My w Warszawie jesteśmy szorstcy i surowi
Sobota, 20 kwietnia 2013
· Komentarze(15)
Kategoria Ponad 117 km
Tak, zdecydowanie jesteśmy szorstcy i surowi.
Jeśli wejdziemy na blogi ludzi z innych stron Polski, np. z takiego Szczecina czy Wrocławia i spojrzymy na zamieszczone tam zdjęcia, ujrzymy kwiatuszki, drzewka, zwierzątka i inne tego typu pacynki. Jeśli zaś wejdziemy na blogi ludzi z Warszawy, ujrzymy surowość życia i nagi realizm - domy ładniejsze i brzydsze, bloki, drogi, przydrożne reklamy... Tak się nad tym wczoraj zastanawiałem i uzmysłowiłem sobie, że my w Warszawie jesteśmy szorstcy, surowi, nie bujamy w obłokach, twardo stąpamy po ziemi. Nie wiem, skąd to wynika. Może to historia tego miejsca uczyniła nas takimi? Może to klimat miejsc, w których "Hitler i Stalin zrobili, co swoje", tak na nas wpłynął? A może warszawska pogoda, gdzie zima trwa pół roku? Nie wiem. Ale wiem jedno - Warszawa to nie bajka, kwiatuszki i takie tam. Warszawa to twarde życie i codzienne problemy, które bierzemy na klatę.
W końcu to tutaj Niemcom strzelano w łeb, gdy w Krakowie w tym samym czasie pito kawę na rynku. Kiedyś Niemcy w czasie wojny mawiali, że jeśli ktoś chce pojechać na piwo, jedzie do Pragi, jeśli ktoś chce pojechać na dziwki, jedzie do Amsterdamu, a jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo, jedzie do Warszawy. Ot specyficzne miasto...
A pomyślałem o tym wszystkim, gdy na warszawskiej Woli popełniłem te oto foty:
100% realizmu i surowości i nie ma, że boli.
A tu dla odmiany Śródmieście Południowe i kawałek Warszawy przedwojennej - Hitler i Stalin nie zdołali wszystkiego spieprzyć, więc coś zostało:
Tutaj widoczki z tego samego punktu na pograniczu Śródmieścia i Mokotowa tylko w dwie różne strony. Na 1.zdjęciu widać Mokotów, na 2.zdjęciu Śródmieście:
A tu już troszeczkę w głębi Mokotowa:
A teraz przenieśmy się w okolice stadionu Legii. Najpierw tereny zielone (zrobiłem ukłon w stronę miłośników szczecińsko-wrocławskiego stylu fotograficznego)...
...potem knajpa w pobliżu naszego stadionu i klimaty kibicowskie...
...i na koniec całkiem ładne miejsce na Dolnym Mokotowie:
Ogólnie ujeździłem się wczoraj jak dziki osioł, kręciłem na raty przez cały dzień. Dlaczego? Bo tak. Bo to lubię, a i pogoda rozpieszczała. Prawie 6,5 godziny na rowerze i tylko po Warszawie - bo niby czemu nie?
A poza tym chciałem się wbić do kwietniowego TOP10. Bo ja tu jeszcze jestem.
Jeśli wejdziemy na blogi ludzi z innych stron Polski, np. z takiego Szczecina czy Wrocławia i spojrzymy na zamieszczone tam zdjęcia, ujrzymy kwiatuszki, drzewka, zwierzątka i inne tego typu pacynki. Jeśli zaś wejdziemy na blogi ludzi z Warszawy, ujrzymy surowość życia i nagi realizm - domy ładniejsze i brzydsze, bloki, drogi, przydrożne reklamy... Tak się nad tym wczoraj zastanawiałem i uzmysłowiłem sobie, że my w Warszawie jesteśmy szorstcy, surowi, nie bujamy w obłokach, twardo stąpamy po ziemi. Nie wiem, skąd to wynika. Może to historia tego miejsca uczyniła nas takimi? Może to klimat miejsc, w których "Hitler i Stalin zrobili, co swoje", tak na nas wpłynął? A może warszawska pogoda, gdzie zima trwa pół roku? Nie wiem. Ale wiem jedno - Warszawa to nie bajka, kwiatuszki i takie tam. Warszawa to twarde życie i codzienne problemy, które bierzemy na klatę.
W końcu to tutaj Niemcom strzelano w łeb, gdy w Krakowie w tym samym czasie pito kawę na rynku. Kiedyś Niemcy w czasie wojny mawiali, że jeśli ktoś chce pojechać na piwo, jedzie do Pragi, jeśli ktoś chce pojechać na dziwki, jedzie do Amsterdamu, a jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo, jedzie do Warszawy. Ot specyficzne miasto...
A pomyślałem o tym wszystkim, gdy na warszawskiej Woli popełniłem te oto foty:
100% realizmu i surowości i nie ma, że boli.
A tu dla odmiany Śródmieście Południowe i kawałek Warszawy przedwojennej - Hitler i Stalin nie zdołali wszystkiego spieprzyć, więc coś zostało:
Tutaj widoczki z tego samego punktu na pograniczu Śródmieścia i Mokotowa tylko w dwie różne strony. Na 1.zdjęciu widać Mokotów, na 2.zdjęciu Śródmieście:
A tu już troszeczkę w głębi Mokotowa:
A teraz przenieśmy się w okolice stadionu Legii. Najpierw tereny zielone (zrobiłem ukłon w stronę miłośników szczecińsko-wrocławskiego stylu fotograficznego)...
...potem knajpa w pobliżu naszego stadionu i klimaty kibicowskie...
...i na koniec całkiem ładne miejsce na Dolnym Mokotowie:
Ogólnie ujeździłem się wczoraj jak dziki osioł, kręciłem na raty przez cały dzień. Dlaczego? Bo tak. Bo to lubię, a i pogoda rozpieszczała. Prawie 6,5 godziny na rowerze i tylko po Warszawie - bo niby czemu nie?
A poza tym chciałem się wbić do kwietniowego TOP10. Bo ja tu jeszcze jestem.