Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:2338.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:75.42 km
Więcej statystyk

Piła, Piła, biała siła!

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · Komentarze(7)
Kategoria Ponad 117 km
Czas na opis kolejnego etapu przejażdżki po Wielkopolsce. No wiem, już tydzień zalegam :)

Jak można się doczytać w poprzedniej notce, etap pierwszy skończyłem pod Chodzieżą. No to zrywam się o 6 i ruszam na etap kolejny :)

Najpierw focę Chodzież, jest niedzielny poranek, więc ludzi na ulicach nie widać :)







Co dalej? Lecim na Szczecin? :)



Nawet chciałem pocisnąć na Szczecin lub na Kołobrzeg, a tu trzeba następnego dnia rano iść do roboty w Warszawie, taki lajf... Zaliczam zatem kolejne pagórki, przekraczam Noteć, dotaczam się do Piły. Przy okazji przypomina mi się rymowanka znaleziona na jakimś kibicowskim forum dyskusyjnym, ta w tytule, o Pile i białej sile - ponieważ brzmi to politycznie niepoprawnie, więc aż nie mogłem się powstrzymać, żeby wrzucić to do tytułu notki, jako że uwielbiam wszystko, co jest niepoprawne. Piła, Piła, biała siła - a co :)

A sama Piła ma całkiem ciekawe centrum, stanowiące połączenie niedobitych kawałków niemieckiej architektury (za wiele nie zostało, towarzysze radzieccy w 1945 r. się nie pieścili) i typowo polskiej zabudowy. Dla mnie OK - na niemiecką architekturę można popatrzeć, bo nie przeczę, potrafili Niemcy budować ładnie, ale miasto leżące w Polsce powinno mieć charakter polski - dlatego takie połączenia lubię. Wygląda to tak:









Ostatnia fotka wygląda trochę tak jak dawne PRL-owskie pocztówki :)

A za Piłą chce się skierować na Bydgoszcz, ale mylę trasę i trochę krążę po polach i lasach drogami nie zawsze asfaltowymi, co też ma swój urok. W końcu dojeżdżam do głównej szosy, po drodze zwiedzam miasteczko Wyrzysk...



...po czym, dokładając kolejne gminy do kolekcji, tnę na Bydgoszcz. Przecinam miasto (czasu na dokładniejsze zwiedzenie i focenie niestety zabrakło) i docieram na położoną na przedmieściach stacyjkę Bydgoszcz Łęgnowo...



...gdzie mam za paręnaście minut pociąg. Pierwotnie miałem jechać za Bydgoszcz, do Solca Kujawskiego, ale zabrakło czasu, pociąg by mi uciekł. A musiałem zdążyć, bo jeszcze czekała mnie wizyta rodzinna w Toruniu. W grodzie Rydzyka (czy tam Kopernika, nieistotne) bawię 2 godziny, po czym na dworzec i do Warszawy.

I koniec. A w sumie szkoda.

A, jeszcze mapa.

Tour de Oborniki

Sobota, 10 sierpnia 2013 · Komentarze(9)
Kategoria Ponad 117 km
W zasadzie to powinienem nazwać to "Tour de Poznań", bo na początku zrobiłem solidny łuk wokół Poznania, ale uznałem, że "Tour de Oborniki" brzmi ciekawiej :)

Zaczynam od zerwania się tuż po 4 (masakra!), ogarnięcia się i przejażdżki na Dworzec Zachodni. Wsiadam do pociągu (tam udaje mi się trochę zdrzemnąć), wysiadam w Poznaniu.

Zaczynam od zaliczania okolicznych gmin. Najpierw Luboń (sporo zabudowy z czasów pruskich, ale ogólnie szału nie ma)...



...Puszczykowo, potem kieruję się na Komorniki (kolejna gmina) przez las:



Dalej łykam gminy Dopiero, Tarnowo Podgórne i Rokietnica. Niestety nie wszędzie trafiam na asfalt. Tu jeszcze "jak cię mogę"...



...ale droga łącząca gminy Dopiewo i Tarnowo Podgórne prezentuje się tak:



Ogólnie bez rewelacji :)

W końcu odrywam się od okolic Poznania i osiągam rzeczone Oborniki - najpierw most na Warcie...



...potem rynek...



...a na koniec knajpa :)



Okolice Poznania - no cóż... Jest w sumie OK, ale jakichś specjalnych różnic po między tymi rejonami a np. ścianą wschodnią to ja nie widzę (oprócz architektury), wszelkie teksty o rzekomym istnieniu "Polski A" i "Polski B" wydają się naciągane i przesadzone.

Kręcę dalej, następna większa miejscowość to Wągrowiec:





Owszem, podoba mi się, sporo fajnych budynków z czasów pruskich.

Jadę dalej, jedzie się średnio (większość trasy pod wiatr, bywa), zaliczam kolejne gminy...



...robię postój w miasteczku Margonin:





...zahaczam o Szamocin...



i w końcu osiągam Chodzież.

Przy okazji muszę pochwalić te wielkopolskie miasteczka, swój klimacik mają. Nie to, że są bardziej zadbane od miast np. na Kielecczyźnie, bo to jest porównywalne, ale architektura jest lepsza, ciekawsza. Tutaj zabór pruski wypracował jednak przewagę nad rosyjskim.

A więc jestem w Chodzieży i miałem kręcić dalej na Piłę, ale próba załatwienia noclegu w Pile za rozsądną cenę skończyła się niepowodzeniem, obiekty w Pile dzieliły się na drogie lub zajęte. Za to znalazłem zajazd pod Chodzieżą, więc tam kończę bieg, pokrążywszy uprzednio po mieście i okolicy.

Na koniec mapa, ciąg dalszy nastąpi.

Uzupełnianko - 09.08.2013

Piątek, 9 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Wiecie co? Jak robię te uzupełnienia, to zaczynam rozumieć tych, co to robią "zbiorówki" z pół miesiąca :) Ale nie, ja będę uzupełniał każdy dzień osobno, trzeba być twardym i nie iść na łatwiznę :)

Po puszczańskich wioskach

Wtorek, 6 sierpnia 2013 · Komentarze(6)
O cholera, już ponad tydzień blogowych zaległości mi się nazbierało :(

No to szybki przeskok przez wtorek, 6 sierpnia. Zrobiłem 90 km, krążąc po wioskach położonych w Puszczy Kampinoskiej. Wystartowałem z stacji kolejowej Teresin Niepokalanów, tam trafiam na jakąś pielgrzymkę (słowo "Niepokalanów" zobowiązuje!), potem docieram pod sam Kampinos :)



W Kampinosie tradycyjny hamburger i browarek, po czym przejeżdżam przez Puszczę Kampinoską i ukryte w niej wioski:



Kiedyś było tych wiosek więcej, za nieboszczki komuny sporo z nich zalesiono.

Dalej bez historii, trasą gdańską docieram do Warszawy, usmażony na wszystkie możliwe sposoby.

I tyle :)

Tour de Iłowo

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · Komentarze(6)
Kategoria Ponad 117 km
W zeszły poniedziałek, zamiast po bożemu iść do pracy, zrobiłem sobie wolne. Czas spożytkowałem na załatanie kilku gminnych "dziur" na północnym Mazowszu.

Jazdę zaczynam u siebie na Bielanach, 20 km do Legionowa, małe zakupy i do pociągu. Wysiadam w Ciechanowie.

Jako pierwsza "pada" gmina Stupsk, ok. 20 km na północ od Ciechanowa. Kręcę dalej, grzejąc się na słońcu, kolejna zdobycz to Szydłowo, tuż koło Mławy:





Tutaj wjeżdżam na tereny, o których naczytałem się sporo, wertując książki poświęcone 2. Wojnie Światowej. Tu w tej okolicy Niemcy stłukli naszych we wrześniu 1939 r. na kwaśne jabłko (tzw. bitwa pod Mławą), ale w styczniu 1945 r. Ruscy jeszcze porządniej stłukli Niemców. Tak to na wojnie, raz na wozie, raz pod wozem...

A to sielska sceneria w okolicach Szydłowa:





Drogi lokalne jak to drogi, czasem asfalt, ale czasem...



W międzyczasie "pada" gmina Dzierzgowo. To już trzecia tego dnia.

Wkrótce wjeżdżam... na Mazury. Historyczne Mazury zaczynają się kilka kilometrów za Mławą, na mojej trasie materializują się w postaci gminy Iłowo. Ciekawostką jest, że Iłowo było przed 1. Wojną Światową graniczną stacją kolejową, tu kończyły się Niemcy (i Mazury) a zaczynała Rosja (i Mazowsze). Oto i kawałeczek Iłowa:



W Iłowie opycham się pizzą i mulę się piwem:



Ogólnie przesadziłem z konsumpcją, więc dalej toczę się ociężały i przymulony, zwiedzając okoliczne lasy. Po paru kilometrach przez las wyjeżdżam do jakiejś wioski i na asfalt, kończą się Mazury, zaczyna znowu Mazowsze i tym razem gmina Lipowiec Kościelny. Jeszcze trochę pedałowania w skwarze i docieram do Mławy:



Tu kończę, czekając sporo ponad godzinę na pociąg i siedząc smętnie na betonie, bo ktoś w ramach modernizacji stacji Mława Miasto zapomniał zainstalować ławek. Luzik, za pół roku zainstalują.

Na tym koniec, nadjeżdża pociąg (opóźniony 20 min., też luzik, żyjemy w POlsce przecież), docieram do Warszawy i... wystarczy :)

Jeszcze mapa.

5 gmin do przodu, nie było źle.

Uzupełnianko - 04.08.2013

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Nie poszalałem sobie w ostatnią niedzielę. Po przejechaniu poprzedniego dnia 229 km w okropnym upale, miałem nogi jak z waty i chyba nieco rozregulowany organizm, w dodatku upał nie ustępował. Uciułałem na raty 46 km i to by było na tyle. Zawsze coś :)

Następny wpis będzie ciekawszy, obiecuję.

Tour de Końskie & Włoszczowa

Sobota, 3 sierpnia 2013 · Komentarze(22)
Kategoria Ponad 117 km
Tak mi się dobrze smażyło na słońcu w poprzednią sobotę, że w tą ostatnią postanowiłem posmażyć się ponownie :) Za cel obrałem Końskie i Włoszczowę.

Tym razem nie bujałem się rano pociągiem, ruszam prosto z domu. Sprawnie przejeżdżam przez Warszawę, toczę się "siódemką" (czyli drogą na Kraków) do Grójca, tam postój na śmieciowe żarcie (McDonald's) i odbijam na drogę wojewódzką na Końskie - ciężko to nazwać drogą lokalną, ale na pewno jest ona "lokalniejsza", niż trasa Warszawa-Kraków.

Upał daje się coraz bardziej we znaki, w słońcu grubo ponad 30 stopni, a ja jadę w słońcu cały czas, bo na niebie ani jednej chmury... Trudno, na mrozy przyjdzie jeszcze poczekać :) Osiągam Mogielnicę, zapyziałe mazowieckie miasteczko...





...i piekąc się coraz bardziej, dumnie wtaczam się do Nowego Miasta nad Pilicą:





Nie wiem, co ma symbolizować ten samolot, nie chce mi się tego szukać (choć pewnie jest to gdzieś do znalezienia) - grunt, że jest i wygląda absurdalnie :)

Nowe Miasto nad Pilicą to ostatnie miasto, gdzie - sądząc po napisach na murach - kibicuje się Legii. Za Pilicą zaczyna się "ziemia niczyja", a potem tereny Widzewa.

Oto wieś gminna Odrzywół:



Powiedzieć, że to dziura, to nic nie powiedzieć :)

A oto moja "droga krzyżowa", spieczona słońcem:



Mając na liczniku jakieś 120 km, robię w końcu przerwę na większy posiłek. A oto i fotka dla miłośników "fotografii kulinarnej":



Ogólnie podobają mi się lokalne klimaty, wsie na pograniczu łódzkiego i świętokrzyskiego mają jakiś tam swój urok, taka można powiedzieć esencja polskości :)

Krążąc po wioskach i zaliczając kolejne gminy, osiągam w końcu powiatowe miasto Końskie:





Miłośnicy klimatów swojskich i prowincjonalnych powinni być zachwyceni, polecam! Tu nie ma żadnych niemieckich naleciałości, to jest polskość w sensie ścisłym, na dobre i na złe.

A za miastem trafiam na zbiornik wodny i...





...i najchętniej rzuciłbym rower w cholerę i się wykąpał :)

Jazda wiele godzin na słońcu robi swoje, organizm domaga się kolejnego odpoczynku, zatrzymuję się na dłużej w Radoszycach, uzupełniam siły i płyny, po czym kręcę dalej, kontemplując krajobrazy Kielecczyzny:



Jakoś strasznie leży mi klimat tych miejsc, może kiedyś wyemigruję w Kieleckie? :)

W Łopusznie trafiam na rozbebeszony ryneczek (jakiś remont, a może rewitalizacja?)...



...i okazały kościół:



Niezłe gabaryty, totalnie góruje nad miasteczkiem, widać społeczeństwo w Łopusznie mieli ofiarne :)

Do Włoszczowy jeszcze jakieś 25 km, zmęczony jestem mocno (dystans jak dystans, ale to słońce), dotaczam się na luzie (pół godziny przed odjazdem pociągu, więc nie musiałem gonić jak wściekły), robię zakupy w spożywczaku, po czym spożywam zakupione dobra (piwo, ser i chipsy - niech żyje zdrowa żywność!) na najsłynniejszym peronie Rzeczypospolitej Polskiej.

Nadjeżdża pociąg, wsiadam, jeszcze tylko z dworca do domu i koniec. Jeszcze mapa.

Zgrillowałem się, a co :)