Tour de Turek, domorosły kaskader i gówniana nazwa

Niedziela, 12 maja 2013 · Komentarze(19)
Kategoria Ponad 117 km
Polskie koleje nieustannie przypominają nam, że życie to nie bajka.

Dworzec Zachodni, godzina 5:15, kupuję bilet do Konina. Normalny i na rower. Ale na rower pani nie chce sprzedać, bo "nie ma w systemie". Luzik, przyzwyczaiłem się. Nadjeżdża pociąg, wagon rowerowy jest. Chcę kupić bilet na rower u kanara, bo mi w kasie nie sprzedali, a ten do mnie, że weźmie dopłatę za wypisanie biletu, bo... powinienem wziąć zaświadczenie z kasy, że nie sprzedali mi biletu na rower :) Myślałem, że takie rzeczy to tylko w filmach Barei opisujących PRL-owskie absurdy, a tu okazuje się, że na kolei komuna jeszcze nie upadła. W końcu kanar łaskawie rezygnuje z dopłaty, ale z tym oświadczeniem z kasy to niezły żart, Bareja w najczystszym wydaniu.

Stacja Konin, chcę wysiadać. Niestety zablokowane drzwi, za cholerę nie idzie otworzyć. Co robić? W końcu otwieram drzwi z drugiej strony, z krawędzi wagonu do ziemi dobry metr, a tu trzeba z rowerem wyskoczyć, gdy jeden fałszywy ruch grozi wypadkiem, a przecież jest wąsko, łatwo zahaczyć gdzieś pedałem lub kierownicą. Precyzyjnie szykuję się do skoku i... hop! Wyskoczyłem z tym rowerem, wylądowałem elegancko, nie przewróciłem się, rower cały czas trzymałem pewnym chwytem podczas lotu, ogólnie ekstra jest. Nie był to bynajmniej mój pierwszy wyskok z pociągu na tory, nabieram pewnej praktyki, gdyż nasi dzielni kolejarze troszczą się o to, abym nabywał dodatkowe umiejętności. Na razie skaczę z rowerem z pociągów stojących, niedługo będę skakał z jadących i zostanę kaskaderem-samoukiem :)

Jeszcze tylko rozmowa z sokistami, którzy widzieli zajście i już mogę jechać. Sokiści coś tam się burzyli, ale wytłumaczyłem im, że nie skaczę z pociągów na tory (i to z rowerem!) dla przyjemności lecz z konieczności i dali spokój.

Ruszam na Turek, kolekcjonuję okoliczne gminy, pada. Przemakam. Nie ma, że boli. Kręcę. Oto wieś gminna Władysławów i piękne okoliczności przyrody:



Między gminami Władysławów i Brudzew nadziewam się na jakieś 2 km takiej drogi:



Połączenia międzygminne często tak w Polsce wyglądają, drogi nie tworzą spójniej sieci, tylko każdy wójt rzeźbi u siebie jako ten udzielny książę. Smutne to.

1,5 godziny w deszczu i w końcu przestaje padać, zaczynam powoli schnąć. Przemykam obrzeżami Turka i fotografuję śliczny pejzaż:



Opuszczam Wielkopolskę, wjeżdżam w łódzkie. Oto Warta i w tle Uniejów:



Pierwotny plan zakładał, że z Uniejowa pojadę do Kutna przez Łęczycę, ale spontanicznie zmieniam plany, bo... zatęskniłem za wizytą w Łodzi :) I tak zamiast na Łęczycę kręcę na Łódź. Po drodze zapyziałe miasto powiatowe Poddębice...



...i dalej trafiam na takie coś:



Coś ohydnego, nazwa gówniana dosłownie i w przenośni :)

Dalszych zdjęć nie będzie, bo pada mi komórka - szkoda, że nie sfociłem drewnianych domów w Aleksandrowie Łódzkim, bo miały swój klimat. Docieram na obrzeża Łodzi, toczę się przez takie osiedla jak Złotno (ciężko to nazwać osiedlem, bardziej to wioska choć w granicach miasta) i Zdrowie (fajna nazwa), mnóstwo zieleni wokół, chyba jakiś park, są też niezłe DDR-y. Pędzę co sił w nogach, bo mi pociąg ucieknie. Ale nie ucieka, 11 minut przed odjazdem pociągu melduję się na Dworcu Kaliskim.

Podróż pociągiem do Warszawy o dziwo bez przygód :) Jazda z Zachodniego na Bielany też nie warta szerszego opisu.

Bilans: 11 zaliczonych gmin. Może być. Zrobiłbym więcej, ale obiecałem być w Wawie o 18, stąd niezbyt długa trasa, ot tak bywa.

Dzień na plus, dorzucam mapkę.

I jak tu nie lubić polskiej kolei? :)

Komentarze (19)

Poprawna nazwa brzmi "Kostry - Podsędkowięta", literka mi się zjadła.

DarkQueen 17:41 środa, 15 maja 2013

Trzeba było spróbować z kopa. Kierownik pociągu mi raz pokazał bo jak twierdził ''te drzwi zawsze się zacinają''. Pomogło, drzwi ustąpiły ;)

piotrkol 16:25 środa, 15 maja 2013

A moja była teściowa pochodziła z miejscowości Kostr - Podsędkowięta... ;-) Gdzieś to chyba w byłym łomżyńskim jest, dawno nie widziałam teściowej i nie chce mi się szukać na mapie, ale jeśli będziesz kiedyś tamtędy przejeżdżać, to proszę, sfotografuj drogowskaz! :-)

DarkQueen 22:15 wtorek, 14 maja 2013

Dziwnych nazw miejscowości w kraju nie brakuje. Pomyje, Sworne Gacie, Grzeczna Panna. Na wikipedi napisano, iż Kalów był własnością rodu Kałowskich. Sam byłem ciekaw skąd nazwa. Szutrówka dobrze wygląda. Lepsze to niż szutrówka wyłożona tłuczniem, który z biegiem czasu się zapadł i są ogromne dziury z kamieniami na drodze. No i lepsza jest od bruku z polnych kamieni jak na przykład w Pyzdrach na ul. Farnej.

romulus83 18:19 wtorek, 14 maja 2013

Droga szutrowa całkiem porządna, gorsze się zdarzają. Czasem nawet równiej niż na jakimś dziurawym asfalcie. Miałeś pecha że padało, to trochę się grzęźnie.

barklu 17:51 wtorek, 14 maja 2013

Stolec to jeszcze pół biedy, bo może mieć rózne znaczenia, można zasiadac "na królewskim stolcu", a Kałów to juz jest jednoznaczny az do bólu :)

lukasz78 12:36 wtorek, 14 maja 2013

Kałów Cię śmieszy? A co powiesz na wieś o nazwie "Stolec" pod Szczecinem? ;)

michuss 09:26 wtorek, 14 maja 2013

Oelka - kwadratów już od bardzo dawna się nie używa, tylko taki rodzaj klucza. Zamiast kwadratu widziałem jak spece używali małych kombinerek.
Łukasz - byłeś z kilometr ode mnie, a na Zdrowiu w parku są sympatyczne budy z kiełbaskami z grilla i piwem, bo do jazdy z Tobą to ja się nie piszę.

kdk 09:16 wtorek, 14 maja 2013

Bikestats uzależnia. Więc nie zdziw się jak się będziesz produkować na swoim blogu. ;)
Nigdy nic nie wiadomo.

kraszak 06:16 wtorek, 14 maja 2013

Czytając Twoje relacje coraz bardziej skłaniam się ku temu, żeby na sierpniowy zlot PTTK w Wilkasach pojechać rowerem a nie pociągiem jak nie uda się załatwić busa z przyczepką rowerową. Raptem 500 km. W 3 dni max dojadę a co mnie to mniej nerwów będzie kosztować, to moje.
Poza tym wyskok z Rowu Mariańskiego iście olimpijski :-) Jakbyś nie miał ograniczenia czasowego to pewnie byłoby ze 200km.

limit 06:13 wtorek, 14 maja 2013

PKP nadal jest w epoce kamienia łupanego, a zmieni się to dopiero wtedy kiedy Deutsche Bahn się u nas pojawi.

P.S. Pomimo, że nie zablokowałeś możliwości komentarzy niezalogowanym, od dłuższego czasu nie było możliwe napisanie komentarza, ciągle wyskakiwał komunikat, że błędny kod, choć te literki wpisywałam dobrze. Więc zostałam zmuszona do założenia konta, sama nie wiem po co;-)
Pozdrawiam, Królowa:)

DarkQueen 23:18 poniedziałek, 13 maja 2013

Kup klucz konduktorski (kwadrat). Bywa czasem na portalach aukcyjnych. Może się przydać przy różnych okazjach.

oelka 22:53 poniedziałek, 13 maja 2013

komentarze kontrolowane, komentarze kontrolowane ;) niezłe przygody

kraszak 21:23 poniedziałek, 13 maja 2013

Dodam, że kiedyś z zablokowanymi drzwiami miałem do czynienia już wcześniej podczas innej wycieczki, wtedy również facet wyglądający na oko na 2 razy silniejszego ode mnie (jakieś 2 metry wzrostu i potężne łapska) nie dał rady. Pamiętam do dziś, jak stado pasażerów biegło w popłochu przez cały wagon, aby wysiąść na drugim końcu wagonu. Zostałem ja z rowerem (ciężko biec z rowerem przez wagon) i również wtedy wyszedłem drugą stroną.

lukasz78 21:10 poniedziałek, 13 maja 2013

Yurek, nie wiem, czy ktoś wychodził, jakie to ma znaczenie? Jeśli mimo użycia dużej siły nie mogę otworzyć drzwi, to znaczy, że są zablokowane - koniec, kropka. A z siłą u mnie w porządku, bo te po drugiej stronie otworzyły się bez problemu przy użyciu siły znacznie mniejszej.

lukasz78 21:07 poniedziałek, 13 maja 2013

Nawet mi chodziło ostatnio po głowie, żeby opublikować taki poradnik odnośnie przewożenia rowerów koleją :) Ale niestety poradnik nie byłby uniwersalny, bo moje rady są dobre tylko dla osób bardzo odpornych psychicznie. Wożenie roweru pociągami TLK wymaga takiej odporności. Niestety.

lukasz78 21:05 poniedziałek, 13 maja 2013

Nikt nie wychodził przed Tobą z tej strony? Na żadnej stacji? Może trzeba było podpatrzeć tych podróżnych, jakich to sekretnych sztuczek używają do otwarcia drzwi wagonowych. No chyba, że ten konduktor po złości Ci zablokował przed stacją? :)

yurek55 21:03 poniedziałek, 13 maja 2013

Trafiasz na niezłe przygody.. z tym zaświadczeniem z kasy to nieźle się uśmiałem:)
Z tych nazbieranych nowych umiejętności i doświadczeń z polską koleją pewnie uzbierało, by Ci się na osobny materiał na bloga z porad dot. przejazdów z rowerami;)

robert13 20:57 poniedziałek, 13 maja 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa miest

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]