Rajd przez Pomorze - cz. 2

Sobota, 12 stycznia 2013 · Komentarze(17)
Kategoria Ponad 117 km
1. Ból i flak

W Szczecinku budzik budzi mnie po 7. Jestem obolały, nie chce mi się jechać, nie chce mi się wstawać, najchętniej dalej bym spał. Ogarniam się jednak, ubieram, wymeldowuję z hoteliku i jadę. Jadę? Nie, nie jadę!

Zanim napisze, dlaczego nie jadę, wyjaśnię, jakie miałem plany. Chciałem dotrzeć na kołach w 2 dni ze Szczecina do Sztumu (to koło Malborka), gdzie mam rodzinę. Nocleg planowałem jakieś 40 km za Szczecinkiem, w miejscowości Rzeczenica. Awarie po drodze i mało sprzyjający wiatr sprawiły, że skończyło się na noclegu w Szczecinku i moje plany były mocno zagrożone. Może by się jednak udało ale...

Próbuję jechać i idzie ciężko. Szybko kumam, o co chodzi, tylne koło jest mocno sflaczałe, gdzieś tam jest malutka dziurka (a może nieszczelność przy wentylu, cholera wie) i pomału schodzi powietrze. No to idę z buta na stację benzynową, tracę 20 cennych minut. Dopompowuję, jadę.

2. Las, las, las... Biały Bór

Krajobraz jest wielce ciekawy. Las, las, las... No nie, czasem są pola...



i nawet wioski:



Szkoda, że nie mam zdjęć Szczecinka, ale problemy z ogumieniem sprawiły, że zamiast robić sesję fotograficzną, drałowałem z buta na CPN.

Dobra, wróćmy na trasę. Miałem jechać na Czarne, a potem na Rzeczenicę. Na Rzeczenicę pojechałem, ale mocno naokoło, przez Biały Bór. Najpierw odbiłem na Czarne, ale po 300 metrach telepania się w śniegu zrezygnowałem i wróciłem na jako tako odśnieżoną drogę główną.

W końcu wjeżdżam do gminy Biały Bór i... jadę dalej bez końca. Środkowopomorskie gminy z uwagi na małą gęstość zaludnienia mają monstrualne rozmiary, niejeden powiat by się nie powstydził. A oto próbka przydrożnego krajobrazu:



Biały Bór to miejsce w Polsce kultowe, swoiste zagłębie fotoradarowe. Raz podobno nawet rowerzystę cyknęli. Mi zdjęcia nie robią, bo jadę nie w tę stronę, co potrzeba. W Białym Borze jest potężny zjazd, można się rozpędzić i zrobić sobie fotkę. Ale ja jadę pod górę... W pewnej chwili stwierdzam, będąc już blisko końca podjazdu, że chrzanię to. Ostatnie metry robię z buta.

Znów wsiadam na rower, dojeżdżam do jakiegoś zajazdu na obrzeżach miasta, wcinam potężnych rozmiarów hamburgera (pysznego!), zapijam kawą i piwem. Jest dobrze.

3. Na Człuchów i Chojnice

Jazda jak jazda, nuda i monotonia, praktycznie cały czas las. A gdyby tak...



...pojechać na Wrocław? :)

Czasem są wioski i trafiam nawet na całkiem ładny kościół z tzw. muru pruskiego, w moich stronach rzecz niespotykana:



Najczęściej jednak widoki wyglądają tak:



Jest i wieś Rzeczenica, szału nie ma:



Pozdrawia mnie za to miejscowa "bikerka" w wieku emerytalnym telepiąca się przez wieś na starym rowerze :)

Wreszcie docieram do Człuchowa:



Na fotkę wybrałem jedno z ładniejszych miejsc, bo ogólnie miasto wygląda nieciekawie, w centrum pełno bloków, zabudowy historycznej niewiele. Widać, ze towarzysze radzieccy w 1945 r. Człuchowa nie oszczędzili.

Co jeszcze można powiedzieć o Człuchowie? Na pewno to, że tubylcy nie lubią sąsiednich Chojnic, wulgarne napisy na murach na temat sąsiadów zza miedzy świadczą o tym dobitnie :)

Do Chojnic też wkrótce docieram, umordowany nieco, bo jadę pod silny wiatr i ciągle zaliczam jakieś pagórki. W Chojnicach posilam się w miejscowym McDonaldsie (ach, te dyskretny urok śmieciowego żarcia...) i robię fotkę na jakiejś ulicy:



Tak, to mój rower leży. Źle go ustawiłem, a że był z jednej strony mocno obciążony (sakwa), to się glebnął :)

4. Na pociąg!

W Chojnicach stwierdzam, że skoro chcę być o ludzkiej porze w Sztumie, to na kołach się nie dotoczę. Może gdybym miał wiatr w plecy... Ale miałem w twarz. Postanowiłem pojechać zatem rowerem do stacji Rytel (aby zaliczyć gminę Czersk) i stamtąd pociągiem do Starogardu Gdańskiego, a stamtąd znowu na kołach do Sztumu. No to jadę.

Jadę, a czas leci, droga jest kiepska (z płyt betonowych, pomiędzy którymi straszą szczeliny), do odjazdu pociągu w Rytlu coraz bliżej. Dotaczam się do Rytla, tyle że stacja mieści się na jakimś zadupiu w oddaleniu od głównej drogi. Zanim sprawdziłem na mapie, jak do niej dojechać, widzę odbijającą w bok ulice Dworcową. Skoro Dworcowa, to chyba na dworzec, co nie? Skręcam. Pytam jeszcze jakiegoś tubylca i on potwierdza, że droga prowadzi na dworzec. Tyle, że droga jest cała zaśnieżona. No nic, jadę. Kończą się zabudowania, ciągnie się las, a dworca nie widać. Czas leci nieubłaganie. W końcu jest jakieś rozwidlenie dróg, oznaczeń żadnych nie ma, skręcam w złą stronę, wbijam się w jakieś śniegi, wreszcie widzę tory, znów łapię właściwy kierunek, bo dostrzegam w oddali stację, pędzę co sił dróżką wzdłuż torów przez zaspy i... Gleba. Tak to się musiało skończyć. Na pociąg spóźniam się kilka minut.



No trudno, za godzinę i 20 minut mam następny. Wchodzę do poczekalni. Wszystko zdewastowane i ponure, ale jest ławeczka. Wkrótce okazuje się, że nie jestem sam, bo w rogu siedzi sobie... bury kot. I tak czekam sobie ponad godzinę w towarzystwie kota. Nawet pogłaskać się dał, ale w końcu sobie poszedł. W części budynku dworca mieszkają normalnie ludzie, więc pewnie kot poszedł na podwieczorek :)

Wreszcie podjeżdża pociąg. Spodziewałem się starego gruchota, a tu proszę, pachnący nowością szynobus. Miłe zaskoczenie. W środku sporo ludzi - jak warunki podróżowania są dobre, to i podróżni się znajdują.

5. Tczew-Sztum

Z powodu opóźnienia odpuszczam sobie Starogard Gdański, wysiadam w Tczewie. Stamtąd jazda do Sztumu w zasadzie bez historii, poza tym że pod wiatr na sporym odcinku. Jest też kilka kilometrów nawierzchni kostki brukowej, taka mała tortura dla rowerzystów :)

O 21 docieram na miejsce. Tak jak chciałem. Wystarczy wrażeń na dziś.

I na koniec mapki:



Komentarze (17)

A widziałeś choinkę zrobioną z rowerów,stała na placu przy dworcu? Jest na tej stronie.
http://sikorski33.bikestats.pl/852945,Mikolajkowa-Rowerowa-Masa-Krytyczna-Malbork.html

sikorski33 19:01 poniedziałek, 11 lutego 2013

Nie wrzuciłem zdjęć kota na bloga, bo wyszły kiepskiej jakości (robione komórką w ciemnej poczekalni), ale gdyby ktoś był zainteresowany, to proszę bardzo :) kot1 i kot2

lukasz78 21:00 czwartek, 17 stycznia 2013

W tej relacji zdecydowanie zabrakło zdjęcia tego kota ;))

wilk 11:09 czwartek, 17 stycznia 2013

Oj, malborski zamek to sporo razy zwiedzałem - jak mówiłem mam rodzinę w pobliskim Sztumie i wiele razy spędzałem tam wakacje, to i siłą rzeczy o malborski zamek zahaczyłem :) Choć fakt jest faktem, że ostatni raz byłem na zamku kilkanaście lat temu, szmat czasu.

lukasz78 07:00 środa, 16 stycznia 2013

Łukasz Zamek w Malborku trzeba koniecznie zwiedzić!!!

1artur 23:33 wtorek, 15 stycznia 2013

Kościół ładny. Widziałem zdjęcia Kościoła pokoju, w Jaworze chyba. Na Dolnym Śląsku na pewno. Zachwycający.

"Rozkosz" betonowych płyt znam. Są takie dwa fragmenty w moich okolicach. Zawsze marzę, by jak najszybciej je opuścić.

Pędzę czytać ciąg dalszy.

romulus83 22:03 wtorek, 15 stycznia 2013

Czy tylko ja czytając te wpisy odnoszę wrażenie, że wyobraźni komuś nie dostaje? :)

yurek55 20:37 wtorek, 15 stycznia 2013

Dzięki! Oj, mam coś z masochisty niewątpliwie...

lukasz78 20:20 wtorek, 15 stycznia 2013

Wielki szacun. Szczerze podziwiam.

tomski 18:10 wtorek, 15 stycznia 2013

Masz coś w sobie z masochisty :-p Ale trzeba przyznać, że kawał solidnej traski zrobiłeś. A Wilk dobrze prawi. Trochę prostych narzędzi warto wozić. Zamiast dymać te 20 min. z buta to w 2 dobijasz ile da rade, dojeżdżasz do stacji w 5, kompresorek i jesteś 13 min. do przodu.

limit 16:34 wtorek, 15 stycznia 2013

Niezły dystans. Odnośnie pompki, dętki itp. to ogólnie warto je wozić, ale w zimie na niewiele się zdadzą. Np. najniższa temperatura w jakiej udało mi się zdjąć oponę to około 0 stopni, przy -6 nawet łyżkami nie dałem rady podważyć twardej jak kamień gumy.

Pidzej 16:28 wtorek, 15 stycznia 2013

Wilk, w sensie obiektywnym oczywiście masz rację, może w końcu zmienię swoje złe nawyki?

lukasz78 15:05 wtorek, 15 stycznia 2013

Marek, ja w Twoje strony bardzo chętnie. Mam taki pomysł na wyprawkę w cieplejsze miesiące, że startuję w Szczecinie lub Stargardzie nad ranem, a potem jadę gdzieś do Wielkopolski, zahaczając po drodze o Ziemię Lubuską (i może mały wypad do NRD). Melodia przyszłości póki co, ale do zrealizowania.

lukasz78 15:04 wtorek, 15 stycznia 2013

Piękna zimowa trasa - lekko nie miałeś. Ale w pompkę, zapasową dętkę i zestaw do łatania to bym jednak radził zainwestować ;))
"No risk no fun" - to się fajnie mówi, ale jakby Ci ta guma strzeliła w nocy, w śniezycy 30km przed tym Szczecinkiem na jakimś zupełnym zadupiu - to by za wesoło nie było. To prościutkie narzędzia, wiele miejsca nie zajmują, wiele nie kosztują - a mogą wiele zdziałać i kupę czasu zaoszczędzić

wilk 15:03 wtorek, 15 stycznia 2013

Eee, do kolarstwa to ja się nie nadaję, pod względem wytrzymałościowym zawsze byłem średniakiem, a podjazdy to w ogóle ida mi opornie :) Jedyne, co mi Najwyższy dał, to upór i mocną psychikę, co wystarcza na zrobienie długiej trasy w trudnych warunkach, ale na sukcesy w kolarstwie to za mało.

Do siebie dochodzę szybko, jeden dzień mało intensywnej jazdy mi wystarczy.

lukasz78 12:37 wtorek, 15 stycznia 2013

Łukasz może Ty powinieneś trenować kolarstwo? A tak poza tym to gratuluję Ci odwagi i wytrwałości w dążeniu do celu :-) Dla mnie jazda w takich warunkach to sport ekstremalny a taka wyprawa jak Twoja to jakieś science fiction;) Ile potrzebujesz czasu żeby po takim wyczynie dojść do siebie?

kwiatuszek 11:45 wtorek, 15 stycznia 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dzikt

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]