Jedziemy, jedziemy! Z ziemi radomskiej na Piotrków
W każdym razie trasę wybrałem wczoraj taką, aby ten śnieg nie był specjalnie upierdliwy. Wyszło mi z prognozy pogody, że najlepiej będzie jechać z okolic Radomia na zachód, bo tam ostro popada tylko nad ranem, a potem będzie cały dzień luzu. No to pojechałem :)
1. Pionki-Radom. On tu jest i tańczy dla mnie :)
Kto tańczy? Rower! Tańczy sobie na śniegu w Pionkach.
Wstaję rano, jadę na Centralny, wbijam się w pociąg Warszawa-Kielce, po dwóch godzinach jazdy wysiadam w Pionkach. Jest przed 10. Pionki zasypane.
Mój rower jak powiedziałem tańczy, ale idzie żyć, miejscowi "bikerzy" też się jak widać nie poddają :)
Obawiałem się drogi do Radomia, tymczasem totalny luzik, wyjeżdżone pasy asfaltu, można dziarsko mknąć do przodu.
Dosyć sprawnie dojeżdżam do Radomia, miałem jedynie małą wymianę uprzejmości z jakimś głąbem... Tak, w terenówce oczywiście. Głąb strasznie przeżył fakt, że na kilka sekund musiał zdjąć nogę z gazu. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że terenówka to nie samochód lecz stan ducha (buraczane pole w głowie).
W Radomiu zaczyna się breja. Centrum miasta omijam szerokimi ulicami przecinającymi przedmieścia (coś w rodzaju obwodnicy centrum), gdzieś na przedmieściach posilam się w zajeździe położonym w jakże pięknym i romantycznym otoczeniu:
2. "Siódemką" na Szydłowiec
"Siódemką" (czyli drogą krajową nr 7) jedzie się na początek ciężko, bo nie odśnieżyli. M.in. dlatego zatrzymałem się na posiłek w zajeździe, licząc po cichu na to, że gdy będę sobie jadł, jakaś maszyna jednak przejedzie i odśnieży. I faktycznie odśnieżyli!
Sama jazda jest bardzo mało przyjemna, trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać nieustanny huk samochodów. Bywa i tak.
3. Przez śniegi do Przysuchy
Odcinek Szydłowiec-Przysucha to najtrudniejszy odcinek całej trasy, męczący z uwagi na duże zaśnieżenie i występujące czasem w przyrodzie pagórki.
Sam Szydłowiec nieciekawy, więc robię tylko pamiątkową fotkę z drogowskazem:
A potem jedzie się tak:
We wsi Chlewiska (która zasypana śniegiem miała jakiś swój fajny klimat i żałuję, ze nie porobiłem tam zdjęć) muszę podjąć decyzję, czy jechać na Piotrków czy na Radomsko (taki miałem drugi wariant trasy). Ale jadąc na Radomsko, musiałbym zrobić dłuższy odcinek lokalną drogą. Próbuję, ale droga okazuje się nieprzejezdna. Jadę "główniejszą" trasą w stronę Piotrkowa.
Zbliżam się do Przysuchy, jeszcze tylko kolejna "wielce interesująca" wioska po drodze...
...i jestem w mieście. Przysucha to powiatowa dziura, na dowód załączam dwie fotki z kolekcji "To takie typowo polskie" :)
Ogólnie jednak mijając te miasteczka i wioski człowiek cały czas ma uczucie, że znajduje się w zasięgu cywilizacji - gdy jedna wioska się kończy, to za chwilę zaczyna się druga. Nie to, co na Pomorzu, gdzie można trafić na bezludną pustkę ciągnącą się kilometrami.
4. Na Piotrków!
Na Piotrków jedzie się łatwo, odśnieżoną trasą nr 12, ruch niewielki. Wszystko fajnie, tylko daleko do tego Piotrkowa, z Przysuchy jakieś 70 km. Najpierw trochę dokuczają pagórki, potem robi się coraz bardziej płasko. Zachodzi słońce, jadę przez ciemności, w jakiejś knajpie przed Opocznem odpoczywam:
Dalej zwiedzam sobie obwodnicę Opoczna, gdzie jakiś baran ustawił zakaz jazdy rowerem. Ignoruję, bo co mam robić? Czy taki kretyn-drogowiec myśli, że jak postawi taki znak, to rowerzysta na widok znaku teleportuje się? Może i bym chciał się teleportować czasem, ale nie umiem. Więc jadę. Ogólnie takie znaki utwierdzają mnie w przeświadczeniu, że w Polsce obwodnice buduje się nie po to, aby ulżyć mieszkańcom miast, dać im odpocząć od ruchu tranzytowego, lecz po to, aby nasi mistrzowie kierownicy mogli na odcinku paru kilometrów wcisnąć gaz do dechy. Wtedy faktycznie rower może nieco przeszkadzać.
Ciężko się jedzie, czuję w nogach zmęczenie, robię coraz częstsze postoje. Dotarcie na czas do pociągu w Piotrkowie staje się zagrożone. A jeszcze niedawno myślałem, że zdążę na luzie...
5. Na pociąg!
Wtaczam się do Piotrkowa. Piotrków to w zasadzie taka Łódź w miniaturze - podobne zabudowania fabryczne i domki robotnicze, podobne kamienice (większość podobnie zdewastowanych i część podobnie odnowionych), ogólnie klimacik podobny. Nawet wojna na murach między kibicami ŁKS-u i Widzewa wygląda podobnie jak w Łodzi :)
Gdzieś tam błądzę w tym Piotrkowie i zachodzi realna obawa, że ucieknie mi pociąg. W końcu docieram jednak na dworzec kilka minut przed odjazdem pociągu. Zakup biletu trwa chyba ze 3 minuty (ech, te drukarki w kasie...), w końcu wsiadam do pociągu 2 minuty przed jego odjazdem. Czujecie? Turlać się sto kilkadziesiąt kilometrów, żeby wsiąść do pociągu 2 minuty przed odjazdem - tak to tylko chyba ja potrafię :)
Przed 23 jestem w Warszawie, wysiadam na Zachodnim, jadę do domu przez mokre ulice. Szwankuje rower (nieważne co, nie będę przynudzał). Ale dojeżdżam.
Wystarczy tych wrażeń. Na koniec mapka:
#lat=51.360101789642&lng=20.56785&zoom=9&maptype=terrain