Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1873.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:62.43 km
Więcej statystyk

Miejsce, które mnie ukształtowało

Wtorek, 21 maja 2013 · Komentarze(24)
Wpis kontrowersyjny, co to miałem popełnić dzisiaj, popełnię jutro, bo dziś jestem ogólnie w niedoczasie, musicie wybaczyć. Zamiast tego (no wiem, "zamiast" to złe słowo, kojarzy się z gorszej jakości substytutem, czyli tzw. erzacem) pokażę miejsce, które mnie ukształtowało. Oto blokowisko na Bielanach, na którym spędziłem ponad 30 lat swojego żywota:





Jeśli ktoś się zastanawia, czemu uwielbiam blokowe klimaty, czemu jestem kibicem piłkarskim (kibicem tej właściwej drużyny, Polonią gardzę), czemu miewam ostre poglądy (ostre jak ten drut kolczasty na zdjęciach) i czemu nie lubię zagracania przestrzeni publicznej przez blaszane puszki, to znajdzie na tych fotkach jakąś tam odpowiedź. Tak po prostu zostałem ukształtowany. Co do samochodów, to pamiętam, jak kolejne osiedlowe boiska, na których grałem w piłkę, znikały przerabiane na parkingi dla coraz większej ilości blaszanego złomu. Takie rzeczy w człowieku siedzą, zostają na lata.

To chyba tyle i na tym zakończę, bo sentymentalnie się zrobiło, a ja nie chcę być sentymentalnym, bronię się przed tym. Trzeba być twardym a nie sentymentalnym, takie mamy czasy.

A co do bloków... Nasze bloki są zajebiste - kojarzycie tę piosenkę? Kocham ją.

Trzydziecha

Poniedziałek, 20 maja 2013 · Komentarze(13)
Dlaczego tylko 30 km wczoraj? Zgadujcie :)

I tradycyjnie materiał zdjęciowy, tym razem wjazd na Most Północny po bielańskiej stronie:



To jak myślicie, dlaczego tylko 30 km?

PS. Sorki za krótki wpis. Jutrzejszy obiecuję popełnić znacznie dłuższy z odrobiną kontrowersji. W końcu muszę trzymać poziom, a tym dzisiejszym wpisem nikogo nie urażam. Jutro spróbuję.

Bo dzień bez urażenia kogoś dniem straconym.

Stan zawieszenia resztek umysłu

Niedziela, 19 maja 2013 · Komentarze(19)
Nie twierdzę, że mam umysł wyjątkowo prężny. W rzeczywistości mam jakieś resztki, regularna konsumpcja alkoholu oraz oddychanie spalinami przez prawie 35 lat mojego żywota zrobiły swoje. No i właśnie te resztki szarych komórek, które mi jeszcze zostały, zawiesiły się.

A skutek zawieszenia jest taki, że nie mam koncepcji, co też napisać o ostatniej niedzieli. Można skorzystać z gotowych wzorców i napisać np. tak:

To ostatnia niedziela
dzisiaj się rozstaniemy,
dzisiaj się rozejdziemy
na wieczny czas.


Ale nie, to nie pasuje, bo to by oznaczało, że zamierzam zamknąć blogaska, a tymczasem niedoczekanie Wasze, jeszcze zamierzam Was trochę pomęczyć moimi głupotami :) Swoją drogą ciekawe, co by było, gdybym prowadził zdrowy tryb życia i oddychał tlenem a nie spaliną, pewnie pisałbym teraz mądrości w rodzaju "Wstałem o dziewiątej, ubrałem się, wsiadłem na rower, pojechałem Kasprowicza w kierunku Marymonckiej..." i dalej w ten deseń. A tak piszę głupoty.

Dobra, nieważne. Turlałem się w ową niedzielę po pograniczu Warszawy i okolicznych wiosek i miasteczek. Niby próbowałem wyrwać się z miasta, ale ono zaraz wciągało mnie z powrotem. I tak w kółko. Widzicie? Jednak nie jestem stworzony do podróży na łonie przyrody. No chyba, że gminy zaliczam, za tydzień zaliczę to i owo.

Więc najpierw takie coś:



Gdyby ktoś się pytał, co to jest, to odpowiadam, że Warszawa. A nie wygląda, prawda? Konkretnie jest to wieś Wólka Węglowa, ale włączona w granice miasta. A ulica nazywa się... Estrady. Muszę kiedyś zorganizować tam jakiś "ryczytal" :)

A to dla odmiany podwarszawskie Łomianki i krajobraz wysokoprzetworzony:



No bo chyba nie myśleliście, że uraczę Was zdjęciem pól i lasów? :)

A przy okazji - było tu jedno dziewczę z Łomianek na BS-ie, prowadziło fajnego blogaska, ale z jakichś powodów blog zniknął. Anchor, to o Tobie, jeśli to czytasz, to odezwij się :)

To tyle, umysł nadal zawieszony, bo zwycięstwie Legii nad Lechem mam inne stany świadomości, bardzo pozytywne zresztą, odniosłem jakieś tam sukcesy zawodowe i dalej jadę na tej fali. W Anglii robili jakieś badania i wyszło tam, że samopoczucie facetów jest bardzo uzależnione od wyników ich ulubionej drużyny piłkarskiej. A więc Legio, nie zawiedź mnie! Niepokonane miasto, niepokonany kluuuub... - chcę to śpiewać bez ustanku.

I to chyba na tyle. Nie, nie myślcie, że jestem narąbany, pisząc to wszystko. Jestem po prostu euforyczny, a piwo wypiłem zaledwie jedno, nic też nie paliłem, niczego nosem nie wciągałem. Ot po prostu emocjonalny jestem :)

Amen!

Od kołyski aż po grób - jedno miasto, jeden klub!

Sobota, 18 maja 2013 · Komentarze(16)
Mecze Legii z Lechem zawsze mają swój smaczek. To nie są derbowe starcia z Polonią, która jest od Legii pod każdym względem gorsza. Tutaj jest inaczej - Legia i Lech reprezentują od lat zbliżony poziom sportowy i kibicowski, a zarazem wiele je różni. To jest starcie dwóch odległych geograficznie i duchowo miast, dwóch zupełnie różnych regionów, dwóch odmiennych mentalności. Lech i Poznań to solidny i zarazem nudny drobnomieszczański zachód, Legia i Warszawa to szalony i dziki wschód. Dlatego te starcia to coś więcej, niż tylko mecz :)

Wczoraj na ulicy Szwoleżerów koło Łazienek było cicho i spokojnie...



...ale już kilkaset metrów dalej przy Łazienkowskiej zaczynała się zabawa.

Przez długi czas 0:0, wreszcie 86. minuta i... jeeeeest!

Jeszcze tylko oczekiwanie na końcowy gwizdek...



...i już można świętować. Jeszcze tylko nasz stadion z zewnątrz:



Przy okazji można zauważyć, że powoli zmieniają się nawyki komunikacyjne kibiców. Kiedyś przyjazd rowerem na mecz to było coś niecodziennego, teraz widuję coraz więcej rowerów przypiętych w okolicach stadionu. Po meczu pojawiły się też na mieście grupy kibiców na rowerach miejskich Veturilo :)

A w ogóle gdzie się człowiek wczoraj nie obrócił, to wszyscy o meczu gadali. Cała Warszawa zaczyna żyć Legią i to jest fajne.

Jedno miasto - jeden klub!

Rowerowo dzień na plus, 74 km po całym mieście. Może być.

Ouwersajzowe ubrania, andersajzowe pensje

Piątek, 17 maja 2013 · Komentarze(19)
W chwili, gdy usiadłem do klecenia tego wpisu, jakaś pani w telewizji powiedziała coś o noszeniu "ouwersajzowych ubrań". Co to jest za nowomowa do cholery? To już nie wypada powiedzieć, że ubranie jest po prostu za duże? Musi być koniecznie "ouwersajzowe"?

Moje piątkowe rowerowanie nie było niestety "ouwersajzowe", przejechałem te swoje 50 km i tyle. Sfociłem ulicę Górczewską na Woli:



Trzeba przyznać, że jezdnia jest zdecydowanie "ouwersajzowa", w krajach zachodnich takich nie mają (w Rosji i na Białorusi mają), ale coś za coś - tam mają "ouwersajzowe" zarobki, to u nas niech jezdnie będą "ouwersajzowe", coby jakaś bida na umowie śmieciowej mogła sobie poszaleć 12-letnim rzęchem po takiej jezdni, rekompensując sobie w ten sposób "andersajzową" pensję, a tym samym brak możliwości podróży gdzieś w szeroki świat. Zresztą jakiej podróży, skoro wielu ludziom odbiera się w Polsce prawo do urlopu? Tutaj wolny rynek się nie sprawdza, państwo położyło lachę na ludzką krzywdę, a tu trzeba za przeproszeniem za ryja to wszystko wziąć i ogarnąć - ale to temat na inną dyskusję :) W każdym razie ostatnie sondaże zdają się wskazywać, że władza obecna zanotuje w przyszłych wyborach wynik "andersajzowy". I dobrze, mam nadzieję, że trend się utrzyma.

Dobra, kończę, niedługo mecz Legia-Lech. Mam nadzieję, że nasi kopacze zanotują "ouwersajzowy" wynik. Oby!

Ładne piersi są ważne, nawet we śnie

Czwartek, 16 maja 2013 · Komentarze(25)
Ostatni mój wpis o zwłokach ludzkich uraził przynajmniej jedną osobę. Nieważne, skąd to wiem, ale uraził. Dlatego podbudowany tym sukcesem chcę znów kogoś urazić, dziś będzie o piersiach i szwedzkiej Śpiącej Królewnie.

Piersi ogólnie są teraz trendy. Ostatnio gdzieś obiło mi się o uszy, że niejaka Angelina Jolie kazała sobie z przyczyn medycznych odjąć pierś, a może nawet dwie, nie pamiętam. Aż się wzruszyłem. A wcześniej media pisały o jakiejś Śpiącej Królewnie ze Szwecji, co to sobie piersi chciała powiększyć. W Szwecji jej odmówili, bo były przeciwwskazania medyczne, no to zataiła to i owo i powiększyła sobie w Gdańsku. Coś poszło nie tak i pani zasnęła, śpi już 3 lata a może i więcej.

Czemu o tym piszę? Bo media piszą o całej sprawie, ale nie podają informacji najważniejszej. Piszą, że rodzina zrozpaczona, że narzeczony smutny (w bajkach było łatwiej, wystarczył jeden całus od księcia na białym koniu i Królewna się budziła, w realu nie ma tak pięknie, można całować aż to bólu i nic), że chcą odszkodowania od polskiego szpitala (czyli od nas podatników, co nie?), ale brak jednej wiadomości - czy powiększone piersi dobrze się przyjęły.

Mam nadzieję, że piersi Śpiąca Królewna ma eleganckie, bo piersi są ważne. Nawet jak się śpi. A może zwłaszcza wtedy?

Czemu piszę ten tekst? Bo mam nadzieję, że znów kogoś uraziłem. Tak ma być. Łatwo kogoś urazić, mimo, że piersi są trendy i są powiększane na potęgę, wystarczy poprzerzucać kanały telewizyjne i pokazują tam lasencje smutne przed operacją (że niby piersi nie teges) i po operacji, całe rozpromienione i eksponujące swój nowy nabytek. Wiecie co? Tej Szwedki to mi tak po ludzku szkoda, też chciała chodzić rozpromieniona, jakbym ja sobie to i owo powiększył (faceci też niektórzy coś tam powiększają, choć akurat nie piersi), to chciałbym potem obejrzeć efekt finalny, a nie tak bez sensu spać. Chociaż faceci czasem powiększają sobie pewien organ bezoperacyjnie, za pomocą samochodów pseudoterenowych. Tak, facet chyba jednak ma w życiu łatwiej...

Ale z moich podatków jakoś tak nie bardzo chcę płacić rodzince odszkodowanie. Za czyjąś próżność? Eee, nie pasi mi to...

Na koniec sprawy rowerowe - nędza, 31 km. I dwie fotki (cyknięte na Bemowie) z cyklu "Polski banał":





Może kiedyś punkt powiększania piersi otworzą w Carrefourze? Kto wie...

Rozważania o zwłokach pływających w Wiśle

Środa, 15 maja 2013 · Komentarze(18)
Rzeka Wisła kryje wiele tajemnic. Co jakiś czas wyławia się z niej zwłoki, ostatnio np. wyłowiono ludzką czaszkę i teraz specjaliści badają, czy to czaszka pewnej pani, która zaginęła była kilka lat temu czy tez nie. Taki już urok dużej rzeki.

Zdziwieni wstępem? Nie powinniście, ten blogasek już tak przecież ma.

Tak mnie naszło, bo wczoraj zrobiłem dwie foty na Moście Północnym, najpierw rzeka...



...a tutaj sam most, a konkretnie część pieszo-rowerowa:



I tutaj taki dysonans się pojawił. Bo tu na górze śmigają wesoło piesi i rowerzyści, pełen luzik i sielanka, a tam dołem pływają sobie jakieś zwłoki, trzeba tylko je znaleźć, co jakiś czas znajdują. Powiedzmy, że miałem kiedyś praktyki zawodowe w jednej z instytucji wymiaru sprawiedliwości, więc sporo na temat różnych wiślanych zwłok wiem. Smutne to życie, co nie?

Zresztą te praktyki zawodowe to było dawno i krótko - i słusznie, bo ulokować mnie na stałe w wymiarze sprawiedliwości to tak jak ulokować lisa w kurniku, efekt podobny. Poszedłem w zupełnie innym kierunku, ale i tak nie powiem, w jakim :)

Ale coś mi z dawnych lat zostało, wiadomości na temat Wisły śledzę regularnie, w kontekście zwłok znaczy się, czytuję też "Detektywa", kiedyś namiętnie oglądałem "Magazyn 997" - pamiętacie jeszcze ten program?

W Łodzi takich atrakcji nie mają, nie ma dużej rzeki, to i co tam znajdą...

Rowerowo nudy - 44 km zupełnie bez polotu i bez przekonania.

A wracając do głównego wątku... Kto z Was oglądał "Magazyn 997"? Podobno mają wznowić.

Amen.

Co mam napisać, jak leci Tap Madl?

Wtorek, 14 maja 2013 · Komentarze(16)
Z wczorajszego dnia pamiętam, że zobaczyłem w czasie jazdy dwa ładne koty, ale jak chciałem zrobić im zdjęcie, to mi gdzieś spierniczyły. Niewdzięczne kociska.

Poza tym nic ciekawego się nie wydarzyło. Ot taki kolejny dzień minął. I kiedy piszę teraz ten wpis, to w tle leci w TV kolejny odcinek Tap Madl, który jest tak durny, że wysysa ze mnie siły witalne, więc nawet jakbym chciał coś ciekawego tutaj napisać, to nie potrafię. A kanału nie przełączę, bo mi pilota zajumano, taki lajf.

A huk, w końcu czy każdy wpis musi być ciekawy? Z moich obserewacji wynika, że 80% rozmów toczonych przez nas to rozmowy jałowe, a 90% wpisów na BS-ie to wpisy nudne. To czemu ja miałbym mieć lepsze statystyki? Nudnym i jałowym też można być, grunt to być dobrym człowiekiem, a wtedy Allah Cię wynagrodzi. Co prawda z moją dobrocią to średnio bywa, ale czy drogowskaz wskazuje drogę, którą podążam?

Nie próbujcie zrozumieć, o co chodzi w tym wpisie, bo sam nie wiem. Nazywając rzecz po imieniu, pieprzę jak potłuczony. A przecież od dawna nie zaliczyłem gleby.

To teraz napiszcie, czy wolicie psy czy koty. Wiem, że pytanie od czapy, ale tak mnie naszło, zresztą cały wpis jest od czapy, więc co tam.

Na koniec fotka z Bielan, moje okolice:



Taki banał, słoneczko, trochę zieleni, ogólnie sympatyczne pierdoły. Tak ma być.

To co, psy czy koty?

PS. Durne to Tap Madl na maxa :(

Czy BS zmierza w dobrym kierunku?

Poniedziałek, 13 maja 2013 · Komentarze(26)
Coś się złego dzieje z BS-em.

Coś tam admini niedawno pomajstrowali, pozmieniali, nie wytłumaczyli, co dokładnie i dlaczego. A efekt jest taki, że w niektórych przeglądarkach szablon bloga mi się popieprzył (na IE konkretnie - może nie powinienem tego używać, bo to "zuo wcielone"?), a osoby niezalogowane nie mogą dodawać komciów. No i skąd ja wezmę niezalogowanych trolli, którzy tak ubarwiali niedawno tego blogaska? Ech...

Ale za to dodano dodatkowe aktywności, aerobik i wrotkarstwo na ten przykład. Szacun! Co prawda jak są wrotki, to i rolki powinny być (a może i deskorolki?), ale od czegoś trzeba zacząć, padło na wrotki. Ostatnimi czasy wrotki odeszły chyba do lamusa, więc może jest to jakiś pomysł na wskrzeszenie tradycji wrotkarskich w narodzie? Kto wie...

A wczorajszy dzień... No cóż, 43 km i to tyle. Zarobiony jestem. Wrzucam fotkę z DDR-u na Żoliborzu, ul. Broniewskiego:



Ile zieleni normalnie, cieszcie oczy :)

A wracając do BS-a... Czy nie macie wrażenia, że zmierza to wszystko w jakimś dziwnym i nieznanym kierunku? A może to tylko ja jestem przewrażliwiony, kto to wie.

Miłych filozoficznych rozważań na temat istoty BS-a życzy Wasz malkontent :)

Tour de Turek, domorosły kaskader i gówniana nazwa

Niedziela, 12 maja 2013 · Komentarze(19)
Kategoria Ponad 117 km
Polskie koleje nieustannie przypominają nam, że życie to nie bajka.

Dworzec Zachodni, godzina 5:15, kupuję bilet do Konina. Normalny i na rower. Ale na rower pani nie chce sprzedać, bo "nie ma w systemie". Luzik, przyzwyczaiłem się. Nadjeżdża pociąg, wagon rowerowy jest. Chcę kupić bilet na rower u kanara, bo mi w kasie nie sprzedali, a ten do mnie, że weźmie dopłatę za wypisanie biletu, bo... powinienem wziąć zaświadczenie z kasy, że nie sprzedali mi biletu na rower :) Myślałem, że takie rzeczy to tylko w filmach Barei opisujących PRL-owskie absurdy, a tu okazuje się, że na kolei komuna jeszcze nie upadła. W końcu kanar łaskawie rezygnuje z dopłaty, ale z tym oświadczeniem z kasy to niezły żart, Bareja w najczystszym wydaniu.

Stacja Konin, chcę wysiadać. Niestety zablokowane drzwi, za cholerę nie idzie otworzyć. Co robić? W końcu otwieram drzwi z drugiej strony, z krawędzi wagonu do ziemi dobry metr, a tu trzeba z rowerem wyskoczyć, gdy jeden fałszywy ruch grozi wypadkiem, a przecież jest wąsko, łatwo zahaczyć gdzieś pedałem lub kierownicą. Precyzyjnie szykuję się do skoku i... hop! Wyskoczyłem z tym rowerem, wylądowałem elegancko, nie przewróciłem się, rower cały czas trzymałem pewnym chwytem podczas lotu, ogólnie ekstra jest. Nie był to bynajmniej mój pierwszy wyskok z pociągu na tory, nabieram pewnej praktyki, gdyż nasi dzielni kolejarze troszczą się o to, abym nabywał dodatkowe umiejętności. Na razie skaczę z rowerem z pociągów stojących, niedługo będę skakał z jadących i zostanę kaskaderem-samoukiem :)

Jeszcze tylko rozmowa z sokistami, którzy widzieli zajście i już mogę jechać. Sokiści coś tam się burzyli, ale wytłumaczyłem im, że nie skaczę z pociągów na tory (i to z rowerem!) dla przyjemności lecz z konieczności i dali spokój.

Ruszam na Turek, kolekcjonuję okoliczne gminy, pada. Przemakam. Nie ma, że boli. Kręcę. Oto wieś gminna Władysławów i piękne okoliczności przyrody:



Między gminami Władysławów i Brudzew nadziewam się na jakieś 2 km takiej drogi:



Połączenia międzygminne często tak w Polsce wyglądają, drogi nie tworzą spójniej sieci, tylko każdy wójt rzeźbi u siebie jako ten udzielny książę. Smutne to.

1,5 godziny w deszczu i w końcu przestaje padać, zaczynam powoli schnąć. Przemykam obrzeżami Turka i fotografuję śliczny pejzaż:



Opuszczam Wielkopolskę, wjeżdżam w łódzkie. Oto Warta i w tle Uniejów:



Pierwotny plan zakładał, że z Uniejowa pojadę do Kutna przez Łęczycę, ale spontanicznie zmieniam plany, bo... zatęskniłem za wizytą w Łodzi :) I tak zamiast na Łęczycę kręcę na Łódź. Po drodze zapyziałe miasto powiatowe Poddębice...



...i dalej trafiam na takie coś:



Coś ohydnego, nazwa gówniana dosłownie i w przenośni :)

Dalszych zdjęć nie będzie, bo pada mi komórka - szkoda, że nie sfociłem drewnianych domów w Aleksandrowie Łódzkim, bo miały swój klimat. Docieram na obrzeża Łodzi, toczę się przez takie osiedla jak Złotno (ciężko to nazwać osiedlem, bardziej to wioska choć w granicach miasta) i Zdrowie (fajna nazwa), mnóstwo zieleni wokół, chyba jakiś park, są też niezłe DDR-y. Pędzę co sił w nogach, bo mi pociąg ucieknie. Ale nie ucieka, 11 minut przed odjazdem pociągu melduję się na Dworcu Kaliskim.

Podróż pociągiem do Warszawy o dziwo bez przygód :) Jazda z Zachodniego na Bielany też nie warta szerszego opisu.

Bilans: 11 zaliczonych gmin. Może być. Zrobiłbym więcej, ale obiecałem być w Wawie o 18, stąd niezbyt długa trasa, ot tak bywa.

Dzień na plus, dorzucam mapkę.

I jak tu nie lubić polskiej kolei? :)