Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1736.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:57.87 km
Więcej statystyk

Samochodziarzu, zła karma zawsze wraca

Niedziela, 9 czerwca 2013 · Komentarze(9)
Była niedziela, w Warszawie odbywało się rowerowe święto, rowerzyści ruszyli na miasto. Jeździli sobie i jeździli, nagle z nieba lunęło. Siedzę sobie w domu, odpalam internet, a tu pod artykułem o rowerowym święcie widzę takie komentarze:

czasem to to ciesze sie z deszczu....

Dobrze daje (deszcz). Kara musi być.

Dobry Bóg wiedział kiedy zesłać burzę.

Mam pytanie do uczestwników akcji - jak im się jechało w tak rzadko spotykanych w Polsce okolicznościach, jakimi są niekorzystne zjawiska pogodowe? Lepiej niż samochodem lub komunikacją miejską? Ilu z niedzielnych rowerzystów przemokło, będzie chorych i będzie okupować swoją zdrową masą przychodnie: "Bo katar, bo temperatrura, bo dziecko kaszle?"


A później napływają doniesienia, że na Trasie AK w Warszawie... zalało parę samochodów. Wypogodziło się, podjeżdżam na miejsce, focę:





I cóż mogę napisać? Drogi samochodziarzu, nigdy nie naśmiewaj się z rowerzystów, którym na głowę spadł deszcz. Bo zła karma zawsze wraca...

PS. Ale tych samochodowych powodzian to mi w sumie szkoda, szczerze. Do dupy są te odwodnienia :(

Tour de Kutno & Łęczyca

Sobota, 8 czerwca 2013 · Komentarze(20)
Kategoria Ponad 117 km
W sobotę nie "odkrywałem Ameryki", nie zapuszczałem się w jakieś niesamowicie interesujące tereny, lecz robiłem typową zaliczeniówkę. No wiecie, trochę gmin trzeba było zaliczyć. Wyszło 12.

Podróż z Zachodniego do Kutna pociągiem o dziwo bez przygód. Pani w kasie kulturalnie wypisała karteczkę, że "nie da się" kupić biletu na rower, a kanar wypisał w pociągu bilecik bez dopłaty. Luzik.

Z Kutna kieruję się na Łęczycę nieco wydłużoną drogą, krajobrazy mniej więcej takie:



W Łęczycy rzut okiem na małą staróweczkę...



...potem przerwa na uzupełnienie kalorii i mikroelementów...



...i zwiedzam miasteczko Ozorków, to już całkiem blisko Łodzi. Cóż mogę rzec o tym Ozorkowie, oceńcie sami...





Powiem tylko tyle - miejsce zdecydowanie dla koneserów :)

Z Ozorkowa toczę się na zachód lokalnymi drogami, posiłkując się jakąś mapą w telefonie, która ma tę wadę, że nie odróżnia asfaltu od gruntówki, więc czasem wygląda to wszystko tak:



A tu już jakaś rzeka - nie wiem, czy to gmina Wartkowice czy już Świnice Warckie, ale nieistotne. Istotne jest to, że rzeka mocno się rozlała:



Cóż, ulewy zrobiły swoje.

Jazda w sumie bez historii, czasem asfalt, czasem gruntówka, generalnie sprawnie do przodu, wiatru praktycznie nie ma, deszcz nie pada, można kręcić. To już wieś gminna Grabów...



...po czym toczę się na Kutno, mieszając asfalty i gruntówki. Czasem pytam o drogę tubylców i w ten sposób dowiaduję się, że miejscowi na asfaltową drogę mówią "smołówka" :)

Jest smołówka - jest impreza! W końcu dotaczam się do Kutna...



...focąc jakieś bieda-domy przy torach kolejowych. Na stację docieram kilkanaście minut przed odjazdem pociągu, podróż do Warszawy InterRegio, więc bez problemów.

Na koniec mapa.

Dzień OK.

Sajgon

Piątek, 7 czerwca 2013 · Komentarze(7)
Warszawa w piątek to niestety Sajgon. Tylko oczy tubylców nieco mniej skośne...

Fotki:

1. Grzybowska, róg Towarowej



2. Bielański drapieżnik



Jakoś tak dobrze się czuję, kiedy wiem, że już nie muszę pisać długaśnej notki, tylko mogę pisać cokolwiek, ponownie stałem się blogowym panem samego siebie. To znaczy zawsze mi się wydawało, że nim byłem, ale w rzeczywistości brakowało mi ostatnio w tym wszystkim luzu. Teraz odzyskałem go z powrotem, nic nie muszę.

Wiecie co? Fajne uczucie.

Formuła bloga wyczerpała się

Czwartek, 6 czerwca 2013 · Komentarze(11)
Piszę to z pewnym smutkiem, ale trzeba to w końcu uczciwie przyznać - formuła tego bloga wyczerpała się.

Prawda jest niestety taka, że coraz mniej czasu poświęcam temu, co piszę, a coraz bardziej odfajkowuję kolejne notki. To niestety widać i rzeczywistości się nie oszuka. Dlatego postanowiłem przystopować trochę z tym blogiem. To znaczy notki będę zamieszczał, żeby statystka się zgadzała, ale nie gwarantuję, że dam od siebie coś więcej, niż parę suchych zdań. Zresztą na dłuższe teksty i tak od jakiegoś czasu nie ma tu zapotrzebowania, więc co mam się przemęczać? Utonę w BS-owej masie, przynajmniej na jakiś czas. Zresztą już dawno w niej utonąłem, tylko w końcu to dostrzegłem. Piłkarze mawiają "jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz", w rowerowaniu i blogowaniu też się chyba to sprawdza.

Tytułem uzupełnienia czwartku - 50 km po Warszawie, jazda w spalinie.

Fotki:

1. Łazienki



2-3. Grochów





4. Bielany, osiedle Chomiczówka



I to tyle. Moim paliwem był entuzjazm, paliwa właśnie zabrakło. Może kiedyś znowu uzupełnię baki?

Integracja

Środa, 5 czerwca 2013 · Komentarze(4)
W środę integracyjna jazda z Limitem i jego 3 ziomkami, którzy jadą wzdłuż Wisły przez całą Polskę na rowerach. Odbieram towarzystwo w Wilanowie, robię za przewodnika, jeździmy po Warszawie aż do Łomianek, tam się żegnamy, ja wracam do siebie, a koledzy pedałują dalej do Nowego Dworu.

Trochę tę Warszawę poznali - urywające się DDR-y, technika jazdy w korku... Ale też sporo fajnych miejsc od Krakowskiego Przedmieścia i Zamku Królewskiego począwszy a na Stadionie Narodowym skończywszy. Mam nadzieję, że podobało się w Warszawie :)

Trochę problemów technicznych też koledzy mieli po drodze, a to kapeć, a to zerwany łańcuch... Ale problemów nie ma przecież tylko ten, kto nie kręci :)

Zapraszam jakby co do Warszawy ponownie!

Na koniec zachód słońca nad Bielanami:



Fajny, ciekawie spędzony dzień.

Dar natury

Wtorek, 4 czerwca 2013 · Komentarze(12)
Woda to dar natury, to wiemy. Jak jeździłem po południu po Warszawie, to tego daru nie było jeszcze aż tak dużo (no OK, koło 16 lunęło, ale przestało), zrobiłem fotę w Alejach Ujazdowskich (w latach 1953-56 Aleja Józefa Stalina)...



...i jeździłem sobie na luziie. Tak przy okazji to sobie teraz myślę, czy w miejscu, gdzie wiszą teraz zdjęcia jakichś lasek (po prawej stronie zdjęcia), wisiały kiedyś portrety samego Stalina. Kto wie... Ogólnie ciekawe są te Aleje Ujazdowskie, w czasie okupacji była tu tzw. dzielnica niemiecka, spodobało się to miejsce hitlerowcom i tutaj się umościli. A potem stalinowcom też się chyba spodobało, skoro taka nazwa się pojawiła. Cóż, mi też się ta ulica podoba, może to jakiś objaw ciągot totalitarnych? :)

A potem, gdy znów wyszedłem na rower, to...



No to macie dar natury, dużo daru :) Chmura się oberwała nad Bielanami. Przeczekałem, pojeździłem trochę po Bielanach i Bemowie, ale i tak zmokłem, bo co jakiś czas, po chwili spokoju, znów zaczynało padać, a ja przecież wyszedłem pojeździć a nie stać pod dachem jak ten kołek, no to twardo jeździłem. Z cukru przecież nie jestem.

U Was też lało?

Zielono mi

Poniedziałek, 3 czerwca 2013 · Komentarze(12)
Chcąc wyeliminować wszelkie podejrzenia, jakoby w Warszawie nie było zieleni, pragnę zaserwować wszystkim fanom zielonej flory (nie mylić z zieloną fauną, bo dziś nie będzie o żabach i krokodylach) tę oto porcję zieleni z warszawskich Bielan:



Wiem, że fotka jest nudna i banalna, ale jest zieleń, a jak jest zieleń, to jest impreza. A może inaczej, jak jest impreza, to jest zieleń, taka do palenia znaczy się :) Ogólnie to ja już stary piernik jestem i słabo rozumiem dzisiejsze imprezowe klimaty - za moich czasów licealno-studenckich łoiło się alkohol po bożemu, a teraz imprezowicze palą i wciągają nosem. Też mi przyjemność :)

Tja, starzeje się człowiek... I tylko kondycja wciąż dobra.

Niech żyje zabawa i Legia Warszawa!

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(30)
Już od niedzieli cała Warszawa żyła meczem. To znaczy Legia zapewniła sobie tytuł mistrzowski już wcześniej, ale w meczu ze Śląskiem Wrocław (bądź co bądź ustępującym mistrzem) wypadało to potwierdzić. A po meczu oczywiście zabawa :)

Wsiadam na rower, jeżdżę po Warszawie, objeżdżam różne osiedla od Bielan po Mokotów i wszędzie pełno ludzi w koszulkach i szalikach Legii. Jadę na Muranów, bezpośrednie okolice stadionu Polonii, a tam... tak samo. Na ulicach nasi, na przystankach też nasi, pełna kontrola. Muranów z Legią, a czarnuchy z Polonii chowają się gdzieś po kątach i pewnie jest im przykro :) Ogólnie jest fajne, że cała Warszawa zaczyna żyć Legią - kiedyś było tak, że kibice swoje, a przeciętni ludzie swoje, żyli sobie gdzieś tam obojętnie i z dala od tego wszystkiego. Teraz coraz więcej zwykłych ludzi, nawet nie angażujących się na co dzień w kibicowanie, ma poczucie, że Legia to również ich klub, klub całego miasta. To cieszy, a mozolna praca u podstaw zaczęła przynosić rezultaty :) Nawet ludzie, których nie podejrzewałbym wcześnie o jakikolwiek ślad zainteresowania piłką, zaczynają mnie pytać, jak tam Legia i cieszyć się z legijnych triumfów bądź przeżywać legijne porażki (oby było tych porażek jak najmniej!). O Legii rozmawiają przeciętni goście na przystanku autobusowym i nawet kasjerki w sklepach. Tak trzymać! A przecież, gdy zacząłem lata temu przygodę z kibicowaniem, było nas w skali całego miasta całkiem mało, zderzaliśmy się ze ścianą obojętności. Dlatego warto prowadzić działalność misyjną, konsekwentnie i do przodu :)

Ciekawe, czy te koty z Woli myślą o meczu, ale pewnie tak :)



A tutaj już Dolny Mokotów i klimaty kibicowskie:



Stacja Warszawa Powiśle, budynek dworca zamieniony w knajpę :)



Jadę w okolice stadionu, biletu na mecz nie mam, już dawno wszystko wykupiono. Hmmm, może ważniejsze mecze Legia powinna grać na Narodowym? Pojemność prawie 2 razy wyższa, a i tak stadion byłby pełen. Ale z drugiej strony Łazienkowska to Łazienkowska - wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Na stadionie komplet, w okolicach stadionu masa ludzi, w tysiącach należy liczyć a nie w setkach. A nasi grają jak z nut i nie pozostawiają złudzeń, kto jest lepszy. 5:0. Na portalu weszlo.com pisali tak:

Legia Warszawa nie tyle odebrała mistrzowskie berło Śląskowi, co je po prostu brutalnie wyrwała i jeszcze zdzieliła nim wrocławian w cymbał. Nie było więc mowy o jakimkolwiek eleganckim przekazywaniu insygniów. Poprzedni właściciele zostali obrabowani, upokorzeni i na pożegnanie dostali kopa w dupę.

Tak oto zblazowana Europa padła u stóp dzikiej i nieposkromionej Azji. Dokładnie tak, nie czuję się Europejczykiem, mam wschodnią tożsamość i jestem z tego dumny. Warszawa to miasto wschodnie i cieszy mnie, że coraz mniej osób próbuje udawać, że jest inaczej, a coraz więcej ludzi pielęgnuje w sobie tę wschodnią dumę i nie liże bezkrytycznie tyłka zachodowi. Azja rządzi i nie ma przebacz, witamy na froncie wschodnim!

Mecz się kończy, na Nowym Świecie coraz więcej naszych...



...i idziemy dziarsko na Plac Zamkowy, ludzie pozdrawiają nas, robią zdjęcia, turyści też reagują entuzjastycznie :) Ludziska schodzą się na Plac Zamkowy...



...płoną race...



...i wkrótce cały plac i okolice będą pełne, ale już nie focę, bo trzeba świętować :)

Niech żyje wolność
Wolność i swoboda
Niech żyje zabawa
I Legia Warszawa!


I oby następne świętowanie było za rok, a nie za 7 lat :)

Podsumowanie maja i spróchniałe gałęzie

Sobota, 1 czerwca 2013 · Komentarze(17)
W maju jeździłem na luzie, nie walczyłem o TOP10, bywały dni, że nie przekraczałem 25 km. Ale jak tak teraz patrzę, to nie było tak najgorzej. 1873 km przejechane, nowych gmin zaliczonych bodajże 45 (a może 44 lub 46, nie chce mi się teraz dokładnie liczyć), więc ogólnie wstydzić się nie mam czego. Było bez fajerwerków, ale przyzwoicie.

Przy okazji dwóch ludzi się na mnie obraziło, zapewne z powodu moich tekstów, i wywaliło mnie z listy znajomych. Cóż, z blogiem jest troszeczkę jak z drzewem, które, żeby móc się prawidłowo rozwijać, musi mieć co jakiś czas usuwane najsłabsze gałęzie. Gałęzie spróchniałe odpadają, aby ustąpić miejsca nowym, zdrowym. Tak już musi być, prawa przyrody tak stanowią i tyle.

O, tutaj macie fotkę z ul. Obrońców Tobruku (łączy Bemowo z Bielanami), abyście nie myśleli, że u nas żadnej przyrody nie ma :)



A tu dla odmiany "czar PRL-u" na Tarchominie:



Bo grunt to różnorodność. Oczywiście różnorodność zdrowa, bez próchna :)