Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2011
Dystans całkowity: | 1947.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 74.88 km |
Więcej statystyk |
Choroba, tak jak nagle prrzyszła, tak nagle... sobie poszła :) Pozwoliło mi to zrobić na luzie 73 km po Warszawie, co prawda nie za jednym zamachem lecz rozłożone na cały dzień (najdalej zapuściłem się na Okęcie), najwięcej zrobiłem po Bielanach. A teraz wyjeżdżam do Skandynawii, odstawiam rower na prawie tydzień. Chyba mi przerwa dobrze zrobi :)
Wybrałem się do Pruszkowa, bardzo dużo kilometrów zrobiłem w samym Pruszkowie, potem przez Ursus na Wolę, tam też trochę kilometrów. Na Woli długa przerwa, potem znów na Bielany. Łącznie 65 km wyszło. Niestety przeliczyłem się z siłami, choróbsko dało znać o sobie, będę ten dzień wspominał źle. Po przejażdżce byłem nie do życia...
Jakieś choróbsko zaczęło mnie łapać, bolała głowa i mięśnie. Postawiłem się na nogi Apapami i odzyskałem sprawność. Najpierw zrobiłem wycieczkę trasą przez Żoliborz, Śródmieście (Pl.Bankowy), Muranów, Koło, Jelonki i powrót przez Bemowo na Bielany. Trochę kluczyłem przy okazji, zamiast jechać drogą prostą, więc wyszło 30 km. Potem jeszcze dorobiłem 20 km po Bielanach i Bemowie.
Najpierw jakieś jeżdżonko po mojej okolicy, potem dłuższa przejażdżka - z Chomiczówki na Jelonki, potem trasą poznańską do Ożarowa Maz., następnie wiejskimi drogami przez Babice i Latchorzew wróciłem do Warszawy, tam znów Jelonki, Koło, Młynów, Żoliborz i powrót na Bielany. 62 km wyszło łącznie tego dnia.
Nie było źle, w Warszawie w końcu ustały potężne wiatry i odzyskałem radość z jeżdżenia. Najpierw zrobiłem 25 km po Bielanach i Bemowie, potem dłuższa przejażdżka po Warszawie. Najgorzej, że nie pamiętam dokładnie, którędy - nieaktualnizowanie bloga codziennie w końcu się zemściło :)) Tylko stan licznika codziennie spisuję, więc wiem, że łącznie 67 km tego dnia wyszło. Na pewno krążyłem gdzieś po Woli (Koło), to pamiętam, ale gdzie jeszcze, to sobie za Chiny Ludowe nie przypomnę.
67 km po Warszawie - dużo po Bielanach i wypad na Saską Kępę, pod koniec dnia także na Bemowo. Nic ciekawego, poczułem się zmęczony różnymi sprawami, rowerem też. Odpoczynku mi trzeba :)
Pierwsze 20 km po Bielanach i Żoliborzu. Potem ruszam przez Targówek i Bródno na Białołękę. Wreszcie odkrywam rowerowo tę zadupiastą dzielnicę Warszawy. Fatalna sprawa ta Białołęka - zabudowa bez ładu i skłądu, układ drogowy zupełnie niedostosowany do obecnego natężenia ruchu - kupa samochodów i niestety ciężarówek, a dróg mało, wąskie i w fatalnym stanie. Jazda tamtędy rowerem to mordęga. Dopiero dalej od centrum Warszawy, na totalnych peryferiach, robi się znacznie mniejszy ruch a chaotyczna zabudowa "miejskawa" (bo "miejska" to byłoby za dużo powiedziane) ustępuje miejsca zabudowie wiejsko-podmiejskiej. W końcu kończy się Warszawa i jadę przez okoliczne wioski do Legionowa. W Legionowie mam 50 km na liczniku, ale jeszcze robię parę kilmetrów po mieście i posilam się pysznym kebabem i małym piwkiem :)
Nawet nienajgorsze to Legionowo - centrum całkiem przyjemnme i widać tam dużo życia (nie jest to zatem typowa warszawska sypialnia), przedmieścia w miarę ogarnięte i nawet trafiłem na ścieżkę rowerową z asfaltu(!), co u nas w Polsce jest rzadkością. W Legionowie łapię pociąg do Warszawy (nie chce mi się wracać pod wiatr, przyjechałem sprytnie z wiatrem), docieram na Dworzec Gdański.
Dalsze kilometry robię już po Warszawie, począwszy od centrum, a skończywszy na Jelonkach. Zmęczyłem się.
Wiało w Warszawie w środę 10 sierpnia roku pańskiego 2011 niezwykle mocno, rzadko się zdarza takie wietrzysko. Zrobiłem 50 km po Warszawie (m.in. prawy brzeg - Bródno, Praga, kawałek Saskiej Kępy), więcej mi się nie chciało. Przejazdu pod silny wiatr Mostem Poniatowskiego dłuuugo nie zapomnę... Ale żyję :)
Wyszło jeszcze więcej kilometrów, niż w poniedziałek, do tego przez cały dzień taki wiaaatr, że pod koniec dnia ledwo żyłem. Sporo pozwiedzałem podwarszawskich miejscowości takich jak Pruszków (w samym Pruszkowie chyba ze 20 km łącznie zrobiłem), Piastów, Michałowice itp. Zauważyłem, że w Pruszkowie (ok. 50 tys. mieszkańców) kierowcy reagują na rowerzystów znacznie bardziej alergicznie niż w Warszawie - w sumie dziwne, bo sporo rowerów widziałem jeżdżących po miasteczku, zwykli ludzie sobie na nich jeżdżą i załatwiają swoje sprawy. Może kierowcy z Pruszkowa czują się przez to jacyś zagrożeni czy osaczeni, bo widzą, że okres bezwzględnej dominacji samochodów właśnie mija?
I jeszcze jedno - wszyscy kierowcy, którzy mieli do mnie jakieś ale i trąbili lub pyskowali, mieli jedną cechę wspólną - dużą nadwagę. Panowie i panie (tak, jedna pani też coś pyszczyła) - a może warto samemu wskoczyć na rowerek i pozbyć się tych 20-30 kg zbędnego tłuszczu? :))
105 km i oprócz jeżdżenia po Warszawie (w tym prawy brzeg) zwiedzanie takich podwarszawskich okolic jak Raszyn, Dawidy itp. (czyli wioski na południe od lotniska). W sumie dzień bez historii oprócz tego, że kilometrów trochę nabiłem.