Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2012

Dystans całkowity:2294.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:76.47 km
Więcej statystyk

Obwodnica wkroczyła do miasta

Sobota, 10 listopada 2012 · Komentarze(6)
Szału wczoraj nie było, tragedii też nie. Zbastowałem trochę z kilometrami w porównaniu z dniami poprzednimi, ale 61 km to też nie jest najgorszy rezultat. Wszystko znów wykręcone po Warszawie. Za to dziś pogoda ładna, więc może wysoczę za miasto choć na chwilę? Dłuższych wojaży się nie spodziewajcie, te będą prawdopodobnie za tydzień, jak dobrze pójdzie.

A wczoraj... wiatr urywał łeb. Początkowo okoliczności przyrody były takie:





Potem wyszło słońce, ale zdjęć słonecznej Warszawy jako Mroczny Rowerzysta oczywiście nie mam :) Na tych pochmurnych widać ulicę Annopol na pograniczu Żerania i Bródna. Taka ponura strefa przemysłowa, w sam raz dla mnie. Na drugiej fotce widać pierwsze bloki osiedla Bródno, a te półokrągłe konstrukcje przykrywają Trasę Toruńską, wielopasmówkę przecinającą Warszawę. Mają chronić mieszkańców Bródna przed hałasem.

Bo u nas w Warszawie wielopasmówki nie omijają miasta, lecz je przecinają. Nawet warszawski ratusz chwalił się swojego czasu, że "obwodnica wkracza do miasta", nie dostrzegając w tym zdaniu oczywistej sprzeczności. Ale to już temat na inną notkę. Na razie tak sygnalizuję.

Idealne miejsce na romantyczne randki

Piątek, 9 listopada 2012 · Komentarze(13)
Pokochałem wieczory. Wieczory są fajne. Kręcenie kilometrów w zimny ciemny dzień też jest fajne, ostatnio odkryłem tego uroki i czerpię z tego pełnymi garściami.

Niedawno myślałem, że jak zmienią czas na zimowy i szybko będzie robić się ciemno, to będzie źle, a tu okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. Wczoraj większość z wykręconych kilometrów zrobiłem, gdy już było ciemno i bardzo sobie to chwalę. Od dziś tytułujcie mnie Mrocznym Rowerzystą :)

Fotkę zrobiłem jednak za dnia, bo wieczorem komórka nie daje rady, telefon to nie lustrzanka :) Oto osiedle Piaski na Bielanach wraz z pętlą tramwajową:



Idealne miejsce na romantyczne randki, nie sądzicie? :)

Podziękujmy Najwyższemu, bo jest litościwy

Czwartek, 8 listopada 2012 · Komentarze(10)
W imię Boga Miłosiernego, Litościwego!
Chwała Bogu, Panu światów,
Miłosiernemu, Litościwemu,
Królowi Dnia Sądu .
Oto Ciebie czcimy i Ciebie prosimy o pomoc.
Prowadź nas drogą prostą,
Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami, nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.


Wczoraj Najwyższy ulitował się nade mną i w ramach swego miłosierdzia oszczędził mi deszczu lejącego się na głowę. Dlatego myślę, że warto mu podziękować.

A w ogóle to jestem ostatnio w niezłym rowerowym gazie. Trzeba będzie trochę przystopować, bo to przecież listopad, a nie maj :) Z drugiej strony skoro mamy w Warszawie setki kilometrów ulic (a może tysiące nawet?), to trzeba korzystać. Zwłaszcza, gdy nie pada.

A tu fotki spod Hal Mirowskich:





Kiedyś nie lubiłem tego miejsca, kojarzyło mi się z brudem, syfem itp., teraz jednak dostrzegam, że w coraz bardziej bezdusznym centrum Warszawy jest to jednak miejsce z duszą. Optyka mi się zmienia, ot co...

Ogólnie ponuro to wszystko wygląda na tych fotach (mówię o okolicznościach przyrody), ale najważniejsze, że nie padało. Dziękujmy Najwyższemu!

Protest

Środa, 7 listopada 2012 · Komentarze(13)
Wczoraj przy Placu Trzech Krzyży zauważyłem protest przeciwko planom tworzenia kolejnych kopalni odkrywkowych:



Nie wgłębiając się w problematykę kopalni odkrywkowych (chociaż wizja wielkich dziur w ziemii i wysiedleń ludności przeraża mnie i kojarzy mi się z głębokim PRL-em), muszę przyznać, że ten protest cieszy mnie sam w sobie, bez względu na poglądy protestujących. Bo cieszę się, że w naszym kraju, owładniętym 19-wiecznym lumpenliberalizmem podlanym swojskim słowiańskim sosem (korupcja itp.), komuś się jeszcze chce przejawiać jakąkolwiek aktywność obywatelską. Przyznam, że ja nie umiem a może mi się po prostu nie chcę. A więc tym protestującym zazdroszczę. Chęci i woli działania.

Z rzeczy rowerowych: kupiłem nowy licznik. Stary się ostatnio zawieszał i zapadł na niego wyrok.

Poza tym dzień paskudny. Wiało i czasem padało...

Nie ma, że boli! Czy czujecie się fanatykami?

Wtorek, 6 listopada 2012 · Komentarze(20)
Że wieje? Że czasem deszcz spadnie? Nie ma, że boli! Zaciskam zęby i jadę.

Zawsze sobie tłumaczę w takich sytuacjach, że w maju czy sierpniu to każdy głupi potrafi rowerem jechać, a w listopadzie już nie :) No owszem, są w tym elementy tzw. sadzenia się (tudzież wywyższania), ale jak już człowiek nabije te kilometry w niesprzyjających okolicznociach przyrody, to najczęściej jest z siebie dumny i musi się tym podzielić z otoczeniem. A trochę tych "kilosów" we wtorek natrzaskałem...

Co czujecie, gdy zrobicie ileś tam kilometrów w taką za przeproszeniem gównianą pogodę? Traktujecie to zupełnie zwyczajnie jako coś oczywistego czy jednak w kontaktach np. ze zdeklarowanymi spaliniarzami czujecie jakąś dumę?

No wiem, od dumy to już tylko krok do fanatyzmu. Dochodzę do wniosku, że w maju czy sieprniu rowerem się jeździ a w listopadzie rower się wyznaje. Czy kręcąc kolejne kilometry w deszcz i wiatr, czujecie się fanatykami?

Niech Allah będzie z Wami! :)

Na koniec nudna fotka - ul.Mickiewicza na Żoliborzu:



Ot Warszawa...

Szarością powiało, co nie?

Poniedziałek, 5 listopada 2012 · Komentarze(4)
W życiu to jest tak, że raz człowiek jest w formie i aż go nosi, a innym razem notuje zdecydowany spadek formy i zamiast dużego potencjału mamy nagle nędzny zwis. Tak bywa z rowerowaniem, tak bywa też z blogowaniem.

No bo spójrzmy, jeszcze niedawno smażyłem sążniste teksty, które przyciągały czytelników i komentatorów, a dziś smędzę takie nudy, że wszyscy pouciekali :) Dobrze, że z rowerowaniem trzymam formę i po spadku przebiegów (spowodowanym "urodzinnianiem się") wracam do dawnej dyspozycji. Dawnej czyli lepszej.

Poniedziałek zaczął się co prawda nieciekawie, bo lejącym deszczem. Lało tak mocno, że aż zdradziłem swoje ideały i zamiast pojechać do pracy rowerem, podjechałem tylko na przystanek tramwajowy, wstawiłem rower do tramwaju i w ten sposób dotarłem do roboty. Nie, samochodem nie pojechałem, aż tak nisko jeszcze nie upadłem, nawet lejący deszcz nie uczyni ze mnie spaliniarza :)

Potem Najwyższy ulitował się nade mną, zakręcił kurek z wodą i w ten sposób mogłem podreperować swój kilometraż. Dzień co prawda piękny nie był - poniżej dowód (jakaś ulica na Woli, której nazwy zapomniałem i nie chce mi się szukać)...



...ale nie padało i to było najważniejsze.

I tak minął kolejny dzień na naszej szarej Zielonej Wyspie, gdzie człowiek się nie liczy i jest traktowany jako nędzny trybik w coraz bardziej rozklekotanych machinach, oliwionych co prawda co jakiś czas lepszej lub gorszej jakości smarem (w Polsce trzeba smarować, smarowanie jest ważne). Ale o tym już innym razem, jak mnie wena najdzie. Na razie zapamiętajcie jedno - ważny jest smar i ważne są plecy. Czasem ważniejsze, niż głowa.

Szarością powiało, co nie?

A jednak coś się działo czyli... skleroza

Niedziela, 4 listopada 2012 · Komentarze(4)
A jednak coś się wczoraj działo. Robiłem zakupy w bemowskim Carrefourze, wyszedłem ze sklepu i... miałem przyjemność poznać kolegę Cimana. A raczej to on poznał mnie i podszedł pierwszy. Widać mój rower i moja gębą są nie do podrobienia, rozpoznawalne zawsze i wszędzie :)

I z tego wszystkiego... odjechałem spod Carrefoura, zapominając jednego z zakupionych produktów. Skleroza mnie bierze, widać starość nie radość. Na szczęście Ciman zabrał to, co zapomniałem, a mianowicie płyn do spryskiwania szyb samochodowych - no niestety mam spaliniarzy w rodzinie :) Tak więc dzisiaj zgubę odbiorę.

Czy wy też bywacie często roztargnieni? :)

A poza tym dzień nienajgorszy - ponownie 55 km.

Na koniec fotka z Bielan, ul.Kasprowicza:



Pod spodem jeździ sobie metro. Fajnie mamy na tych Bielanach, co nie?

Drobienie i urodzinnianie

Sobota, 3 listopada 2012 · Komentarze(7)
Tak to czasem bywa - skoro w jeden weekend człowiek znika na rower, to w kolejny wypada się trochę "pourodzinniać". Nie wiem, czy polszczyzna zna słowo "urodzinniać" (i wszelkie formy pochodne, np. "pourodzinniać" właśnie), ale jeśli nie znała, to właśnie już zna :) Niech i ja wniosę swój wkład w rozwój polszczyzny.

Tak więc w sobotę się urodzinniałem i na rowerowanie zbyt wiele czasu nie starczyło, skończyło się ogólnym wynikiem 55 km (tragedii nie ma), drobionym co prawda na raty, ale zawsze. Podziwiałem m.in. pochmurne niebo nad Chomiczówką...



...oraz słońce nad Wrzecionem i piękne instalacje artystyczne stworzone przez naszych drogowców:



I tak minął ten dzień, ciągnąc się niczym lekko rozgotowany makaron. Nie znaczy to automatycznie, że narzekam, urodzinnianie się też miewa swoje uroki :)

Czy po długim weekendzie czujecie się wystarczająco urodzinnieni? A może aż za bardzo? Pochwalcie się :)

Ta policja to ma jednak wiele zadań...

Piątek, 2 listopada 2012 · Komentarze(13)
Co do zasady policja łapie przestępców. I słusznie, od tego jest. Jednak w państwie naszego kochanego Pana Premiera, naszego cudownego Słońca, zadania policji zostały mocno rozszerzone.

Czym się zatem zajmują dzielni policjanci na naszej Zielonej Wyspie? Na przykład ścigają wrednych kiboli, którzy zajęli inne krzesełko niż wskazane na bilecie lub polują na cyklistów, którzy w przydrożnym barze wychylili kufelek piwa. Ale do krucjaty przeciwko wstrętnym kibolom i strasznie niebezpiecznym cyklistom już się przyzwyczaić zdążyliśmy, takie są koszty posiadania najlepszego rządu na świecie, w końcu nie ma nic za darmo. Za to ostatnio ujawniło się zadanie policji zupełnie nowe - budowa dróg rowerowych.

Otóż na ulicy Broniewskiego na Bielanach była sobie ścieżka rowerowa z tragicznej "kostki downa". Któregoś dnia kostkę zerwano, położono pod nią jakieś instalację i kiedy już warszawscy rowerzyści mieli nadzieję, że całość zostanie zalana asfaltem, to...



Skąd te płyty? Otóż zarządziła tak policja. No cóż, skoro u nas policja zajmuje się już takimi sprawami jak budowa dróg rowerowych, to jakie mamy państwo? Czyżby policyjne?

Pozostaje mieć nadzieję, że wykonującej tak wiele odpowiedzialnych zadań policji starczy jeszcze sił i środków na czynność tak prozaiczną i nieistotną jak zwalczanie przestępczości. Trzymajmy kciuki!

PS. Piątkowe rowerowanie ogólnie takie sobie. Wiatr, brak, czasu, wyszło 40 km. Dobre i to.

Nie wbiłem się w listopad jak pitbull w kurnik

Czwartek, 1 listopada 2012 · Komentarze(7)
Ano nie wbiłem się w listopad jak pitbull w kurnik. Nie trzasnąłem 200 km, nie trzasnąłem nawet 100. Wyszło jedynie 42 km po Bielanach i Żoliborzu, w dodatku zrobione na 3 raty. Za to sporo się urobiłem w mieszkaniu, a potem wypiłem sporo alkoholu (głównie dobrego wina, więc pełna kultura). Wszak 1 listopada to święto rodzinne, czyż nie? :) W każdym razie na rower czasu brakowało, stąd nędzny urobek. Dziś pewnie będzie podobnie.

A oto ul.Podleśna na Bielanach i fajny DDR:



Lubię się tędy puścić w dół. W górę już nie lubię :)

A te wszystkie święta rodzinne jednak rowerowaniu nie sprzyjają... Za to jest dużo mądrzenia się, "cennych rad" i opowieści z przeszłości przy rozmaitych rodzinnych stołach. Ot taki klimat.