Trochę jeżdżenia po Warszawie oraz podwarszawska trasa z Chomiczówki przez Bemowo, Babice, Lipków, Borzęcin, Mariew, Truskaw, Izabelin, Laski... I znów na Chomiczówkę. Z ciekawszysch zdarzeń: dyskusje z nerwowymi kierowcmi i patrolem policji w Izabelinie - całe towarzystwo próbowało mnie zmusić do skorzystania z miejscowej ścieżki antyrowerowej zamiast jezdni. To, że nie nadaje się to do jazdy (liczne krawężniki i oczywiście kostka), jest niebezpieczne (ruch dzielony z pieszymi) i nie można na to coś legalnie wjechać i legalnie z tego z jechać, to szczegół. No i było to coś po lewej stronie jezdni, a ja jechałem po prawej, więc uczciwie powiedziałem dzielnym policjantom, że nawet nie wiem, gdzie to coś się zaczęło, ta ścieżka niby rowerowa znaczy się.
Jak rowerzyści mają jeździć po ścieżkach "rowerowych", skoro one się do jazdy nie nadają? Niech sobie dzielni kierowcy jeżdżą po drogach pełnych krawężników i uskoków - szybka wymiana zawieszenia jak w banku...
Z ciekawszych rzeczy przejażdżka na Okęcie i wpadam towarzysko do byłej pracy. A poza tym jakieś tam jazdy po centrum, po Bielanach, Bemowie... No i mała podwarszawska pętla Chomiczówka-Bemowo-Boernerowo-Klaudyn-Radiowo-Chomiczówka. Nic szczególnego się nie wydarzyło, tylko jakiś nadpobudliwy kierowca śmieciarki na mnie trąbił. Ot proza życia.
Mam ostatnio sporo wolnego czasu i tak oto nakręciłem 58 km po Warszawie. Takie typowe jeżdzenie "raz tu - raz tam" - niby człowiek nie robi wyprawy w jakieś konkretne miejsce, a kilometry lecą. Nawet zdołałem ukryć rower pod dachem, zanim niebo nad Warszawą zrobiło się czarne i spłynęła z niego ściana deszczu. Widziałem za to sporo rowerów przypiętych pod Złotymi Tarasami, jak mokną sobie biedne. Oj, trzeba będzie dłuuuugo oliwić...
Pękło 100 km. Zrobiłem sobie ponad 40-kilometrową wycieczkę z Bielan przez tereny Puszczy Kampinowskiej - Truskaw, Palmiry, Dziekanów, Łomianki... A poza tym bardzo dużo jeżdżenia po Warszawie w sprawach różnych. Co do wycieczki puszczańskiej, to stwierdzam, że lubię jazdę w terenie, ale taką w małych dawkach. Na 40 km po terenie może być jakieś 10 i jest fajnie. Potem wolę uciec na szosę. Już tak mam :)
Więc zostanie rowerzystą leśno-polno-górskim raczej mi nie grozi.
Dużo różnych spraw załatwiałem wczoraj w Warszawie. No i trochę jeżdżenia dla przyjemności też było. Ani się spojrzałem, jak wyszło z tego 72 km. Też dobrze.
Przybyłem wieczorem do Warszawy i wybrałem się na rower, aby spalić spożyte przez weekend kalorie. Wyszło 32 km nawet niezłym tempem - Bielany, Bemowo, Żoliborz, Wola. Czyli jazda po szeroko rozumianej okolicy :)
Ten dzień prawie w całości spędziłem daleko od Warszawy (nie rowerem), więc chociaż rano zrobiłem sobie małą przejażdżkę, głównie po Bielanach. Nic szczególnego.
Już nie z Bielan na Okęcie :) Rozstałem się z pracodawcą, nie widzieliśmy możliwości dalszej współpracy. Ufff, mam duże uczucie ulgi.
A więc była przejażdżka z Bielan przez Bemowo na Jelonki, potem Koło, znów Bemowo, dużo Bielan... 32 km, o ile pamiętam. Pod wieczór jeszcze jakieś jeżdżenie po Bielanach i Bemowie (zakupy i trochę przejażdżki) i pod koniec dnia wyszło 45 km na liczniku.
Takie tam ogólne jeżdżenie po Warszawie (w tym z Bielan na Okęcie i z powrotem, do pracy znaczy się), ogólnie bez historii.
78 km po Warszawie i wizyty w bardzo różnych miejscach stolicy - począwszy od Jelonek, a na Stegnach skończywszy. Plus jedna kłótnia z kierowcą, który miał do dyspozycji 3 pasy ruchu w jedną stronę, ale tak bardzo mu przeszkadzał mój rower, że wściekle trąbił i coś tam mielił ozorem (legalnie jechałem jezdnią, drogi dla rowerów brak). Sorry, ale jak ktoś nie ptorafi wyprzedzić rowerzysty na drodze z trzema pasami w jedną stronę, to jest dupa a nie kierowca. Zirytowany tym trąbieniem zaproponowałem w końcu panu zatrzymanie na poboczu i wymianę poglądów, ale albo nie zrozumiał mojego gestu albo udał, że nie rozumie, w końcu jakoś tam mnie wyprzedził i pojechał. Co za ludzie... No i była jeszcze jedna pani, która najpierw mnie wyprzedziła na jednej z ulic (do czego oczywiście miała pełne prawo), po czym za sekundę zajechała mi drogę i zatrzymała samochód na poboczu, aby zabrać koleżankę, przez co zmusiła mnie do ostrego hamowania. No brawo!
Ech, ci nasi kierowcy...