Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:1919.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:63.97 km
Więcej statystyk

Jak przejechać 42 km?

Czwartek, 20 września 2012 · Komentarze(7)
Jak przejechać 42 km? Normalnie, tak jak przy 50 km, wyjść z domu i pedałować, tylko nie mieć czasu na przejechanie 50. Proste, co nie?

Dodatkowo można dorobić do tego ideologię, że przejechało się maratoński dystans (liczący sobie równo 42 km i 195 m). Dobra ideologia to podstawa, wszak we współczesnym świecie jakość produktu ma coraz mniejsze znaczenie, rośnie zaś rola opakowania.

Dobra, koniec dobrych rad na dzisiaj, teraz przedstawię Wam niezwykle urokliwy zakątek Warszawy, okolice skrzyżowania Al.Krakowskiej i Łopuszańskiej/Hynka na Okęciu:



Przyznacie chyba, że jest tu pięknie?

Wujek Dobra Rada pozdrawia Was serdecznie i życzy sukcesów w pedałowaniu. Szczególne pozdrowienia dla Chrabu, którego miałem przyjemność spotkać wczoraj na Woli.

PS. Dzisiaj piłkarskie derby Warszawy. Legia pany!

Powrót do tradycji :)

Środa, 19 września 2012 · Komentarze(3)
Było kiedyś tradycją tego bloga, że pokazywałem praktycznie codziennie jakąś fotkę z Warszawy. Teraz postanowiłem do tego wrócić.

Ale nie spodziewajcie się samych pięknych widoczków - będą tu też miejsca brzydkie lub po prostu banalne i nijakie. Bo wszystko to składa się na Warszawę, Warszawa to nie tylko Krakowskie Przedmieście i Zamek Królewski :)

Na pierwszy ogień kawałek Muranowa:



Zrąbała się nam pogoda, ot co... Potem nawet padało i trochę zmokłem.

Poza tym dzień jak codzień. 50 km.

Meandry polskiego prawa drogowego

Wtorek, 18 września 2012 · Komentarze(6)
Każdy chyba facet ma w życiu taki okres, że jest zafascynowany motoryzacją. Ja też byłem - w końcu każdy czasem błądzi :)

I jak już wsiadłem za kierownicę blaszaka, to lubiłem zaszaleć. Czułem, że wszystko za kółkiem umiem (choć z dzisiejszej perspektywy oceniam, że g.... umiałem) i że nic mi się nie stanie i nikomu krzywdy nie zrobię. No i miałem dużo szczęścia, bo faktycznie nie zrobiłem. Kiedyś jeden facet w Warszawie miał mniej szczęścia, stracił kontrolę nad pojazdem i zabił 5 osób na przystanku autobusowym. Ja byłem szczęściarzem, bo jadąc 132 km/h w miejscu, gdzie obowiązywało 80, nie wjechałem w żaden przystanek, zostałem jedynie zatrzymany przez policję.

Co mi zrobiła policja? Nic złego. Pogadaliśmy sobie przyjaźnie, 10 punktów karnych oczywiście zainkasowałem, a do tego mandacik. Ale niewielki, potraktowali mnie ulgowo, bodajże 350 zł mi dali wedle swego uznania (wtedy były jakieś widełki zdaje się), bo w końcu młody byłem, więc co będą młodego krzywdzić. Luzik jednym słowem. Prawa jazdy nikt mi nie zabrał, przed sąd nie trafiłem. Polskie prawo potraktowało mój przypadek ulgowo. Choć byłem potencjalnym mordercą.

A gdybym tak został zatrzymany, jadąc po jednym piwie rowerem?

Resztę sobie sami dopowiedzcie. Polskie prawo należy dokładnie zmielić, a następnie wyrzucić do kosza.

Ot co.

A tak poza tym wczoraj zrobiłem standardowy dystans. Ale że nic ciekawego się nie działo, musiałem sobie poględzić.

Jak zrobić 50 km?

Poniedziałek, 17 września 2012 · Komentarze(2)
Normalnie. Wyjść z domu i pedałować. Od czasu do czasu można odpoczywać.

Zawiedzeni, co? :)

Jak rozklekotać rower?

Niedziela, 16 września 2012 · Komentarze(2)
Jak rozklekotać rower? Normalnie. Wystarczy porządnie napompować koło i pojeździć po Warszawie, zwłaszcza tzw. drogami dla rowerów(???).

Jak miałem niedopompowane koła, to było dobrze. Niby się szybciej zużywają, niby się minimalnie wolniej jedzie, ale są to wartości niezauważalne. Ale przed wyprawą bydgoską je dopompowałem, a dzień wcześniej założono mi nowe klocki hamulcowe.

I wszystko działało, dopóki dzień po bydgoskiej wyprawie nie ruszyłem w miasto. Parę krawężników na drodze dla rowerów(???), masakryczne rowy odpływowe przy przejazdach przez ulice (nasi drogowcy nie znają drobnych kratek ściekowych, którymi można je przykryć) i... I w końcu koło się pokrzywiło i zaczęło trzeć o klocki hamulcowe. A mogłem spuścić powietrze i jeździć na niedopompowanym, amortyzacja byłaby lepsza.

No dobra, dziś problem się rozwiązał, bo klocki się trochę starły i już nie haczy.

A poza tym dzień na luzie. Po sobotnich szaleństwach trzeba było odpocząć :)

Bydgoszcz-Brodnica-Mława - dłuuuga wycieczka

Sobota, 15 września 2012 · Komentarze(18)
Kategoria Ponad 117 km
Taaa, sobotnie wycieczka była długa. Nie tylko ze względu na dystans ale też ze względu na dłuuugą jazdę pociągami. Ot taka wyprawa rowerowo-kolejowa :) Dobra, idźmy po kolei.

1. Miał być Toruń - jest Bydgoszcz

Zrywam się baardzo rano, o 4:30. Ogarniam się i jadę na Centralny, na pociąg do Torunia. A tu zaskoczenie - pociąg właśnie odjechał. Okazało się, że gapa ze mnie - wbiłem sobie do głowy, że mam wstać o 4:30, podczas gdy o 4:30 to ja powinienem był wyjść z domu na pociąg. No i co teraz robić? Tak się napaliłem na zwiedzanie kujawsko-pomorskiego a tu dupa :(

Zerkam na rozkład jazdy i widzę, że za pół godziny mam pociąg do Bydgoszczy. No dobra, to niech będzie Bydgoszcz zamiast Torunia. Krążę trochę rowerem wokół Centralnego, idę na peron, wsiadam do pociągu, jadę.

2. Tutaj kibice Piasta Gliwice

Na Dworcu Zachodnim do pociągu wsiadają kibice - ekipka Piasta Gliwice jadąca na mecz do Gdańska, same młode chłopaki. Kibice jak to kibice - troszczą się o wesołą atmosferę w pociągu, trochę krzyków, jakieś śmiechy, generalnie spać ludziskom nie dają :) Od razu przypominają się dawne czasy i moje wyjazdy z Legią okraszone różnymi przygodami, w końcu młodzież musi się wyszumieć :) Podziwiam tych gości z Piasta - tłukli się przez całą Polskę, ze Śląska aż nad morze, chyba o północy musieli wyjść z domu a może i wcześniej, a mecz dopiero po 15. No i wrócić trzeba jeszcze. Potem w trasie sprawdziłem wynik - Piast wygrał na wyjeździe 2:1, strzelając zwycięskiego gola w ostatnich minutach. Ucieszyłem się, bo choć Piast Gliwice ani mnie grzeje ani ziębi, to jednak za to tłuczenie się przez całą Polskę należała się chłopakom jakaś nagroda. A nie ma dla kibica większej nagrody, niż zwycięstwo swoje drużyny. Zwłaszcza na wyjeździe.

3. Bydgoszcz

Wysiadam w Bydgoszczy, ruszam, cykam dwie fotki: dworzec i przydworcowa ulica:





Okolice dworca są pełne zabytkowych kamienic, niestety wszystko jest zaniedbane, a wśród lokali usługowych mnóstwo jest lombardów. Widać biedę...

Bogactwo widać dalej, pod Bydgoszczą, niezłe wille ludzie tam sobie pobudowali.

A pod Bydgoszcz docieram ostrym podjazdem. Wcześniej pomyliłem drogi - miałem jechać z centrum Bydgoszczy od razu do Fordonu, a tak trafiłem do podbydgoskiej gminy Osielsko. No cóż, dodatkowa gmina zaliczona. Do Fordonu docieram zatem naokoło.

4. Przez pola Ziemi Chełmińskiej

W Fordonie przekraczam Wisłę, wjeżdżam na Ziemię Chełmińską. Mijam dużo starych budynków w pruskim stylu:



Dla mieszkańców zachodniej czy północnej Polski to pewnie żadna atrakcja, ale na Mazowszu tego nie ma, więc zawsze to jakaś odmiana. A krajobrazy jak to krajobrazy, typowo polskie :)





Pogoda jest OK, słońca niewiele, ale za to wiaterek w plecy. W jakiejś wiosce mijam trasę Toruń-Gdańsk (starą trasę, nie autostradę) i przydrożnym barze konsumuję smażoną kiełbachę, popijając mikroelementami w postaci piwa. W końcu trzeba mieć siły na dalszą jazdę :)

A, jeszcze o jednym elemencie krajobrazu wspomnę. Linie kolejowe. Stare, w większości nieczynne, zarośnięte. Szkoda :(

5. Wąbrzeźno, Brodnica

Pierwsze większe miasto po drodze to Wąbrzeźno:





Jest w nim jakiś urok, jest też sporo zaniedbania. Rynek jakoś wygląda, poza rynkiem kamienice na ogół się sypią. No cóż, w Warszawie na Pradze też się sypią, więc czemu nie miałyby się sypać w Wąbrzeźnie?

Jazda powoli staje się nużąca, swoje robi pogoda (chmury) i głód, kiełbasa przestała działać :) W jakimś przydrożnym sklepie ratuję się czekoladą, dotaczam się do Brodnicy i z daleka widzę... złote łuki McDonaldsa. Tego to się w Brodnicy nie spodziewałem. Ale jest. Więc szamię dwa chhesburgery. Wiem, że niezdrowo, ale raz na jakiś czas lubię zjeść śmieciowe żarcie :)

Gdy tylko wchodzę do McDonaldsa, zaczyna lać. Gdy kończę jeść, przestaje padać. Grunt to się dobrze wstrzelić :)

Posiliwszy się, zwiedzam Brodnicę. Całkiem ładne miasto. I zadbane.





6. Lidzbark

Lidzbarki są dwa - Warmiński i Welski. Jadę do tego drugiego. Najpierw jest ponuro i groźnie, chmury wiszą nad głową...



...potem wychodzi słońce i już jest przyjemnie :)





Z Brodnicy do Lidzbarka najpierw jedzie się przez pola, potem zaczyna się las. W chmurach wygląda na tajemniczy i groźny, w słońcu robi się łagodny i przytulny. Wreszcie Lidzbark:







Zawsze mi się ten Lidzbark podobał, więc cieszyłem się, że wreszcie mam sposobność zwiedzić go rowerem. Ot takie fajne urokliwe miasteczko wśród lasów.

7. Widzę ciemność

Z Lidzbarka kieruję się na Mławę. Naokoło, bo pociąg mam dopiero po 23, a w Lidzbarku jestem przed 19. Trzeba pozaliczać trochę gmin. W międzyczasie robi się ciemno, co przyjmuję z radością, bo przełamuje to pewną monotonię, jazda po ciemku ma w sobie jakąś magię. Po raz kolejny stykam się też z problemem braku normalnych dróg łączących dwie sąsiednie gminy - z gminy Kuczbork do gminy Szreńsk jadę jakąś polną piaszczysto-błotnistą drogą, w dodatku niewiele widząc (tyle, ile mi lampka rowerowa oświetli). Ale trwa to jakieś 10 minut, potem znów asfalt. Nie jest źle. W Szreńsku postój, jem jakąś kiełbachę nabytą w spożywczaku, trochę sera, popijam małą puszką Żywca.

8. Kontrola policyjna - grunt to zimna krew :)

Ze Szreńska jadę już na Mławę. Jadę, jadę, a tu... Przy drodze stoi policja. Z braku samochodów zatrzymują mnie. I tak się zastanawiam, czy organizm przepalił już małego Żywca czy jeszcze nie. 40 minut minęło od spożycia.

No to się zatrzymuję, a policjant do mnie, że coś podejrzanie szybko jadę. Ja mu na to, że spieszę się na pociąg do Mławy i to dlatego (faktycznie specjalnie się nie spieszyłem). Pyta mnie, skąd jadę. Ja na to, że z Bydgoszczy i że już ponad 200 km przejechałem. Nawet na liczniku mu pokazuję, a on sobie podświetla i gapi się na licznik, pewnie przy okazji chciał ode mnie alkohol wyczuć :)

Policjant z podziwem wyraża się o mojej trasie, a ja pytam, czy mogę już jechać, bo bardzo się na pociąg spieszę. Puszczają mnie. Uff... Grunt to nie panikować :)

9. Mława

W Mławie trochę jeżdżę po mieście, robię zakupy i jadę na dworzec. Godzinę czekam na pociąg, w końcu jest. Do Zakopanego aż. W Warszawie jestem po 1, w domu przed 2.

Ufff, zmęczyłem się trochę:)

Z kronikarskiego obowiązku...

Piątek, 14 września 2012 · Komentarze(4)
Ten wpis robię z kronikarskiego obowiązku. Chciałoby się już opisać sobotę, kiedy to zrobiłem 251 km i miałem sporo przygód po drodze, ale tak już ktoś urządził ten świat, że porzed sobotą jest piątek. I ten piątek też trzeba opisać.

No to krótko: przejechałem 50 km, a rower dostał nowe pedały i nowe korby. Po 30000 km coś mu się należy :)

A sobotę opiszę jutro.

Zapał do jazdy utonął w deszczu

Czwartek, 13 września 2012 · Komentarze(7)
Co tu ukrywać, cały mój wczorajszy zapał do jazdy utonął w lejącym praktycznie cały dzień deszczu. I tak zdradziłem swoje ideały - jadąc załatwić jedną sprawę na Ursynowie, nie pojechałem rowerem tylko metrem. Jadąc rowerem ze Śródmieścia na Bielany, w pewnym momencie schroniłem się w autobusie. A i tak wróciłem do domu cały przemoczony.

A dziś jest już pięknie a jutro będzie jeszcze piękniej.

PS. Zapał do blogowania chyba też nie ten, ostatnio produkuję jakieś takie nudne i krótkie notki. Może jeszcze powrócę kiedyś w dawnym stylu? Zobaczy się :)

Normalnie nędza straszna

Środa, 12 września 2012 · Komentarze(1)
Środa - zaledwie 26 km. Schodzę na psy.

A tak na serio, to ostatnio trochę brakuje mi czasu na rowerowanie. A jak już go znajdę, to zaczyna lać deszcz. Tak było właśnie w środę, tak było też wczoraj.

No cóż, tyle dni nie padało, więc kiedyś musi padać. Nie ma, że boli :)

Dosyć aktywny wtorek

Wtorek, 11 września 2012 · Komentarze(0)
58 km to nie jest tak źle, zwłaszcza w porównaniu z wcześniejszymi przebiegami. Wszystko po Warszawie. Pogoda jeszcze rozpieszczała. 2 dni później przestała rozpieszczać, ale o tym już kiedy indziej.