Wracam, gdy ktoś na mnie czeka... Atak zimy

Niedziela, 28 października 2012 · Komentarze(13)
Nocleg w spartańskich warunkach nie był długi, w środku nocy obudził mnie łomot. To jakichś dwóch kolesi weszło do budynku, zawadzając drzwiami o mój rower, który z kolei spadł na dziecięcy wózek. Ale klamotów w tym budynku! Jednym słowem był huk, obudziłem się. Od kolesi dowiedziałem się, że nie pada, jakieś pocieszenie.

Gdy się obudziłem, była na moim telefonie 2:35. Ale która 2:35? Przed zmianą czasu czy po zmianie? Czy mój telefon sam zmienił czas czy też nie? Z godziną na liczniku rowerowym nie mogłem porównać, była zła (nie nastawiłem jej po wyjęciu baterii i ponownym włożeniu).

Aż chce się ruszać na trasę, a tu człowiek mokry. Postanowiłem przeschnąć. Zimno, macham rękoma, rozgrzewam się intensywnie. Choróbska mnie nie łapią, organizm mam wytrzymały, nie do zdarcia. Czasem sobie myślę, jak to by było spędzić ileś nocek w zimnym okopie, np. gdzieś pod Wilnem. Gdyby celem miało być wyzwolenie tego polskiego miasta spod litewskiej okupacji, motywacji by mi z pewnością nie zabrakło. Cóż, nie jestem Europejczykiem, jestem Polakiem, tak już zostanie.

A więc tak się rozgrzewam i przesycham, a tu... znowu pada! Więc nigdzie nie ruszam. Dotrwałem tak do 4:30, a tu zamiast deszczu pada śnieg! Zawsze coś, ruszam na Sandomierz.

Jedzie się fajnie, jest w tym jakaś magia. Śnieg wciąż pada, mokry wprawdzie, ale zawsze to 1000 razy lepsze, niż deszcz. Nagle przede mną potężny podjazd gdzieś pod Dwikozami. Chcę go pokonać, chcę zmienić przednią przerzutkę na "jedynkę", a tu nic! Zerwała się linka. Więc z podjazdu nici, pokonuję go z buta.

Wtaczam się do Sandomierza, za cel biorę stację benzynową. Już w Zawichoście marzyłem o tej stacji, o ciepłym jedzeniu w przyzwoitych warunkach. W międzyczasie o 6 robi się widno. A więc telefon sam się przestawił na czas zimowy. Dobrze wiedzieć.

Na Kraków już nie chce mi się jechać, bo pada mokry śnieg, poza tym przy zerwanej lince przedniej przerzutki podjazdy trzeba byłoby pokonywać z buta. Ale jest powód ważniejszy - ktoś w domu na mnie czeka. Bo ja jestem dziwnym człowiekiem, nie lubię siedzieć w domu, ale lubię do domu wracać, zwłaszcza gdy dom nie jest pusty. Lubię gdzieś się wyrwać, pojechać gdzieś daleko, ale potem jest zawsze powrót, który tez lubię. Tak już mam.

A więc sprawdzam rozkład jazdy, mam pociąg do Warszawy o 7:41, do odjazdu jeszcze godzina. Szamię hot doga, piję kawę i wyliczam sobie, że zdążę jeszcze zaliczyć przed odjazdem okoliczną gminę Gorzyce. Ruszam. A oto Sandomierz z perspektywy roweru :)



Na uliczki miasta nie wjeżdżam, znam je na pamięć (choć nigdy nie zwiedzałem miasta rowerem), poza tym trzeba podjechać ostro w górę, co jest u mnie wykluczone przy brei na drodze i zrypanej przerzutce. Więc zamiast tego przejeżdżam Wisłę i jadę do gminy Gorzyce. Wjeżdżam w Podkarpacie. Pierwszy raz w życiu rowerem.



Dla przyzwoitości wjeżdżam prawie 4 km wgłąb gminy Gorzyce (nie uznaję zaliczeń typu "10 metrów wgłąb i wracamy") i zawracam na sandomierski dworzec. Na liczniku tego dnia 30 km.



Wsiadam do pociągu, jadę do Warszawy. Całe 5 godzin. Takie mamy u nas niektóre linie kolejowe :) Jadę w przedziale z jakimś młodym gościem, a to sobie gadamy a to śpimy, ogólnie miła atmosfera, poza tym w miarę ciepło.

Dalsze kilometry robię już w Warszawie, niewiele. Siedząc w domu, gapiąc się na mecz Legii (z 0:2 chłopaki wyciągnęli na 3:2!) i popijając winko cieszę się w duchu, że nie jestem w pociągu gdzieś pod Krakowem. Bo wycieczki rowerowe są fajne, ale nie samym rowerem człowiek żyje.

Czasem warto wracać.

Komentarze (13)

To co opisałeś to normalna sprawa, linki najczęściej pękają podczas zmiany biegów. Ale gdy linka pęka - wtedy nie ma siły naciągającej sprężynę przerzutki i automatycznie opada ona w stan minimalnego wyciągnięcia tej sprężyny - czyli w przypadku przedniej przerzutki na najmniejszą tarczę; w przypadku większości tylnych na najmniejszą zębatkę kasety (są też tylne przerzutki z odwrotną sprężyną, tam opadnie na największą zębatkę kasety).

Ewentualnie mogłeś mieć jakiś element blokujący przerzutkę przy ramie (kamyczek czy coś podobnego), który blokował mechanicznie przerzutkę przed opadnięciem na najlżejszy bieg.

wilk 20:43 środa, 31 października 2012

To było tak, że jak zmieniałem przełożenie (nie pamiętam, czy z 1 na 2 czy odwrotnie), to szło to zaskakująco ciężko, musiałem użyć dużej siły. Chyba to było z 1 na 2. W końcu łańcuch zaskoczył. Ale być może wtedy zerwałem tę linkę. Poóźniej przed podjazdem jak chciałem wrzucić na 1, to okazało się to nie możliwe i wtedy zobaczyłem... dyndający kawałek linki przy kierownicy. Linkę wyrwało z pancerza i tak sobie smętnie ten kawałeczek dyndał :)

lukasz78 13:36 środa, 31 października 2012

Niezłe przygody na takim kawałku, jazda w takich warunkach i w śniegu ma swój niekłamany urok, polecam relację z mojego wypadu sprzed 2 lat:

Zachodzę też w głowę jak Ci ta linka od przedniej przerzutki pękła?
Jak pęka - to przecież przerzutka automatycznie spada na najmniejszą tarczę z przodu, więc akurat z górkami nie powinno być problemu ;))

Jeśli nie mamy zapasowej linki i trafi się taka awaria na trasie, a chcemy jechać - to warto wtedy przerzutkę w ogóle zdemontować, będziemy wtedy mogli jechać dalej, a przerzutkę będziemy mieli "ręczną", zakładając ręką łańcuch na wybraną zębatkę.

wilk 12:55 środa, 31 października 2012

Dobra dobra, liczy się przebieg a nie czas :)

lukasz78 10:08 środa, 31 października 2012

Dziwny zbieg okoliczności, żeby 2 linki na jednej wycieczce..tylko się powiesić. ;)
33kkm to niby sporo, ale z drugiej strony to (ZTCP) tylko półtora roku..

mors 21:19 wtorek, 30 października 2012

Widziałem trochę tego podupadłego przemysłu, smutno to wyglądało. Tak się u nas budowało kapitalizm - rozkraść lub rozsprzedać za marny grosz :(

lukasz78 09:10 wtorek, 30 października 2012

Miałem okazję korzystać w tym roku z linii Sandomierz - Skarżysko. Cieszy mnie ogromnie ,że jeszcze cokolwiek tamtędy kursuje wziąwszy pod uwagę ,ze caly przemysł w tam,tej okolicy został zniszczony.

teich 07:54 wtorek, 30 października 2012

To Ci dopiero wyprawa. Ho, ho...

Skowronek 19:06 poniedziałek, 29 października 2012

Zima ma się z nami pożegnać już za kilka dni.

Hipek 16:28 poniedziałek, 29 października 2012

Nie spotkałem, chociaż z tego co się orientuję on też pomyka na rowerze :)

lukasz78 15:02 poniedziałek, 29 października 2012

Oj tam, nie zawsze jest aż tak spektakularnie :) Co do sypania się - jasne, że człowiek się kiedyś posypie, ale znam takich, co się sypią przed trzydziestką, dlatego cieszę się z tego, co jest.

lukasz78 14:06 poniedziałek, 29 października 2012

hm, nastawiłem się na bardziej widowiskowe zakończenie - typu zaproszenie do jakiejś sympatycznej pani z tej kamienicy na wysuszenie odzienia. Rower się sypie, człowiek też, to tylko kwestia czasu.

kdk 13:35 poniedziałek, 29 października 2012
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa accza

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]