Przejażdżka na 104 - Ursynów, Powsin, Lemingowo
Niedziela, 14 kwietnia 2013
· Komentarze(39)
Czy da się zrobić w ciągu dnia 104 km po Warszawie? Da się, spokojnie i bez problemu.
Bo stolicę mamy dużą. Aby pyknąć uczciwy dystans, nie trzeba zatem zaliczać okolicznych miasteczek i wiosek, nie trzeba jeździć do NRD jak koledzy i koleżanki spod Szczecina, wystarczy cały czas być u siebie. Fajnie mamy, co nie?
Zaczęło się niepozornie, od wyprawy z Bielan na Pragę i z powrotem. Zimno było, siąpił deszczyk, jakoś tak niefajnie. Zdjęcie mam nadzieję oddaje klimat:
Tak wyglądają szafy mieszkalne z czasów komuny, sfociłem także (w okolicach Dworca Gdańskiego) szafy współczesne:
Które ładniejsze? :)
Potem było jakieś kręconko po Bielanach i mając 30 km dziennego przebiegu ruszyłem na właściwą część przejażdżki. Żoliborz, Śródmieście, Mokotów...
...Ursynów...
...Kabaty...
...i w końcu przez Las Kabacki doturlałem się do Powsina. Ujechałem z domu prawie 30 km i wciąż byłem w Warszawie. Duże miasto, co nie? To też wciąż jeszcze jest Warszawa...
...choć oczywiście zgodzę się z opinią, że nie jest tu wielkomiejsko :)
W Powsinie odpoczynek...
...i ruszam z powrotem w stronę centrum Warszawy, tym razem pod silny wiatr. Wyprzedzam ledwie zipiących niedzielnych rowerzystów, przed sobą widzę jakiś peletonik w rowerowych strojach, tego towarzystwa nie jestem w stanie dogonić, widać ci nie są niedzielni :)
Następna stacja to tzw. Miasteczko Wilanów, czyli inaczej Lemingowo - obszar zamieszkały przez bezkrytycznych zwolenników Jedynie Słusznej Partii, którzy kiedyś snobowali się wcinaniem sushi, ale przygnieceni przez szalejący kurs franka musieli nieco zmienić dietę :)
Oto i Lemingowo:
Zapewne "Gazeta Wyborcza" bije tutaj rekordy sprzedaży, a TVN rekordy oglądalności.
Zostawiam Lemingowo za plecami, przez Sadybę...
...docieram do Śródmieścia, tam trochę krążę, w końcu biorę kurs na Bielany. Na liczniku 91 km.
Potem jeszcze przejażdżki zakupowe na Bemowo i stówka pękła. I dobrze.
Bo ja tu jeszcze jestem, ot co! :)
Bo stolicę mamy dużą. Aby pyknąć uczciwy dystans, nie trzeba zatem zaliczać okolicznych miasteczek i wiosek, nie trzeba jeździć do NRD jak koledzy i koleżanki spod Szczecina, wystarczy cały czas być u siebie. Fajnie mamy, co nie?
Zaczęło się niepozornie, od wyprawy z Bielan na Pragę i z powrotem. Zimno było, siąpił deszczyk, jakoś tak niefajnie. Zdjęcie mam nadzieję oddaje klimat:
Tak wyglądają szafy mieszkalne z czasów komuny, sfociłem także (w okolicach Dworca Gdańskiego) szafy współczesne:
Które ładniejsze? :)
Potem było jakieś kręconko po Bielanach i mając 30 km dziennego przebiegu ruszyłem na właściwą część przejażdżki. Żoliborz, Śródmieście, Mokotów...
...Ursynów...
...Kabaty...
...i w końcu przez Las Kabacki doturlałem się do Powsina. Ujechałem z domu prawie 30 km i wciąż byłem w Warszawie. Duże miasto, co nie? To też wciąż jeszcze jest Warszawa...
...choć oczywiście zgodzę się z opinią, że nie jest tu wielkomiejsko :)
W Powsinie odpoczynek...
...i ruszam z powrotem w stronę centrum Warszawy, tym razem pod silny wiatr. Wyprzedzam ledwie zipiących niedzielnych rowerzystów, przed sobą widzę jakiś peletonik w rowerowych strojach, tego towarzystwa nie jestem w stanie dogonić, widać ci nie są niedzielni :)
Następna stacja to tzw. Miasteczko Wilanów, czyli inaczej Lemingowo - obszar zamieszkały przez bezkrytycznych zwolenników Jedynie Słusznej Partii, którzy kiedyś snobowali się wcinaniem sushi, ale przygnieceni przez szalejący kurs franka musieli nieco zmienić dietę :)
Oto i Lemingowo:
Zapewne "Gazeta Wyborcza" bije tutaj rekordy sprzedaży, a TVN rekordy oglądalności.
Zostawiam Lemingowo za plecami, przez Sadybę...
...docieram do Śródmieścia, tam trochę krążę, w końcu biorę kurs na Bielany. Na liczniku 91 km.
Potem jeszcze przejażdżki zakupowe na Bemowo i stówka pękła. I dobrze.
Bo ja tu jeszcze jestem, ot co! :)