Czym jest rozsądek a czym jest strach?

Niedziela, 10 lutego 2013 · Komentarze(19)
Najpierw krótko o niedzielnym rowerowaniu. Nie było źle, obtłuczenia doznane podczas przejażdżki po Podlasiu nie przeszkodziły mi w rowerowej aktywności, kości mam twarde :) Zrobiłem na raty 61 km po Warszawie i jej zachodnich obrzeżach.

Oto i obrzeża (okolice Radiowa):



Tą linią kolejową, co to przecina drogę, czasem jakiś pociąg towarowy przejedzie, wozi coś tam do huty lub z huty. Kiedyś jeździło tych pociągów sporo, jeszcze za nieboszczki komuny, bo i huta pracowała pełną parą, teraz robią na pół gwizdka (co mnie jakoś wcale nie martwi, nie jestem fanem zakładów przemysłowych w mojej dzielnicy) to i pociągów jest mało.

A to dla odmiany kawałek przedwojennej Warszawy, ulica Słupecka na Ochocie:



A teraz mam do Was pytanie - czym jest rozsądek a czym jest strach i gdzie leży granica między nimi?

Ja definiuję to tak - jeśli nie robimy czegoś, bo mamy wysokie prawdopodobieństwo lub pewność, że robiąc to zrobimy sobie krzywdę, to nie robimy czegoś z rozsądku. Np. z rozsądku nie chodzimy z gołą głową na kilkunastostopniowym mrozie (bo prawdopodobnie zachorujemy), z rozsądku nie dotykamy przewodów elektrycznych (bo z całą pewnością kopnie nas prąd). Ale jeśli prawdopodobieństwo negatywnego zdarzenia jest minimalne, a mimo to czegoś nie robimy, to moim zdaniem mamy do czynienia ze strachem. Na przykład jeśli nie jedziemy windami, bo boimy się, że winda się urwie (znam osoby, które boją się jeździć windą), to jest to już nie rozsądek ale strach.

Ale gdzie jest granica? Miałem na blogu komentarz człowieka, który stwierdził, że wozi dzieci do przedszkola samochodem (czyli nie korzysta z niesamochodowych form transportu) z uwagi na ich bezpieczeństwo - w samochodzie mają większe szanse przetrwać... uderzenie innego samochodu. Ja nazwałem to zachowanie strachem (bo prawdopodobieństwo nieszczęśliwego wypadku jest niewielkie, chociaż oczywiście istnieje), on rozsądkiem. I weź tu rozstrzygnij, kto miał rację...

A więc gdzie leży granica między rozsądkiem a strachem? Czy da się ją w ogóle określić? Piszcie! :)

Komentarze (19)

lavinka: proszę :)
http://ibikekrakow.com/2011/12/28/rowerowe-przyczepki-do-przewozu-dzieci-sa-bezpieczne-crash-testy/

barklu 05:23 środa, 13 lutego 2013

@Barklu: A jakiś link do tych statystyk? Tak czy siak, pocieszasz mnie :)

lavinka 17:07 wtorek, 12 lutego 2013

lavinka: były w Niemczech badania, wyszło że przyczepki są dużo bezpieczniejsze od fotelików. W przypadku samoczynnego wywrócenia rowerzysty przyczepka wypina się i dziecko nie zalicza gleby z dużej wysokości. Badali też zderzenia boczne i przednie (czyli większość wynikłych z nieustąpienia pierwszeństwa - plaga w Polsce), tam także manekin w przyczepce nie doznawał prawie żadnych "obrażeń".

Co do granicy rozsądku i strachu: strach jest wtedy, gdy nie robimy czegoś co uznajemy za niebezpieczne (choć statystyki temu przeczą) a jednocześnie robimy inne rzeczy bardziej niebezpieczne. Przykład: np. ktoś boi się jeździć rowerem po mieście, a nie boi się przekraczać prędkości samochodem. A jeśli w ogóle nie robi NIC niebezpiecznego, będąc w tym konsekwentny we wszystkich dziedzinach życia? Cóż - można to nazwać strachem, można - niską akceptacją ryzyka.

barklu 16:57 wtorek, 12 lutego 2013

RamzyY: Twój offTop rozbawił mnie do łez :-)
lukasz78: Znowu rozkręcasz temat rzekę... A strach jest tym co czujesz po tym jak przekroczyłeś granice rozsądku.

limit 09:12 wtorek, 12 lutego 2013

A ja bym tą granice inaczej postawił …. Granica to wiek, nasz wiek... Bo strach i rozsądek przychodzą z wiekiem ... czym młodszym się jest tym i strachu, a tym bardziej rozsądku mniej ... czym starszym się jest tym i tego i tego więcej....

Gozdzik 07:33 wtorek, 12 lutego 2013

@oelka
Zgadzam się w 100 %

panther 19:46 poniedziałek, 11 lutego 2013

Z tego co wiem po znajomych, dużo dzieci w fotelikach po prostu się drze. Z nudy. Ale bywają i takie, co w fotelikach właśnie zasypiają, i są wożone specjalnie, by rodzice mogli odetchnąć ;) BTW dla mnie jazda do przedszkola tramwajem to też była atrakcja, tyle że to było kilka miesięcy, na co dzień pewnie by mi spowszedniało.

lavinka 19:27 poniedziałek, 11 lutego 2013

Zawsze można też dzieciaka zbiorkomem przewieść (no wiem, że zbiorkom stoi w korkach, dlatego powinno być więcej buspasów i priorytety na światłach dla tramwajow zamiast poszerzania dróg). Pamiętam, jak mnie matka odwoziła do przedszkola z Wawrzyszewa na Śródmieście autobusem 116 lub 416 (na Wawrzyszewie zabrakło miejsc, ojciec załatwił przedszkole w Śródmieściu) i dla mnie to była duża atrakcja.

Czy siedzenie w puszce też jest atrakcją? Nie wiem, może jest, w każdym razie zmierzam do tego, ze autobusem _da się_. A jak "niedasię" to najczęściej z powodu korkow stworzonych przez samochody.

Rada: Więcej buspasów.

lukasz78 19:07 poniedziałek, 11 lutego 2013

offTop: o pedofilach można powiedzieć wiele złego, ale przynajmniej zwalniają przy szkole ;)

RamzyY 18:59 poniedziałek, 11 lutego 2013

Jak w takim razie ten człowiek zapatruje się na wożenie dzieci do przedszkola rowerem transportowym (vide Dania, Holandia, pół Niemiec)? ;)

Ale coś w tym jest, inaczej patrzy się na te sprawy jak się nie ma dzieci, inaczej jak się je ma. U nas przez pierwsze miesiące trwała zagorzała dyskusja przyczepkowa, w Żyrku nie ma sensownych ścieżek rowerowych, trzeba dzieciaka wieźć jezdnią, fotelik na bagażniku owszem, przyczepka trochę ryzykowna (znając zwyczaje milusińskich kierowców, którzy nie_widzą rowerzystów). Niemniej w końcu doszliśmy do wniosku, że zaryzykujemy, zwłaszcza że pojawiła się pożyczona przyczepka od znajomych. Trochę strach (tak! strach!), ale strasznie chcemy jeździć z małą na większe odległosści, a do fotelika musielibyśmy czekać co najmniej do jesieni. No i w przyczepce można prócz dziecka przewieźć trochę klamotów.

lavinka 18:44 poniedziałek, 11 lutego 2013

A co do zdjęć, to może faktycznie pofocę trochę "substancji zabytkowej", bo się tu blokowo zrobiło.

lukasz78 18:39 poniedziałek, 11 lutego 2013

Ja na razie odpuszczę sobie jazdę po lodzie, bo się nieźle obtłukłem w sobotę :) Może gdybym miał inne opony... Ale mam optymalizowane pod asfalt, to i asfaltu będę się kurczowo trzymał :)

Co do wind w komunikacji miejskiej, to spotkałem się z tym w Luksemburgu. Słyszałem też, że w jakimś norweskim mieście (chyba Trondheim) elementem komunikacji miejskiej jest... wyciąg (taki, jak u nas narciarze jeżdżą).

lukasz78 18:39 poniedziałek, 11 lutego 2013

kopnie jak kopnie -gorzej, jeśli przy tym przytrzyma ;/
statystycznie samochody częściej ulegają wypadkom, niż MPeKi
niektóry za strach uważają jazdę rowerem po lodzie czy śniegu -dla mnie to czysta zabawa i splendor że jeszcze nigdy się z tego powodu nie połamałem -ale badań u psychiatry jeszcze nie robiłem ;)
pzdr w Podlasia

RamzyY 17:47 poniedziałek, 11 lutego 2013

Statystycznie największe szanse na udział w wypadku ma osoba jadąca w samochodzie osobowym. Z tego punktu widzenia najbezpieczniejsza jako środek transportu jest winda. Nie mieszkamy jednak na przykład w takiej Lizbonie, gdzie windy są jednym ze środków transportu publicznego i wystarczy wsiąść do tramwaju, można pójść pieszo, pojechać na rowerze polecieć samolotem lub popłynąć statkiem. Każda z wymienionych metod przemieszczania się jest bezpieczniejsza od jazdy samochodem. Samochód daje bowiem złudne poczucie bezpieczeństwa jako metalowe pudło, potęgowane przez stosowanie pasów, poduszek itd. Owszem to wszystko działa, ale tylko wówczas gdy jedzie się zgodnie z organizacją ruchu w danym miejscu.

oelka 17:47 poniedziałek, 11 lutego 2013

Dzisiaj pierwszy raz trafiłem na Twojego bloga i stwierdziłem że w jeden dzień nie dam rady całego przeczytać. Fajnie czyta się Twoje wpisy a i zdjęcia są fajowe. Kilometrów kręcisz że ho,ho:))
Pozdrawiam

sikorski33 16:45 poniedziałek, 11 lutego 2013

Statystycznie największe szanse na udział w wypadku ma osoba jadąca w samochodzie osobowym. Z tego punktu widzenia najbezpieczniejsza jako środek transportu jest winda. Nie mieszkamy jednak na przykład w takiej Lizbonie, gdzie windy są jednym ze środków transportu publicznego i wystarczy wsiąść do tramwaju, można pójść pieszo, pojechać na rowerze polecieć samolotem lub popłynąć statkiem. Każda z wymienionych metod przemieszczania się jest bezpieczniejsza od jazdy samochodem. Samochód daje bowiem złudne poczucie bezpieczeństwa jako metalowe pudło, potęgowane przez stosowanie pasów, poduszek itd. Owszem to wszystko działa, ale tylko wówczas gdy jedzie się zgodnie z organizacją ruchu w danym miejscu.

oelka 16:35 poniedziałek, 11 lutego 2013

Jasne,.że każdy ma swoją indywidualną granicę, ale może wspólnymi siłami da się naszkicować granicę w miarę obiektywną?

lukasz78 16:28 poniedziałek, 11 lutego 2013

No to rozpoczeles Lukaszu prawie filozoficzna dyspute....bo kazdy ma swoje granice rozsadku badz strachu...ps. ha jestem w komentarzach pierwszy ;-)

TomliDzons 15:27 poniedziałek, 11 lutego 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa tojeg

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]