Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:1737.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:57.90 km
Więcej statystyk

Dożynanie starego roku

Poniedziałek, 31 grudnia 2012 · Komentarze(2)
Dożynanie starego roku nie było w moim wykonaniu jakoś szczególnie ambitne. Wykręciłem całe 43 km, cyknąłem dwie foty na Żoliborzu (okolice Placu Inwalidów oraz osiedle Potok)...





...i to tyle. Może byłoby tych kilometrów więcej, ale z uwagi na bardzo silny wiatr odpuściłem. I tak zrobiłem w 2012 r. ponad 25 tys. km, więc czuję się usprawiedliwiony :)

Co przyniesie rok następny? A cholera go tam wie! :)

Jedna z wielu nudnych przejażdżek :)

Niedziela, 30 grudnia 2012 · Komentarze(5)
Co tu ukrywać, w niedzielę Ameryki nie odkryłem :) Zamiast tego krążyłem sobie po Warszawie, tym razem ze szczególnym uwzględnieniem prawego brzegu. Zahaczyłem o Pragę, przejechałem się przez Targówek, zajrzałem na Bródno, nawet do centrum M1 wpadłem (to już pogranicze Warszawy, Ząbek i Marek) i coś tam w Media Markt kupiłem, konkretnie mysz i klawiaturę. Zaszalałem ostro jednym słowem :)

Wrzucam 3 fotki z Targówka:







Blokowiska rządzą!

Dalej nie piszę, bo z uwagi na dzień i porę i tak pewnie mało kto będzie to czytał :)

Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku!

7 gmin czyli mazowiecko-podlaskie zadupia

Sobota, 29 grudnia 2012 · Komentarze(12)
Kategoria Ponad 117 km
Ostatnią sobotę tego roku postanowiłem poświęcić na małe zaliczanie gmin. Do sprawy podszedłem totalnie lajtowo, w pociąg wbiłem się nie o 6 i nawet nie o 7 lecz dopiero o 9:31. Nie jeździłem też po jakichś odległych terenach, raczej "uzupełniałem dziury" w moich dotychczasowych zdobyczach. Tak czy siak 7 gmin do kolekcji wpadło.

Po kolei:

1. Z wywrotką na Dworzec Śródmieście

Wyrąbałem się szybko, kilkaset metrów od domu. Szczegóły gleby i utarczek ze strażą wiejską opisałem w poprzedniej notce, więc powtarzać się nie będę :) Dojechałem do Dworca Śródmieście i mając 12 km dziennego przebiegu wsiadłem w pociąg do Siedlec. Wysiadłem w Mrozach, jakieś kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Warszawy. W Mrozach jak to w Mrozach, lekki mróz :)

2. Łatanie dziur w "ugminnieniu"

W Mrozach robią małe zakupy, po czym ruszam na Kałuszyn i dalej w stronę Węgrowa, łatając po drodze dwie gminne "dziury" - Grębków i Wierzbno. Słyszeliście w ogóle o takich dziurach? Spoko, ja też nie, dopóki nie wkręciłem się w zaliczanie gmin. Dzięki temu odkrywam coraz to nowe zadupia :)

Oto i Grębków, powiat węgrowski:



Widząc takie obrazki, zawsze tłumaczę sobie, że na wycieczkę do Paryża czy Wenecji to każdy głupi potrafi pojechać (choć niekoniecznie rowerem), a do Grębkowa już nie :)

Jedzie się elegancko z wyjątkiem odcinków leśnych, gdzie króluje lód. Tu przed Wierzbnem jest jeszcze ulgowo, bo są wyjeżdżone pasy asfaltu...



...ale czasem jest sam lód i wtedy trzeba cholernie uważać. Ogólnie, oprócz odcinków leśnych, jest super - eleganckie asfalty i wiatr w plecy, czasem nawet wyjrzy słońce.

2. Liw i Węgrów

W Liwie mijam zameczek (stoi nieco z boku, więc nie podjeżdżam focić, oblodzona boczna uliczka nie zachęca) i podziwiam drewniane chałupy. Niektóre się sypią, w innych cały czas mieszkają ludzie.



Ogólnie kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Warszawy rozpoczyna się strefa drewnianych chałup. I tak będzie aż do ruskiej granicy.

Wkrótce wtaczam się do Węgrowa, gdzie gminy nie zaliczam, bo zaliczyłem ponad rok temu (Liw zresztą też), robię za to pamiątkową fotkę na rynku:



Miasteczko jak miasteczko, odnowiony rynek, poza tym nic ciekawego.

3. Nad Bug

Z Węgrowa odbijam na północ, zaliczając kolejne 3 gminy. Krajobraz? Jedno wielkie płaskie pole, czyli coś, co wielu nudzi. Mnie nie, ja to kocham :)



We wsi gminnej Ceranów robię postój przed sklepem. Cykam też fotkę i uśmiecham się na myśl, jaką wściekłość wywołam nudną fotką i nudnym opisem mazowiecko-podlaskich wiosek u miłośników arcyciekawych wpisów o szturmowaniu rowerem alpejskich przełęczy lub profesjonalistów skrupulatnie zliczających puls, kadencję i kalorie :)



W końcu dojeżdżam nad Bug:



Tutaj w latach 1939-41 przebiegała granica między niemiecką i sowiecką strefą okupacyjną. Z ziem zrabowanych przez Sowietów udało się później z łaski Stalina odzyskać jedynie Białystok - inne polskie miasta takie jak Wilno, Grodno, Brześć czy Lwów pozostają pod obcą okupacją do dziś. Wojenne rany wciąż się nie zabliźniły...

4. Widać, że to wschód :)

Za Bugiem widać, że to wschód, bo jest chłodniej, jest więcej śniegu i lodu. W efekcie w jednym z lasków zaliczam glebę. Drugą tego dnia, niegroźną.

A oto i widoczek na jakimś wywiejewie przy wyjeździe z jakiegoś lasku:



To jest wschód i nie ma, że boli :)

Na otwartych bezleśnych przestrzeniach śniegu jednak jest znacznie mniej. W końcu dotaczam się w woj.białostockie (nazwane nie wiadomo dlaczego "podlaskim"):



Już w ciemnościach dojeżdżam do Czyżewa, kieruję się na całkiem ładnie odnowioną stację. Do odjazdu pociągu mam jeszcze ponad pół godziny, więc robię jeszcze kilka kilometrów po Czyżewie i okolicach, robię też zakupy, po czym idę na pociąg, który... okazuje się być opóźniony o 35 min. Polska kolej znów nie zawiodła :) Czekam więc pokornie i cierpliwie na stacji, w końcu pociąg nadjeżdża, wsiadam, wcinam prażynki i piję piwo :)

5. Warszawa

10 km z dworca do domu z przerwą na sklep. Fascynujące, co nie? :)

I na koniec mapka:



Pozdrowienia dla wszystkich miłośników polskich zadupi!

Nie odbierajmy ludziom w Polsce godności

Piątek, 28 grudnia 2012 · Komentarze(19)
W piątek pod względem rowerowym działo się niewiele. Odebrałem rower z serwisu, 53 km przejechałem, jedną fotkę koło Placu Zawiszy zrobiłem...



...i to wszystko. Napiszę więc o zdarzeniu z wczorajszego poranka.

Było to kilkaset metrów od mojego domu. Wyjeżdżam z ulicy podporządkowanej w główną i... leżę. Asfalt pokryty był piękną cieniutką warstwą lodu.

Głupia sprawa, że szeroka ulica, którą jeżdżą m.in. autobusy miejskie, była oblodzona. Ale pal sześć, zima jest, czasem lód atakuje nagle (np. w Warszawie po okresie temperatur dodatnich chwycił mróz), czasem służby miejskie się nie wyrobią. Nie będę o to kruszył kopii. Ale...

Gramolę się z tego lodu, oglądam siebie, oglądam rower, gdy podjeżdża straż wiejska (litera "w" to nie pomyłka, na "m" nie zasługują). I co robią? Każą dmuchać w alkomat. Bo muszą sprawdzić trzeźwość, jako że się wyrąbałem. Już pomijam fakt, że polskie przepisy dotyczące trzeźwości rowerzystów są totalnie kretyńskie i przypominają szariat a nie prawo krajów cywilizowanych. W kraju cywilizowanym za jazdę po piwie rowerem nie stracę prawa jazdy, za to stracę je za przywalenie samochodem w znak drogowy po rozpędzeniu się do 90 km/h w terenie zabudowanym. W Polsce jest dokładnie odwrotnie, samochodem można śmigać ostro.

W tym momencie nie miało to może znaczenia praktycznego, bo byłem trzeźwy, ale wkurza sam fakt. Żaden z tych dwóch buraków ze straży wiejskiej nie wszedł nawet na jezdnię (nic nie jeździło, więc nie wymagało to bohaterstwa), żeby sprawdzić, że rzeczywiście przypomina lodowisko. Nie, oni mieli to w d...., oni musieli sprawdzić trzeźwość i grozili, że jak odmówię, to "odwiozą mnie na komendę". Gdyby nie to, że się spieszyłem, to bym z nimi na tę komendę z chęcią pojechał.

O co mi chodzi? O przerzucanie na rowerzystę skutków zaniedbań służb drogowych. Bo nieważne, że jezdnia była oblodzona, to się nie liczyło. Liczyło się to, że skoro się wyrąbałem, to z pewnością byłem urżnięty i trzeba było to sprawdzić. Powtórzę, stanu jezdni nawet nie sprawdzili, mieli to gdzieś.

Wiecie dlaczego ludzie emigrują z Polski? Z przyczyn ekonomicznych też, ale nie tylko. Emigrują również dlatego, że ludzi w Polsce różne mendy pozbawiają godności.

Jestem polskim patriotą i kiedyś mówiłem sobie, że zostanę tu zawsze, bez względu na wszystko. Dzisiaj czasem myślę, że trzeba stąd uciekać. A skoro ja tak myślę, to naprawdę jest niedobrze...

Cały czas wierzę w to, że ktoś za to pozbawianie ludzi godności w końcu odpowie. Żyję nadzieją.

Nie bójmy się rozliczeń, nie czytajmy bzdur z "Gazety Wyborczej" straszącej przed rozliczeniami. Może trochę boleć, ale rozliczenia nasze polskie bagienko oczyszczą, uzdrowią atmosferę. Z rozliczeniami jak z wizytą u dentysty - trochę poboli, ale czasem trzeba.

Serio.

Dzień rąbania

Czwartek, 27 grudnia 2012 · Komentarze(8)
Rąbało się w czwartek ostro. Najpierw zrąbała się pogoda, z porannego słońca wkrótce zrobiło się takie coś:



Ten piękny widoczek sfociłem przy ul.Broniewskiego na odcinku żoliborskim (bo jest jeszcze odcinek bielański). Zrąbali tę ścieżkę, zamiast asfaltu jest kostka. Za to rąbią nas z podatków, na coś muszą te podatki iść, np. na dotowanie producentów betonowej kostki.

A potem dokumentnie zrąbał się napęd. Skakał jak szalony, a wkrótce utraciłem możliwość zmiany przełożeń. I już więcej nie można było tego odwlekać, rower trafił do serwisu.

Ot rąbanka...

Po papier toaletowy

Środa, 26 grudnia 2012 · Komentarze(7)
Drugiego dnia Świąt odkryłem w domu braki w zaopatrzeniu w towar strategiczny, jakim jest niewątpliwie papier toaletowy. Cóż było robić, na rower i w drogę!

Do jedynego otwartego w okolicy sklepu mam 2,5 km, ale że jakimś cudem wyszło na parę chwil słońce, więc postanowiłem sobie pojeździć po Bielanach i tak zrobiłem 15 km. A oto i bielańskie słońce:



Porządny kupiłem papier, a jakże, trójwarstwowy! W końcu Święta są, jak szaleć to szaleć :) Przy okazji minąłem też jedyną czynną w okolicy aptekę, a przed nią dłuuugi ogonek na jakieś pół godziny stania. Przejedzony i obolały naród szukał w aptecznych wrotach ukojenia.

To nie koniec jazd, czekała mnie jeszcze arcyciekawa przejażdżka po płyn pod prysznic (łącznie 8 km) oraz jakieś rekreacyjne drobienie po Bielanach. I tak uciułałem 37 km.

Jest papier, jest impreza!

Po pasztet

Wtorek, 25 grudnia 2012 · Komentarze(12)
Daleki jestem od stwierdzeń, że pasztet nadaje memu życiu sens, niemniej jednak jest on dla mnie bardzo ważny. Stąd ta wycieczka.

Ze świętami Bożego Narodzenia to jest tak, że czasami niektórzy osiągają nadprodukcję żywności, a inni to potem konsumują. Moi rodzice osiągnęli nadprodukcję pasztetu, a że ja jestem wielkim fanem tego przysmaku, toteż wieczorem wskoczyłem na rower i wybrałem się po pasztet.

Wycieczka była wprost niesamowita, z Bielan na Bemowo i z powrotem. Gdybym jechał najkrótszą drogą, zajęłoby mi to łącznie 7 km, ale ja podszedłem do sprawy ambitnie i wykręciłem wynik dwucyfrowy, a jakże! To cudowne uczucie toczyć się przez ciemne opustoszałe miasto i wracać z siatką pasztetu w poczuciu dobrze spełnionej misji. Nie jestem stworzony do ścigania się ani do jazdy w terenie, nie dla mnie są widoki przedniego koła na dystansie 100 km i większym (zamiast tego gapię się na krajobrazy wokół), nie dla mnie wyścigi po korzeniach, piachu i błocie. Ale jeżdżenie z siatką pasztetu jest sam raz dla mnie, a konsumpcja tegoż po zakończeniu tej jakże fascynującej wycieczki to już mityczne Siódme Niebo.

Wszystkim fanom pasztetu najserdeczniejsze życzenia z okazji nadchodzącego Nowego Roku życzy jednoosobowa załoga tego bloga. Niech pasztet będzie z Wami!

Po spodnie

Poniedziałek, 24 grudnia 2012 · Komentarze(9)
No sami rozumiecie, w starych spodniach na Wigilię iść? No to pojechałem do Złotych Tarasów po nowe. Wycieczka jak się patrzy!

A oto piękny widok z Alei Jana Pawła II:



Może nie jestem królem podjazdów, nie osiągam zawrotnych prędkości, nawet w zaliczaniu gmin jestem średniakiem. Ale w jeździe po spodnie jestem mistrzem. Bo grunt to znaleźć swoją rowerową niszę i się w niej realizować :)

Następny wpis będzie dla odmiany dotyczył jazdy po pasztet. Bo spodnie to tylko preludium, pasztet jest najważniejszy. Pasztet to esencja życia.

A co do spodni, to kupiłem. Był mój rozmiar. Widać całkiem wymiarowy jestem :)

Od świątecznego młynu ucieczka na... Młynów

Niedziela, 23 grudnia 2012 · Komentarze(2)
W sobotę nie jeździłem w ogóle. Dopadł mnie syndrom ZPS (Zespół Przygotowań Świątecznych), więc postanowiłem poświęcić ten dzień na przygotowania, zakupy itp. Niech spece od marketingu choć raz coś ze mnie mają :)

Wpis dotyczy zatem niedzieli, bo w niedzielę postanowiłem od świątecznego młynu trochę odetchnąć i wsiadłem na rower, nie na cały dzień stety czy niestety, ale troszeczkę czasu znalazłem. Uciułałem tego dnia ponad 46 km. Biorąc pod uwagę okoliczności przyrodniczo-kalendarzowe, może być, choć szału nie ma.

Od młynu uciekłem m.in... na Młynów. To takie osiedle na warszawskiej Woli, duże całkiem i różnorodne. Jest na przykład strefa przemysłowa, która stopniowo ustępuje miejsca nowym blokom:



Tylko za tym murem po lewej stronie bloków raczej nie postawią, bo jest tam cmentarz :) Dalej mamy resztki zabudowy przedwojennej otoczonej nowymi bloczyskami...



...mamy bloczki PRL-owskie (a wokół nich mnóstwo kotów, miłośnikom tych czworonogów polecam wycieczkę w tamte rejony)...



...bliżej Górczewskiej i Młynarskiej pojawia się socrealizm...



...i na koniec w pobliżu Okopowej trafiamy na bloczydła i akcent kibicowski. Młynów 100% Legia :)



I to tyle wycieczki po Młynowie, teraz trochę ponuro to wygląda, ale w maju powinno być ładniej :) Ja Młynów lubię, za tę różnorodność i ten surowy autentyzm, tak różniący się od sztucznego plastikowego blichtru odpicowanych biurowców i niektórych nowych osiedli otoczonych płotem, fosą i czymś tam jeszcze.

A czy Wam udało się uciec choć na chwilę od świątecznego młynu? :)

Aż się chciało jeździć

Piątek, 21 grudnia 2012 · Komentarze(10)
Fajnie było w piątek. Mróz, słoneczko, aż się chciało jeździć :)



No może była jedna mała niedogodność - łańcuch skacze coraz bardziej, na naprawę czasu nie mam, więc muszę jeździć na najlżejszym przełożeniu z przodu. To mi nie do końca odpowiada, bo wolę jazdę "siłową" a nie majtanie nogami na wysokich kadencjach. Ale jechać się dało.

Opisałbym trochę szczegółów związanych z jazdą, ale... Nie, pewne rzeczy muszę z różnych przyczyn zachować dla siebie :)

W końcu Wy też nie o wszystkich ciemnych sprawkach piszecie, prawda? :)