Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:685.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:48.93 km
Więcej statystyk

Dzisiaj lajtowo

Poniedziałek, 20 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Dzisiaj dzień odpoczynku, zresztą pogoda w Warszawie nie sprzyjała rowerowaniu. Przejechałem pod wieczór nędzne 8 km (trochę krążenia po Chomiczówce i mały wypad na Bemowo), żeby się przekonać, czy z nogami i tyłkiem już wszystko OK. No i wszystko OK, wróciłem zadowolony. Kondycja i wytrzymałość powoli wraca.

Będzie dobrze.

Jest już dobrze

Niedziela, 19 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Trzeci dzień na rowerze po roku przerwy, dzień przełomowy. Organizm powoli wskakuje na dawne porządne obroty. Wyjeżdżam z Chomiczówki, przez Bemowo i Koło docieram na Młynów, tam zawracam i docieram z powrotem do domu. 20 km. Potem dokręcam 3 km po Bielanach, odpoczywam. Znów wsiadam na rower - jadę na Jelonki i jakieś podjelonkowskie zadupia przy trasie Powązki-Konotopa. niby jeszcze Warszawa, a faktycznie już wieś. Jest dobrze, tyłek przyzwyczaja się do siodełka, nogi też wytrzymują, tempo jazdy rośnie. Wracam do domu, zrobiłem tego dnia 45 km.

Drugi dzień na rowerze

Sobota, 18 czerwca 2011 · Komentarze(1)
Wsiadam na rower, nogi bolą jak cholera, tyłek też. Rok przerwy dał się we znaki. Wycieczka - nic szczególnego. Krążę gdzieś po Bielanach i głównie Bemowie, może nawet o Koło zahaczam, już nie pamiętam. Wracam do domu, odpoczywam, znów Bielany i Bemowo. Tak na raty robię łącznie 26 km w ciągu dnia, forma żałosna, tempo jazdy kiepskie, ciągle wiatr, męczę się i klnę jak szewc.

Początek czyli kupiłem se rower :)

Piątek, 17 czerwca 2011 · Komentarze(3)
Nowy rower se kupiłem. Wsiadam, odjeżdżam, po roku niejeżdżenia. Ruszam z Saskiej Kępy i pod wiatr, cały czas pod wiatr. Za chwilę nogi bolą jak cholera, boli dupsko, a ja klnę na cały świat, po co mi ten rower. Dowlekam się do Ronda ONZ, mała przerwa na piwo i kebaba. Wsiadam, jadę dalej, dojeżdżam jakoś do domu na Chomiczówce, na liczniku 14 km. Odpoczywam trochę, zaciskam zęby, wyruszam dalej, tyłek boli, nogi też. Dokręcam 7 km po Bielanach (a może nawet o Bemowo zahaczyłem, już nie pamiętam), wracam. 21 km zrobione, pierwsze koty za płoty.