Nie ma, że boli! Czy czujecie się fanatykami?
Że wieje? Że czasem deszcz spadnie? Nie ma, że boli! Zaciskam zęby i jadę.
Zawsze sobie tłumaczę w takich sytuacjach, że w maju czy sierpniu to każdy głupi potrafi rowerem jechać, a w listopadzie już nie :) No owszem, są w tym elementy tzw. sadzenia się (tudzież wywyższania), ale jak już człowiek nabije te kilometry w niesprzyjających okolicznociach przyrody, to najczęściej jest z siebie dumny i musi się tym podzielić z otoczeniem. A trochę tych "kilosów" we wtorek natrzaskałem...
Co czujecie, gdy zrobicie ileś tam kilometrów w taką za przeproszeniem gównianą pogodę? Traktujecie to zupełnie zwyczajnie jako coś oczywistego czy jednak w kontaktach np. ze zdeklarowanymi spaliniarzami czujecie jakąś dumę?
No wiem, od dumy to już tylko krok do fanatyzmu. Dochodzę do wniosku, że w maju czy sieprniu rowerem się jeździ a w listopadzie rower się wyznaje. Czy kręcąc kolejne kilometry w deszcz i wiatr, czujecie się fanatykami?
Niech Allah będzie z Wami! :)
Na koniec nudna fotka - ul.Mickiewicza na Żoliborzu:
Ot Warszawa...
Komentarze (20)
Jest wręcz uczciwością wywyższanie się, gdy ma się obiektywne argumenty - czy to statystyki przebiegów, czy wzrost czy Żyrafę. ;)
/oczywiście wywyższanie tylko w tej danej kwestii/
mors 13:32 niedziela, 11 listopada 2012
Przyznaję, też trochę się wywyższam, ale głównie wewnętrznie, dla siebie. Chociaż lubię to pełne niedowierzania "dzisiaj/w taką pogodę/na taką okazję też?!" ^.^ A ja spokojnie otrzepuję się ze śniegu albo układam wizytową sukienkę [bo na czyimś ślubie trzeba wyglądać ;)]. :)
Savil 01:27 niedziela, 11 listopada 2012
jak robiłem rekordowe 152km to lało przez ostatnią godzinę i czułem się super dzięki temu :D dużo większa radocha i duma niż gdybym przejechał na sucho :)
piotrkol 23:45 piątek, 9 listopada 2012
Można powiedzieć, że zbiorkomowcy są hardcorami, a blachosmrodziarze.. budzą politowanie..
Wilku, po co ta ironia, skoro napisałem de facto coś, co Łukasz sam o sobie wieolokrotnie pisał..
mors 23:10 piątek, 9 listopada 2012
Hehe, znam to :) Raz też byłem pytany, "kiedy zarobię na samochód" :))
lukasz78 10:12 piątek, 9 listopada 2012
P.S. jak latem przyjechałem rowerem do pracy, akurat przed wypłatą, jeden z litościwych kolegów zaproponował pożyczenie kasy na paliwo :)
romulus83 22:34 czwartek, 8 listopada 2012
Sam musiałem jeździć do pracy rowerem 10 km w jedna stronę. Bez względu na pogodę i porę roku. Nie miałem prawa jazdy. Nie miałem auta. Takie realia. Na wsi bez auta, to jak bez ręki. Jednak jeźdząc codziennie w deszczu, błocie, śniegu i wietrze byłem bardziej zahartowany. Nie mniej rzadko choruję. Swoją drogą, gdybym mieszkał w Poznaniu, albo innym dużym mieście auto byłoby mi zbędne. Wystarczył by rower i komunikacja miejska.
romulus83 22:30 czwartek, 8 listopada 2012
Hmm, coś w tym jest, dla mnie na przykład stanie na przystanku 10 minut w zimny wietrzny dzień jest aktem heroizmu. Widać, jak te bidoki trzęsą się z zimna. A ja jadę, jestem rozgrzany i jest mi ciepło. Więc może to pasażerowie zbiorkomu zasługują na podziw?
A co do dojazdu samochodem, to nawet gdybym chciał dojechać nim do roboty, to bym nie mógł, bo o pewnych porach zaparkowanie auta w okolicy jest fizycznie niemożliwe. Najbardziej zdeterminowani samochodziarze parkują nielegalnie, zastawiając chodniki czy nawet przejścia dla pieszych, straż miejska jest tam codziennie i ma naprawdę bogate żniwo.
lukasz78 19:16 czwartek, 8 listopada 2012
To, co u nas jest uważane za fanatyzm, w Danii czy Holandii jest normą (no, może poza Twoimi dystansami). Tam jakoś deszcz czy śnieg w jeździe rowerem nie przeszkadza, tak jak większości Polaków nie przeszkadza w staniu i marznięciu na przystankach. Więc nie jesteśmy fanatykami, a postępowcami.
barklu 17:53 czwartek, 8 listopada 2012
Na podstawie obserwacji:
Wolność to kwestia wyboru. Skoro dany osobnik ma wybór: auto lub rower i wybiera rower to niech tam sobie wieje i pada. Dany osobnik czuje się szczęśliwy bo wolny.
A jak jeszcze do tego podliczy ile zaoszczędził czasu (korki) i kasy (autko coś zjeść musi) to dopiero czuje się dumny:)
Skowronek 17:38 czwartek, 8 listopada 2012
Czyli jednak cykloza :)
lukasz78 07:03 czwartek, 8 listopada 2012
Za fanatyka bym się raczej nie uważał. Prędzej za uzależnionego. Jak nie pojeżdżę to mnie wszystko zaczyna boleć. Syndrom odstawienia chyba. Tak więc nie mogę odstawiać bo będę cierpiał :-p
limit 06:52 czwartek, 8 listopada 2012
No właśnie, mamy w Warszawie skarpę warszawską i jest gdzie ćwiczyć podjazdy - Oboźna, Tamka, Agrykola, Belwederska, Dolna... Co nie znaczy, że lubię pojazdy kolekcjonować, faktycznie moje ambicje w tym zakresie są nader ograniczone, przyznaję się bez picia.
lukasz78 06:49 czwartek, 8 listopada 2012
Żeby usatysfakcjonować Morsa - to powinieneś tak ze 20-30 razy machnąć najcięższy warszawski podjazd, czyli Oboźną (w końcówce 10%) ;))
wilk 23:23 środa, 7 listopada 2012
Jesteś fanatykiem i hardcorem w kategorii przebiegów w dni robocze i w dnie deszczowe, ale z drugiej strony zupełnie nie masz ambicji i "hardcoru" w kategorii podjazdów.
Pomyśl nad tym. ;)
PS. miałeś zielone światło a wolałeś zatrzymać się do zdjęcia? ;)
mors 21:53 środa, 7 listopada 2012
Ale od razu dodaję, że wyniki rzędu 89 km to esktremum, z reguły przebieg w dzień roboczy to ok. 60-65 km.
lukasz78 21:38 środa, 7 listopada 2012
Do pracy tylko 8 najkrótszą trasą, ale wychodzę wcześniej i "norma" to 25 km przed pracą, na dobry początek dnia :) Po pracy kręcę 30 km, to też "norma". W czasie pracy wyjście na obiad i 5 km, to tez "norma". I mamy 60, to jest takie że tak powiem minimum. Do tego czasem dochodzą jakieś wyjazdy typu zakupy, czasem jeżdzę więcej podczas pracy (coś tam na mieście załatwiam) i już robi się fajny przebieg.
lukasz78 21:35 środa, 7 listopada 2012
;-)
Pozdrawia Fanatyczka ;-)
P.S. Mam pytanko - ile masz kilometrów "do i z pracy"?
Bo podziwiam Cię za to kręcenie do np. 89 km po stolycy ;-)
kosma100 21:26 środa, 7 listopada 2012
O tak, samozaparcie to podstawa. Może to głupota z tą dumą i jakimś tam wywyższaniem się, ale to świetnie motywuje do jazdy, przynajmniej w moim przypadku. Ale jeszcze bardziej motywuje, gdy słucham o jakichś kolejnych choróbskach od spaliniarzy i zbiorkomowców, a ja wciąz zdrów :) Nie, że się cieszę z cudzych chorów, z własnego zdrowia się cieszę.
lukasz78 21:17 środa, 7 listopada 2012
Najważniejsze jest motywacja i samozaparcie, szczególnie podczas jazdy przy takiej pogodzie.
Keto 21:13 środa, 7 listopada 2012
lukasz78
Варшава
Uwaga: Osobnik politycznie niepoprawny :) Nie jestem Europejczykiem, jestem Polakiem ze wschodnią duszą. A poza tym podobno jestem toksyczny, podżegam do wojny, jestem chamem i pluję Litwinom do talerza - o czym można przeczytać na pewnym forum dyskusyjnym. Strzeżcie się zatem! :)
Dystans całkowity | 55271.00 km |
Dystans w terenie
| 0.00 km (0.00%) |
Czas w ruchu
|
brak danych. |
Suma w górę |
0 m |
Prędkość średnia: | brak danych. |
Baton statystyk
|
|
Profil | Profil bikera |
Więcej statystyk | Statystyki rowerowe |
Wykres roczny