Słoneczny paTROLL
Dziś będzie o czym innym, będzie o trollach, których mi się ostatnio na blogu namnożyło. I uwaga - to będzie tekst o nich, ale nie dla nich. Dlatego pod tym tekstem mogą komentować tylko czytelnicy zalogowani, wszelkie komentarze "nielogów" będę kasował, uprzedzam z góry. Niezalogowanych zapraszam do innych moich tekstów, tam możecie sobie komentować do woli.
Uruchomiłem tego blogaska w połowie roku 2011 i ruszyłem w blogową trasę. Na początku nie działo się nic. Zamieszczałem wpisy nudne i "po bożemu" (dziś sam się dziwię, jak w ogóle mogłem pisać w tak siermiężnym stylu), głównie szczegółowo opisywałem pokonywaną trasę, na blogu panowała błoga cisza, mało kto tam zaglądał.
Z czasem postanowiłem bloga uatrakcyjnić, bo nie po to pisałem, żeby nikt tego nie czytał :) Siermiężne opisy mijanych ulic i dzielnic były stopniowo wypierane przez teksty dotyczące spraw nierowerowych, coraz częściej zacząłem pisać to, co myślę o różnych rzeczach. A myślę dużo, już taki myślący jestem :) W międzyczasie blog zyskał stałem czytelników, zrobiła się tutaj naprawdę fajna atmosfera, przynajmniej ja tak to odbieram. W ten sposób dojechałem do miejsca, w którym jestem teraz. I wtedy zatrzymał mnie Słoneczny paTROLL.
Dopadli mnie na jakimś skrzyżowaniu. Rozmnażali się przez pączkowanie, najpierw troll był jeden, za chwilę widziałem ich siedmiu. Potem znów tylko czterech, trzech gdzieś zniknęło, ale za moment znów wyskoczyli z krzaków z triumfalnym uśmiechem. "Tu jesteśmy!". Za nimi, lekko kuśtykając, wyszedł z zarośli troll ósmy.
Członkowie Słonecznego PaTROLLu zrobili groźne miny, otarli z glutów swoje spuchnięte nosy, wyjęli pistolety (dwóch miało pistolet na wodę, reszta na kapiszony) i wzięli mnie na przesłuchanie.
"Gdzie są foty licznika?!" - groźnie zawył pierwszy troll, który celem pacyfikacji niepokornego blogera-rowerzysty przybył tu aż z Jaworzna. "A gdzie 128 fotek z wycieczki po Warszawie?!" - charczącym głosem wystękał drugi. Próbowałem tłumaczyć, że focenie licznika leży poza kręgiem moich zainteresowań, gdy nagle zza pleców padło pytanie kolejne. "A jaka była temperatura?!". Już miałem odpowiedzieć, że chyba 36.6, bo gorączki nie mam, kiedy cuchnące usta trolla, wydając z siebie morze nieskładnych dźwięków (ech, foniatra się kłania...), uświadomiły mi, że chodzi o temperaturę otoczenia. "No wiecie, raczej zimno jest, bo czapkę mam, rękawiczki..." - próbowałem się tłumaczyć. Nic nie wskórałem, Słoneczny paTROLL złapał mnie mocnym chwytem i wrzucił do nieoznakowanego radiowozu, którym okazał się zdezelowany Żuk z plandeką z blachami SJ. "Uuuu, ale ciężki, za dużo kiełbas je..." - mruknął jeszcze pod nosem ósmy troll, wrzucając mnie pod plandekę, najwyraźniej zdegustowany siedemdziesięcioma pięcioma kilogramami mojego ciała...
Dobra, a teraz do rzeczy. Niektórzy najwyraźniej jeszcze nie zrozumieli, że im bardziej się nakręcają i próbują mnie do czegoś przymusić, tym bardziej zlewczo ich traktuję. Właśnie dlatego, przechodząc teraz do spraw rowerowych, potraktuję temat w stu procentach zlewczo. A więc... 40 km po Warszawie, temperatura jakaś tam (mróz w każdym razie), trasa Bielany-centrum-Bielany-centrum-Bielany, kadencja Tusk-Komorowski, średnia coś ok. 19 km/h, jazda w tlenie i azocie z domieszką spalin. Tyle. Dokładnie tyle, bo im bardziej się nakręcacie, drogie niezalogowane misiaczki, im więcej ode mnie oczekujecie, tym dostaniecie mniej. Rozumiemy się?
Na koniec fotka. Jedna. Z Ronda Babka:
Słoneczny dzień ogólnie wczoraj był. W sam raz na paTROLL.