Gminy pachnące obornikiem
Zanim przejdziemy do gmin pachnących obornikiem, najpierw fotka z Bielan, czyli miejsca, gdzie mieszkam już ponad 30 lat:
Czasy się zmieniają, kiedyś stał tam PRL-owski pawilon z mordownią okupowaną przez robotników z pobliskiej huty, dziś dumnie pręży się tam całkiem nowy blok.
Przed pracą pojeździłem sobie sporo po Bielanach, potem po innych częściach Warszawy, a po pracy udałem się do Płocka, gdzie miałem następnego dnia pewną sprawę do załatwienia. Nie chciało mi się jednak pedałować do Płocka z Warszawy (byłoby ponad 100 km od wiatr i dotarłbym o bardzo później porze), więc postanowiłem podjechać pociągiem do Sochaczewa i dopiero stamtąd udać się do Płocka, zaliczając po drodze kilka gmin.
Z Sochaczewa jechało się tak sobie, zachodziło już słońce i wiał przeciwny wiatr, niezbyt silny na szczęście. Nie szarpałem się z wiatrem, toczyłem się leniwym tempem ok. 20 km/h. To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to zapach. Zapach obornika rozrzuconego po polach, atakujący moje nozdrza ze wszystkich stron. Nie powiem, żeby to był zapach zbyt przyjemny, ale jak chce się jeść świeży chlebek, to trzeba najpierw pocierpieć, w końcu to zboże musi jakoś urosnąć :) Poza tym muszę pochwalić mijane tereny (powiat sochaczewski i łowicki) za gęstą sieć asfaltowych dróg, część chyba była całkiem nowa. Rozwija nam się gminna Polska aż miło :)
Pierwsze 40 km trasy Sochaczew-Płock to taka trochę kryzysowa jazda, jakoś nie mogłem się "wkręcić w obroty". Krótki odpoczynek i konsumpcja czekolady zrobiły swoje, dalej jechało się już przyjemnie, po zmianie kierunku jazdy z zachodniego na północny nieco pomógł również wiatr. A klimaty po drodze były takie:
I tak dotarłem w pobliże Wisły, do wsi Słubice. Ale nie te pod niemiecką granicą :) Ze Słubic całkiem sprawnie dotoczyłem się do Płocka, przy okazji zwiedzając rowerowo nowy most. Jakiś jełop ustawił tam zakaz jazdy rowerem (a drogi rowerowej oczywiście brak, no bo po co?), zakaz olałem i po dosyć intensywnym podjeździe za mostem (główna część Płocka leży na wysokim brzegu) znalazłem się na osiedlu Podolszyce, gdzie zdążyłem jeszcze zrobić szybkie zakupy w markecie (zamykali za 10 min.). Potem jeszcze kilka kilometrów do centrum miasta i tam kończę.
Całkiem udany wypad. Nie za długi, nie za krótki, taki w sam raz wyszedł.