Tour de Powiat Garwoliński
1. Wesoły pociąg
Jazda do Garwolina porannym pociągiem Kolei Mazowieckich to było ciekawe przeżycie same w sobie. Cały przedział służbowy zapchany kolejowymi robotnikami wracającymi z "nocki", cześki z nich straszne :) Browary, papieroski, rubaszne żarty, taki był ogólny klimat, nawet pasowałem do tego towarzystwa ze swoim brudnym rowerem i wyświechtaną kurtką, więc szybko znaleźliśmy wspólny język :) Tylko browara nie miałem, więc oni łoili z puszek browce, a ja napój energetyczny. Dla każdego coś miłego :)
Wysiadam pod Garwolinem. Zastanawiam się, czy odwiedzić Kryśkę...
...ale nie odwiedzam w końcu, kieruję się w prawo.
2. Panorama Maciejowicka
Z garwolińskiej stacji (położonej de facto już poza miastem) kieruję się w stronę Wisły, zaliczam gminę Wilga, a potem drogą nadwiślańską (fatalny stan!) jadę na Maciejowice. Klimaty mniej więcej takie:
Kiepsko się jedzie, przy przeziębieniu organizm pracuje średnio wydajnie, ale trudno. Dojeżdżam do Maciejowic, zaliczam kolejną gminę. W 1794 r. te same Maciejowice zaliczył niejaki Tadeusz Kościuszko, ale nie wspominał potem tego zaliczenia zbyt dobrze :)
W Maciejowicach, takim zapyziałym miasteczku (w zasadzie to nawet praw miejskich nie mają) postój i dwie fotki:
Drugie zdjęcie zatytułowałem "Panorama Maciejowicka" - skoro jest Panorama Racławicka, to i Maciejowicka dla równowagi powinna być :)
3. Nędza
Kiedy opuszczam trasę nadwiślańską i wjeżdżam na lokalne drogi gminne, robi się nędznie. Dziura na dziurze, śnieg, woda...
Kluczę po jakiś wioskach, wiatr daje się we znaki, mam wyraźny kryzys. Normalnie taka przejażdżka to byłaby bułka z masłem, ale przeziębienie robi swoje.
Im bliżej Garwolina, tym asfalty robią się lepsze, zwiedzam jakieś przysiółki i pola...
...dojeżdżając w końcu do szosy lubelskiej:
Przy trasie lubelskiej tradycyjny postój na lokalną odmianę hamburgera i browarka :) Małego tym razem, smaka nie miałem.
4. Na pociąg!
Jadę trasą lubelską na Garwolin, krążę jeszcze po jakichś okolicznych wsiach, po czym pędzę na pociąg Kolei Mazowieckich na podgarwolińską stację. W Garwolinie błądzę, w efekcie stało się jasne, że nie zdążę. No to pędzę do Pilawy, tam mam TLK. Czas mnie goni, wiatr przeszkadza, ale jadę twardo. W końcu dojeżdżam do dworca w Pilawie...
...kilka minut przed odjazdem pociągu. Pozostaje tylko kupić bilet. Tylko...
5. Motywowanie kasjerki i wagon rowerowy
Chyba już wszyscy wiedzą, jaki burdel wprowadzono w pociągach TLK - bilet na rower można formalnie kupić tylko wtedy, gdy pociąg ma wagon rowerowy. Ot takie "ułatwienie" dla rowerowych pasjonatów. No to proszę kasjerkę grzecznie o bilet na rower, a ta mi na to, że nie może mi sprzedać, bo "nie widzi wagonu rowerowego w systemie". Ja potrzebuję tego biletu, bo fakt wniesienia opłaty za przewóz roweru to dodatkowe punkty w ewentualnych negocjacjach z kanarem, a ponieważ tzw. techniki motywacyjne mam nieźle obcykane, toteż szybko motywuję kasjerkę do sprzedaży biletu na rower. Biorę bilety, płacę, pędzę na peron (mój pociąg już stoi), a tam... wagon rowerowy! No to teraz zobaczcie, jaki burdel jest na kolei - nawet jak pociąg ma o dziwo wagon rowerowy, to "nie widać go w systemie". W ten sposób problem z nabyciem biletu występuje nie tylko wtedy, gdy pociąg nie ma wagonu rowerowego, ale także wtedy, gdy wagon rowerowy jest! Czysty absurd...
6. Warszawa
Jazda pociągiem do Warszawy, potem ze Śródmieścia rowerem do domu, nic ciekawego, ot kolejne 9 km :)
I tyle, na koniec mapka: