Bida z nędzą

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Rowerowo dzień zupełnie bez historii. Najpierw 20 km po Otwocku, potem powrót na Bielany nieco okrężną drogą i wyszło 61 km na koniec dnia.

Bida z nędzą, czyż nie? :)

Otwock, Józefów, Falenica

Niedziela, 8 kwietnia 2012 · Komentarze(7)
Wczorajsze jeżdżenie to było typowe ciułanie kilometrów podczas krótszych lub dłuższych przejażdżek, tym razem po Otwocku, Józefowie i Falenicy.

Otwock? Im dalej od centrum tym ładniej, ale centrum jest wizytówką miejscowości, a to otwockie wygląda mniej więcej tak:



Tak więc jeśli ktoś chce zwiedzić Otwock, to proponuję raczej objeżdżać położone wśród drzew przedmieścia.

Józefowa nie fociłem, może innym razem. Samo miasteczko nie jest złe - willowe (z niewielką domieszką niskich bloczków) i całkiem zadbane.

Falenica to już przedmieście Warszawy i to bardzo dalekie, ok. 20 km od centrum. Przynależność do Warszawy temu miejscu nie służy, Falenica jest zaniedbana i leży zbyt dalego warszawskiego ratusza, aby ktoś ją stamtąd dojrzał. Poza tym zabudowa jest taka jak w Józefowie, niska i zdecydowanie nie wielkomiejska. Tylko to zaniedbanie... A oto obrazki z Falenicy:





Ale to tylko mały kawałek, bo nawet trochę drewnianych domów się tam znajdzie.

A co poza tym? A poza tym to nie miałem szalika i czapki, a że było zimno i wietrznie, to bałem się, że mnie jakieś choróbsko dorwie. Tak więc jak skończyłem jazdę, to wypiłem sporo wina, aby wypalić bakterie :)

No i dziś jestem zdrowy.

Święta to taki megacudowny okres :)

Sobota, 7 kwietnia 2012 · Komentarze(8)
Święta to taki megacudowny okres. Spotykają się ludziska rodzinnie (częściej z musu niż z autentycznej chęci), nudzą się przy stole, gapią się w TV, wrzucają w siebie gigantyczne ilości kalorii, po czym piją jakieś przesrywne herbatki lub ładują sobie w tyłek czopki w nadziei, że to wszystko zrzucą.

Z tego schematu można się oczywiście wyłamać, tylko trzeba chcieć. Ja chciałem, więc udało mi się przejechać w sobotę całe 79 km.

Początek dnia to jeżdżenie po Warszawie, bo miałem jedną sprawę do załatwienia w centrum, poza tym sporo przejechałem "dla sportu" i tak wyszło z tego 35 km. Złamałem się nawet i zaliczyłem jeden podjazd, chociaż wolę jeździć po płaskim, oto ulica Tamka w Warszawie:



Choć fotka w sumie oddaje niewiele, bo w momencie robienia zdjęcia 2/3 podjazdu miałem już za sobą.

A potem to już na święta trzeba było jechać. Odrzuciłem propozycję wspólnej jazdy samochodem i postanowiłem pojechać rowerem, a celem podróży było miasto Otwock, które jest tak śliczne, że nazywam je pieszczotliwie Obrzydłówkiem. Podróż do Obrzydłówka to 39 km i czas 1 h 36 min. - jak na mnie to nawet niezły, pokrzepiło mnie zwycięstwo Legii nad Ruchem. Bo Twoje jest mistrzostwo, potęga i chwała na wieki :) Legia pany!

A dalej to już odfajkowywanie świąt, choć jeszcze 5 km po Obrzydłówku zrobiłem. I koniec. Nie jest źle, co nie? :)

110 km po Warszawie

Piątek, 6 kwietnia 2012 · Komentarze(7)
No to sobie wczoraj pojeździłem, całe 110 km.

Zaczęło się od 30-kilometrowej przejażdżki przed pracą, gdzie między innymi zajrzałem na Służewiec Biurowcowy. Temat Służewca jest ostatnio wałkowany przez prasę i przedstawiany jako katastrofa komunikacyjna - do tramwajów nie sposób się wcisnąć, a samochody nie mają gdzie parkować. Jak to dobrze, że śmigam na rowerze i tego typu problemy w ogóle mnie nie dotyczą. Inna sprawa, że jakość dróg rowerowych to by mogli w tym rejonie poprawić - ta wzdłuż Wołoskiej ma same zalety i tylko jedną wadę: nie nadaje się do jeżdżenia rowerem. No ale zawsze można śmignąć jezdnią :)

Z pracy wyszedłem nieco wcześniej, najpierw sporo krążyłem po Bielanach i Bemowie, załatwiając parę spraw, potem przez Most Północny przedostałem się na Tarchomin i dalej wgłąb Białołęki, gdzie zwiedzałem takie warszawskie zadupia, jak Choszczówka i Szamocin. Przeciętnemu warszawiakowi te nazwy pewnie nic nie mówią, bo to bardzo daleko od centrum i bardziej tam wiejsko, niż miejsko. Wrzucam 3 foty z tych obszarów:







W końcu dotarłem do ruchliwej ulicy Płochocińskiej, stamtąd znów na Tarchomin i Most Północny, gdzie trafiłem na kolejnego kretyna w samochodzie (tym razem taksówkarza) - kolejny, który odstawił szopkę, tj. najpierw mnie obtrąbił, gdy spokojnie sobie jechałem, później zaczął hamować na widok pokazanego "fucka", by za chwilę... przyspieszyć i pojechać dalej. To już mógł być konsekwentny i na mnie poczekać, jeśli mu coś nie pasowało. Skąd się takie jełopy biorą?

Przez Most Północny dotarłem na Bielany, mając 85 km na liczniku, dokręciłem do 90 i zrobiłem przerwę. Po przerwie zrobiłem sobie objazd bliskiej okolicy, dobiłem do 105 km i myślałem, że na tym zakończę, na zakończenie strzeliłem sobie autoportret (proszę się nie śmiać!) :)



I myślałem, że to już definitywny koniec jazdy, ale pod sam koniec dnia wybrałem się jeszcze do jednego z bielańskich spożywczaków i przy okazji dokręciłem do 110 km.

Uff, koniec...

Umierajmy na serce i cukrzycę

Czwartek, 5 kwietnia 2012 · Komentarze(11)
Najpierw o wczorajszej jeździe. Przejechałem całkiem dużo, 80 km. Gonię, bo inni uciekają. Jeżdżę, bo inni też jeżdżą. Trzaskam kilometry, bo inni trzaskają jeszcze więcej. Ot rywalizacja. Co ten Bikestats robi z ludzi? :)

Gdzie jeździłem? Głównie w Warszawie, ale poza miasto też się wyrwałem, krążąc po wioskach na zachód od stolicy takich jak Babice, Laski, Izabelin itp. Podwarszawski pejzaż wygląda tak:



Jeśli pójdziemy kilka kilometrów wzdłuż tego rowu, to znajdziemy się w Warszawie.

A teraz z innej beczki. Zanim przejdę do sedna, polecam ten tekst (całość tutaj):

Według danych rządu australijskiego około 60 procent obywateli ma nadwagę lub jest otyłych. Z czego 34.1 proc. to kobiety. Natomiast 26.8 proc. to mężczyźni. Liczba puszystych wzrosła w Australii w ciągu ostatnich 25 lat ponad dwukrotnie. Są to alarmujące dane, które doprowadziły do ogólnonarodowej dyskusji na temat środków prewencyjnych, ponieważ biorąc pod uwagę zdrowotne konsekwencje nadwagi – z cukrzycą i chorobami układu krążenia na czele - problem nadwagi nie jest problemem jednostkowym, ale obciąża całe społeczeństwo oraz przyszłe pokolenia.

Do czego zmierzam? Jak już pisałem w jednej z poprzednich notek, jakiś osioł z sejmu chce nas rowerzystów obowiązkowo ubrać w kaski. W latach 90-tych w wprowadzono obowiązek jazdy rowerem w kasku w Australii. Efekt? Spadek podróży rowerowych o 1/3, wśród najmłodszych nawet o połowę.

A teraz przeczytajcie ten fragment tekstu, który wkleiłem parę linijek wyżej, ten o australijskiej otyłości. Widzicie związek przyczynowo-skutkowy? Bo ja go widzę i to bardzo wyraźnie.

Zatem chrońmy głowy, umierajmy na serce i cukrzycę. Tak będzie zdrowiej.

PS. Nie mam nic do jeżdżenia w kasku. Ale to powinien być indywidualny wybór. Gdybym skakał po leśnych korzeniach, sam bym sobie kupił kask. W mieście potrzeby nie odczuwam.

Ruszyli jak Kubica

Środa, 4 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Dzisiaj mam tzw. urwanie głowy, więc piszę w telegraficznym skrócie:

dystans: 84 km
kłótnie ze spaliniarzami 0
złapane gumy: 0
tuptusie na ścieżkach rowerowych: nie liczyłem, ale bez tragedii
interwencje policji: 0
trasa: Warszawa - głównie Bielany i Bemowo, poza tym Wola, Śródmieście, Żoliborz, Ochota, dużo krążenia tymi samymi ulicami (na takiej Młynarskiej chyba 6 razy byłem)

Poza tym raz, mocno oszołomiony i ogłuszony wszechpotężnym motoryzacyjnym hałasem, władowałem się na czerwonym świetle przed samochody, które wystartowały na zielonym tak dynamicznie jak Robert Kubica z pole position za najlepszych lat. I tak do hałasu silników dołączył chór klaksonów. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. W tej sytuacji o klaksony pretensji nie mam.

A, i raz deszcz mnie zmoczył. Ale nie jestem z cukru, nie narzekam.

I to chyba tyle. Jedziemy dalej!

Módlmy się

Wtorek, 3 kwietnia 2012 · Komentarze(18)
Przeczytałem wczoraj, że pewien poseł o nazwisku Mroczek zwrócił się do ministra transportu z interpelacją, w której domagał się wprowadzenia dla rowerzystów obowiązkowych kasków, kamizelek i... przeglądów technicznych rowerów. Ponadto pan poseł łaskaw był zauważyć, iż "niestety coraz częściej uczestnikami ruchu stają się rowerzyści".

Ponieważ tego typu bzdury ciężko nawet komentować, zamiast tego proponuję modlitwę. Módlmy się, aby Najwyższy raczył ulitować się nad biednym posłem Mroczkiem i obdarzył go rozumem i jasnością umysłu. Błagajmy także o wstawiennictwo Najświętszą Maryję Pannę.

Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad Mroczkiem.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad Mroczkiem.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad Mroczkiem.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad Mroczkiem.

Święta Boża Rodzicielko, módl się za Mroczkiem.
Maryjo, Dziewico z Nazaretu, módl się za Mroczkiem.
Umiłowana Córko Ojca, módl się za Mroczkiem.
Dziewico wybrana przed wiekami, módl się za Mroczkiem.
Matko od wieków przewidziana, módl się za Mroczkiem.
Córko Adama, módl się za Mroczkiem.
Nowe Stworzenie, módl się za Mroczkiem.
Córko Syjonu, módl się za Mroczkiem.
Wybrana spośród ubogich Pana, módl się za Mroczkiem.
Pokorna służebnico Pańska, módl się za Mroczkiem.
Cała święta, ukształtowana przez Ducha Świętego, módl się za Mroczkiem.
Świątynio Ducha, módl się za Mroczkiem.
Pełna łaski, módl się za Mroczkiem.
Dziewico błogosławiona, módl się za Mroczkiem.
Dziewico Niepokalana, módl się za Mroczkiem.
Matko Emmanuela, módl się za Mroczkiem.
Matko Jezusa, módl się za Mroczkiem.
Matko Syna Bożego, módl się za Mroczkiem.
Matko Chrystusa, módl się za Mroczkiem.
Matko Odkupiciela, módl się za Mroczkiem.
Matko Pana i Zbawiciela, módl się za Mroczkiem.
Ty, która dałaś życie światu, módl się za Mroczkiem.
Współpracownico wspaniałomyślna Chrystusa Pana, módl się za Mroczkiem.
Ty, która współdziałałaś w dziele Odkupienia, módl się za Mroczkiem.
Ty, która współcierpiałaś z Synem umierającym na krzyżu, módl się za Mroczkiem.
Nowa Ewo, módl się za Mroczkiem.
Matko żyjących, módl się za Mroczkiem.
Matko ludzi, módl się za Mroczkiem.
Matko wierzących, módl się za Mroczkiem.
Ty, która razem z Apostołami błagałaś o dar Ducha Świętego, módl się za Mroczkiem.
Uwielbiona w niebie z ciałem i duszą, módl się za Mroczkiem.
Wywyższona przez Pana jako Królowa wszechświata, módl się za Mroczkiem.
Pierwowzorze Kościoła, módl się za Mroczkiem.
Najznakomitsza cząstko Kościoła, módl się za Mroczkiem.
Wzorze świętości we wspólnocie wybranych, módl się za Mroczkiem.
Matko chrześcijan, módl się za Mroczkiem.
Opiekunko, Wspomożycielko, Pośredniczko i Orędowniczko, módl się za Mroczkiem.
Znaku pewnej nadziei i pociechy dla pielgrzymującego ludu Bożego, módl się za Mroczkiem.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.


Mam nadzieję, że Najwyższy wysłucha.

Teraz krótko co do mojego wczorajszego rowerowania. Nic szczególnego, 61 km po Warszawie przejechane, dzień bez historii.

I na koniec zdjęcie. Fotka przedstawia ulicę Człuchowską na Jelonkach. To zachodnie obrzeża Warszawy, kilometr dalej zaczynają się pola uprawne. W sumie nic szczególnego na tym zdjęciu nie ma, ale skoro pokazuję tu od jakiegoś czasu taką zwykłą codzienną Warszawę, to i na takie banalne widoczki miejsce się tutaj znajdzie :)

Ciułando, ciułando!

Poniedziałek, 2 kwietnia 2012 · Komentarze(3)
No to sobie znowu pociułałem :) Zamiast machnąć 70 km za jednym zamachem, jak Pan Bóg przykazał, zbierałem je mozolnie przez cały dzień. A to 30 km przed pracą, a to 10 w czasie przerw w pracy... Ostatnie metry zrobiłem tuż przed północą.

Co zapamiętałem rowerowo z tego dnia? Przede wszystkim grad, który rano dosyć porządnie wychłostał mnie po twarzy - ale że mojej twarzy i tak już nic nie pomoże, to się nie przejmowałem :)

A tak poza tym to jakoś tak nudą powiało. Nawet kierowcy nie trąbili, tuptusie też jakoś nie wbiegali pod koła.

Ale wiecie co? Poza Warszawę wyjechałem! Na całe 2 kilometry, ale zawsze :)

PS. Z braku weny nie zrobiłem żadnej fotki, stąd taki "łysy" wpis. Ale jutro fotka będzie, bo już czeka sobie w komórce.

Mało dynamiczny początek miesiąca

Niedziela, 1 kwietnia 2012 · Komentarze(8)
Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się rozpocząć miesiąca tzw. mocnym akcentem czyli co najmniej setką przejechanych kilometrów. Wczoraj było tak samo i wykręciłem zaledwie 62 km, bynajmniej nie z powodu takiej sobie pogody (wiatr, gradobicie) lecz z powodu tzw. obowiązków rodzinnych. Cóż, życie to nie tylko rower :)

Nie muszę chyba dodawać, że nie zrobiłem tych 62 km za jednym razem, lecz uciułałem je przez cały boży dzień, robiąc krótsze i dłuższe przejażdżki po bliższej i dalszej okolicy. Co gorsza w najbliższych dniach nie widać perspektyw na jakiś większy kilometraż, więc będę tak sobie ciułał, dzień w dzień.

Dobra, to tyle narzekania, teraz fotka z mojej okolicy, żeby pokazać, że okolica jest ładna :)



Ja mieszkam w blokowisku (i sobie chwalę, bo kocham blokowiska), ale jak mi się bloki znudzą, to widok, który widzicie na zdjęciach, mam zaledwie 1 km od swojego domu. Czyli 3 min. rowerem.

Bo Bielany piękne są i już!

Za co pokochałem Most Północny

Sobota, 31 marca 2012 · Komentarze(7)
Każdy, kto wyjdzie z domu, może zasadniczo podróżować na 4 strony świata, są jednak wyjątki.

Wyjątki są różne. Można na przykład mieszkać tuż przy ufortyfikowanej granicy z Białorusią i wtedy jeden kierunek odpada. Można też mieszkać w pobliżu rzeki i niezbyt blisko mostu. To było przez ponad 30 lat moim udziałem.

Gdy wyszedłem z domu, mogłem jechać rowerem w 3 kierunkach - na Żoliborz (i dalej do centrum), na Bemowo oraz poza miasto, w stronę Puszczy Kampinoskiej. A czwarty kierunek? Tam mogłem co najwyżej pojechać 2-3 km i odbić się od Wisły. Czwarty kierunek nie istniał, do najbliższego mostu miałem ładnych parę kilometrów i tak czy siak aby się tam dostać musiałem najpierw obstawiać kierunek żoliborski, jeden z pozostałych trzech. To zmienił dopiero Most Północny. On otworzył czwarty kierunek - na Tarchomin, dalej na Legionowo, w stronę Zalewu Zegrzyńskiego, ewentualnie wgłąb Białołęki. Świat wreszcie ma tyle kierunków, ile trzeba.

Oto i fotka z Tarchomina. Trochę rozmyta, bo chyba miałem obiektyw w komórce zaparowany i zapomniałem przetrzeć :)



Wracając wczoraj z Tarchomina, miałem na Moście Północnym ciekawą przygodę. Jadę sobie spokojnie, nagle trąbi na mnie spaliniarz, może w ten sposób leczył jakies kompleksy. Odtrąbić z przyczyn oczywistych nie mogłem, więc pokazuję mu tzw. fucka, co traktuję jako rowerowy odpowiednik trąbienia. Gość chyba poczuł się urażony, bo zaczyna hamować. No to chce się bić, myślę sobie. Naciskam mocniej na pedały, żeby mieć to jak najszybciej za sobą i kiedy zbliżam się do pojazdu, ten... nagle rusza. I toczy się mniej więcej z moją prędkością, ja lekko z tyłu. Daję ręką znak, aby koleś zjechał i się zatrzymał, a ten jedzie dalej, w końcu przyspieszył i pojechał.

Więc posłuchaj samochodowa łajzo, jeśli to przypadkiem czytasz - albo załatwiasz sprawę od A do Z i po zatrzymaniu się wysiadasz, albo nie zatrzymuj się i nie odstawiaj takiej szopki, bo mi tylko tyłek zawracasz. Zrozumiano?

No dobra, to wyrzuciłem z siebie. A na koniec sentymentalna fota z Wawrzyszewa (osiedle na Bielanach). Z tej górki zjeżdżałem kiedyś na sankach :) Ech, stare dzieje...



PS. Nędzny wczoraj dystans wykręciłem, co nie? :)