W deszczu przez Lubelszczyznę czyli od baru do baru
Od razu mówię - planów nie zrealizowałem, ponadto okrutnie zmokłem i zmarzłem, sprzęt też nawalał. A mimo to jestem zadowolony. Dlaczego? Zaraz się dowiecie. Ale po kolei...
Jadę na Centralny, ładuję się w poranny pociąg do Lublina, wysiadam. Śniegu, co to miał padać, brak, jest temperatura zdecydowanie dodatnia, leje deszcz. Mimo to ruszam, bo co robić? Jadę, przedmieścia Lublina wyglądają tak:
Jest paskudnie. Ponadto notuję jeszcze w Lublinie pierwszą awarię, pęka linka od przedniego hamulca. Dobrze, że od przedniego a nie tylnego, zawsze to jakiś plus. Wytrzymała biedaczka 33 tys. km, nadszedł jej czas. Leje. No nic, staram się jakoś zmotywować do jazdy, wmawiam sobie, że skoro jadę rowerem w taką pogodę, to jestem hardkorem, debeściakiem itp. :) Oczywiście szybko staję się mokry. W butach mokro, spodnie mokre, nawet sweter pod kurtką zaczyna nasiąkać... Dużo mojej winy, nie przygotowałem się na taki deszcz. To nic, że nie zapowiadali, rowerzysta musi być przewidujący. To pierwszy plus wycieczki, mam nauczkę.
Gdzieś po 40 km mam dość, marzę o ogrzaniu się w jakiejś gospodzie. Co gorsza zaczyna szwankować licznik. Musiało drania zalać, co jakiś czas gubi impulsy. Trzeba się zatrzymać, przetrzeć styki, wtedy chodzi dalej. I tak co chwila. Denerwuje mnie to, ale dokładność pomiaru jest dla mnie kluczowa, już tak mam. Więc staję i przecieram. W końcu docieram do większej wsi Chodel, ujechawszy 50 km. Licznik przestaje działać. Ale to nic, w Chodlu odkrywam lokal o pięknej nazwie Gold Bar. Wchodzę.
Jem kiełbachę, piję grzane piwo, jest dobrze.
Po godzinie ubieram się, chcę jechać dalej, choć pada. Ale licznik nadal nie działa. Wyjmowanie baterii i ponowne wkładanie nic nie daje. No to nie jadę, wracam do baru.
W barze zajmuję strategiczne miejsce przy kominku. Suszę się, suszę też licznik. Odkrywam kolejny plus wycieczki - ludzie. Normalni zwykli lokalsi w różnym wieku, ale gadając z nimi odkrywam, że wycieczki to też ludzie, a nie tylko tłuczenie kilometrów i zaliczanie kolejnych gmin. Fajnie się z tymi ludźmi gada. Siedzę przy tym kominku i jest mi dobrze. Wypijam jeszcze dwa grzańce. Co jakiś czas wyglądam za okno. Leje.
W barze przesiedziałem od 12:30 do 17. O 17 wyglądam za okno i... nie pada! Żegnam się z lokalsami, ruszam. Jeszcze tylko sprawdzam licznik ogrzany przy kominku. Działa! Ruszam w suchych ciuchach. Ściemnia się.
Nie pada i to jest najważniejsze. Motywacja ostro w górę. Jest już kompletnie ciemno, mijam kolejne miejscowości. Szkoda, że w ciemnościach, nie będzie zdjęć. Bo np. taki Urzędów ładnie wyglądał i byłoby co focić.
A po godzinie... Niestety stało się. Najpierw nieśmiało, potem coraz mocniej... Znów pada. Leje. Wkrótce znów jestem mokry. We wsi Gościeradów wchodzę przemoczony do jakiejś lokalnej knajpy, nie ma kominka, jest czyjeś przyjęcie urodzinowe, nie ma już tej atmosfery Gold Baru. ale jest grzejnik i jest grzane piwo. Czekam, aż przestanie lać, a mogę czekać długo. Wypijam trzy grzane piwa, przecież na trzeźwo nie da się jechać w takich warunkach.
Siedzę tam 1,5 godziny, przestaje padać (cud!), ruszam. Mijam Annopol, przekraczam Wisłę, jadę na Zawichost. Wieje cholernie, ja mokry (przy tym grzejniku niewiele przeschłem), w Zawichoście szukam schroniska, co to miało tam być (innych miejsc noclegowych nie ma), bo do Sandomierza już tego dnia nie dojadę, jest już prawie 23, już mi się nie chcę. Schronisko okazuje się zamknięte, bo działa tylko w wakacje, w budynku szkoły. Obok jest jakiś bieda-dom mieszkalny, taki jednopiętrowy bloczek. Drzwi otwarte. Wchodzę. Na klatce ciemno, zimno, nie ma światła. Myślę, co robić dalej. Nie narzekam, tłumaczę sobie, że żołnierze w okopach obu wojen światowych mieli gorzej - często bardziej morko, zimniej i jeszcze strzelali do nich. Do mnie nikt nie strzela. Poza tym lubię przygody. No to mam przygodę. Chciałem, to mam. Więc w jakiś sposób jestem zadowolony.
Na klatce pełno gratów, ludzie zrobili sobie tam składzik. Jest między innymi jakiś fotel biurowy. Siadam, nakrywam się mokrą kurtką, zasypiam...
O tym, co było dalej, już w kolejnym odcinku :)