Zanim Wielki Ping Pong walnie atomówką, dopiszę sobie 40 km
Jak się potoczy przyszłość, tego nie wiemy. Być może nastąpi wielki krach, komornik zajmie serwery, żeby jeszcze bardziej napchać kałduny tłustym i wiecznie nienasyconym bankowcom i moje wpisy trafi szlag. Być może Wielki Ping Pong z Korei Północnej (czy jak on się tam nazywa) walnie parę atomówek i wysadzi nas w powietrze, a jeśli nie nas, to te nieszczęsne serwery, które przechowują nasze wpisy i też będzie "po ptokach". A być może odbije mi korba (tego nie zakładam, ale różnie bywa, wszak jeżdżę bez kasku i mogę np. zaryć głową w krawężnik) i w szale niszczenia skasuję wszystko, co tu napisałem. Ale zanim ten moment nastąpi, dopiszę sobie 40 km. I te 40 km, zanim nastąpi któryś z wymienionych przeze mnie kataklizmów, powisi sobie tu przez jakiś czas.
Skromny wynik, wiem. W sam raz na wietrzny dzień i w sam raz na to, aby zamknąć luty okrągłą liczbą 1700 km. Ot taki wyniczek szyty na miarę :)
I już tradycyjnie dorzucam fotkę, tym razem pogranicze żoliborsko-bielańskie:
Brzydkie, wiem.
Zdjęcie robiłem na Żoliborzu, bloki daleko w tle są już bielańskie. Na razie jeszcze kontroli paszportowej na granicy nie ma, możecie swobodnie przejeżdżać w tę i nazad.
To co, wytrzyma jeszcze BS te parę lat? Jak myślicie? Bo że Wy wytrzymacie, to nie wątpię. Wierzę w Was.