Dajcie mi stary kamyczek, niech się odnajdę w Warszawie...
A więc od początku. Czwartek przywitał mnie chłodem i deszczem. Jak to jesień. Warszawa, miasto monstrualnie szerokich ulic, wyglądała jak zawsze przytulnie i romantycznie:
Tak, to nie Czelabińsk i Nowosybirsk, to tylko poczciwa ulica Okopowa w Warszawie. W ogóle sporo Rosjan ma swoje ulice w Warszawie - generał Okopow, kupiec Towarow, botanik Lipow, konstruktor-wynalazca Spalinow a nawet pszczelarz Miodow. To tak w ramach przyjaźni polsko-rosyjskiej.
No dobra, substancji zabytkowej też mamy trochę, czasem spomiędzy niej przebijają wieżowce, co daje całkiem zgrabny efekt. Oto plac Bankowy, dawniej Feliksa Dzierżyńskiego (też wielkiego orędownika przyjaźni polsko-rosyjskiej):
A tymczasem pogoda nawet się poprawiła, przestało padać, a z czasem łaskawie wylazło słońce. Ale zanim wylazło, popełniłem byłem jeszcze jedną fotę, tym razem przy ul.Żelaznej na Woli:
Place się wiją jak kobry,
domy się pysznią jak pawie,
dajcie mi stary kamyczek,
niech się odnajdę w Warszawie.
Stoję jak słupnik bezmyślny
na placu pod kandelabrem,
chwalę, podziwiam, przeklinam
na kobrę, na abrakadabrę.
Zapuszczam się jak bohater
pod patetyczne kolumny,
co mi tan kukły Galluxa
wymalowane do trumny!
Tu młodzi chodzą na lody!
Ach, wszyscy tu bardzo młodzi,
pamięcią sięgają ruin,
dziewczyna wkrótce urodzi.
Co wrosło w kamień, zostanie:
patos pod rękę z tandetą,
tu będziesz uczył się liter,
przyszły warszawski poeto.
Kochaj to zwykłą koleją,
inne kochałem kamienie,
szare i wzniosłe prawdziwie,
w których dzwoniło wspomnienie.
Place się wiją jak kobry,
domy się pysznią jak pawie,
dajcie mi stary kamyczek,
niech się odnajdę w Warszawie.
Powyższe napisał niejaki Adam Ważyk w 1955 roku. Na Woli tekst jest wciąż aktualny, tutaj wyrastające jeden po drugim wieżowce koegzystują z ruderami, ruinami itp. Tu wciąż żyją ludzie, którzy w Warszawie odnajdą się nie dzięki wieżowcom lecz dzięki temu murkowi z ruderą, co to je na zdjęciu widać. Taka resztka dawnej Warszawy, dawnej Woli. Pewnie wkrótce rozbiorą. Bo życie idzie do przodu i toczy się dalej.
PS. Rowerowanie totalnie bez historii, 55 km i zero przygód. Tylko bluzę polarową ostatecznie zastąpiła kurtka. Bo zimno.