielanach). Z tej górki zjeżdżałem kiedyś na sankach :) Ech, stare dzieje...



PS. Nędzny wczoraj dystans wykręciłem, co nie? :)

Grochowskie klimaty

Piątek, 30 marca 2012 · Komentarze(7)
Wczoraj udało mi się przejechać całee 80 km po Warszawie, począwszy od Bielan i Ochoty a na Tarchominie i Grochowie skończywszy. Właśnie o Grochowie parę słów chcę dzisiaj skrobnąć.

Otóż leży sobie ten Grochów na prawym brzegu Wisły (a więc nie tym samym, co centrum i te wszystkie szklane wieżowce) i jest jedną z moich ulubionych części Warszawy. Szczególnie lubię jego północny fragment, między Grochowską a linią kolejową. Za co? Za specyficzny małomiasteczkowy klimat. W tej części Grochowa wielkie bloki kończą się, aby ustąpić miejsca małym domkom i starym przedwojennym kamieniczkom i nawet budynki współczesne (bo też oczywiście są) są projektowane tak, aby wtopić się w ten nieco senny i prowincjonalny klimat. Jeśli zatem ktoś zawita do Warszawy i będzie chciał zobaczyć coś innego, niż wieżowce i monstrualnie szerokie ulice, polecam ten fragment Warszawy z czystym sumieniem.

A teraz zdjęcia. Na początek główna arteria Grochowa czyli ulica... Grochowska oczywiście :) Tu jest szeroko i ruchliwe (bardzo długo czekałem na możliwość zrobienia zdjęcia bez pędzących samochodów na pierwszym planie), za plecami mam wielkie blokowisko, ale po drugiej stronie ulicy wkroczymy w inny świat. Nie zawsze piękny, nawet czasami nieco zaniedbany i szemrany, ale w końcu czy wszystko musi być w Warszawie na wysoki połysk?



Wjeżdżamy wgłąb, skrzyżowanie ulic Olszynki Grochowskiej i Styrskiej. Małomiasteczkowo.



Nawet PRL-owskie bloczki pasują gabarytami do całej okolicy.



Napisy na murach przypominają nam, że na Grochowie kibicuje się tej właściwej warszawskiej drużynie. Zresztą Grochów związany jest z Legią nierozerwalnie, tu naprawdę ludzie są zaangażowani w kibicowanie i to ludzie w różnym wieku, nie tylko młodzież. Gdybyśmy o jakimś osiedlu powiedzieli, że jest "100% Legia", to o Grochowie dla zachowania proporcji musielibyśmy wówczas powiedzieć, że jest "200% Legia" :)



Na koniec ulica bodajże Osowska, o ile mnie pamięć nie myli, widok w stronę centrum. Ale do centrum stąd daleko, więc go nie widac :)



Jak sami widzicie, Warszawa to nie tylko biurowce, bloki i otoczone siedmioma płotami nowe osiedla.

Podoba Wam się na Grochowie?

19000

Czwartek, 29 marca 2012 · Komentarze(7)
Ostatnie kilometry dokręcałem na siłę, bo jeździć mi się nie chciało - wiatr, ogólne zmęczenie i takie tam. Ale że lubię okrągłe liczby, to do 19000 musiałem dokręcić, musiałem i już. Tyle właśnie zrobiłem kilometrów rowerem, odkąd mam bloga na BS. 19000. Nawet nie wiedziałem, że to tak szybko pójdzie, te 19000. A jednak poszło. W niecały rok.

Samo jeżdżenie... Cóż, znowu tylko po Warszawie, w tym kolejna "runda karna" po Moście Północnym (znowu nie obtrąbili!), poza tym Bielany, Żoliborz, Wola, Śródmieście, Ochota... Ciekawostką był tylko deszcz, który zmoczył mnie pierwszy raz od wielu dni - akurat musiało lunąć, gdy udałem się z pracy na obiad :)

I to chyba tyle, na koniec załączam dwie fotki, pierwszą z Woli (Górczewska) a drugą z Bielan (Marymoncka). Fotki pokazują, że coś się jednak u nas zmieniło w kwestii budowy dróg rowerowych. Na pierwszym zdjęciu ścieżka archaiczna i przedpotopowa, z tzw. kostki downa (w dodatku fazowanej), na drugim już ścieżka dosyć nowa i gładziutki asfalcik.





Czyli postęp jest, więc może jeszcze sztuki niwelowania krawężników na przejazdach rowerowych się doczekamy :) Oby!

Czy byłem w Egipcie?

Środa, 28 marca 2012 · Komentarze(5)
Wczorajszym rowerowaniem nie mam się co chwalić, bo z braku czasu zrobiłem jedynie 43 km, "rundę karną" po Moście Północnym tym razem musiałem sobie odpuścić.

Za to wrócę jeszcze na chwilę do wtorku. Otóż spotkałem w ostatni wtorek pewną panią, co to jej 2 tygodnie nie widziałem, pani patrzy na moją twarz i pada pytanie: "Czy Pan może był teraz w Egipcie"? Fakt, trochę jestem opalony, więc dobra rada dla wszystkich - nie trzeba jechać do Egiptu, żeby się opalić, równie dobrze można zrobić to na rowerze w okolicach Płońska :) Jako fanatyk lokalności dodam jeszcze, że Płońsk ma nad Egiptem jeszcze jedną przewagę - brak islamskich fundamentalistów w okolicy :)

A zatem opalajmy się pod Płońskiem!

A na koniec wpisu 3 zdjęcia z Warszawy. Nic szczególnego, ot taka Warszawa codzienna, nieturystyczna.

1. Rondo Daszyńskiego. Za tym zielonym płotem budują nam 2.linię metra :)
2. Al. JP2, socreal. Lubię ten styl.
3. A to już bielańskie blokowisko i moje tereny. Mieszkam kilkaset metrów stąd.





Trzej grójeccy dresiarze

Wtorek, 27 marca 2012 · Komentarze(11)
Znowu hulał w Warszawie masakryczny wiatr, a mimo to zrobiłem po Warszawie 80 km. Tempo raczej spokojne, bo nie widziałem sensu szarpać się z wietrzyskiem. Zajęło mi wczorajsze rowerowanie ponad 4 godziny, czyli tyle, ile przeciętny Polak spędza dziennie przed telewizorem. Ja tam w telewizor gapię się od wielkiego dzwonu, więc czasu na rowerowe przejażdżki spokojnie starcza :)

Zrobiłem też pierwszą "rundę karną" na Moście Północnym. O dziwo nikt mnie nie obtrąbił tym razem :) Obtrąbiony zostałem dopiero na trasie prowadzącej z mostu do pętli przy hucie, chyba tak "dla zasady", bo ja jechałem pasem prawym, a trąbiący blaszak pruł na złamanie karku lewym. Później obejrzałem sobie ten samochód i jego załogę (auto utknęło na czerwonym przy hucie) - marka BMW, rejestracja WGR (powiat grójecki), w środku trzech dresiarzy z twarzami wyrażającymi tęsknotę za rozumem. I to chyba wystarczająco tłumaczy przyczynę obtrąbienia :) Tym razem uczciwie przyznaję, że się nie wykłócałem - samotny pojedynek z trójką grójeckich dresiarzy chyba jednak nie byłby szczytem rozsądku.

A poza tym dzień bez historii. Tylko ten wiatr...

PS. Drodzy dresiarze, mam babcię w okolicach Grójca, więc proszę mi na przyszłość powiatu grójeckiego nie kompromitować :)

Most Północny - bedą "rundy karne"

Poniedziałek, 26 marca 2012 · Komentarze(14)
Przejechałem wczoraj 65 km. W bólu i siłą woli.

A przyczynił się do tego bardzo silny i upierdliwy wiatr. Rano jeszcze jakoś szło jechać, bo większość trasy zrobiłem z wiatrem, ale już popołudniowa jazda z Woli a Bielany to był koszmar. Cóż, bywa i tak.

Teraz o Moście Północnym. Władze chwalą się, że most otworzyły, tymczasem w rzeczywistości otwarto zaledwie 1/4 mostu, tj. część samochodową. Część tramwajowa, rowerowa i piesza nadal nie są gotowe. Chciałem jednak przetestować nowy most w warunkach normalnego ruchu (dotąd przeprawiałem się nim 2 razy, gdy był jeszcze formalnie zamknięty), więc pojechałem sobie z Bielan na Tarchomin częścią samochodową, w dodatku w pełni legalnie, bo zakazu dla rowerów nie ma. Nie przeszkodziło to jednak domorosłym rajdowcom obtrąbić mnie 3 razy - prawdopodobnie dlatego, że jechałem blisko środka pasa (a pasy w jedną stronę są trzy!), eliminując ryzyko wprasowania mnie między pędzącego blaszaka i barierkę.

W związku z powyższym deklaruję, że odtąd w miarę wolnego czasu będę każdego dnia urządzał spaliniarzom "rundę karną", tj. przejeżdżał rowerem przez Most Północny, aby przyzwyczaić domorosłych rajdowców do widoku roweru i to roweru jadącego bezpiecznie (a więc blisko środka pasa) a nie przytulonego do barierki. Jeśli przez 3 przejażdżki z rzędu nie zostanę obtrąbiony, zakończę "rundy karne", uznając, że cel osiągnąłem. Ale znając życie, to trochę po tym moście będę musiał pokrążyć.

Tak więc dzisiaj pierwsza "runda karna" :)

PS. Jeszcze mały dopisek. Kiedyś na pewnym pseudorowerowym forum, którego adresu przez litość nie podam, paru zaczadzonych motoryzacją gości wyzwało mnie od buraków, gdy napisałem, że jeżdżę blisko środka pasa. Tak, jestem burakiem, bo blokuję biednych kierowców, nie pozwalając im pędzić na złamanie karku. A teraz obejrzmy sobie mały filmik:



Po obejrzeniu niech ktoś mnie spróbuje przekonać, że jazda blisko środka pasa jest zła, a kurczowe trzymanie się prawej strony pasa jest dobre i pożądane. Przekonacie mnie? :)

Parszywa dwunastka :)

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(6)
Ile kilometrów zrobiłem w ostatnią niedzielę? Całe 12!

To nie żart, naprawdę zrobiłem 12 km. Takie jest życie, 3 wcześniejsze dni w miarę intensywnego rowerowania nie sprawią, że znikną moje różnorakie obowiązki. Te się w końcu skumulowały i efekcie w niedzielę miałem dzień praktycznie nierowerowy, najzwyczajniej w świecie z braku czasu. Strata w sumie raczej niewielka, biorąc pod uwagę szalejący w Warszawie i okolicach silny i zimny wiatr.

Wyjątkowy dzień jednym słowem :)

Podbój Ziemi Radomskiej

Sobota, 24 marca 2012 · Komentarze(5)
Kategoria Ponad 117 km
Dzień zacząłem do powrotu od rodziców do domu, tam krótkie przygotowanie i można ruszać w trasę. Najpierw skierowałem się na Dworzec Zachodni, robiąc po drodze fotki:

1. Ulica Kasprzaka na Woli, w tle widać kawałek naszego "city" :)
2. A to już Dworzec Zachodni - prawdopodobnie najbardziej usyfiony dworzec w Polsce.





Zdjęcie nie oddaje klimatu, bo klimat trzeba poczuć, najłatwiej o to w przejściu podziemnym łączącym perony.

Z Dworca Zachodniego udaję się pociągiem do Chynowa, pedałuję 20 km i odwiedzam... moją babcię :) Posiliwszy się i wychyliwszy kieliszek pysznej nalewki dereniowej (autorski przepis babci), ruszam dalej, docierając do trasy Warszawa-Kraków.



Wzdłuż tej trasy jadę prawie do Radomia, odbijając tylko czasem na boki (zaliczanie gmin), co widać na załączonej do wpisu mapce. Co ciekawe obszar między Grójcem a Białobrzegami wcale nie jest taki płaski, jak reszta Mazowsza. Himalaje to oczywiście nie są, ale czasem trzeba jakiś mały podjazd zaliczyć. Za Białobrzegami, już na drugim brzegu Pilicy, znów płasko. Do czasu. Sama jazda wzdłuż trasy jest OK, drogą serwisową, dopiero przed Jedlińskiem serwisówka kończy się i turlam się z TIR-ami, ale niedługo, bo przed Radomiem odbijam w prawo celem zaliczenia dwóch okolicznych gmin (Zakrzew i Wolanów). A gminne podradomskie klimaty wyglądają mniej więcej tak:



Trochę większych domów też się znajdzie, ale ogólnie raczej skromnie i niezbyt bogato.

Gdzieś tak na wysokości Radomia jest chyba to miejsce, gdzie Mazowsze przechodzi w Kielecczyznę. Płaski teren się kończy, zaczynają się drobne pagórki. Im bliżej Kielc, tym będą mniej drobne, co pamiętam z podróży nierowerowych, ale w stronę Kielc nie jadę, w Wolanowie kieruję się na Radom ruchliwą szosą.

W Radomiu miłe zaskoczenie, ścieżki rowerowe mają... Tak, z asfaltu!



Sam Radom to zupełnie niebrzydkie miasto, sporo odnowionych kamienic i ogólnie jakiś tam swój urok ma. Florencja to może nie jest, ale wstydzić się w Radomiu z pewnością nie muszą.

W zabytkowym centrum szybko cykam jedną fotkę, bo trzeba spieszyć na pociąg.



Potem okazało się, że spieszyć się nie było potrzeby, bo pociąg do Warszawy "z przyczyn technicznych" odjechał z 25-minutowym opóźnieniem. Ale wszystko nadrobił na trasie, tak ostro pędził, aż się czasem trochę bałem :) Sam dworzec w Radomiu rozgrzebany, trwa remont, więc bilety sprzedawali w jakichś kontenerach. Ale kiedyś będzie pięknie :)

Dojechawszy do Warszawy, robię jeszcze jakieś kilkanaście kilometrów, może nawet prawie 20, nie pamiętam dokładnie. I kończę bieg. Wystarczy.

Tour de Płońsk i znużenie

Piątek, 23 marca 2012 · Komentarze(19)
Kategoria Ponad 117 km
W piątek gdzieś pod Płońskiem dopadło mnie znużenie. Znużenie płaskim krajobrazem i tym, że zamiast jechać ostro do przodu praktycznie kręcę się w kółko. Idea była taka, żeby pozaliczać gminy w rejonie Płońska i ja ją zrealizowałem, ale teraz oceniam, że nie był to dobry pomysł - wyrwanie ostro do przodu jest 100 razy fajniejsze od takiego kręcenia się. A kręcenie możecie zobaczyć na mapie, którą załączam na końcu wpisu.

Ale zacznijmy od początku. W piątek miałem wolne w robocie i pewną sprawę w Płocku do załatwienia, a gdy ją załatwiłem, ruszyłem w trasę. Odcinek mniej więcej do wsi Bulkowo to całkiem fajna jazda, wiatr w plecy i co najważniejsze ostro do przodu. Z tego odcinka załączam 3 fotki:

1. Krajobraz ziemi płockiej gdzieś między Radzanowem a Blichowem.
2. Blichowo City.
3. Klimatyczny sklepik spożywczy, czar PRL-u :)







Później było gorzej. Odbiłem na północ i dostałem wiatr w twarz. No trudno, zaciskam zęby i jadę swoje, zaliczając gminy Dzierzążnia (cóż za piękna nazwa!) i Baboszewo i dalej jadąc na Sochocin. W pewnym momencie, gdzieś na pograniczu gmin Baboszewo i Sochocin, urwał się asfalt, ale odcinek nieasfaltowy był krótki i zupełnie przyzwoity do jazdy, w dodatku trafiłem na coś na kształt bramy triumfalnej :)



W Sochocinie osiągam drogę wojewódzką Płońsk-Ciechanów (ruch spory) i jadę do Płońska, zwiedzając miasteczko i posilając się w lokalnym KFC. Miasteczko zupełnie w porządku, załączam zdjęcie:



Tylko rowerów w Płońsku praktycznie nie ma, całe miasto jest zagracone i zasmrodzone blaszakami. Tym różni się bogaty Płońsk od biednych miasteczek duńskich i holenderskich, gdzie miejscowi nędzarze jeżdżą na rowerach, zamiast jak panisko podjechać 2 km samochodem :)

Z Płońska jadę na Naruszewo i jestem już wyraźnie znużony, więc nawet fotek z dalszej trasy nie będzie, bo nie miałem weny na focenie. Dobiła mnie ta monotonia krajobrzu i poczucie kręcenia się w kółko. Więc jeszcze tylko zaliczam gminy Naruszewo, Joniec, Nowe Miasto (ładując się po drodze w jakąś polną dróżkę gdzieś w gminie Joniec, ale dało się w miarę jechać) i dobijam do również gminnej wsi Świercze, gdzie kończę bieg i czekam na pociąg do Warszawy, zwiedzając po drodze sklep spożywczy i głaszcząc jakąś miauczącą istotę, która pojawiła się przed sklepem :)

Pociągiem docieram na stację Warszawa Koło, stamtąd jadę do rodziców na Bemowo, gdzie kończę bieg. Miałem wpaść do nich na chwilę, ale się zasiedziałem, sporo się wypiło i w efekcie tam zasnąłem :)

I to tyle. Nigdy więcej kręcenia się w kółko!

Gminy pachnące obornikiem

Czwartek, 22 marca 2012 · Komentarze(4)
Kategoria Ponad 117 km
Czas w końcu zacząć uzupełniać bloga. A więc w ramach uzupełniania zacznijmy od czwartku, tj. 22 marca roku pańskiego 2012.

Zanim przejdziemy do gmin pachnących obornikiem, najpierw fotka z Bielan, czyli miejsca, gdzie mieszkam już ponad 30 lat:



Czasy się zmieniają, kiedyś stał tam PRL-owski pawilon z mordownią okupowaną przez robotników z pobliskiej huty, dziś dumnie pręży się tam całkiem nowy blok.

Przed pracą pojeździłem sobie sporo po Bielanach, potem po innych częściach Warszawy, a po pracy udałem się do Płocka, gdzie miałem następnego dnia pewną sprawę do załatwienia. Nie chciało mi się jednak pedałować do Płocka z Warszawy (byłoby ponad 100 km od wiatr i dotarłbym o bardzo później porze), więc postanowiłem podjechać pociągiem do Sochaczewa i dopiero stamtąd udać się do Płocka, zaliczając po drodze kilka gmin.

Z Sochaczewa jechało się tak sobie, zachodziło już słońce i wiał przeciwny wiatr, niezbyt silny na szczęście. Nie szarpałem się z wiatrem, toczyłem się leniwym tempem ok. 20 km/h. To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to zapach. Zapach obornika rozrzuconego po polach, atakujący moje nozdrza ze wszystkich stron. Nie powiem, żeby to był zapach zbyt przyjemny, ale jak chce się jeść świeży chlebek, to trzeba najpierw pocierpieć, w końcu to zboże musi jakoś urosnąć :) Poza tym muszę pochwalić mijane tereny (powiat sochaczewski i łowicki) za gęstą sieć asfaltowych dróg, część chyba była całkiem nowa. Rozwija nam się gminna Polska aż miło :)

Pierwsze 40 km trasy Sochaczew-Płock to taka trochę kryzysowa jazda, jakoś nie mogłem się "wkręcić w obroty". Krótki odpoczynek i konsumpcja czekolady zrobiły swoje, dalej jechało się już przyjemnie, po zmianie kierunku jazdy z zachodniego na północny nieco pomógł również wiatr. A klimaty po drodze były takie:



I tak dotarłem w pobliże Wisły, do wsi Słubice. Ale nie te pod niemiecką granicą :) Ze Słubic całkiem sprawnie dotoczyłem się do Płocka, przy okazji zwiedzając rowerowo nowy most. Jakiś jełop ustawił tam zakaz jazdy rowerem (a drogi rowerowej oczywiście brak, no bo po co?), zakaz olałem i po dosyć intensywnym podjeździe za mostem (główna część Płocka leży na wysokim brzegu) znalazłem się na osiedlu Podolszyce, gdzie zdążyłem jeszcze zrobić szybkie zakupy w markecie (zamykali za 10 min.). Potem jeszcze kilka kilometrów do centrum miasta i tam kończę.

Całkiem udany wypad. Nie za długi, nie za krótki, taki w sam raz wyszedł.