Przez Mazury i Podlasie

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(3)
Kategoria Ponad 117 km
Budzę się o 6. Ogarniam śniadanie, ubieram się, wsiadam na rower.

Początki trudne, jakąś polną drogą, rozmiękłą od opadów z dnia poprzedniego. Ale za to mogę pofocić lokalne klimaty:





No dobra, koniec z gruntówką, wkrótce jest asfaltówka. Teren falisty. Góra, dół, góra, dół... Ciekawe są te Mazury - trochę smętne, trochę tajemnicze, ale najważniejsze, że od 1945 r. odniemczone :) Tu jakaś wioska przy asfaltówce, gdzieś przed Ełkiem:



Rozwalają mnie niektóre nazwy miejscowości, np. Hejbuty. "Hej hej buty, hej hej hej!" - śpiewam sobie radośnie, tocząc się przez wioskę :) Bo byty to podstawa, bez butów tylko szewc chodzi.

No nic, jest Ełk:





Niby to jeszcze Mazury, ale w tle słychać już powoli akcent podlaski. I OK, lubię to takie zaciąganie.

W międzyczasie wychodzi słońce, focę jezioro w Ełku:



Dla miłośników historii: Ełk został odniemczony 24 stycznia 2013 r. Kiedyś napisałbym, że został wyzwolony, ale poprawność polityczna ze względu na szacunek dla Eriki Steinbach i spółki zabrania używać tego terminu, a że słowo "zdobyty" w tym przypadku jakoś mi nie leży, to niech będzie, że został odniemczony, co całkowicie odpowiada prawdzie historycznej i jest niekwestionowane, a poza tym słuszne i zbawienne :).

A za Ełkiem kończą się wzgórza, zaczynają się płaskie pola i łąki. Zbliża się Podlasie. Ale przedtem wieś Prostki (kiedyś wieś graniczna) i podła kostka brukowa, którą każdy miłośnik zabytków pewnie się zachwyca, ale ja jako rowerzysta muszę przeklnąć:



Wkrótce jest Podlasie i jest miasto Grajewo, które jest tak brzydkie, że robię tylko jakąś przypadkową fotkę, bo nie mam na czym oka zawiesić :(



Ale ogólnie jest OK, wreszcie płasko.

Tu rzeka Biebrza i droga:





Mijam miasteczko powiatowe Mońki i krążę jaki pijany zając w kapuście, kolekcjonując gminy.

A oto podlaskie klimaty:





Tu czuję się już zupełnie swojsko i o to chodzi.

Gorzej, że pociąg w Białystoku mam "na styk", następny dopiero za 2 godziny. W dodatku w Białymstoku mylę drogi, gdzieś krążę, zwiedzam PRL-owskie blokowiska, ale w końcu trafiam na dworzec. 10 minut przed odjazdem pociągu. Korzystając z automatycznie otwierających się drzwi, wjeżdżam rowerem do samiutkiej hali dworcowej :)

Dalej pociąg do Wawy, rowerem na Bielany i finito.

Mapa.

Tour de Mazury

Sobota, 31 sierpnia 2013 · Komentarze(10)
Kategoria Ponad 117 km
Na Mazury planowałem przejechać się już od dłuższego czasu, ale zawsze było jakoś tak nie po drodze, więc zamiast zrobić tam solidną traskę, zaledwie nadgryzałem tę krainę, kręcąc się po mazursko-mazowieckim pograniczu. W sobotę wreszcie nastąpiło przełamanie :)

Wycieczkę zaczynam od przejażdżki z domu do Legionowa (17 km), gdzie wsiadam w pociąg, wysiadam w Olsztynku.

Turlam się między lasami i jeziorami, raz w górę, raz w dół, pierwsza większa miejscowość na trasie to wieś gminna Jedwabno:





Jedzie się elegancko, lekkie ciepełko i wiaterek zasadniczo w plecy.

A oto miasteczko Pasym:



Fajne są te mazurskie miasteczka - stare domy, senne ulice i jakieś jezioro tuż obok.

Za Pasymiem zderzam się czołowo twarzą z jakimś latającym obiektem, chyba osa to była. W każdym razie to coś zdołało mnie użądlić, lekko mi twarz napuchła koło nosa i ust i bałem się, co będzie dalej, ale albo tego jadu było mało, albo organizm sobie dobrze poradził, bo opuchlizna szybko zeszła, jedynie do końca dnia czułem w tym miejscu lekkie mrowienie. W każdym razie na jazdę to nie wpłynęło, na wygląd też w zasadzie nie :)

A tutaj próbka mazurskich klimatów między Pasymiem i Mrągowem:





Pierwsza większa miejscowość na trasie to Mrągowo i przyznam, że miasto mnie trochę rozczarowało. Lekko smętne, zapyziałe nawet. No OK, tragedii też nie było, może oczekiwania miałem za duże?





Na pierwszym zdjęciu jezioro w Mrągowie, na drugim centrum. Pewnie przed wojną było ładniejsze, ale towarzysze radzieccy w 1945 r. działali na ostro :)

Za Mrągowem postój na żarcie, fotka pamiątkowa z tablicą drogową...



...i osiągam miasteczko Ryn, które okazało się całkiem sympatyczne:





To coś na wzgórzu to krzyżacki zamek.

W końcu dotaczam się do Giżycka:





Lata temu pływałem tam na żaglówce i piłem, ale to było dawno :) To znaczy golnąć zdarza mi się nadal, tylko na żaglówce nie siedziałem od jakichś 15 lat. Preferuję rower :)

Na przedmieściach Giżycka przy jakichś obskurnych blokach łapie mnie ulewa, więc spędzam godzinę pod jakimś sklepowym daszkiem w ślicznym otoczeniu oraz towarzystwie miejscowych dresiarzy i pijaków, z którymi nawet jakiś dialog nawiązuję, tylko ciężko było zrozumieć, o czym do mnie gadali, bo trochę im dykcja po alkoholu siadła :) Ot takie to otoczenie było:



W końcu docieram do wsi gminnej Miłki, tam nocleg i ciąg dalszy nastąpi :)

Jeszcze mapa.

Uzupełnianko - 29.08.2013

Czwartek, 29 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Czy robicie czasem coś w imię zasad, wbrew rozsądkowi i racjonalnej kalkulacji?

Łapię się na tym, że robię to nieustannie. Czasem chciałbym umieć inaczej...

Już tak mam...

Uzupełnianko - 28.08.2013

Środa, 28 sierpnia 2013 · Komentarze(6)
Szału nie było, był proges :)

PS. Właśnie czytam na jednym forum dyskusyjnym, że niejaki Księgowy mnie "przekopał". Księguś, dobre, masz fantazję :))))))))))))))))))))))))))))))))

Takie pytanie mnie naszło

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · Komentarze(19)
Takie pytanie mnie naszło - czy jeśli ktoś wypomni Wam, że kiedyś tam zachowaliście się nie w porządku, burząc przy tym Wasz spokój, to zastanawiacie się nad tym, czy też raczej od razu odrzucacie to od siebie i reagujecie agresją?

Tylko szczerze piszcie. Ja np. często reaguję agresją. Nie powinienem, ale tak mam. I nie tylko ja.

Zostawiając Was w filozoficznym nastroju dorzucam fotkę z Żoliborza:



Bloczydła "nówka sztuka". Rozrasta się nam Warszawa...

Śmierć trolla

Sobota, 24 sierpnia 2013 · Komentarze(20)
Wszyscy deklarujecie teraz, że byliście po mojej stronie. Ale wtedy, gdy najpierw mnie zgnojono, a potem dano kopa w dupę, popatrzyliście tylko, tak jakby od niechcenia, po czym wróciliście do zabawy, której tak naprawdę nigdy nie chcieliście sobie przerywać. I tak bawiliście się dobrze przez cały następny rok. A teraz silicie się na odrobinę hipokryzji...

Uwaga: Wspomniana historia nie ma nic wspólnego z BS-em, lecz z zupełnie innym miejscem w sieci, chociaż związanym z rowerami. Może kiedyś rozwinę wątek, a może nie, zobaczy się.

A co do rowerowania, to uzupełniam dalej: sobota 24.08.2013 - 71 km po Warszawie. Ilość może być, jakość taka sobie. Taki lajf.