Kochane spalinki ruszyły w bój

Poniedziałek, 11 lutego 2013 · Komentarze(34)
Warszawskie ferie się skończyły i nasze kochane spalinki zwartym i szerokim frontem ruszyły w bój. I tak oto zanotowałem dwie scysje i jedną próbę potrącenia (z gapiostwa a nie złośliwości).

Najpierw trafił się nerwowy grubas na skrzyżowaniu Smoczej i Anielewicza. Zdenerwowany koniecznością chwilowego zdjęcia nogi z gazu zatrzymał się, otworzył drzwi i krzyczał, że "nauczy mnie jeździć". Zareagowałem pozytywnie, to znaczy powiedziałem, że niech wysiada i niech uczy. Odjechał.

Potem był drugi ananas na Marszałkowskiej, jakiś młody koleś z dziewczyną. Jadę sobie spokojnie, a ten wściekle trąbi i coś się tam drze - kolejny sfrustrowany, bo musiał zwolnić, może też chciał zaimponować dziewczynie, jaki to on męski i twardy. Popukałem się w głowę, on zaczął wygrażać, że zaraz wysiądzie z samochodu i co to on mi nie zrobi. Zwolniłem i pytam go, o co mu chodzi (bo przyznam, że nie bardzo wiedziałem, miał kiepską dykcję), ten nadal coś tam się odgraża, ja zwalniam i czekam, co będzie dalej. Wysiądzie czy nie? Jakby co, byłem gotów. Nic nie było, przyhamował i skręcił w boczną ulicę.

No i scena numer 3, już u mnie na Bielanach. Jadę główną ulicą, z boku wytacza się samochód i już widzę, że nie ma zamiaru hamować i po prostu mnie zetnie. Odskakuję do lewej krawędzi pasa (z tyłu nic na szczęście nie jechało), robię mu miejsce, on skręca. Doganiam go na światłach, kierowca kaja się i przeprasza, że mnie nie zauważył. Dobre i to. Uspokoiłem się, poleciłem na przyszłość uważać. Ale co się strachu najadłem, to moje.

No i powiedzcie mi, moi drodzy, jak tu nie kochać naszych spalinek? Tyle przygód dostarczają...

Na koniec fotka:



Co to jest, pisać chyba nie trzeba :) Niejedną pozamiejską wycieczkę tam zacząłem i tam zakończyłem. Po remoncie dworzec nawet da się lubić, kiedyś był syf totalny

I to chyba tyle na dziś :)

Komentarze (34)

Święta prawda. Jeśli rowerzysta ma jezdni będzie regułą, a nie wyjątkiem, to będzie traktowany jak normalny element ruchu ulicznego. Teraz jest dla wielu kierowców, intruzem. Ale z drugiej strony, wielu rowerzystów zwyczajnie boi się jeździć po jezdni i też trudno się im dziwić. Czyli mamy kwadraturę koła.

yurek55 21:41 środa, 13 lutego 2013

Lens nie żartuj sobie, Masa Krytyczna to jest najdebilniejsze z możliwych rozwiązań do zmiany podejścia do rowerzystów przez kierowców. Tyle to daje, że kierowcy się tylko utwierdzają w przekonaniu, że rowerzyści to grupka nieodpowiedzialnych i złośliwych ludzi, którzy chcą im tylko robić na złość i których należy tępić na drogach. I trudno się takiej ocenie dziwić, bo to jest właśnie celem Masy - całkowicie zbędne blokowanie miast w godzinach szczytu i znaczące powiększanie korków, w których to kierowcy muszą bez sensu stać.

Zmian podejścia kierowców do rowerzystów - nie da się zadekretować, dlatego żadne organizacje rowerowe, czy będą bardziej czy mniej sprawne nic tu na zauważalną skalę nie zmienią. To może zrobić jedynie znaczne zwiększenie liczby rowerzystów na drogach - a to jest proces oddolny, zależny od mnóstwa czynników - mody, popularności roweru, wygody jazdy po miastach. Bo mnóstwo rowerzystów na ulicach zmusi kierowców do ich innego traktowania, poza tym będzie to także oznaczało że znacznie więcej samych kierowców miało styczność z rowerem - a tacy najczęściej traktują rowerzystów dużo lepiej

wilk 21:20 środa, 13 lutego 2013

Lens
"Masa krytyczna jest ruchem mającym w założeniu zmianę postrzegania rowerzystów przez kierowców". Sorry, ale dawno większej bzdury nie czytałem. Kierowcy ślą kurwy tym pierdolonym pedałom na rowerach co miasto blokują, że aż furczy w powietrzu. Jeśli na tym ma polegać zmiana nastawienia, to cel został przez Masę osiągnięty! :)

yurek55 20:56 środa, 13 lutego 2013

Dokładnie, np. od dawna prawidłowością jest to że najwięcej ciężkich wypadków jest przy najlepszej pogodzie, kiedy "miszczom kierownicy" wydaje się że mogą bezkarnie cisnąć ile wlezie, a przy pogodzie fatalnej dochodzi głównie do stłuczek, nie śmiertelnych zdarzeń, bo wszyscy uważają.

Taka Skandynawia - wcale nie ma dużego odsetku dróg typu autostrady, taka E-6 - główna droga prowadząca przez całą Norwegię na zdecydowanie większej części to droga z jednym pasem w każdą stronę - a wypadków jest tam o niebo mniej. A dlaczego? Ano dlatego, że ludzie szanują przepisy, tam gdzie jest ograniczenie do 90 - to jadą 90, a nie 120. Jak rowerzysta jedzie przed nimi 6km/h wąską górską drogą - to spokojnie czekają na możliwość wyprzedzenia, a nie dostają białej gorączki i nawalają w klaskon, bo muszą poczekać minutę, dwie.

A druga sprawa - to to, że w Polsce wcale nie mamy aż tak kiepskich dróg, w niektórych województwach (jak Mazowsze, też Łódzkie) - są wręcz przyzwoite; w każdym razie nie odbiegamy tu jakoś znacząco od krajów na naszym poziomie ekonomicznym (typu Węgry, Słowacja) - a wypadków mamy znacznie więcej, przede wszystkim z powodu totalnego olewactwa przez kierowców ograniczeń prędkości. Dlatego uważam, że bolesne uderzenie ich po kieszeni może ich zmusić do zmian obyczajów, pewnie nie to jest celem rządu stawiającego fotoradary, ale jest spora szansa, że przy okazji zmusi kierowców do wolniejszej jazdy.

wilk 15:19 środa, 13 lutego 2013

Bezpieczeństwa na dziurawych drogach nie zapewnia fotoradary tylko dobrej jakości drogi.

---

Nic bardziej mylnego. W Warszawie jest sporo śmiertelnych wypadków na ulicach, które wyremontowano - np. Patriotów, Lucerny, Mrówcza. Bo remont ograniczył się do położenia nowego asfaltu i powstały "długie proste", kiedyś kierowcy bali się o zawieszenie (bo przecież nie o pieszych), a teraz mogą jechać, ile fabryka dała, bo asfalt gładziutki.

lukasz78 12:29 środa, 13 lutego 2013

Też jak najbardziej popieram te fotoradary, Polska w skali europejskiej jest krajem o zastraszająco niskiej kulturze drogowej, przegrywamy tylko z krajami wschodnimi, jeżdżąc wiele rowerem po krajach zachodnich nieraz to obserwowałem. Od długich lat główną przyczyną wypadków jest u nas przekraczanie prędkości, mam tych wypadków jedną z największych ilości w Europie. Jest szansa, że bolesne kary finansowe i przede wszystkim ich nieuchronność i dużo większa ściągalność niż dotychczas zmusi kierowców do zmiany obyczajów. 500zł dla przeciętnego polskiego kierowcy - to jednak jest suma, która go mocno zaboli, jak zapłaci tyle parę razy - to go do zdjęcia nogi z gazu zmusi, będzie pyskować, będzie się pluć na głupotę autorów pomysłu - ale nie będzie miał wyjścia jak mu będzie zależało na kasie. Ci dla których 500zł to wydatek "na waciki" są w Polsce na tyle niewielką grupą, że w statystykach wypadkowych większej roli nie odgrywają; zresztą i tu są rozwiązania - np. w Skandynawii wysokość mandatu jest proporcjonalna do wysokości zarobków, bogatsi płaca więc o wiele więcej.

Teksty, że sytuacja wynika z niezorganizowania rowerzystów i ich rzekomego skłócenia - są komiczne, olewanie rowerzystów przez kierowców wynika z ich niewielkiej liczby i tego, że w Polsce rower jest przez miażdżącą liczbę ludzi postrzegany tylko jako środek do rekreacji, nie transportu - jak jest w sporej ilości miast zachodnich. Jeździłem po Berlinie - i tam tych rowerzystów, nie żadnych wyczynowców, ale ludzi w garniturach, z teczkami, kobiet w spódnicach itd. - jest nieporównywalna ilość do Warszawy. Jak u nas będzie ich tylu co w Berlinie (któremu z kolei jeszcze daleko do poziomu np. Holandii) - to podejście kierowców i władz do rowerzystów szybciutko się zmieni. Tylko czy tak będzie - wcale nie jest tak oczywiste, rower na taką skalę wcale nie wszędzie się przyjmuje. Np. Włochy czy Hiszpania mimo tego że kolarstwo to tam sport prawie drugi po piłce, mimo setek tysięcy rekreacyjnych rowerzystów, mimo świetnej pogody - rowerzystów miejskich, traktujących rower użytkowo mają nie tak znowu wiele więcej niż u nas.

wilk 12:08 środa, 13 lutego 2013

Bezpieczeństwa na dziurawych drogach nie zapewnia fotoradary tylko dobrej jakości drogi.

Fotoradary to zawsze plus: łatwe pieniążki do budżetu, zwalnianie przed terenami zabudowanymi.

Dużo krwi fotoradarowcom napsuła Straż Wiejska stawiająca te aparaciki wszędzie tam gdzie wójt/burmistrz danej gminy może szybko się wzbogacić a nie koniecznie tam gdzie jest niebezpiecznie (drogówka wciąż istnieje).

Łatwym sposobem na łatwe pieniążki są odcinkowe pomiary prędkości. Zmusza to do utrzymywania ograniczenia prędkości na dłuższym odcinku a nie tylko przed fotoradarem.

Ci dla których hamowanie przed fotoradarem to wyzwanie powinni rozważyć jazdę PKP lub PKS.

Gość Filip 12:01 środa, 13 lutego 2013

W newralgicznych miejscach lepiej korzystać z chodników, z zachowaniem maksimum kultury wobec pieszych. Idioci zdarzają są wśród kierowców, niestety na drogach mają przewagę siłową.

wzap 08:47 środa, 13 lutego 2013

Przyjąłem to co napisałeś i...
dlatego chciałbym, żeby kierowca był tak zastraszony, że i przed i po przejściu bałby się jeździć NIEZGODNIE z przepisami.
oraz żeby mandaty bolały każdego (o ile się nie mylę w niektórych krajach mandaty mają wartość procentową w stosunku do pensji ). Czyli po mojemu biedny płaci absurdalnie dużo a bogatszy absurdalnie dużo i jeszcze więcej.

giovanni 21:46 wtorek, 12 lutego 2013

---> przepraszam za błędy ortograficzne<---

giovanni 21:25 wtorek, 12 lutego 2013

A na czym opierasz swoje zdanie. Ja moje opieram na teorii, że jak ludzie będą bali się mandatów to będą jeździli wolniej. Był jakiś czas temu taki wypadek - kierowcajechał bardzo szybko, stracił kontrolę nad pojazdem, rzuciło go na bok i zmiażdżył rowerzystę który jechał sobie ścieżką rowerową.
Gdyby kierowca bał się straty "pińcet złotych" to bym może nie zabił człowieka.
pozdr

giovanni 21:20 wtorek, 12 lutego 2013

Te nowoczesne fotoradary w Warszawie rejestrują też przejazdy na czerwonym.

Zgadzam się z Tobą, że fotoradar stojący 200 m za przejściem jest bez sensu, pewnie służy do nabijania kasy (po przejechaniu przejścia ludzie lubią się rozpędzić). Powinien oczywiście stać tuż przed przejściem.

lukasz78 21:19 wtorek, 12 lutego 2013

O przykład pierwszy z brzegu - rozpędzony samochód, dwie osoby w szpitalu. Teraz stoi tam fotoradar słynny na całe miasto i skończyły się rozpędzone samochody, wypadki też.

lukasz78 21:03 wtorek, 12 lutego 2013

Co do fotoradarów, to mają wpływ na bezpieczeństwo, jeśli stawia się je z głową, czyli np. na niebezpiecznych skrzyżowaniach czy przejściach dla pieszych, tak uważam. W Warszawie w wielu miejscach, gdzie stanęły fotoradary, kierowcy zwalniają i wypadkowość maleje, a wcześniej były w tych miejscach groźne kolizje (łącznie z dachowaniami), potrącenia pieszych, czasem ktoś wyleciał z drogi.

lukasz78 20:58 wtorek, 12 lutego 2013

Ja raczej nie jestem agresywny, tylko asertywny. To znaczy samemu staram się nie zachowywać agresywnie pierwszy (co najwyżej kogoś opierniczę za niebezpieczny manewr, ale jeśli kierowca przeprosi, to się uspakajam i mówię, że nie ma sprawy), ale jak się samemu spotykam z agresją, to nie odpuszczam. Jak to facet :)

lukasz78 20:54 wtorek, 12 lutego 2013

Ja staram się tak jeździć, żeby nie dawać powodu do trąbienia:)

yurek55 20:48 wtorek, 12 lutego 2013

W PL niestety nie ma absurdalnie wysokich mandatów (jak np. w Skandynawii) a akcja fotoradarów (którą popieram) zaczęła się dopiero teraz i będzie można ją ocenić dopiero jak "puszczą śniegi na przełęczach"- czyli jak skończy się zima.

giovanni 20:18 wtorek, 12 lutego 2013

Pobożne życzenia. Zachowanie kierowców (niektórych) mogą zmienić absurdalnie wysokie mandaty (bo w edukację nie wierzę) a nie połączenie się w jedność rowerzystów.

giovanni 19:33 wtorek, 12 lutego 2013

W 3mieście też kierowcy samochodów są bardziej bojowi w samochodach niż poza nimi:)
Lens:
"Rowerzystów jest dużo i coraz więcej. Problem w tym, że to środowisko jest bardzo podzielone (co widać m.in. po notorycznych kłótniach na poszczególnych blogach). Zbyt podzielone by mieć wpływ na jakiekolwiek zachowania ogółu."
Przetłumacz mi z twojego na polski i napisz jak koniec podzielenia rowerzystów wpłynie na poziom kultury jazdy samochodami?

giovanni 16:49 wtorek, 12 lutego 2013

Panther, normalnie aż tak ostro nie jest. Wczoraj był dzień specyficzny,zawsze po feriach mocno rośnie ruch i ludzie przyzwyczajeni do luźniejszych ulic nie potrafią się przestawić, są bardziej nerwowi i mniej uważni. Trzeba przetrwać te kilka dni po feriach, ot co :)

lukasz78 15:02 wtorek, 12 lutego 2013

Tak, to ten :) Dziś tamtych kebabów już dawno nie ma, jatki tym bardziej nie. Teraz jest elegancja-francja na wysoki połysk, jakieś kawusie, kanapeczki itp. Dzieki temu jest czysto i nie ma smrodu, szkoda tylko, że ceny tych przekąseczek są nie na kieszeń przeciętnego pasażera. Cóż, każdy kij ma dwa końce.

lukasz78 14:31 wtorek, 12 lutego 2013

Ze spaliniarzami widzę walczysz ostro...
W mojej głowie się nie mieści, żeby kogoś "zjechać" delikatnie mówiąc, za to, że korzysta z tej samej drogi...
Sam używam auta, ale jeszcze nigdy nie strąbiłem jakiegokolwiek rowerzysty, motocylisty...no spaliniarza strąbiłem :-)
Zbyt mało jest rowerzystów, tak na serio. Może wtedy, reprezentując znaczny odsetek ludności mielibyśmy wpływ na pewne zachowania.

panther 14:30 wtorek, 12 lutego 2013

To ten dworzec, w którego podziemiach była jatka przygotowująca materiał wstępny do kebabów? ;-)

limit 13:57 wtorek, 12 lutego 2013

Na szczęście zapachów już nie ma. No może powietrze nie jest najświeższe, bo system wentylacyjny z czasów tow.Gierka jest skopany ale i tak to niebo a ziemia w porównaniu z tym, co było przed remontem.

lukasz78 13:56 wtorek, 12 lutego 2013

Warszawa Centralna...ten dworzec będę zawsze kojarzyć z bardzo charakterystycznym zapachem, spotykanym tylko w tym miejscu..

panther 13:55 wtorek, 12 lutego 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa estto

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]