Nader kiepska niedziela

Niedziela, 14 lipca 2013 · Komentarze(6)
Totalny brak czasu (z przyczyn różnych - pozwólcie, że pozostanę nieco tajemniczy) spowodował, że mimo wolnego dnia osiągnąłem żenujący wynik 33 km.

Niedługo zacznę się ze wstydu palić :)

Łomżing

Sobota, 13 lipca 2013 · Komentarze(12)
Kategoria Ponad 117 km
Postanowiłem w końcu odwiedzić Łomżę. Bo nigdy w życiu nie byłem, nie tylko rowerem.

Startuję z Czyżewa (do Czyżewa z Wawy dojazd pociągiem), ruszam, przed Zambrowem podziwiam meandry polskiego nazewnictwa:



Dmochy Wochy, hmmm...

W Zambrowie dwa razy zostałem prawie że potrącony przez jakichś debili, którzy najpierw mnie wyprzedzili, żeby za chwilę skręcić w prawo i zmusić mnie do ostrego hamowania. Raz kobieta, raz facet - ot równowaga płci. Sam Zambrów, no cóż, szału nie ma:



Za to miejscowi, sądząc po napisach na murach, kibicują Legii. Dobre i to, żeby jeszcze lepiej umieli samochody prowadzić :)

Za Zambrowem podziwiam fascynujący krajobraz...



...i zaliczam kolejne gminy, np. Rutki:



Jedzie się dobrze, docieram do Narwi w okolicach Wizny...





...i kieruję się na Łomżę. To trudniejszy odcinek trasy, teren robi się pofałdowany, a ja dodatkowo muszę toczyć się pod wiatr. Zmęczony docieram do Łomży.

Nawet mi się ta Łomża spodobała, bo jest to typowe polskie prowincjonalne miasto, ani specjalnie ładne, ani szczególnie brzydkie, a ja przecież uwielbiam takie przeciętne prowincjonalne klimaty :)

Fotka na rynku...



...obiad w okolicznej knajpie i jadę dalej. Knajpa mnie trochę zawiodła - kotlet podali dobry, ale z piw mieli Lecha i Tyskie. Być w Łomży i Łomży nie wypić? Bez sensu.

No nic, jadę dalej, zaliczam gminy, zwiedzam różne zapadłe dziury...



...drogi asfaltowe mieszam z gruntówkami...



...jadę też przez jakiś odcinek leśno-bagienny, stając się łatwym łupem dla komarów.

Dalej jest niestety coraz gorzej. Na jakimś zadupiu udaje mi się skutecznie zabłądzić, tracę sporo czasu na kręcenie się w kółko, w efekcie omijam gminę Stary Lubotyń, zamiast ją zaliczyć, a co gorsza wkrótce okazuje się, że nie zdążę do Czyżewa na ostatni pociąg do Warszawy.

Kończy się tym, że dojeżdżam do Ostrowi Mazowieckiej, stamtąd ewakuuję się PKS-em - szofer trochę kwękał, widząc rower, ale w końcu zabrałem się ze sprzętem. O północy jestem w Warszawie.

I tylko tej jednej gminy żal...

I mapa na koniec.

Cierpią na tym pasje...

Piątek, 12 lipca 2013 · Komentarze(7)
Trochę więcej...

Ktoś pewnie zapyta, co się stało, dlaczego tak a nie inaczej, dlaczego mało jeżdżę, mało piszę, mało komentuję... Takie mamy czasy, kiedyś nadejdą lepsze. Żeby ogarnąć życie we wszystkich jego aspektach, trzeba czasem coś poświęcić, najczęściej cierpią na tym pasje.

Kiedyś będzie lepiej - aby w przyszłości odcinać kupony, trzeba czasem zaciskać zęby...

Co nie zmienia faktu, że w ostatnią sobotę sprężyłem się i zrobiłem 217 km. Ale o tym w następnej notce.

63

Sobota, 6 lipca 2013 · Komentarze(4)
63.

Na zdjęciu kawałek dzielnicy Ochota, Plac Narutowicza:



Enigmatyczny jestem, wiem.

Tour de Boćki

Piątek, 5 lipca 2013 · Komentarze(7)
Kategoria Ponad 117 km
W piątek zrobiłem sobie wolne z zamiarem wyruszenia na wschód.

Zaczęło się źle, biorę rower, a tu brak powietrza w dętce. Dopompowałem na CPN-ie, jadę na Centralny, wsiadam w pociąg, w pociągu powietrze znów zeszło. Czyli mam przebicie. Problem dętki rozwiązałem w warsztacie w Szepietowie (tam wysiadłem z pociągu), jadę i ruszam.

Szepietowo to już woj. podlaskie i cała moja piątkowa trasa wiodła przez to województwo. Krajobraz taki:



Upał dokucza, smażę się na słońcu, ale co zrobić?

Dojeżdżam do miasteczka Brańsk, tu już wschód pełną gębą, bo oprócz kościołów w krajobrazie pojawiają się cerkwie:



Trochę jeżdżę po miasteczku i ruszam na wioskę o wdzięcznej nazwie Boćki. Najpierw jakaś wieś po drodze...



...i w końcu są i Boćki:



Cóż, leniwie i sennie.

Za Boćkami zaliczam jakieś kocie łby...



...po czym robię sobie przerwę na piwo w miejscowym sklepo-barze. Przy okazji rozmawiam z alkoholizującymi się tubylcami, z których dwóch mówiło po polsku (choć ze wschodnim akcentem), ale jeden to chyba po białorusku, bo ledwo rozumiałem, o co mu chodzi :) Fajnie się z nimi gadało, wypytywali skąd i dokąd jadę i opowiadali o jakimś miejscowym dziadku, co to do dziś śmiga rowerem i to czasem do samego Białegostoku (czyli kilkadziesiąt kilometrów). Fajny klimacik jednym słowem :)

Kolejny przystanek na trasie to wieś gminna Grodzisk, senność do sześcianu:



Za Grodziskiem dopada mnie pragnienie i mam problem, bo zużyłem wszystkie zapasy, a tu sklepu nie widać. Zmęczony dotaczam się do Ciechanowca...



...robię duże zakupy napojów wszelakich i od razu jest mi lepiej. Dotaczam się do Czyżewa i tam kończę bieg.

Trasa nie była wymagająca i specjalnie długa, ale z powodu upałów dała się we znaki. Nie mniej jednak 9 gmin do kolekcji wpadło. Zawsze coś.

Na koniec mapa.