Wycieczka sobotnia była w dużej mierze improwizowana. Z różnych przyczyn nie mogłem wyjść z domu skoro świt, więc wyszedłem po 9, a że chciałem pozaliczać trochę gmin, to padło na okolice Puław, bo akurat miałem pociąg :)
Początkowy plan był taki, aby pojechać z Puław wzdłuż lewego brzegu Wisły do Solca nad Wisłą, tam przeprawić się promem na drugą stronę i wrócić do Puław przez Kazimierz. Niestety okazało się (sprawdziłem telefonicznie), że prom w Solcu nie działa ze względu na zbyt wysoki stan wody. Trudno.
Wysiadam zatem w Dęblinie i za cel obieram sobie obszary na lewym brzegu Wisły na południe od linii Dęblin-Radom. Fajne tereny, płaskie, lekko zadupiaste, lubię tego typu klimaty, takie typowo polskie :) Ot np. wieś gminna Gniewoszów:
Dalej trafiam na tabliczkę informującą, że tu niedaleko urodził się niejaki Jan Kochanowski z Czarnolasu:
Jeszcze parę lat "pogłębionej integracji europejskiej" i Jan z Czarnolasu stanie się Hansem ze Schwarzwaldu...
Kolejny mój cel to Janowiec nad Wisłą, gdzie wcinam pyszne polędwiczki, piję browarka i focę ruiny zamku:
Zdjęcie niestety fatalnej jakości, bo przez sfoceniem zamku nie przetarłem obiektywu w komórce :) A cóż, zapocony był.
Za Janowcem mieszam drogi asfaltowe z gruntówkami, choć oczywiście przeważa asfalt, krajobrazy wyglądają tak:
Cóż mogę rzecz, sielsko i płasko. Do Gór Świętokrzyskich co prawda stąd blisko, ale krajobraz ewidentnie na to nie wskazuje :)
W końcu Zwoleń. Bez rewelacji, zapyziała powiatowa dziura:
Ale nie krytykuję, lubię klimat prowincjonalnych dziur.
Trasę kończę w Pionkach, tam piję browarka w przydworcowym barze i urządzam sobie miłą pogawędkę z właścicielem. Jeszcze fotka niezwykle ciekawej architektonicznie stacji...
...po czym wskakuję do pociągu i za 2 godziny jestem w Warszawie.
Jazda z dworca niestety z przygodami, łapię gumę. Bywa. Ale dzień na plus, 9 gmin dorzucam do kolekcji. Już ponad 650 mam.
Na koniec
mapa.