Tour de Podlasie czyli ZaliczGlebe.pl
Zamysł był taki, aby wyruszyć rowerem z Siedlec, pozaliczać trochę gmin na wschód od miasta i do Siedlec wrócić. Ot taka pętelka miała wyjść. Z powodu złych warunków na drogach lokalnych wyszło nieco inaczej.
1. Start
Start jak start, jadę z Bielan na Dworzec Śródmieście (zdążyłem 2 minuty przed odjazdem pociągu, ufff...), wsiadam w pociąg, wysiadam w Siedlcach, ruszam w trasę.
2. Gleba za glebą, gmina Paprotnia zaliczona w bólach
Na portalu ZaliczGmine.pl nie okupuję pierwszych miejsc, ale gdyby powołać do życia portal ZaliczGlebe.pl, mógłbym być tam potentatem.
A zaczęło się niewinnie, bo droga lokalna z Siedlec do Paprotni wyglądała tak:
Zmylił mnie ten widok, te piękne pasy asfaltu, miałem nadzieję, że tak będzie już zawsze.
Wkrótce jednak zaczęły się schody. Na asfaltowych pasach pojawiły się oblodzenia, coraz więcej i więcej. W końcu... Stało się. W tym miejscu...
...glebnąłem, rower uciekł mi dosłownie spod tyłka, a ja upadłem na dupsko, obijając je porządnie.
Z czasem droga zmieniła się w prawdziwe lodowisko, tutaj znów się wypierniczyłem:
I nie była to bynajmniej ostatnia gleba. Miałem już dość, chciałem wrócić do Siedlec, żeby spróbować szczęścia na drogach wojewódzkich, ale wrócić nie było jak, najbliższy PKS miał łaskawie nadjechać za ponad 3 godziny. No to jechałem dalej, a miejscami szedłem, bo był goły lód. Tyłek obtłukłem bodajże 3 razy, raz walnąłem potężnie nogą o wspornik kierownicy, drugi raz też w kierownicę, co poskutkowało oderwaniem od kierownicy podstawki licznika. Co gorsza trochę wyrwał się przewód łączący podstawkę z czujnikiem, licznik wciąż chodził (dyndając smętnie na kablu), ale do czasu.
Gleb zaliczyłem jednym słowem mnóstwo, w końcu dojechałem do Paprotni i do skrętu na Mordy. Miałem z Paprotni jechać zupełnie gdzie indziej, ale odbiłem na te Mordy, bo tam przebiega droga wojewódzka, więc miałem nadzieję, że chociaż tam będzie odśnieżone. A oto i rozstaje dróg w Paprotni:
Tak, chciałem, żeby tzw. Pani Bozia nade mną czuwała :)
Na Mordy jadę z duszą na ramieniu i zabójczą prędkością 8-12 km/h. Jadąc, pocieszam się, że nie cały jestem potłuczony, bo np. kolana mam całe. Jednak szybko i to nadrabiam, prawe kolano obijam porządnie i to dwukrotnie.
3. Mordy - zbawienie!
Jeszcze tylko mały postój na jakiejś śnieżno-lodowej pustyni...
...i są Mordy! Odśnieżona droga! Zbawienie...
Wjeżdżam na drogę wojewódzką Siedlce-Terespol, ruszam na Łosice.
4. Nudna jazda do Białej Podlaskiej
Co tu mówić, nudno było. Ale po "ciekawych" glebach przyjąłem tę nudę z radością. Droga wyglądała tak:
W Łosicach postój w lokalnej mordowni, posilam się hamburgerem i małym browarkiem.
A tu pamiątkowa fotka z drogowskazem w jakiejś wiosce:
Jeśli ktoś nie zna tych terenów, to od razu mówię: wybijcie sobie z głowy teksty o "Polsce B", które padają w mediach. Media mają to do siebie, że zawsze będą przedstawiać w negatywnym świetle te rejony kraju, gdzie ludzie mniej ochoczo głosują na Jedynie Słuszną Partię i chodzą częściej do kościoła niż do lansiarskich klubów. Ale to są bzdury z tą "Polską B" - tubylcy mieszkają w normalnych murowanych domach a nie drewnianych chatach (parę na krzyż się jeszcze znajdzie, ale niewiele już tego jest), po drogach jeżdżą normalne samochody a nie furmanki (no i rowery jeżdżą), a po polach nowoczesne traktory. Tak to wygląda, ogólnie całkiem porządnie, nie pozwólcie mediom robić papkę z Waszych mózgów :)
A tu granica województw:
W końcu dojeżdżam do Białej Podlaskiej, a tam...
5. Biała Podlaska i licznik
W Białej Podlaskiej zaczyna nawalać licznik. Kabel wyrwał się z podstawki, na początku jeszcze łączy, ale gubi impulsy, potem koniec. Co robić? Najpierw robię zdjęcie :)
To rynek w Białej Podlaskiej. A ja odpalam internet w komórce, znajduję czynny sklep ze sprzętem rowerowym i kupuję nowy licznik (o którym pisałem w poprzedniej notce), po czym ruszam na Międzyrzec Podlaski.
6. Międzyrzec Podlaski
Droga na Międzyrzec to nic specjalnego, cały czas trasą Warszawa-Terespol wśród TIR-ów, ale bezpiecznie, bo pobocze było szerokie i odśnieżone. Dojeżdżam do Międzyrzeca, mapa wycieczki wygląda tak:
A potem robię jeszcze kilkanaście kilometrów po Międzyrzecu, bo mam sporo czasu do odjazdu pociągu do Warszawy. Chciałem złapać jakiś PKS do Siedlec, ale okazało się, że żadne PKS-y już tu nie jeżdżą, tylko busiki. Ale nawet nie musiałem się zastanawiać, czy pozwolą mi wejść z rowerem do busika, bo i tak żaden nie nadjechał :)
No to krążę po Międzyrzecu i krążę, w końcu robię zakupy w Biedronce i na peronie stacji kolejowej spożywam kolację "made in Biedronka" - kiełbasa myśliwska, ser żółty z przyprawami, bułka kajzerka i mikroelementy w postaci piwa Leżajsk :) Smaczne było, a na ciemnym peronie na mrozie smakowało podwójnie :)
7. Warszawa
Do Warszawy docieram pociągiem całkiem szybko, tylko siedzę w tym pociągu w kurtce, bo ogrzewanie padło. Ale to tylko polska kolej, więc nie ma sensu się czepiać :)
Wysiadam na Centralnym, wracam do domu. Wystarczy.
Fajny dzień, tylko trochę obolały jestem po tych glebach, jakbym z kibolskiej ustawki wrócił :)