Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2012

Dystans całkowity:2013.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:69.41 km
Więcej statystyk

Dajcie mi stary kamyczek, niech się odnajdę w Warszawie...

Czwartek, 11 października 2012 · Komentarze(9)
Gdy piszę tę notkę, nasz Pan Premier Pinokio składa właśnie kolejne obietnice. Gdybym był lemingiem, śledziłbym "spicz" naszego Pana Premiera z rozdziawionymi ustami i wzrokiem pełnym uwielbienia, ale że stałem się wstrętnym moherem, poświęcę ten czas na uzupełnienie blogaska.

A więc od początku. Czwartek przywitał mnie chłodem i deszczem. Jak to jesień. Warszawa, miasto monstrualnie szerokich ulic, wyglądała jak zawsze przytulnie i romantycznie:



Tak, to nie Czelabińsk i Nowosybirsk, to tylko poczciwa ulica Okopowa w Warszawie. W ogóle sporo Rosjan ma swoje ulice w Warszawie - generał Okopow, kupiec Towarow, botanik Lipow, konstruktor-wynalazca Spalinow a nawet pszczelarz Miodow. To tak w ramach przyjaźni polsko-rosyjskiej.

No dobra, substancji zabytkowej też mamy trochę, czasem spomiędzy niej przebijają wieżowce, co daje całkiem zgrabny efekt. Oto plac Bankowy, dawniej Feliksa Dzierżyńskiego (też wielkiego orędownika przyjaźni polsko-rosyjskiej):



A tymczasem pogoda nawet się poprawiła, przestało padać, a z czasem łaskawie wylazło słońce. Ale zanim wylazło, popełniłem byłem jeszcze jedną fotę, tym razem przy ul.Żelaznej na Woli:



Place się wiją jak kobry,
domy się pysznią jak pawie,
dajcie mi stary kamyczek,
niech się odnajdę w Warszawie.

Stoję jak słupnik bezmyślny
na placu pod kandelabrem,
chwalę, podziwiam, przeklinam
na kobrę, na abrakadabrę.

Zapuszczam się jak bohater
pod patetyczne kolumny,
co mi tan kukły Galluxa
wymalowane do trumny!

Tu młodzi chodzą na lody!
Ach, wszyscy tu bardzo młodzi,
pamięcią sięgają ruin,
dziewczyna wkrótce urodzi.

Co wrosło w kamień, zostanie:
patos pod rękę z tandetą,
tu będziesz uczył się liter,
przyszły warszawski poeto.

Kochaj to zwykłą koleją,
inne kochałem kamienie,
szare i wzniosłe prawdziwie,
w których dzwoniło wspomnienie.

Place się wiją jak kobry,
domy się pysznią jak pawie,
dajcie mi stary kamyczek,
niech się odnajdę w Warszawie.


Powyższe napisał niejaki Adam Ważyk w 1955 roku. Na Woli tekst jest wciąż aktualny, tutaj wyrastające jeden po drugim wieżowce koegzystują z ruderami, ruinami itp. Tu wciąż żyją ludzie, którzy w Warszawie odnajdą się nie dzięki wieżowcom lecz dzięki temu murkowi z ruderą, co to je na zdjęciu widać. Taka resztka dawnej Warszawy, dawnej Woli. Pewnie wkrótce rozbiorą. Bo życie idzie do przodu i toczy się dalej.

PS. Rowerowanie totalnie bez historii, 55 km i zero przygód. Tylko bluzę polarową ostatecznie zastąpiła kurtka. Bo zimno.

Polonia jest głupia i ma pryszcze :)

Środa, 10 października 2012 · Komentarze(9)
O tej nieszczęsnej pryszczatej Polonii będzie na końcu wpisu, najpierw przebrniemy przez całą resztę.

Dzień zaczął się ładnie, słonecznie. Tych, którzy uważają, że za dobrze nam w tej Warszawie, pragnę jednak uspokoić - dzisiaj jest brzydko i kropi deszcz. Ale to dzisiaj. Bo wczoraj było elegancko. Z tej elegancji sfociłem bielański bloczek (ul.Duracza), też elegancki. Bo ja ogólnie lubię bloki :)



A to już ul.Gostyńska na Młynowie (dzielnica Wola) i eleganckie malowidło:



Bo Warszawa to w ogóle eleganckie miasto jest :)

To było przed pracą. A po pracy, zanim wróciłem do domu, zrobiłem rundkę po Mokotowie, najpierw Górnym a potem Dolnym. Zawitałem między innymi w rejon ulic Piaseczyńskiej i Jaworowskiej (w pobliżu obiektów Warszawianki), okolica to mocno podejrzana - krzaki, rudery, porzucone wraki samochodów, jacyś dziwni ludzie wokoło... Kto nie był, polecam wizytę. Ale raczej nie po zmroku. Przy okazji - oprócz ruder i podejrzanych ludzi spotkałem tam również czarnego drapieżnika:



To miejsce na zdjęciu ogólnie jest jeszcze w miarę ogarnięte, dalej jest tylko gorzej.

Wkrótce opuściłem podejrzaną okolicę i wjechałem w osiedle niskich PRL-owskich bloków w rejonie skrzyżowania Dolnej i Sobieskiego. Osiedle jak to osiedle - alkohol można kupić o każdej porze :)



Warto się też przyjrzeć ścianom budynków, bo znajdziemy tam wiele ciekawych informacji - począwszy od patronów ulicy, a skończywszy na kibicowskich preferencjach tubylców:



Ale trochę ostro tej biednej Polonii pojechali - bo Polonia to ekipa tak mało poważna, że pisanie takich tekstów kojarzy mi się z używaniem broni jądrowej przeciwko pluskwom. Niby można, ale po co od razu wytaczać taki ciężki arsenał? Ja tam bym potraktował Polonię w sposób adekwatny do jej "jakości" i "powagi" - napisałbym, że Polonia jest głupia i ma pryszcze. A co, może nie ma? :)

I to tyle. Do domu wróciłem przez Łazienki (wiem, że nielegalnie, ale fajnie się jedzie), Powiśle, Żoliborz. Bez przygód. No nie, z jedną przygodą. Na ulicy Dobrej trafiłem mianowicie na światła uruchamiane hasłem. Stoję sobie na czerwonym jedną minutę, drugą... W końcu wkurzony mówię na cały głos "Kiedy k...a to światło?!". Za sekundę zapala się zielone. Jak w "Seksmisji" normalnie...

Brrr, przewiało... Wpis nudny jak flaki z olejem

Wtorek, 9 października 2012 · Komentarze(9)
Po wczorajszych jazdach coś się dzisiaj musiało zmienić. I zmieniło - przybyła dodatkowa warstwa ubrania, a na łapach pojawiły się rękawiczki. Pierwszy raz tej jesieni. Ale to dopiero dziś. Bo wczoraj elegancko mnie przewiało.

Tak czy siak dodatkowy ciuch rozwiązał problem, bo dzisiaj już wszystko było OK. Przy okazji proponuję przesiadkę na rower wszystkim spaliniarzom - znaczna część z nich nie musi wręcz zakładać dodatkowych warstw ubrania, gdyż dzięki swojemu trybowi życia mają wbudowaną grubą warstwę tłuszczu :)

W sumie to ten wpis jest nudny jak flaki z olejem, ale ja już tak mam, że czasem lubię sobie popierniczyć o pogodzie. Chyba dużo ludzi to lubi. Wy też gadacie czasem o pogodzie? :)

Na koniec tego przynudzania dwie fotki:

1. Ochota, ul.Grójecka
2. Al. JP2





Warszawa to jednak fajne miasto. Czuć ten dynamizm. Czasem aż za bardzo.

Czy terroryzuję pieszych na chodniku?

Poniedziałek, 8 października 2012 · Komentarze(16)
Scenka rodzajowa z dnia wczorajszego. Jadę sobie przy jednej z bielańskich ulic ścieżką rowerową z tzw. kostki downa, ścieżka biegnie sobie koło przystanku, dwie panie czekające na autobus stoją na środku ścieżki i sobie rozmawiają, na ścieżce stoją siatki. Krzyczę głośno "Uwaga!", panie przesuwają się, przejeżdżam. Odwracam się, a panie dalej stoją na ścieżce (chociaż obok na chodniku miejsca mnóstwo) i kontynuują konwersację.

Czyli panie ze ścieżki bynajmniej nie zeszły. Możliwości są dwie - albo uporczywa złośliwość albo brak świadomości, że jest tam ścieżka rowerowa. Panie nie wyglądały na jakoś szczególnie złośliwe, więc obstawiam to drugie. Czemu właściwie o tym piszę?

Otóż przez różne internetowe fora dyskusyjne przetaczają się liczne głosy oburzonych pieszych, którzy są terroryzowani na chodnikach przez wstrętnych rowerzystów. Nie przeczę, problem chodnikowych rowerzystów istnieje, ale zaczynam mieć wrażenie, że przynajmniej część pieszych została "sterroryzowana" na drodze dla rowerów. No bo spójrzmy na te panie - ewidentnie nie zdawały sobie z tego, że są na ścieżce rowerowej. Być może któraś z nich po przyjściu do domu poskarżyła się mężowi, że jakiś rowerzysta przemknął obok niej "na chodniku", gdy spokojnie czekała z koleżanką na autobus i jeszcze coś krzyknął. Być może wylała swoje żale w internecie. No i cóż, nawet jadąc po "DDR" można dołączyć do grona roweroterrorystów.

Tak czy siak główna wina leży nie po stronie pieszych lecz po stronie nieudolnych projektantów. Skoro ktoś projektuje drogę dla rowerów, która wygląda jak chodnik, to nie dziwne, że piesi traktują ją jak chodnik właśnie. Tak, zalała kostka downa naszą Polskę...

Na koniec fotka z Żoliborza Przemysłowego, ul.Przasnyska:



W tym rejonie wszystko się zmienia, znikają kolejne zabudowania fabryczne, rosną nowe bloki. Być może tego obiektu po lewej stronie za parę lat już nie będzie? Kto wie...

Pozdrowienia dla wszystkich roweroterrorystów :)

W Warszawie to zawsze musi się coś zawalić

Piątek, 5 października 2012 · Komentarze(4)
Piątek zaczął się od newsa o tym, że w Warszawie koło skrzyżowania Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej zawaliła się ulica.

Tym razem władze Warszawy z miłościwie nam panującą Panią Prezydent na czele bardzo mnie zaskoczyły, bo uczciwie przyznały, że cała katastrofa ma związek z budową metra. A już myślałem, że klasycznie zawinili kibole do spółki z Kaczorem, np. ryjąc podkop.

No nie, tak do końca władza nie wzięła winy na siebie, winnym okazał się wykonawca, ale już sam fakt, że wreszcie nie jest to wina kiboli i Kaczora, cieszy, wskazuje na jakiś postęp w komunikacji między władzą a społeczeństwem.

Obecna władza to w ogóle ma pecha, ciągle jej się coś zawala, coś zapada. Z czynnościami prostymi (takimi jak np. błyskawiczne usuwanie przez straż miejską z Krakowskiego Przedmieścia zniczy pozostawionych tam przez mieszkańców celem uczczenia śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego) nasi włodarze radzą sobie znakomicie, czynności bardziej złożone (np. budowa metra) czasem zdają się być jak to się mówi poza zasięgiem.

Tak więc się zapadło. Ruszyłem z domu, cyknąłem fotkę u siebie na Bielanach...



...a potem pojechałem w okolice, gdzie zapadła się ziemia. Wszystkie okoliczne ulice zamknięte, blaszaki bezradnie stoją w monstrualnych korkach i tylko rowery śmigały, aż miło. Czyli jest mimo wszystko jakiś tam pozytyw zaistniałej sytuacji - promocja ruchu rowerowego :)

A to Śródmieście, róg Kruczej i Nowogrodzkiej:



Sfociłem, bo lubię to miejsce. Tak po prostu.

Później załatwiałem w ciągu dnia jedną sprawę w centrum, więc znów zawitałem w okolice katastrofy budowlanej i znów kolejny plus: Marszałkowska uwolniona choć na chwilę od spaliniarzy :)



Wreszcie piesi mogli normalnie przejść przez jezdnię, zamiast przemykać się jak szczury podziemiami. Więc może powinienem podziękować władzy za tę katastrofę, zamiast szydzić i krytykować? Toż to piękna promocja ruchu rowerowego i pieszego! :)

A na koniec przewrócony skuter na Kruczej w pobliżu Chmielnej, ktoś podobno wjechał w tył blaszaka i się wypierniczył:



I tak się żyje w naszej Warszawie, od katastrofy do wypadku. Taki lajf.

Wujek Moher pozdrawia kochane lemingi :)

Czwartek, 4 października 2012 · Komentarze(10)
Pozdrawiam kochane lemingi i nie-lemingi, ale dziś chwila odpoczynku od polityki :)

Dziś będzie w tonacji optymistycznej, bo oto droga dla rowerów na Moście Północnym jest już otwarta:



Jakoś tak po cichu to otworzyli, jeszcze niedawno stały tam barierki uniemożliwiające jazdę (plus budka z cieciem), a tu proszę... O tym, że da się jeździć, dowiedziałem się przypadkiem, wertując jedno z forów rowerowych. Nawierzchnia pozostawia nieco do życzenia z uwagi na lekkie nierówności (droga krzywa od nowości to też pewne "osiągnięcie"), ale nie ma to znaczącego wpływu na komfort jazdy. Czyli da się żyć :)

No to skoro otworzyli, to dotarłem na Tarchomin. Widzę skrzyżowanie dróg rowerowych, jedna z nich odbija w prawo, no to z ciekawości skręcam. Żadnych oznaczeń, że droga jest ślepa. Najpierw mały zakręcik, a po 100 metrach...



No cóż, koniec jazdy, jakoś mnie to nie dziwi :)

Jedziemy dalej, pogoda ładna, aż chce się kręcić :) Oto główna ulica Pragi, Targowa:



Za tym płotkiem po prawej stronie metro kopią. Czyli prędzej czy później Targowa się zapadnie, bo budowniczym metra ciągle się ostatnio coś zapada. Najpierw zapadło się na Powiślu, dzisiaj przy Świętokrzyskiej, czas na Targową, będzie komplet :)

A tak w ogóle Targowa to fajna ulica jest, taki kawałek prawdziwej Warszawy, co to ją wojna nie zniszczyła. Domy w stanie różnym, jedne odnowione, inne zrujnowane przez lata komuny i "czeciej er-pe". Praga już tak ma.

I na koniec Krakowskie Przedmieście, które zalane jest słońcem. Zupełnie jak w piosence!



Podoba Wam się Warszawa? :)

Pokłady ludzkiej krzywdy

Środa, 3 października 2012 · Komentarze(15)
Ostatnio trochę się na tym blogasku rozpolitykowałem. Zamiast pisać o ciekawych wyprawach rowerowych (ale o czym tu pisać, skoro ostatnio takich wypraw nie było?) pisałem, dlaczego nie trawię Tuska i wolę Kaczora. Bo wolę, piszę otwartym tekstem, gdyby ktoś miał wątpliwości. No to teraz czas na kontynuację, na małe podsumowanie i na parę wyjaśnień. Przejdźmy do scenek sytuacyjnych:

Scenka nr 1 - umowy śmieciowe

To, że pracodawcy od dłuższego czasu stosują umowy śmieciowe, to wiadomo od dawna. To, że państwo to toleruje, zamiast pracodawców dyscyplinować, to też wiadomo od dawna. Pracodawców prywatnych nawet jestem w stanie zrozumieć, bo państwo nasze kochane nałożyło na nich takie ciężary, że bez tych śmieciówek mogą po prostu nie podołać. Czas te ciężary zmniejszyć. Ale ja nie o tym, teraz będzie o pracodawcy państwowym.

Jest sobie pewien organ państwa, nazwę dyskretnie przemilczę (zainteresowanych zapraszam na priva), który dzieli pracowników na dwie kategorie - tych na etatach i tych na śmieciówkach. Pula etatów jest ograniczona (wynika to z konstrukcji budżetu), pula śmieciówek już nie. Dlatego też etaty trzymane są "dla swoich". I jeśli trzeba jakiś etat zwolnić, bo czyjś pociotek musi dostać posadę, to się zwalnia, pracownik dotychczas zaetatowany (nie mający odpowiednich znajomości) musi przejść na śmieciówkę. Dlatego na śmieciówki wysyła się młode dziewczyny od sortowania poczty itp. A śmieciówka w tym urzędzie to brak pieniędzy za urlop i za zwolnienie lekarskie. Urlop i zwolnienia lekarskie to przywilej dla wybranych, a reszta niech na to haruje przez cały rok. Żeby było śmieszniej, urząd organizuje właśnie szkolenie nt. dyskryminacji i mobbingu, na które zaproszeni zostali tylko pracownicy zaetatowani czyli uprzywilejowani. Ci, którzy faktycznie są dyskryminowani, zobaczą jedynie drzwi.

Po co o tym piszę? Piszę o tym dlatego, że państwo, które samo oferuje umowy śmieciowe (no i etaty dla krewnych i znajomych), jest państwem śmieciowym. A ja nie chcę żyć w państwie śmieciowym, ja chcę żyć w państwie normalnym, silnym, chcę być ze swojego państwa dumny.

Scenka nr 2 - nie ma chleba, niech jedzą ciastka

W zasadzie już wczoraj o tym pisałem, ale się powtórzę. Dworzec Wschodni w Warszawie. Ładnie odremontowany, nie powiem. A przez dworzec przewijają się podróżni, to oczywiste. Kim są podróżni? Znaczna większość to ludzie dojeżdżający do pracy lub szkoły z podwarszawskich miast, miasteczek i wiosek. Przynajmniej część z nich to ludzie biedni, ledwo wiążący koniec z końcem, często na umowach śmieciowych. Takie jest realne życie na naszej Zielonej Wyspie. I tacy ludzie też mają żołądki i czasem są głodni i chcieliby przed podróżą coś zjeść. Tyle, że oferta gastronomiczna dworca nie jest dla nich.

Bo co jest na dworcu? Drogie sieciowe kawiarenki, gdzie za kawę i ciastko człowiek pracy musi wydać ok. 20 zł, co nieraz stanowi 1/3 jego dniówki. Fajnie, co nie? Bo na dworcu oferta jest tylko dla wybranych, dla bogatych. Bo ma być "ładnie i europejsko" (tak jakby bar skrojony na miarę przeciętnego człowieka musiał być brzydki, a to nieprawda). Dla ludzi rządzących obecnie Polską normalne bary i sklepy są "przaśne" (wpiszcie w googlach frazę "Bartelski przaśne", to będziecie wiedzieć, o co biega z tą przaśnością i kto to jest ten Bartelski), za to drogie kawiarenki są "nowoczesne". To może od razu biednych ludzi należałoby wysłać do gazu, bo są zbyt mało nowocześni?

Nie wiem, komu ma służyć Dworzec Wschodni, ale w obecnej formie na pewno nie ma służyć podróżnym. Ale pewnie świetnie służy różnym spółkom i spółeczkom kolejowym i zatrudnionym w nich pociotkom.

No i jeszcze taki szczegół, że dworzec odpicowano, ale wciąż nie dostosowano go dla niepełnosprawnych, bo po co? Niepełnosprawny z pewnością też jest "przaśny" i powinien siedzieć w domu a nie głowę zawracać. No chyba, że wygra coś na paraolimpiadzie, wtedy można się z nim sfotografować celem "ocieplenia wizerunku" i nabicia sobie paru punktów sondażowych.

Scenka nr 3 - kolej małych prędkości

Słyszeliście pewnie o rządowym projekcie Kolei Dużych Prędkości (obecnie na szczęście odesłanym na chwilę do lamusa, bo kasa się skończyła). Za ciężkie miliardy nasz kochany Pan Premier chciał zbudować linię kolejową łączącą Warszawę z Poznaniem i Wrocławiem (przez Łódź). Pociągi miały być naprawdę superszybkie i supernowoczesne. To wszystko brzmi niesamowicie atrakcyjnie, ale tylko na pozór. Dlaczego na pozór?

Otóż podróż takim superszybkim pociągiem z przyczyn oczywistych nie mogłaby być tania. Byłaby to zatem kolej tylko dla wybranych. Ale zbudowana za pieniądze wszystkich podatników. Innymi słowy cały naród (w tym najbiedniejsi) składałby się na to, aby wąska elita mogła sobie podróżować z dużą prędkością. A co dla reszty? Może busik, może własny samochód...

Ale nie tylko o cenę podróży chodzi, także o cenę realizacji projektu. Wydanie miliardów na KDP sprawiłoby, że tych miliardów zabrakłoby na modernizację wszelkich innych linii kolejowych. Weźmy trasę z Warszawy do Sandomierza. Po szynach będzie to ok. 250 km. Czyli czas przejazdy powinien być poniżej 2 godzin. A ile jedzie pociąg z Warszawy do Sandomierza? 5 godzin i 29 minut! Niedowiarki niech sami sprawdzą. A z Lublina do Rzeszowa (to niecałe 200 km) 3 godziny i 53 minuty! I dwie przesiadki. Taka jest do k...y nędzy kolejowa rzeczywistość na prowincji.

Czy rząd zamierza coś zrobić dla poprawy warunków podróżowania w takich miastach jak Skarżysko, Ostrowiec Św. czy Stalowa Wola? Nie, dla rządu liczą się tylko wielkie aglomeracje, rząd roi mrzonki o Kolei Dużych Prędkości. Prowincja niech siedzi w domu a nie włóczy się po Polsce.

Scenka nr 4 - dla kogo ta autostrada?

Za czasów władzy Kaczora budowano drogę ekspresową z Grójca do Radomia (w ciągu trasy Warszawa-Kraków). Droga ekspresowa ma parametry zbliżone do autostrady, jedzie się fajnie, wygodnie. Ale ta droga ma jedną cechę charakterystyczną - można na nią wjechać i można z niej zjechać.

Otóż za czasów tego podłego Kaczora zaprojektowano bezkolizyjne węzły co kilka kilometrów. Po co? Po to, aby również społeczności lokalne żyjące w okolicznych wioskach i miasteczkach mogły z tej drogi korzystać. Tak jak w Niemczech, gdzie zjazdy z autostrad również są co kilka-kilkanaście kilometrów. W ten sposób trasa służy nie tylko mieszkańcom wielkich miast, trasa służy wszystkim, którzy mieszkają w jej pobliżu.

A teraz przejedźcie się autostradami budowanymi za czasów naszego Słońca. Drogi są, ale... ciężko na nie wjechać. Węzły są rozmieszczone rzadko, wiele z nich istnieje zaledwie w planach czyli na "wieczne nigdy" (te na drodze budowanej za Kaczora istnieją realnie a nie na papierze). Ludzie z wiosek i miasteczek mogą sobie trasy posłuchać, powdychać spaliny, ale skorzystać z drogi nie mogą. Ale po co mieliby korzystać? Prowincja niech się buja, niech siedzi w domu lub idzie sobie na pole. Byle nie do kościoła, bo to takie nienowoczesne.

Mógłbym jeszcze wiele takich scenek wymieniać, może kiedyś to zrobię. Na razie radzę przeczytać tekst wszystkim tym, którzy myślą, że jedynym motorem niechęci do Pana Premiera i poparcia dla tego wstrętnego Kaczora są jakieś smoleńskie brzozy czy Ojciec Rydzyk. Nie panie i panowie, Ojciec Rydzyk jest w tym wszystkim najmniej ważny, smoleńska brzoza również. Serio. Główny problem to społeczne wykluczenie i Polska tylko dla wybranych, dla "swoich". By żyło się lepiej. Pociotkom.

Na koniec zdjęcie oddające prozę życia na Zielonej Wyspie:



Ot taka fotka cyknięta na warszawskim Rakowcu (dzielnica Ochota). Szaro to widzę...

Gleba i praski obszar wykluczenia

Wtorek, 2 października 2012 · Komentarze(7)
Dobra, teraz będzie o zabytkach prawdziwych. Najpierw fotka ze Starego Mokotowa...



...ale to tylko tak na rozgrzewkę, bo nie o Stary Mokotów tu idzie. To znaczy Stary Mokotów jest bardzo fajny, ma sporo zabytków i ogólnie jest przyjemnym miejscem do życia, do spacerowania i rowerowania. Ale ja nie o Mokotowie chciałem, lecz o Pradze.

Ale jeszcze tylko o Mokotowie zakończę, otóż wczoraj rano na Mokotowie zaliczyłem piękną glebę. Chciałem śmignąć między dwoma samochodami, z których jeden stał w korku, a drugi do niego podjeżdżał (musiałem między, bo jeden blaszak przykleił się do prawego krawężnika, a ten drugi wręcz przeciwnie, ten dla odmiany przykleił się lewym bokiem do pasów dzielących jezdnię). Tyle że ten drugi chyba chciał przytulić się dodatkowo do zderzaka tego pierwszego i tak podjeżdżał i podjeżdżał, że już wiedziałem, że nie zmieszczę się między dwoma blaszakami, trzeba było ostro hamować. A że jezdnia była mokra, a opony zoptymalizowane pod względem jazdy po asfalcie (czytaj: ze skromniutkim bieżnikiem), no to się stało. Dodatkowo łupnąłem nogą w stojący samochód (ten, co to się do krawężnika przytulał), więc na wszelki wypadek szybko się ewakuowałem i dopiero w sąsiedniej uliczce oceniłem straty. Te nie były duże - lekka szrama na nodze i błotnik do prostowania. Wyprostowałem, a noga się goi :)

No to teraz Praga:





To jest dokładnie ulica Okrzei. I to są zabytki. Prawdziwe zabytki, a nie jakieś PRL-owskie potworki. Cała praktycznie Praga jest zabytkowa, a te praskie zabytki wyglądają w znacznej mierze jak te widoczne na zdjęciu. To znaczy są zaniedbane i odrapane. Bo Praga to obszar wykluczenia.

Nie, nie chodzi tu o mieszkańców, bo Praga nie tylko żulami stoi (a tak głosi znany stereotyp), Praga to przede wszystkim tzw. normalni ludzie. Czyli tacy jak wszędzie. Chodzi mi o władze Warszawy. To one uczyniły Pragę obszarem wykluczenia i z żelazną konsekwencją czynią to nadal. Otóż nasze władze kochane inwestują tylko na lewym brzegu. Na lewym brzegu są wszystkie możliwe urzędy (oprócz tych praskich dzielnicowych, bo trudno praski urząd dzielnicowy przerzucić dajmy na to na Żoliborz), na lewym brzegu prowadzi się inwestycje komunikacyjne, na lewym brzegu odnawia się ulice i zabytki, na lewym brzegu wspiera się budowę biurowców. A widzieliście skupisko biurowców na Pradze? Wolne tereny na prawym brzegu są i można byłoby stworzyć jakiś system zachęt dla inwestorów, aby budowali właśnie tam. Ale po co? Lepiej niech się ludziska codziennie pchają przeciążonymi mostami na lewy brzeg. A nie jest to przyjemne. Tramwaje są zapchane tak, że nie wciśniesz szpilki, blaszaki stoją w korkach (no to akurat jest normalne), a kwestię dostosowania mostów do ruchu rowerowego dyskretnie przemilczę. No wiec trzeba się przeciskać przez te mosty, bo na Pradze praktycznie nie ma pracy.

Bo te prażaki to mają jedną wadę - zbyt mało entuzjastycznie popierają PO. No to trzeba im za przeproszeniem dosrać, co nie?

PS. A przepraszam, metro kopią na Pradze. To znaczy na lewym brzegu będą 4 stacje, na prawym (praskim) 2. Ot równowaga po warszawsku.

Warszawskie zabytki

Poniedziałek, 1 października 2012 · Komentarze(17)
Tekst o ludzkich krzywdach i jedzeniu ciastek zamiast chleba przesunę na jutro, bo dzisiaj jakoś nie mam weny. Na razie lekko zasygnalizuję temat. Polecam wizytę na warszawskim Dworcu Wschodnim - pięknie odremontowany, tylko nie ma tam co zjeść. To znaczy w sumie można - wypić kawę w jednej z sieciowych kawiarni i przegryźć ciastkiem, płacąc za to jakieś 20 zł. Tymczasem przez dworzec przewijają się codziennie tysiące ludzi, często biednych, żyjących ledwo od pierwszego do pierwszego na umowach śmieciowych (o umowach śmieciowych szerzej jutro), nie mających czasami nawet na chleb. A co im się oferuje? Drogie ciastka. Taka jest polityka zarządcy dworca, jakiejś państwowej spółki (namnożyło się tych spółek i spółeczek na kolei). Ktoś jest za to odpowiedzialny.

A więc jutro będzie szerzej o umowach śmieciowych (na umowy śmieciowe zatrudniają nawet państwowe urzędy! - bo normalne etaty trzymane są dla "swoich"), drogich ciasteczkach oraz autostradach, na które nie można wjechać. To znaczy można, jeśli się jest wybrańcem mieszkającym w dużym mieście, bo społecznościom z małych miasteczek i wsi zaoferowano jedynie wąchanie spalin. Będzie też o chorych koncepcjach szybkiej kolei dla wybranych, gdy na polskiej prowincji znika transport publiczny.

No to teraz o zabytkach. Jadę sobie przez warszawskie Koło i widzę takie coś:



Brzydkie, co nie? Nie szkodzi. Teraz jest w Warszawie taki "trynd", że podobne szkaradztwa wpisuje się do tzw. ewidencji zabytków, trafił tam m.in. ohydny pawilon meblowy w centrum miasta (ul. Emilii Plater), może kiedyś sfocę i pokażę. Więc i ten obiekt na zdjęciu ma szansę stać się zabytkiem. Nawet będę temu kibicował, bo jak szaleć to szaleć :)

A dalej Koło wygląda tak...



...i w sumie nie jest źle, socreal da się lubić. Koło to w ogóle ciekawe miejsce, znajdziemy tam zarówno PRL-owskie bloki, jak i wąskie uliczki z małymi domkami. No i socreal. Ogólnie wizytę w tych rejonach każdemu polecam.

No a aura była w poniedziałek typowo jesienna. Oto np. ulica Filtrowa na Ochocie:



A to już Plac Politechniki:



Ogólnie jest zabytkowo (nie pseudozabytkowo!), tylko tramwaj całkiem nowoczesny :) Zwraca też uwagę niedokończony koszmarek górujący nad sąsiednimi kamienicami. Nie znam dokładnie tej historii, ale ktoś to chyba próbował wznieść bez pozwolenia. Nie wyszło. Nurtuje mnie tylko, dlaczego nikt tego nie rozbiera. Czyżby zostało już tak na lata?

I na koniec Plac Trzech Krzyży:



Tutaj jednym wielkim zabytkiem jest cały plac, zabytkiem komunikacyjnym z czasów nadmiernej fascynacji motoryzacją. Wszystko zalano asfaltem, a widoczny na zdjęciu kościół stoi na wyspie otoczonej asfaltowym morzem. No owszem, są plany przebudowy i zrobienia z tego asfaltowego morza normalnego miejskiego placu, ale na planach się kończy. Czyli normalka.

Ostatnio na tym placu była wielka manifestacja przeciwko obecnemu układowi politycznemu. Układ, choć gnije i śmierdzi coraz bardziej, stoi stabilnie, bo jest dobrze umocowany. Może jednak kiedyś padnie? Oby.