Pokłady chamstwa
Ale z tym moim chamstwem jest tak, że uruchamiam je tylko wtedy, gdy sam zostanę zaatakowany. Jeśli ktoś jest dla mnie miły i uprzejmy, to jestem jak do rany przyłóż. Ale jeśli ktoś nadepnie mi na odcisk, to wtedy włączam chamską "opcję" w pozycję "max" i jadę po całości. Wtedy nie mam jakichkolwiek oporów, aby kobietę przy kości nazwać pasztetem, murzyna nazwać bambusem (tak, miałem taki przypadek, gdy jakiś murzy za kierownica samochodu burzył się do mnie), nierozgarniętego gościa zwyzywać od mongołów, a nadętemu adminowi jednego z forów rowerowych zasugerować, że powinien go jebać pies. Bo powinien :)
I jadę sobie wczoraj do sklepu na Tarchominie, z drogi rowerowej zjeżdżam na chodnik, żeby się nim przedostać na sklepowy parking. No wiem, moja wina, powinienem jechać naokoło DDR-em i jezdnią jakieś 200 metrów, zamiast się przeturlać całe 10 metrów chodnikiem, ale poszedłem na łatwiznę :) I tak się turlam tym 10-metrowym odcinkiem z zawrotną prędkością ok. 12 km/h, a na przeciwko jacyś dorośli i dzieci. No i jeden dzieciak wbiega mi nagle pod koło.
Miłośników dramatycznych zdarzeń oczekujących na ociekający krwią opis, co też takiego się stało, muszę zmartwić. Otóż... nic się nie stało. Nacisnąłem na hamulce, rower zatrzymał się, dzieciaka nawet kołem nie dotknąłem. I tu cała sprawa by się zakończyła, ale jedna z pań (mamusia chyba, tak sądzę) zaczęła mi robić wykład z naburmuszonym wyrazem twarzy i ogólnie widać było, że jest źle nastawiona do rowerzystów. A ja takich ludzi nie lubię :) Dlatego też, podchodząc do sprawy krótko i rzeczowo, kazałem jej się odczepić, a że była nieco przy kości, to na odchodne powiedziałem jej, że sama powinna pojeździć rowerem, bo przydałoby się zrzucić trochę tłuszczu. Zobaczyć jej wściekłą minę - bezcenne :)
Cóż, burak ze mnie i tyle. I mam to gdzieś, taki już jestem. Dlatego nie pasuję do różnych forów dyskusyjnych, gdzie szczerość często jest wypierana przez grę pozorów, jestem chamskim indywidualistą i dlatego rzeźbię tego blogaska i to nawet nienajgorzej, a z forów dyskusyjnych notorycznie mnie wylewają, banów to już chyba więcej w życiu skolekcjonwałem, niż gmin na Zaliczgmine.pl i komciów na tym blogasku :)
A jak z tego Tarchomina wracałem, to prawie mnie samochód rozmaślił. Bo jakiś inżynierek ruchu sobie wymyślił, że jak pieszy czy rowerzysta pokona już jezdnię, to zamiast się oddalić, musi stanąć na wysepce i poczekać na czerwonym, bo blaszaki skręcające w prawo mają zielone (oddzielne zielone światło na prawoskręcie), tak jakby zwykła zielona strzałka nie wystarczyła. A piesi i rowerzyści często o tym zapominają (bo taka organizacja ruchu jest wbrew logice - logika nakazuje opuszczenie skrzyżowania po przedostaniu się przez jezdnię, a nie kiblowanie na jakiejś wysepce przed kolejnym sygnalizatorem) i ładują się pod blaszaki skręcające z impetem w prawo. No to jadę przejazdem rowerowym, mam zielone i powinienem zauważyć, że tuż za tym zielonym mam nagle czerwone, ale sekundę wcześniej zauważyłem byłem ładną lasencję i to na nią się zagapiłem, a nie na jakieś sygnalizatory :) I poprułem prosto, tuż przed samochodem skręcającym w prawo z takim impetem, jak Kubica w czasach świetności. Zdążyłem, ale powiało grozą. Nawiasem mówiąc Kubica przylutował w końcu w barierkę i to powinna być jakaś wskazówka dla naszych domorosłych rajdowców. A zatem inżynierowie powinni projektować bezpiecznie, kierowcy powinni jeździć z mniejszym impetem, a rowerzyści nie powinni gapić się na dziewczyny, tylko wmówić sobie, że sygnalizatory są ładniejsze :)
Reasumując, prawie dopadła mnie kara za moje chamstwo, ale ostatecznie się wywinąłem, Allah dał mi w swojej łaskawości jeszcze jedną szansę. Dzięki Allahu!
Na koniec fotki z Marymontu:
Są różne kluby w Warszawie. Najlepsza i najpopularniejsza jest Legia, najbardziej nielubiana jest Polonia, a najstarszym klubem Warszawy jest RKS Marymont. I to jego stadion tutaj widzicie. Lata świetności ma już za sobą, ale może kiedyś los się do Marymontu uśmiechnie? Kto to wie...
To tyle, pozdrowienia od chama :)