Miejski sport ekstremalny :)

Środa, 7 grudnia 2011 · Komentarze(3)
Różne można uprawiać sporty ekstremalne. Jedni wspinają się w Himalajach, inni nurkują głęboko pod wodą, a ja lubię przejechać się warszawskimi wielopasmówkami w godzinach szczytu :) Gdy spalinowe towarzystwo stoi w korku, to jeszcze luz, ale jak się z tego korka uwolni... Prędkość rzędu 80-100 km/h na wielu szerokich ulicach to norma. I wtedy robi się ciekawie. Wczoraj na przykład jechałem sobie w popołudniowym szczycie ciągiem Chałubińskiego-Al.Niepodległości, a potem Wisłostradą na odcinku z Wilanowa do Mostu Poniatowskiego. Jeśli komuś brakuje adrenaliny, to też powinien spróbować :)

Bilans dnia: 67 km. Najdalej zapuściłem się na Wilanów. A może do Wilanowa? Cholera wie, jak to się poprawnie mówi, zdania w Warszawie są podzielone...

55 km

Wtorek, 6 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Pogoda może nie rozpieszczała, ale tragedii też nie było. Rano robię 27 km, po południu dorzucam 28, przy okazji odwiedzając centra handlowe :) Wiadomo, Mikołajki! Przy okazji łapię po południu małą deszczową kąpiel, ale bez tragedii.

Bilans: 55 km na koniec dnia.

Deszczowo

Poniedziałek, 5 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Padało wczoraj w Warszawie dosyć potężnie, zwłaszcza rano. Cóż, na moje rowerowanie też to jakoś wpłynęło, zamiast tradycyjnych 25 km rano zrobiłem w strugach deszczu zaledwie 16 :) Po pracy miałem parę spraw do załatwienia i głównie do tego służył mi rower - a to podskoczyć na Pl.Zawiszy, a to na Świętokrzyską, a to na Bemowo... Na szczęście z nieba już nie lało.

Wyszło 44 km pod koniec dnia.

53 km

Niedziela, 4 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Skromnie - pogoda nie nastrajała do rowerowania (silny wiatr) i miałem sporo innych spraw na głowie. Więc wyszło z tego 53 km po Bielanach, Żoliborzu, Bemowie i Woli. Zdecydowanie nic ciekawego, o dłuższych wyprawach rowerowych poza miasto mogę na razie z różnych względów zapomnieć.

78 km

Sobota, 3 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Miałem zrobić tego dnia 100 km, ale deszcz, który zaczął padać wieczorem, sprawił, że mi się odechciało :) Więc zostało 78 km. 40 km zrobiłem na początek dnia - zapuściłem się z Bielan wzdłuż Wisły aż na dalekie Powiśle (dalekie, tj. bliżej stadionu Legii niż Mariensztatu), stamtąd odbiłem w okolice Marszałkowskiej i wróciłem na Bielany, gdzie jeszcze trochę kilometrów nałapałem. Dalej było już tylko "drobienie" co jakiś czas po Bielanach i chyba też po Bemowie, już nie pamiętam dokładnie :) I tak dobiłem do 78 km. No a potem spadł deszcz...

Tuptuś, tuptuś, tuptuś!

Piątek, 2 grudnia 2011 · Komentarze(0)
W piątek o dziwko kierowcy nie dawali się we znaki, za to na ścieżkach rowerowych uaktywnili się tuptusie. Normalnie o takich rzeczach nie piszę, po tuptuś na ścieżce rowerowej to w zasadzie standard, ale w piątek było tych tuptusiów wprost zatrzęsienie. Jedni szli dziarskim krokiem, inni zaledwie człapali, a niektórzy po prostu sobie stali. Jednak dzwonek to bardzo ważna część roweru, w takich sytuacjach czyni cuda :)

Co do samego jeżdżenia, to zebrało się tego 67 km, a najdalej zapuściłem się z Bielan aż na Okęcie. No i cały czas poszukiwałem optymalnego ustawienia nowego siodełka. Chyba w końcu znalazłem :) Siodełko jest OK, jeszcze je trochę czuję jako "ciało obce", ale nie ma bólu, nie ma niewygody, więc jestem zadowolony.

No i to tyle.

Jest grudzień - jest jazda! Plus nowe siodełko

Czwartek, 1 grudnia 2011 · Komentarze(2)
W grudzień postanowiłem wejść z impetem, wskutek czego natrzaskałem 81 km po Warszawie - po Bielanach, Żoliborzu, Śródmieściu, Woli i Bemowie. Czyli tam, gdzie zwykle :) No i zafundowałem sobie nowe siodełko, bo dotychczasowa "kanapa" była już mocno nadszarpnięta i miała też swoje wady. Nowy nabytek (Author ErgoGel) to w porównaniu z siodłem dotychczasowym prawie że deska :) Ale jest OK, przejechałem na tym nabytku wczoraj 40 km (dzisiaj kolejne 27), nic nie boli, czuję je jeszcze jako ciało obce, ale to z czasem minie.

A stare siodełko spoczywa sobie teraz na półce jako rezerwowe.

Motywacja odchodzi i... wraca :)

Środa, 30 listopada 2011 · Komentarze(0)
Natrzaskałem wczoraj 56 km po Warszawie i nie będę tego nawet rozbijał na dzielnice, bo to i tak nudne :) Napiszę więc o motywacji. Otóż wczoraj po moim wyjściu z pracy motywacja do rowerowania mi padła. Pierwszy raz od wielu tygodni. Ziąb - zniosę. Wiatr - zniosę. Ciemności - zniosę. Siąpiący deszcz - zniosę. Tysiące spaliniarzy na ulicach - zniosę. Monotonia wciąż tych samych ulic i brak możliwości wyrwania się z Warszawy - zniosę. Ale żeby tak wszystko na raz, w ramach wielkiej kumulacji? Więc tego nie zniosłem, dotoczyłem się tylko z pracy do domu, na liczniku skromne 32 km. Padł mi system.

A tymczasem... Godzina prac domowych i parę łyków napoju energetycznego zrobiło swoje. System znów odpalił, a ja dziarsko i radośnie natrzaskałem jeszcze 24 km po Bielanach i przy okazji napędziłem niezłego stracha jakiemuś nadpobudliwemu spaliniarzowi, co to trąbił na mnie, bo musiał na 5 sekund zdjąć nogę z gazu, a jak go dogoniłem na najbliższym skrzyżowaniu i przyjacielsko popukałem w szybę, to mu mina nieco zrzedła :)

Jednym słowem brak motywacji okazał się chwilowy i wszystko szybko wróciło na właściwe tory.

Biomet niekorzystny dla spaliniarzy

Wtorek, 29 listopada 2011 · Komentarze(0)
Coś chyba krążyło wczoraj w powietrzu, jakiś biomet niekorzystny czy coś. To znaczy mi jeździło się dobrze, za to warszawskie spaliniarstwo było w słabszej formie. Kierowcy puszek nagle roztrąbili się na widok prawidłowo jadącego roweru (no bo słyszał ktoś, żeby tak rowerem w listopadzie??? przecież "nie da się"), za to przestali zwracać uwagę na przejazdy rowerowe, serwując mi tym samym skoki adrenaliny. Pozostaje mieć nadzieję, że biomet szybko zmieni się na korzystny i spaliniarze odzyskają elementarną sprawność i koncentrację :)

W tych warunkach przejechałem po Warszawie uczciwe 63 kilometry.

PS. Tak przy okazji: Jeśli chcecie się przejechać nową ścieżką rowerową przy ulicy Szczęśliwickiej w Warszawie, to jeździjcie w okularach ochronnych, w ostateczności mogą być zwykłe. Gałęzie drzew zwisają nad ścieżką, akurat na wysokości głowy rowerzysty. Szkoda oczu.

Uczciwe 73 km

Poniedziałek, 28 listopada 2011 · Komentarze(0)
Niedzielną nędzę odbiłem sobie w poniedziałek. Przed pracą robię coś ponad 25 km, potem przerwa obiadowa i kolejne parę km, więc wychodząc z pracy mam już 30 :) Po pracy dużo jeżdżę po Woli, Śródmieściu, Żoliborzu i Bielanach, załatwiając przy okazji parę spraw. Bilans dnia: 73 km. Nie jest źle.