Tour de Końskie & Włoszczowa
Tym razem nie bujałem się rano pociągiem, ruszam prosto z domu. Sprawnie przejeżdżam przez Warszawę, toczę się "siódemką" (czyli drogą na Kraków) do Grójca, tam postój na śmieciowe żarcie (McDonald's) i odbijam na drogę wojewódzką na Końskie - ciężko to nazwać drogą lokalną, ale na pewno jest ona "lokalniejsza", niż trasa Warszawa-Kraków.
Upał daje się coraz bardziej we znaki, w słońcu grubo ponad 30 stopni, a ja jadę w słońcu cały czas, bo na niebie ani jednej chmury... Trudno, na mrozy przyjdzie jeszcze poczekać :) Osiągam Mogielnicę, zapyziałe mazowieckie miasteczko...
...i piekąc się coraz bardziej, dumnie wtaczam się do Nowego Miasta nad Pilicą:
Nie wiem, co ma symbolizować ten samolot, nie chce mi się tego szukać (choć pewnie jest to gdzieś do znalezienia) - grunt, że jest i wygląda absurdalnie :)
Nowe Miasto nad Pilicą to ostatnie miasto, gdzie - sądząc po napisach na murach - kibicuje się Legii. Za Pilicą zaczyna się "ziemia niczyja", a potem tereny Widzewa.
Oto wieś gminna Odrzywół:
Powiedzieć, że to dziura, to nic nie powiedzieć :)
A oto moja "droga krzyżowa", spieczona słońcem:
Mając na liczniku jakieś 120 km, robię w końcu przerwę na większy posiłek. A oto i fotka dla miłośników "fotografii kulinarnej":
Ogólnie podobają mi się lokalne klimaty, wsie na pograniczu łódzkiego i świętokrzyskiego mają jakiś tam swój urok, taka można powiedzieć esencja polskości :)
Krążąc po wioskach i zaliczając kolejne gminy, osiągam w końcu powiatowe miasto Końskie:
Miłośnicy klimatów swojskich i prowincjonalnych powinni być zachwyceni, polecam! Tu nie ma żadnych niemieckich naleciałości, to jest polskość w sensie ścisłym, na dobre i na złe.
A za miastem trafiam na zbiornik wodny i...
...i najchętniej rzuciłbym rower w cholerę i się wykąpał :)
Jazda wiele godzin na słońcu robi swoje, organizm domaga się kolejnego odpoczynku, zatrzymuję się na dłużej w Radoszycach, uzupełniam siły i płyny, po czym kręcę dalej, kontemplując krajobrazy Kielecczyzny:
Jakoś strasznie leży mi klimat tych miejsc, może kiedyś wyemigruję w Kieleckie? :)
W Łopusznie trafiam na rozbebeszony ryneczek (jakiś remont, a może rewitalizacja?)...
...i okazały kościół:
Niezłe gabaryty, totalnie góruje nad miasteczkiem, widać społeczeństwo w Łopusznie mieli ofiarne :)
Do Włoszczowy jeszcze jakieś 25 km, zmęczony jestem mocno (dystans jak dystans, ale to słońce), dotaczam się na luzie (pół godziny przed odjazdem pociągu, więc nie musiałem gonić jak wściekły), robię zakupy w spożywczaku, po czym spożywam zakupione dobra (piwo, ser i chipsy - niech żyje zdrowa żywność!) na najsłynniejszym peronie Rzeczypospolitej Polskiej.
Nadjeżdża pociąg, wsiadam, jeszcze tylko z dworca do domu i koniec. Jeszcze mapa.
Zgrillowałem się, a co :)