Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:1823.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:60.77 km
Więcej statystyk

Śnieg i inwazja blachy

Wtorek, 20 grudnia 2011 · Komentarze(4)
Dobra, zacznijmy od śniegu. A więc stało się, wreszcie w Warszawie spadł śnieg :) Co prawda przemieszany z deszczem i poleżał niedługo, ale jednak spadł. Przy okazji wyszło, że muszę wymienić klocki w tylnym hamulcu, bo już ledwo działa, a hamowanie przednim na mokrym śniegu to misja raczej samobójcza :)

A teraz o inwazji blaszaków. To, że Warszawa jest notorycznie zakorkowana, to wiadomo od dawna. Ale to, co się działo na ulicach stoicy wczoraj, przekroczyło wszelkie granice. Powody? Cóż, pewnie świąteczne przygotowania :) No w każdym razie całe miasto było jednym wielkim korkiem, a zdesperowani spaliniarze próbowali się w wielu miejscach zmieścić po dwóch na jednym pasie ruchu, jakby to mogło coś przyspieszyć. Oczywiście nie przyspieszyło, za to skutecznie uniemożliwiało przejazd rowerzystom, dlatego parę razy musiałem ewakuować się na chodnik, co czynię rzadko i niechętnie.

Tak czy siak poczułem wczoraj prawdziwą wolność. Samochody stały uwięzione, komunikacja miejska wraz z nimi, a ja mogłem pojechać tam gdzie chciałem. No może o 10% wolniej niż zwykle z powodu tych tysięcy ton blachy zalegającej na ulicach, ale jednak mogłem.

A wczoraj jeździłem naprawdę dużo, całe 80 km, poturlałem się nawet do odległego Ursusa celem odbioru świątecznych prezentów. O Arkadię też oczywiście zahaczyłem, a co :)

Fajny dzień jednym słowem.

Awaria systemu rano, restart po południu

Poniedziałek, 19 grudnia 2011 · Komentarze(2)
Rano padł mi system, być może po suto zakrapianej rodzinnej kolacji poprzedniego dnia :) To znaczy na początku jechało się dobrze, ale z czasem zacząłem się pocić jako ta świnia (co mi się nigdy wcześniej nie zdarzało przy tej samej prędkości, tej samej temperaturze i tym samym zestawie ciuchów) i ogólnie tracić ochotę do jazdy. W efekcie nie zrobiłem zakładanych porannych 25 km, poprzestałem z trudem na 23.

Jednak mój organizm ma to do siebie, że regeneruje się błyskawicznie, więc po pracy elegancko zaskoczył. I w ten oto sposób dobiłem do 64 km (co prawda nieco na raty, a nie za jednym zamachem), nabijając kilometry po Woli, Bielanach i Bemowie i załatwiając po drodze różne tzw. obowiązki. To już była zupełnie inna jazda, lekka, łatwa i przyjemna.

I oby tak dalej :)

Otwock-Warszawa - skromnie

Niedziela, 18 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Skromniutko wyszło, jedynie 40 km. Turlałem się z Otwocka w stronę centrum Warszawy wzdłuż linii kolejowej i jeszcze jakoś szło, ale kiedy odbiłem w lewo w stronę Wisły, to dostałem taki silny przeciwny wiatr, że dałem sobie spokój, w końcu rower ma być źródłem przyjemności a nie narzędziem tortur :) Tak więc zawróciłem do linii kolejowej, dojechałem do stacji Warszawa-Gocławek i tam wsiadłem w SKM (miałem farta, przyjechałem na stację parę minut przed pociągiem), pokonując w ten sposób odcinek, który rowerem musiałbym pokonać pod silny wiatr. Wysiadłem na Ochocie, pojechałem jeszcze do Śródmieścia, a potem nieco okrężną drogą dojechałem na Bielany. Wyszło 40 km.

Byłoby więcej, ale różne tzw. obowiązki sprawiły, że na więcej nie miałem czasu, więc dobre i to.

Alleluja i do przodu! 110 km

Sobota, 17 grudnia 2011 · Komentarze(2)
Właśnie takiego dnia mi brakowało. Takiego, w którym będę miał więcej czasu na jeżdżenie i dzięki temu przekroczę 100 km w ciągu dnia, co nie zdarzyło mi się już od dawna. Bo sił mi nie brakuje, chęci też nie (nawet w grudniową pogodę), tylko o czas najtrudniej. Ale wczoraj się udało :)

Na początek robię trasę: Bielany-Śródmieście-Wilanów-Konstancin-Góra Kalwaria-Karczew-Otwock. 66 km i melduję się u "kochanej rodzinki" :) Ta cała Góra Kalwaria to masakra jakaś, tak ponurego i zapyziałego miasteczka nie widziałem już dawno. Niby to blisko Warszawy (30 km do centrum), a siermięga pełną gębą. Karczew też zresztą niespecjalnie lepszy. Jedynie Konstancin prezentuje się przyzwoicie, ale i tak mają u mnie wielkiego mninusa za budowanie ścieżek rowerowych z "kostki downa". No dobra, koniec narzekania :)

Potem robię jeszcze dwie trasy. Najpierw jazda po Otwocku (16 km), potem trasa Otwock-Józefów-Falenica i z powrotem plus trochę krążenia po Otwocku. Bilans: 110 km na koniec dnia.

Tak, tego potrzebowałem.

Świątecznie i wietrznie

Piątek, 16 grudnia 2011 · Komentarze(6)
Wykręciłem wczoraj 66 km po Warszawie, z czego znaczną część w ramach tzw. świątecznych przygotowań. Słoneczny i spokojny początek dnia nie zapowiadał końca, kiedy to zerwała się wichura i trochę popadało.

Sorry, że ględzę o pogodzie, ale z rowerowego punktu widzenia nic ciekawego mnie wczoraj nie spotkało, więc muszę napisać cokolwiek, coby móc wpis wysłać :) Więc proszę o wybaczenie :)

Wieś rano, miasto wieczorem

Czwartek, 15 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Przed pracą mam do załatwienia jedną sprawę na Białołęce, więc przy okazji podziwiam rowerem wiejskie klimaty. To znaczy Białołęka formalnie jest częścią Warszawy, ale faktycznie jest to wioska. Domy i grodzone osiedla porozrzucane bez ładu i składu, pola uprawne, wąskie szosy i małe sklepiki przy przystankach niczym GS-y przy PKS-ie... Normalnych miejskich ulic, placów, parków szukać tam na próżno. No cóż, po takim wstępniaku już chyba wiecie, że za tą częścią Warszawy nie przepadam i najchętniej włączyłbym ją do 2.strefy biletowej :) No ale telepię się na tę Białołękę (okrężną drogą, bo najpierw pojechałem z Bielan na Bemowo, tam też miałem coś do załatwienia), potem z tej Białołęki przez Bródno i Most Gdański docieram na Wolę do roboty. Na liczniku 36 km. W czasie pracy robię jeszcze 4 podczas przerwy na obiad.

No i to w zasadzie tyle opowieści, bo po pracy docieram szybko do domu, a potem wieczorem robię jeszcze parę kilometrów na Bielanach i to wszystko, jako że mam zupełnie inne sprawy na głowie, tak czasem bywa.

I tak mimo mocnego startu łączny bilans dnia wyniósł zaledwie 56 km. Ale dobre i to.

Na Błonie!

Środa, 14 grudnia 2011 · Komentarze(0)
No to sobie wczoraj ładnie pojeździłem!

Zaczęło się klasycznie - 26 kilometrów po Warszawie przed pracą, 4 w czasie pracy (przerwa obiadowa), więc wychodząc z pracy miałem 30. Po pracy w ramach zabawy zaliczgmine.pl postanowiłem skierować się na Błonie, które pozostawały białą planą na mojej "gminnej" mapie:
http://zaliczgmine.pl/img/maps/map-164-s.png

No to ruszam z okolic skrzyżowania Okopowej i Al.Solidarności i jadę na te Błonie, poruszając się wylotówką na Poznań. Do samego Błonia (dla niezorientowanych: to takie miasteczko ok. 30 km na zachód od centrum Warszawy) turlam się trasą poznańską, więc jest nieco hardkorowo - setki pędzących samochodów, autobusy, TIR-y i ja. No w końcu trzeba sobie zaaplikować trochę adrenaliny :)

W Błoniu kieruję się na stację kolejową, która stoi sobie na zadupiu (tj. na skraju miasteczka), wokół jest brzydko i ponuro, a i sam obiekt stacji sprawia przygnębiające wrażenie, jest brudno i śmierdzi. No ale za to pociąg przyjeżdża całkiem czysty i do tego pędzi jak oszalały (jednak coś tam daje ta modernizacja linii kolejowych wokół Warszawy), więc mija nieco ponad 20 min. i już jestem na stacji Warszawa Ochota. Tam ewakuuję się z pociągu i jadę do Galerii Mokotów. Wiadomo, święta idą :)

Z Galerii Mokotów kieruję się na Bielany, zahaczając po drodze o kolejne centrum handlowe, Arkadię mianowicie. No bo jak święta to święta! Po drodze mijam całkiem sporo rowerzystów, grudzień mamy piękny i ciepły, to i jeździć ludziskom się chce. W końcu docieram na Bielany, gdzie jeszcze robię parę kilometrów.

I tak wyszło uczciwe 85 km na koniec dnia. Nie jest źle :)

Kolejna kopa

Wtorek, 13 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Kolejna kopa za mną, kopa kilometrów. Czyli 60. Wszystko ulicami Warszawy, dzielnice: Bielany, Żoliborz, Śródmieście, Wola, Ochota, Bemowo. W zasadzie bez historii, tylko wiatr (ostatnio to norma) dawał się we znaki. W sumie dzień jak codzień, wpis dodaję z kronikarskiego obowiązku, bo nic ciekawego mnie z rowerowego punktu widzenia nie spotkało. Nie zatrzymała mnie policja, nie wdałem się w pyskówkę z nadpobudliwym spaliniarzem, nie zaliczyłem spektakularnej gleby, ze ścieżki rowerowej nie porwało mnie UFO. Nudy, co nie? :)

Tour de Wieliszew i spaliniarski pierdolec

Poniedziałek, 12 grudnia 2011 · Komentarze(6)
Zacznijmy może od pierdolca. Otóż przeciętny warszawski kierowca dostaje pierdolca na widok drogi z trzema pasami w jedną stronę. A jeśli dojedzie do tej drogi, odstawszy najpierw w korku, pierdolec jest podwójny. A jak pierdolec jest podwójny, to nasi dzielni kierowcy zasuwają 120 km/h tam, gdzie znaki nakazywałyby jechać 60. Tak właśnie było wczoraj na ul.Modlińskiej w Warszawie. Ulica jest "szeroka jak rzeka", a żeby się do niej dostać od strony centrum, trzeba najpierw swoje odstać. Więc jak już towarzystwo odstało i zobaczyło szeroką jezdnię, to zaczęło szaleńczy rajd. Tak więc jeśli chcecie zastrzyk adrenaliny przekraczający wszelkie dopuszczalne normy, wybierzcie się rowerem na Modlińską i przejeźdźcie cały odcinek od Mostu Grota aż do Jabłonny. Efekt gwarantowany.

Przejdźmy teraz do podróży. Rano robię 26 km przed pracą, w czasie pracy jeszcze 2. No a potem puszczam się w stronę Jabłonny i Legionowa Modlińską właśnie. Miałem dojechać przez Nowy Dwór do Pomiechówka i wrócić pociągiem, ale zmieniam plany, w Jabłonnej odbijam przez Chotomów na Wieliszew. W ten sposób zaliczam dwie gminy w ramach akcji zaliczgmine.pl :) W Wieliszewie (to już okolice Zalewu Zegrzyńskiego) skręcam na Legionowo, tam sporo krążę po mieście, wreszcie ładuję się do pociągu (pachnący nowością Elf, a nie żaden "kibel", Europa do nas zawitała) i wysiadam na Dworcu Gdanskim. Na liczniku 80 km.

Potem robię jeszcze 15 km po Bielanach i Żoliborzu i koniec. Do 100 nie chciało mi się "dokręcać", wolałem sobie wypić browara. Tak czy owak rowerowo dzień bardzo udany.

Wiatr wysysa siły witalne

Niedziela, 11 grudnia 2011 · Komentarze(0)
W niedzielę znów przejechałem 67 km, tyle co w sobotę. Powoli staje się to moim "koronnym dystansem", jak zostanę prezydentem (na razie na to się nie zanosi, bo nawet do żadnej partii nie należę, ale pomarzyć zawsze można), to jak każdy szanujący się prezydent z przerośniętym ego zorganizuję wyścig rowerowy na swoją cześć, oczywiście na dystansie 67 km :)

Zacząłem od 40-kilometrowej przejażdżki na początek dnia - najpierw z Bielan przesz Most Grota na Bródno, potem przez Most Gdański i koło Arkadii na Żoliborz, stamtąd znów na Bielany, gdzie robię jeszcze sporo kilometrów. No i niestety padłem ofiarą silnego wiatru (wieje i wieje ciągle w tej Warszawie), który wyssał ze mnie wszystkie siły witalne :) Bo ogólnie wiatr jest OK, jeśli człowiek ma czas, aby puścić się z wiatrem daleko poza miasto i wrócić pociągiem. No ale ja czasu nie miałem, więc kręciłem pętlę po mieście i musiałem się z wiatrem zaprzyjaźnić, a jest to przyjaźń niezwykle szorstka...

Później w ciągu dnia dokręciłem jeszcze 27 km w kilku oddzielnych przejażdżkach (Bielany, Bemowo) i tak magiczny wynik 67 km został osiągnięty. A siły witalne? Wyssane, trzeba będzie odbudować.