Dajcie mi stary kamyczek, niech się odnajdę w Warszawie...

Czwartek, 11 października 2012 · Komentarze(9)
Gdy piszę tę notkę, nasz Pan Premier Pinokio składa właśnie kolejne obietnice. Gdybym był lemingiem, śledziłbym "spicz" naszego Pana Premiera z rozdziawionymi ustami i wzrokiem pełnym uwielbienia, ale że stałem się wstrętnym moherem, poświęcę ten czas na uzupełnienie blogaska.

A więc od początku. Czwartek przywitał mnie chłodem i deszczem. Jak to jesień. Warszawa, miasto monstrualnie szerokich ulic, wyglądała jak zawsze przytulnie i romantycznie:



Tak, to nie Czelabińsk i Nowosybirsk, to tylko poczciwa ulica Okopowa w Warszawie. W ogóle sporo Rosjan ma swoje ulice w Warszawie - generał Okopow, kupiec Towarow, botanik Lipow, konstruktor-wynalazca Spalinow a nawet pszczelarz Miodow. To tak w ramach przyjaźni polsko-rosyjskiej.

No dobra, substancji zabytkowej też mamy trochę, czasem spomiędzy niej przebijają wieżowce, co daje całkiem zgrabny efekt. Oto plac Bankowy, dawniej Feliksa Dzierżyńskiego (też wielkiego orędownika przyjaźni polsko-rosyjskiej):



A tymczasem pogoda nawet się poprawiła, przestało padać, a z czasem łaskawie wylazło słońce. Ale zanim wylazło, popełniłem byłem jeszcze jedną fotę, tym razem przy ul.Żelaznej na Woli:



Place się wiją jak kobry,
domy się pysznią jak pawie,
dajcie mi stary kamyczek,
niech się odnajdę w Warszawie.

Stoję jak słupnik bezmyślny
na placu pod kandelabrem,
chwalę, podziwiam, przeklinam
na kobrę, na abrakadabrę.

Zapuszczam się jak bohater
pod patetyczne kolumny,
co mi tan kukły Galluxa
wymalowane do trumny!

Tu młodzi chodzą na lody!
Ach, wszyscy tu bardzo młodzi,
pamięcią sięgają ruin,
dziewczyna wkrótce urodzi.

Co wrosło w kamień, zostanie:
patos pod rękę z tandetą,
tu będziesz uczył się liter,
przyszły warszawski poeto.

Kochaj to zwykłą koleją,
inne kochałem kamienie,
szare i wzniosłe prawdziwie,
w których dzwoniło wspomnienie.

Place się wiją jak kobry,
domy się pysznią jak pawie,
dajcie mi stary kamyczek,
niech się odnajdę w Warszawie.


Powyższe napisał niejaki Adam Ważyk w 1955 roku. Na Woli tekst jest wciąż aktualny, tutaj wyrastające jeden po drugim wieżowce koegzystują z ruderami, ruinami itp. Tu wciąż żyją ludzie, którzy w Warszawie odnajdą się nie dzięki wieżowcom lecz dzięki temu murkowi z ruderą, co to je na zdjęciu widać. Taka resztka dawnej Warszawy, dawnej Woli. Pewnie wkrótce rozbiorą. Bo życie idzie do przodu i toczy się dalej.

PS. Rowerowanie totalnie bez historii, 55 km i zero przygód. Tylko bluzę polarową ostatecznie zastąpiła kurtka. Bo zimno.

Komentarze (9)

Opłócz Pana Płemieła mamy jeszcze w Wawie Panią Płezydent, która mówi, że w Wałszawie nie ma kołków, są tylko okłesowe utłudnienia w łuchu :)

lukasz78 06:42 niedziela, 14 października 2012

Sysałam, ze nasz plemiel obiecuje ullop macierzyński psez lok. Pieldoli gupoty, ze bania penka. Kuamcuch.

U mnie we Wrocławiu też wieje nudą, wklejam jakieś Czarodziejki z księżyca na bloga.

maratonka 19:48 sobota, 13 października 2012

Nie, nie czytałem, ale opis brzmi jak widzę interesująco, więc kiedyś kto wie... Co do jazdy po mieście, to kwestia przyzwyczajenia :)

lukasz78 12:42 piątek, 12 października 2012

Jazda po mieście grozi utratą zdrowia i humoru.
A skoro o Rosji mowa, czytałeś może "Zapiski oficera armii czerwonej"? Interesująca książeczka. Pozdrowienia:)

Skowronek 12:37 piątek, 12 października 2012

Ale wierszyk nie jest mój, tylko przeklejony z sieci, ja pisałem jedynie wiersz o naszym Słońcu Peru, które tak się męczy i wytęża dla nas.

lukasz78 10:36 piątek, 12 października 2012

Trochę tak, bo miałbym o czym pisać na tym blogasku, a tak piszę jakieś dyrdymały :)

lukasz78 10:26 piątek, 12 października 2012
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa wczet

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]