Konkurs fotografii licznikowej!

Czwartek, 4 kwietnia 2013 · Komentarze(33)
Zanim przejdziemy do konkursu, najpierw podsumowanie wczorajszego dnia.

Zaczęło się tragicznie - mokry śnieg, a na ulicach jedna wielka breja, kałuże, no ogólnie syf. Dojechałem do roboty przemoknięty i z wodą w jednym bucie. Bywa.

Po pracy zrobiłem sobie rundkę przez podwarszawskie wioski (Mory, Babice, Klaudyn itp.), pejzaż wyglądał tak:



Drogi ogólnie przejezdne, chociaż zdradliwe (raz np. wjechałem w potężną dziurę ukrytą pod warstwą wody), za to siąpił paskudny deszcz. Już za Babicami, w Klaudynie albo Janowie (nie pamiętam, która z tych wiosek to była) widzę drogowskaz na karczmę, no to jadę, bo stwierdziłem, że na trzeźwo to ja w taką pogodę do domu nie wrócę. Grzany browar i smażona kiełbasa postawiły mnie na nogi, doturlałem się do siebie na Bielany, w międzyczasie deszcz znów przeszedł w mokry śnieg. Taki lajf. 44 km i finito.

A teraz konkurs. Bo jak już zdołaliśmy się dowiedzieć od niektórych BS-owych "myślicieli" najwartościowszą dziedziną fotografii jest fotografowanie liczników rowerowych. Długo się przed tym broniłem, ale w końcu postanowiłem wpisać się w ten trend i sfociłem licznik - oto moje propozycje:

1. Licznik jako ozdoba wielkanocna



2. Cee! Ceee! Ceee Wuu Kaaa! Cee Wuuu Kaaa eeeS!! Licz-nik!!!! Czyli motyw kibolski :)



3. Kanapka z licznikiem, tzw. counter bread



4. Licznik z ketchupem



Was również zachęcam tworzenia i publikacji własnych prac, jak już je wykonacie, to proszę o linki do wpisów. Wszystkie Wasze wpisy podlinkuję u siebie na blogu.

Niech żyje licznikografia!

Nie chce mi się pisać o dniu wczorajszym

Środa, 3 kwietnia 2013 · Komentarze(15)
Nie chce mi się pisać, niech to jedno zdjęcie, zrobione koło Ronda Babka, wystarczy za cały komentarz:



Chociaż nie, zdjęcie oddaje niewiele, nie widać kałuż i padającego z nieba syfu. A czasem padał.

Tak poza tym trochę spraw zwaliło mi się na głowę, nic w sumie wielkiego, ale muszę parę rzeczy poogarniać, więc tym bardziej nie jestem w nastroju pisarskim, musicie wybaczyć. Za to jutro będzie coś ekstra - konkurs fotografii licznikowej. Nie możecie się doczekać, prawda? :)

A teraz idę ogarniać, trzymajcie kciuki. Nnno!

Łaska Allaha była wielka, ale chwilowa

Wtorek, 2 kwietnia 2013 · Komentarze(50)
Zaczęło się od tego, że zamiast wczoraj jechać do roboty rowerem, pojechałem haniebnie tramwajem, wlokąc rower ze sobą. Coś mi poprzedniego dnia pierdyknęło przy zaworze i nie dało się napompować przedniego koła, od razu schodziło powietrze. W serwisie zrobili, co swoje i... jazda!

A był Allah wczoraj łaskawy. Nie zesłał śniegu i deszczu, oszczędził wiatru, a przez chwilę było na tyle ciepło, że zrobiłem 40 km z gołą głową. Wiecie, jaka to przyjemność jeździć bez czapki?

Wycisnąłem więc z wczorajszego dnia tyle, ile się dało, robiąc łącznie 62 km, jazdy zakończyłem ok. 23. Dorzucam 2 fotki:

1. Ochota, Aleje Jerozolimskie
2. Pogranicze Młynowa i Powązek, taka enklawa zadupiastości niedaleko centrum





A co Allah nawywijał dzisiaj? Dowiecie się w kolejnym wpisie, w każdym razie łaska się skończyła...

Dziękuję Ci, Allahu

Poniedziałek, 1 kwietnia 2013 · Komentarze(19)
Dziękuję Ci, Allahu, za piękną zimę tej wiosny. Dziękuję Ci za to, że prowadzisz mnie drogą prostą przez śniegi, zaspy i breję. Dziękuję Ci za te hektolitry słonej wody pojącej mój spragniony napęd i nawadniającej nogawki moich spodni. Allah Akbar!

A, za tą dętkę rowerową, z której uszło powietrze, bo coś przy zaworze pierdyknęło, też Ci dziękuję. Pełen szacun.

A oto wiosna na Bielanach:





Allah rządzi!

Bardzo mocne rowerowe zakończenie marca

Niedziela, 31 marca 2013 · Komentarze(7)
Zaszalałem, co nie? :)

Całe 16 km zdołałem wykręcić, zanim zaczęła się śnieżyca. Potem mi się nie chciało. Bywa.

I jeszcze fotka z Bemowa, jeszcze bez śniegu:



A potem... Zdcydowanie wolałem się "urodzinniać".

Dzień pełen zalet i Pajac Kultury

Sobota, 30 marca 2013 · Komentarze(12)
O ile piątek był jednym wielkim horrorem, o tyle dzień wczorajszy, sobota znaczy się, miał same zalety. I tak:

1. Nic nie padało na łeb, było sucho.
2. Wiatr nie urywał głowy, wiał na tyle słabo, że dało się jeździć na luzie we wszystkie możliwe kierunki.
3. Przez całe 10 minut świeciło słońce - krótko, ale zawsze coś :)
4. W derbach Warszawy Legia pokonała Polonię, strzelając zwycięską bramkę tuż przed końcowym gwizdkiem.
5. Udało mi się wejść w posiadanie sosu do kaczki, który jest trudnodostępny, a bez którego lepiej się było w domu nie pokazywać - bo pieczona pierś z kaczki jest ważna :)

Wykręciłem rowerem całe 55 km, ciułając je przez cały dzień. Przed meczem derbowym pojechałem popatrzeć sobie na kibiców Polonii - normalnie na mieście spotkać ich nie sposób, to chociaż pod ich stadionem chciałem zobaczyć to zjawisko. Z wyglądu nawet podobni do ludzi, tylko niewłaściwej drużynie kibicują, ale cóż, podobno zboczenia są różne, więc bądźmy tolerancyjni, święta przecież mamy.

Na koniec wpisu dwie fotki typowo warszawskie - Nowy Świat i Pajac Kultury:





Co sądzicie o Pajacu? Rozebrać powinni czy zostawić?

Wczorajszy dzień to był jakiś horror normalnie

Piątek, 29 marca 2013 · Komentarze(15)
Wczorajszy dzień to był jakiś horror normalnie. Prawie cały dzień padał mokry śnieg, a jazda rowerem była tak naprawdę taplaniem się w brei i zmaganiem się z zimnym wiatrem. Dodatkowo na ulice wyległy tabuny rozjuszonego spaliniarstwa (cóż, świąteczna atmosfera) i tak to się toczyło.

Wczoraj nie pracowałem, czas na jeżdżenie był, nie było chęci, Wycisnąłem 64 km, w ładniejszy dzień pękłaby stówka. Doszło wręcz do tego, że trasę z Dworca Gdańskiego na Ursynów pokonałem... metrem - po to, aby zmotywować się do jazdy, bo z Ursynowa na Bielany jest daleko i musiałem jakoś wrócić :) Dobry ruch z mojej strony, z Ursynowa miałem chociaż z wiatrem. Ale i tak raczej powoli, aby nie pochlapać się do reszty wodą z kałuż.

A oto fotka z ulicy Racławickiej na Mokotowie i uwieczniona piękna pogoda:



Fotkę zrobiłem ją z narażeniem zdrowia, będąc obtrąbianym przez rozwydrzonych spaliniarzy. Jeśli ktoś zastanawia się, czemu robię z przejażdżek po Warszawie jedno zdjęcie a nie 118 fotek, niech sobie samemu spróbuje pofocić, gdy samochody nie jeżdżą, lecz - przepraszam za wyrażenie - zapierdalają. Im szersza jezdnia, tym zapierdalają szybciej. Tak już u nas jest, w naszym Nowosybirsku Zachodu dawniej zwanym Paryżem Północy.

Oby jak najmniej takich dni!

DDR - bo liczy się technika jazdy :)

Czwartek, 28 marca 2013 · Komentarze(16)
Dzisiaj nie będzie o globalnym ociepleniu, które poskutkowało ochłodzeniem i nie będzie też o polskim rządzie, który funduje nam ekonomiczne samobójstwo, pchając nas na siłę do strefy euro. Dzisiaj będzie temat czysto rowerowy.

Otóż jeździłem sobie po Warszawie, cyknąłem w międzyczasie fotkę na Placu Wilsona..



...i już byłem blisko domu, gdy moim oczom ukazała się ścieżka rowerowa:



Dotąd warszawskie DDR-y były przysypane śniegiem i pokryte lodem, ale świecące przez kilka dni słońce zrobiło swoje. Ścieżka zrobiła się przejezdna, postanowiłem skorzystać.

No to jadę, pierwsze skrzyżowanie, przejazd rowerowy, a w poprzek przejazdu stoi sobie spaliniarz. No nic, omijam jakoś, jadę dalej. Wzdłuż ścieżki idzie jakiś koleś z psem, koleś na chodniku, pies już na ścieżce. Krzyczę, żeby wziął tego psa, no bo co, rozjechać miałem? Coś tam odburknął mało przyjaźnie, mała pyskówka, jadę dalej. Za chwilę piesi, nie oglądając się na boki, ładują mi się pod koła. Ostre hamowanie, cudem unikam zderzenia z jakąś kobietą, jadę dalej.

Czy to wszystko, co się zdarzyło, to wina spaliniarzy i tuptusiów? Nie, to niestety moja wina. Albowiem jazda ścieżką rowerową (mówimy oczywiście o jeździe płynnej, a nie jeździe 15 km/h i ciągłym hamowaniu) nie jest wbrew pozorom dla leszczy, nie jest też dla niedzielnych rowerzystów. Ścieżka rowerowa jest dla rowerzystów zaawansowanych, a poruszanie się nią wymaga specyficznej techniki jazdy, techniki dalece bardziej zaawansowanej, niż jazda jezdnią. I ja miałem tę technikę opanowaną, ale kilka miesięcy korzystania tylko i wyłącznie z jezdni (z powodu braku przejezdności DDR-ów) zrobiły swoje. Uwsteczniłem się i próbowałem poruszać się DDR-em tak, jakbym poruszał się jezdnią. Efekt jak widać żałosny.

Co zatem zrobić? Ano trenować! Jeździć twardo DDR-ami, a technika jazdy z czasem wróci i wtedy żaden tuptuś nie będzie już straszny, nawet z psem uwiązanym na smyczy :)

Bo technika jest najważniejsza.

Udoskonalony licznik

Środa, 27 marca 2013 · Komentarze(13)
W poniedziałek zrobiłem 51 km, we wtorek 51 km, w środę (czyli wczoraj) też 51 km. Zgadnijcie, ile zamierzam zrobić dzisiaj? :)

Pamiętam, gdy w zeszłym roku Robert1973, nasz BS-owy debeściak, robił z reguły dystanse 50, 100, 150 lub 200 km. Co złośliwsi komentowali wówczas, że licznik Roberta liczy piędziesiątkami. A więc ja wprowadzam licznik udoskonalony, mój licznik liczy piędziesiątkami jedynkami :)

A już wkrótce zrobię mojemu licznikowi małą fotosesję. Kolega DareckiEB udowodnił, że do kwestii fotografowania liczników można podejść w sposób kreatywny, ja też chcę być kreatywny i mam parę swoich pomysłów. Cierpliwości zatem, wkrótce się doczekacie :)

Czy macie jeszcze jakieś pomysły na uatrakcyjnienie tematu liczników, który na pierwszy rzut oka wydaje się nudny, ale wcale nudny być nie musi? Czekam na Waszą burzę mózgów :)

Na koniec nudna fotka z okolic Placu Piłsudskiego:



Słońce ładne, tylko wiatr łeb urywał. Bywa i tak...

Rzeźbienie w gminach - kiedyś to wszystko było bardzo proste...

Wtorek, 26 marca 2013 · Komentarze(16)
Pamiętam te romantyczne czasy, gdy zaliczałem gminy 20 km od Warszawy.

Od pewnego czasu bawię się w zaliczanie gmin. Zaliczyłem już ich 560, odwiedzając m.in. takie odległe od Warszawy miejsca jak Katowice, Bydgoszcz czy nawet Szczecin. Planując kolejne "zaliczeniowe" wypady, sprawdzam rozkład jazdy pociągów i zastanawiam się, czy tłuc się koleją na Lublin, na Konin czy może na Olsztyn. I tak mnie naszło, że trochę tęsknię za czasami, gdy tę całą zabawę dopiero rozpoczynałem.

Gmina Celestynów - ok. 20 km od granic Warszawy. Zaliczona 20 listopada 2011 r.
Gmina Poświętne - jakieś 35 km od Pałacu Kultury. Zaliczona 13 stycznia 2012 r.
Gmina Prażmów - niecałe 20 km od granic Warszawy. Zaliczona 24 stycznia 2012 r.

Mógłbym tak dłużej wymieniać. Przechodząc do rzeczy - brakuje mi czasów, kiedy krótki i spontaniczny wypad za miasto przynosił radość z paru kolejnych gmin dodanych do kolekcji. Teraz tego nie ma, teraz nic nie zrobi się na spontana. Trzeba obmyślać, planować, rysować trasy, kupować bilety na dworcach, rezerwować sobie czas... Cóż, pchał się człowiek do pierwszej dwudziestki, więc skala trudności musiała wzrosnąć. Dopchałem się i mam za swoje :)

Kiedyś dobiję do tysiąca gmin i wtedy będę wspominał te fajne i proste czasy, gdy miałem ich na koncie 560. Zobaczycie, że tak będzie :)

Na koniec wpisu ulica Prosta. Nie jest przejezdna na wprost, robi za parking, metro pod nią drążą.



Nic nie jest proste w te dni...

PS. A, znów przejechałem 51 km, gdyby to kogoś interesowało.