Samochód jest po to, żeby zap...
Niedziela, 5 maja 2013
· Komentarze(25)
Samochód jest po to, żeby za przeproszeniem zapierdalać.
Weźmy dwa artykuliki z internetu, pozornie niezwiązane ze sobą. Najpierw kawałek pierwszego:
77 osób zginęło, a 949 zostało rannych w 742 wypadkach - to bilans drogowy ostatnich 10 dni. Za abstrakcyjnymi liczbami stoją jednak tragedie zwykłych ludzi. Śląsk: 12-latek zginął w wypadku z ojcem. Łódzkie: osobówka uderzyła w drzewo, zginęło trzech 20-latków... - To tylko liczby, abstrakcja. Dopóki się nie utożsamiamy z ofiarą, te tragedie do nas nie przemawiają - ocenia psycholog ruchu drogowego Andrzej Markowski.
W ciągu ostatnich 10 dni na polskich drogach zginęło 77 osób, a prawie 950 zostało rannych. Czy to dużo - w porównaniu do innych statystyk? - Nie. Średnio na polskich drogach ginie 13 osób dziennie. Średnia z tych 10 dni jest o połowę niższa. Możemy więc powiedzieć, że był to bardzo spokojny czas - ocenia psycholog ruchu drogowego Andrzej Markowski. Jak zaznacza, taka skumulowana liczba dobrze się jednak sprzedaje oraz przydaje, np. jako argument do zwiększenia liczby fotoradarów.
Czy świadomość, że w wypadkach ginie tak dużo ludzi, może sprawić, że będziemy bardziej ostrożni na drogach? - Natura ludzka jest taka, że jak zobaczymy porozbijane samochody i czarny worek na drodze, to przez najbliższe kilkanaście kilometrów będziemy jechali ostrożniej. Ale wystarczy, że jedna czy druga osoba nas wyprzedzi i natychmiast wrócimy do poprzedniego stanu. Natomiast liczby nie robią na nas wrażenia. To są tylko liczby, abstrakcja. Gdyby to był Wojtek, którego znam, i on by zginął, to by to na mnie może wpłynęło. Inaczej to do mnie nie przemawia - zaznacza Markowski.
Jednym słowem na drogach rzeźnia.
Drugi artykulik dotyczy przymiarek do wprowadzenia na Muranowie (takie warszawskie osiedle blisko centrum, gdyby ktoś nie wiedział) strefy Tempo30. Chodzi o to, aby na wybranych ulicach obowiązywało ograniczenie prędkości do 30 km/h. Oddajmy teraz głos burmistrzowi dzielnicy Śródmieście:
Na pomysł zareagował burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski. W rozmowie z tvnwarszawa.pl nie krył emocji. - O tym pomyśle dowiedziałem się z mediów i od razu zapowiadam, że nie zgodzę się na to - powiedział.
- Nie rozumiem, czemu ZTM bierze się za organizację ruchu na ulicach, które są w zarządzie dzielnicy. Czy ja mieszam się do układania rozkładów autobusów? - irytuje się burmistrz.
I dodaje: - Chodzi o dwie kwestie. Po pierwsze, to nie leży w ich kompetencjach, a po drugie, moim zdaniem organizacja ruchu na Muranowie jest dobra. Tam, gdzie to niezbędne, są już ograniczenia do 30 km/h, a w pozostałych miejscach można bezpiecznie jechać 50 km/h.
Jego zdaniem, taki pomysł może zostać odebrany, jako "zamach na kieszenie kierowców". - Dość już ich gnębienia - mówi burmistrz.
Wyłaniają się tutaj dwie kwestie. Po pierwsze Pan Burmistrz jest przekonany, że dzielnica i znajdujące się na jej terenie ulice należą do niego. Ot udzielny książątko, od jakich w polskiej polityce aż się roi. Po drugie (i to jest chyba gorsze) Pan Burmistrz uważa, że samochód jest od tego, żeby nim - nazwijmy rzecz po imieniu - zapierdalać, a wszelkie próby okiełznania rozwydrzonego spaliniarstwa uważa za "zamach" i "gnębienie".
Dlaczego zestawiłem te dwa artykuły? Otóż wychodzi na to, że Pan Burmistrz, udzielne książątko Śródmieścia, tylko wtedy zrozumie pewne rzeczy, gdy rozpędzony samochód rozmaśli na asfalcie któregoś z jego bliskich.
A na razie mamy "złotą wolność", której źrenicą jest wciskanie do oporu pedału gazu. Brawo, Panie Burmistrzu! A może w końcu samemu pozwoli się Pan rozmaślić na asfalcie? Jak szaleć, to szaleć, śmiało! :)
Teraz rowerowanie niedzielne. Uciułałem w ciągu dnia całe 90 km. Rano rundka na Tarchomin i Nowodwory, która zaowocowała romantycznymi fotkami...
...potem wycieczka do centrum i sfocenie ulicy Senatorskiej tuż przy Starówce...
...a następnie jazda z Bielan pod stadion Legii i z powrotem, a pod koniec dnia znów Tarchomin. I się natrzaskał dystans.
A Pana Burmistrza Śródmieścia to coś powinno potrącić. Serio.
Weźmy dwa artykuliki z internetu, pozornie niezwiązane ze sobą. Najpierw kawałek pierwszego:
77 osób zginęło, a 949 zostało rannych w 742 wypadkach - to bilans drogowy ostatnich 10 dni. Za abstrakcyjnymi liczbami stoją jednak tragedie zwykłych ludzi. Śląsk: 12-latek zginął w wypadku z ojcem. Łódzkie: osobówka uderzyła w drzewo, zginęło trzech 20-latków... - To tylko liczby, abstrakcja. Dopóki się nie utożsamiamy z ofiarą, te tragedie do nas nie przemawiają - ocenia psycholog ruchu drogowego Andrzej Markowski.
W ciągu ostatnich 10 dni na polskich drogach zginęło 77 osób, a prawie 950 zostało rannych. Czy to dużo - w porównaniu do innych statystyk? - Nie. Średnio na polskich drogach ginie 13 osób dziennie. Średnia z tych 10 dni jest o połowę niższa. Możemy więc powiedzieć, że był to bardzo spokojny czas - ocenia psycholog ruchu drogowego Andrzej Markowski. Jak zaznacza, taka skumulowana liczba dobrze się jednak sprzedaje oraz przydaje, np. jako argument do zwiększenia liczby fotoradarów.
Czy świadomość, że w wypadkach ginie tak dużo ludzi, może sprawić, że będziemy bardziej ostrożni na drogach? - Natura ludzka jest taka, że jak zobaczymy porozbijane samochody i czarny worek na drodze, to przez najbliższe kilkanaście kilometrów będziemy jechali ostrożniej. Ale wystarczy, że jedna czy druga osoba nas wyprzedzi i natychmiast wrócimy do poprzedniego stanu. Natomiast liczby nie robią na nas wrażenia. To są tylko liczby, abstrakcja. Gdyby to był Wojtek, którego znam, i on by zginął, to by to na mnie może wpłynęło. Inaczej to do mnie nie przemawia - zaznacza Markowski.
Jednym słowem na drogach rzeźnia.
Drugi artykulik dotyczy przymiarek do wprowadzenia na Muranowie (takie warszawskie osiedle blisko centrum, gdyby ktoś nie wiedział) strefy Tempo30. Chodzi o to, aby na wybranych ulicach obowiązywało ograniczenie prędkości do 30 km/h. Oddajmy teraz głos burmistrzowi dzielnicy Śródmieście:
Na pomysł zareagował burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski. W rozmowie z tvnwarszawa.pl nie krył emocji. - O tym pomyśle dowiedziałem się z mediów i od razu zapowiadam, że nie zgodzę się na to - powiedział.
- Nie rozumiem, czemu ZTM bierze się za organizację ruchu na ulicach, które są w zarządzie dzielnicy. Czy ja mieszam się do układania rozkładów autobusów? - irytuje się burmistrz.
I dodaje: - Chodzi o dwie kwestie. Po pierwsze, to nie leży w ich kompetencjach, a po drugie, moim zdaniem organizacja ruchu na Muranowie jest dobra. Tam, gdzie to niezbędne, są już ograniczenia do 30 km/h, a w pozostałych miejscach można bezpiecznie jechać 50 km/h.
Jego zdaniem, taki pomysł może zostać odebrany, jako "zamach na kieszenie kierowców". - Dość już ich gnębienia - mówi burmistrz.
Wyłaniają się tutaj dwie kwestie. Po pierwsze Pan Burmistrz jest przekonany, że dzielnica i znajdujące się na jej terenie ulice należą do niego. Ot udzielny książątko, od jakich w polskiej polityce aż się roi. Po drugie (i to jest chyba gorsze) Pan Burmistrz uważa, że samochód jest od tego, żeby nim - nazwijmy rzecz po imieniu - zapierdalać, a wszelkie próby okiełznania rozwydrzonego spaliniarstwa uważa za "zamach" i "gnębienie".
Dlaczego zestawiłem te dwa artykuły? Otóż wychodzi na to, że Pan Burmistrz, udzielne książątko Śródmieścia, tylko wtedy zrozumie pewne rzeczy, gdy rozpędzony samochód rozmaśli na asfalcie któregoś z jego bliskich.
A na razie mamy "złotą wolność", której źrenicą jest wciskanie do oporu pedału gazu. Brawo, Panie Burmistrzu! A może w końcu samemu pozwoli się Pan rozmaślić na asfalcie? Jak szaleć, to szaleć, śmiało! :)
Teraz rowerowanie niedzielne. Uciułałem w ciągu dnia całe 90 km. Rano rundka na Tarchomin i Nowodwory, która zaowocowała romantycznymi fotkami...
...potem wycieczka do centrum i sfocenie ulicy Senatorskiej tuż przy Starówce...
...a następnie jazda z Bielan pod stadion Legii i z powrotem, a pod koniec dnia znów Tarchomin. I się natrzaskał dystans.
A Pana Burmistrza Śródmieścia to coś powinno potrącić. Serio.