Nie było źle

Sobota, 13 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Nie było źle, w Warszawie w końcu ustały potężne wiatry i odzyskałem radość z jeżdżenia. Najpierw zrobiłem 25 km po Bielanach i Bemowie, potem dłuższa przejażdżka po Warszawie. Najgorzej, że nie pamiętam dokładnie, którędy - nieaktualnizowanie bloga codziennie w końcu się zemściło :)) Tylko stan licznika codziennie spisuję, więc wiem, że łącznie 67 km tego dnia wyszło. Na pewno krążyłem gdzieś po Woli (Koło), to pamiętam, ale gdzie jeszcze, to sobie za Chiny Ludowe nie przypomnę.

67 km po Warszawie

Piątek, 12 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
67 km po Warszawie - dużo po Bielanach i wypad na Saską Kępę, pod koniec dnia także na Bemowo. Nic ciekawego, poczułem się zmęczony różnymi sprawami, rowerem też. Odpoczynku mi trzeba :)

Do Legionowa i nie tylko

Czwartek, 11 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Pierwsze 20 km po Bielanach i Żoliborzu. Potem ruszam przez Targówek i Bródno na Białołękę. Wreszcie odkrywam rowerowo tę zadupiastą dzielnicę Warszawy. Fatalna sprawa ta Białołęka - zabudowa bez ładu i skłądu, układ drogowy zupełnie niedostosowany do obecnego natężenia ruchu - kupa samochodów i niestety ciężarówek, a dróg mało, wąskie i w fatalnym stanie. Jazda tamtędy rowerem to mordęga. Dopiero dalej od centrum Warszawy, na totalnych peryferiach, robi się znacznie mniejszy ruch a chaotyczna zabudowa "miejskawa" (bo "miejska" to byłoby za dużo powiedziane) ustępuje miejsca zabudowie wiejsko-podmiejskiej. W końcu kończy się Warszawa i jadę przez okoliczne wioski do Legionowa. W Legionowie mam 50 km na liczniku, ale jeszcze robię parę kilmetrów po mieście i posilam się pysznym kebabem i małym piwkiem :)

Nawet nienajgorsze to Legionowo - centrum całkiem przyjemnme i widać tam dużo życia (nie jest to zatem typowa warszawska sypialnia), przedmieścia w miarę ogarnięte i nawet trafiłem na ścieżkę rowerową z asfaltu(!), co u nas w Polsce jest rzadkością. W Legionowie łapię pociąg do Warszawy (nie chce mi się wracać pod wiatr, przyjechałem sprytnie z wiatrem), docieram na Dworzec Gdański.

Dalsze kilometry robię już po Warszawie, począwszy od centrum, a skończywszy na Jelonkach. Zmęczyłem się.

Ale wiaaaało!

Środa, 10 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Wiało w Warszawie w środę 10 sierpnia roku pańskiego 2011 niezwykle mocno, rzadko się zdarza takie wietrzysko. Zrobiłem 50 km po Warszawie (m.in. prawy brzeg - Bródno, Praga, kawałek Saskiej Kępy), więcej mi się nie chciało. Przejazdu pod silny wiatr Mostem Poniatowskiego dłuuugo nie zapomnę... Ale żyję :)

Wiaaaatr i tłuści pruszkowscy kierowcy

Wtorek, 9 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Ponad 117 km
Wyszło jeszcze więcej kilometrów, niż w poniedziałek, do tego przez cały dzień taki wiaaatr, że pod koniec dnia ledwo żyłem. Sporo pozwiedzałem podwarszawskich miejscowości takich jak Pruszków (w samym Pruszkowie chyba ze 20 km łącznie zrobiłem), Piastów, Michałowice itp. Zauważyłem, że w Pruszkowie (ok. 50 tys. mieszkańców) kierowcy reagują na rowerzystów znacznie bardziej alergicznie niż w Warszawie - w sumie dziwne, bo sporo rowerów widziałem jeżdżących po miasteczku, zwykli ludzie sobie na nich jeżdżą i załatwiają swoje sprawy. Może kierowcy z Pruszkowa czują się przez to jacyś zagrożeni czy osaczeni, bo widzą, że okres bezwzględnej dominacji samochodów właśnie mija?

I jeszcze jedno - wszyscy kierowcy, którzy mieli do mnie jakieś ale i trąbili lub pyskowali, mieli jedną cechę wspólną - dużą nadwagę. Panowie i panie (tak, jedna pani też coś pyszczyła) - a może warto samemu wskoczyć na rowerek i pozbyć się tych 20-30 kg zbędnego tłuszczu? :))

105 km

Poniedziałek, 8 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
105 km i oprócz jeżdżenia po Warszawie (w tym prawy brzeg) zwiedzanie takich podwarszawskich okolic jak Raszyn, Dawidy itp. (czyli wioski na południe od lotniska). W sumie dzień bez historii oprócz tego, że kilometrów trochę nabiłem.

Niedzielne 75 km

Niedziela, 7 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
A więc tak... Rano 30 km - z Chomiczówki na Jelonki (tam niezdrowe żarcie w McDonald's - cóż, lubię to...), stamtąd jazda przez Boernerowo i Radiowo na Wólkę Węglową, po czym powracam na Bielany, robiąc jeszcze rundki po mojej dzielnicy.

Wieczorem dokładam 45 km - przez Żoliborz i wzdłuż Wisły pod stadion Legii, stamtąd na Stegny, znów na Legie, a potem wracam sobie do domu przez Śródmieście, Wolę i Bemowo. No i 75 km wyszło. W ostatniej chwili zdążyłem do domu przed ulewą. Też dobrze.

Wieczorne jeżdżenie

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Trochę rannego jeżdżenia i sporo wieczornego. Rano 12 km po Chomiczówce po czym wyjeżdżam z Warszawy (nie rowerem), wracam wieczorem. A wieczorem 38 km - jazda z Bielan przez Żoliborz i Śródmieście na Mokotów (niekoniecznie w linii prostej, sporo krążenia), stamtąd powrót przez Ochotę, Wolę i Bemowo na Bielany. Wieczorna jazda to coś wspaniałego - praktycznie zero wiatru (nie znam się na prawach przyrody, ale zauważyłem, że wieczorami znacznie mniej wieje, niż za dnia), prawie zero samochodów, coś pięknego. No i miasto wieczorem wygląda magicznie. Spróbujcie sami, zobaczcie to.

Rodacy, rowerujcie wieczorami! :)

65 km

Piątek, 5 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
65 km po Warszawie (Bielany, Bemowo, Wola, Żoliborz) - załatwianie różnych spraw i sporo jeżdżenia dla przyjemności. W sumie bez historii. Tylko upał dawał się we znaki, ale dało się przeżyć :)

Browary na Legii

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Przed południem robię jakieś kilometry (rekreacyjnie) w mojej okolicy oraz mały wypad w okolice Dworca Centralnego celem załatwienia jednej sprawy. I tak mam na liczniku ok. 40 km.

Pod wieczór jadę pod stadnion Legii, która gra mecz pucharowy z jakimiś kebabami. Dojeżdżam, robię jakieś rundy wokół stadionu, w końcu parkuję rower przed meczem. Na stadion się nie wbijam, zamiast tego wbijam się do knajpy pod trybunami, gdzie w odróżnieniu do trybun można sobie wypić browara, telewizorki też są (z meczem oczywiście), więc lokal na frekwencję nie narzeka, pijemy browary i śpiewamy na cześć Legii. Ja piję kulturalnie, bo pojazdem przecież przyjechałem :) Czyli jeden browarek w 1.połowie, kończy się 1.połowa meczu, kebaby atakują, ja zdenerowany, więc wskakuję na rowerek na małą rundkę. Odwiedzam Czerniaków, Sielce i prawie pod Stegny podjeżdżam, wracam już uspokojony na 15.minutę 2.połowy, wciąż 0:0 (remis Legię urządza), kebaby z Turcji wciąż atakują. Kolejny browarek i tak dotrwałem do końca, Legia też dotrwała, po rozpaczliwej obronie osiągamy dumne 0:0 i awansujemy do kolejnej rundy w europejskich pucharach.

A ja na rower i do domu, a tu patrzę, że tylna lampa nie świeci, a ciemno już. Na szczęście naprawa była prosta (wsadzić jeden kabelek na swoje miejsce, ot co), więc naprawiam i wracam na Bielany przez Krakowskie Przedmieście, które w ciepły letni dzień jest pełne ludzi i po prostu piękne. Wracam pokrzepiony awansem Legii i dwoma browarami :)

Na koniec dnia 94 km.