Czy rowerzysta to każdy użytkownik roweru czy ktoś więcej?

Piątek, 19 października 2012 · Komentarze(11)
Naszła mnie właśnie ochota na pseudofilozoficzne rozważania. Na skutek wydarzenia sprzed chwili.

Ale najpierw odfajkuję ostatni piątek, bo jego nominalnie dotyczy wpis. No to przejechałem w ten piątek 59 km po Warszawie i nic ciekawego się nie wydarzyło. Fascynujące, prawda? :) No dobra, wrzucam jedną fotkę:



A teraz przejdźmy do sedna. Jest sobie DDR na Bielanach i aby na nią wjechać, trzeba rypnąć kołem rowerowym w krawężnik. Najpierw przednim, potem rzecz jasna tylnym. Ponieważ staram się swój rower szanować, toteż nie lubię rypać w krawężnik. Dziś też nie rypnąłem, nie wjechałem na DDR, pojechałem jezdnią.

No i jadę sobie tą jezdnią, wracając do domu po dzisiejszej wyprawie (którą pewnie w poniedziałek opiszę, a jest co - 190 km i 16 gmin wpadło do kolekcji) i trąbi na mnie spaliniarz, a siedząca obok szacowna matrona w średnim wieku coś tam się pluje przez otwartą szybę. Coś o ścieżce rowerowej, czyli klasyka. No nic, spaliniarz staje na światłach, doganiam go, proszę o opuszczenie szyby, opuszcza no i się kłócimy. On gada o ścieżce, ja o krawężniku. Nie dogadamy się. Ale w ramach wymiany zdań gość mówi coś takiego: "Sam jeżdżę rowerem i..." - nie wiem, co było dalej, zapaliło sie zielone, gość ruszył. A ja pomyślałem w pierwszym odruchu (ale podtrzymuję to do tej pory): "Ty nie jesteś rowerzystą, ty jesteś spaliniarzem!".

No właśnie, gość wyglądał na takiego, który wszędzie jeździ samochodem (do pracy itp.), a rowerem najwyżej pojeździ w weekend po DDR lub po lesie. Fora dyskusyjne pełne są takich mentalnych spaliniarzy, którzy, naskakując na rowerzystów miejskich, piszą w ten deseń: "Sam jeżdżę rowerem, ale po lesie, rower nie nadaje się do jazdy po mieście" (tak, jakby samochód stojący w korku się nadawał, hehe) lub "Rower jest dobry do jazdy w weekend", po czym oczywiście następują długie tyrady o tym, że rowerzysta powinien jeździć ścieżkami rowerowymi a na jezdni "tamuje ruch". Jestem na 99,9% pewien, że gość w blaszaku był właśnie tego typu "rowerzystą". Czyli mentalnym spaliniarzem.

Ja zaś podejście mam takie, że bycie rowerzystą to nie tylko używanie roweru co jakiś czas do weekendowej przejażdżki po lesie, bycie rowerzystą to dla mnie kwestia mentalności i... Oczywiście uznawanie prymatu roweru nad samochodem :)

A może mam podejście zbyt ortodoksyjne, może jestem wręcz "rowerofaszystą"? Może człowiek jeżdżący wszędzie samochodem, a rowerem raz na jakiś czas w ramach rekreacyjnej przejażdżki i trąbiący lub plujący się na innych rowerzystów, również zasługuje na zaszczytne miano rowerzysty?

Co sądzicie?

Komentarze (11)

To coś takiego, jakby ojciec trzylatka pouczał ojca dwudziestolatka z hasłem "Sam jestem ojcem" :D

Hipek 14:36 środa, 24 października 2012

Nie przejmuj się - to, co u nas tłoki motoryzacyjne nazywają rowerofaszyzmem, na Zachodzie jest normalnym podejściem do transportu. Ciekawe jakby sami się czuli, jakby na drodze z pierwszeństwem(!) mieli co skrzyżowanie krawężniki.

barklu 05:49 poniedziałek, 22 października 2012

W Moskwie podobno tak się jeździ - pierwszeństwo przejazdu faktcznie zależy od masy pojazdu.

Co do tego, że kierowcy trąbiący na rowerzystę poza DDR "są w prawie" - zawsze mnie rozczula obrazek, gdy jakiś samochodziarz opieprza rowerzystę jadącego przez przejście dla pieszych, robiac mu wykład z przepisów, po czym zadowolony z siebie rusza ostro do przodu i rozpędza się do 80-90 km/h w terenie zabudowanym. Ot wybiórcze podejście do prawa :)

lukasz78 15:52 niedziela, 21 października 2012

Samo życie. Czasami sobie myślę, że cześć ludzi, gdy przesiądzie się z roweru na samochód, czuje swoją większą siłę. To tak jak z kierowcami TIR-ów - jestem większy, wiec rządzę!!!

rowerzystka 10:01 niedziela, 21 października 2012

Nie przejmuj się. Tego typu ludzie to po prostu frustraci, którzy rozpaczliwie pragną Władzy. W sytuacji, kiedy widzą rowerzystę poza ścieżką, mogą sobie tej Władzy sami udzielić, bo Prawo (głupie, ale jednak prawo) ich po ich stronie. I odreagować kompleksy. Pozwól im. I miej to w tyłku :)

aard 06:11 niedziela, 21 października 2012

A myślę tak, bo lata temu też miałem fazę fascynacji motoryzacją (jak chyba większośc facetów) i też drażnili mnie miejscy rowerzyści. Teraz sobie uświadamiam, że to dlatego, że oni po tych ruchliwych ulicach jeździli rowerem, a ja się bałem.

lukasz78 20:53 sobota, 20 października 2012

Hmmm, ale jak czytam internetowe dyskusje, to duża częśc samochodziarzy naskakujących na miejskich rowerzystów pisze coś o jeżdżeniu rowerem po lesie, czasenm też bywałem wściekle obtrąbiany przez samochody z rowerami na dachu - więc może są to ludzie, którzy sami boją się jeździć rowerem po mieście (zwłaszcza po ruchliwych jezdniach), może czegoś zazdroszczą, coś ich gryzie (choćby podświadomie) i stąd ich reakcje? Nie wiem, tak tylko głośno myslę.

lukasz78 20:49 sobota, 20 października 2012

romulus83: ".. w każdą pogodę" - respekt. Ja dopiero teraz chcę zostać prawdziwym rowerzystą i nie kończyć sezonu. Zwykle deszcz i poniżej 5 st. mnie odstraszało.

marek: No co Ty? Oni tak z troski;)

lukasz78: Znaczy, że bezpiecznie jeździsz. Ja co jakiś czas zaliczam mały kresz, tak dla otrzeźwienia. Bez tego zaczynam robić głupstwa:)

Rower to luz i przyjemność, samochód to stres, hałas i smród. My to wiemy Panowie, ale jest też samochodowy onanizm - większa furka, większe ego. Dojazdy do pracy rowerem poza latem postrzegane są jako brak gotówki na codzienne zalewanie baku albo jako oszołomstwo.

Dziwne komentarze zbieram na Banacha. No nie da się tam jechać tą "ddr". Jednak taki komentator zza "kółka" to 1/kilka tyś. kierowców. Większość zatem ma to w nosie i dzieli się drogą, a ci komentatorzy to przykuci pasami do blachy wyjątkowi zazdrośnicy;)

wzap 20:45 sobota, 20 października 2012

Też się zastanawiam czasami czy jeśli ja zawadzam kierowcom na rowerze to jak wsiądę w samochód jadąc tą samą drogą to już nie będę im zawadzać ? Przecież rowerzystę łatwiej wyminąć nić dodatkowe auto dzięki któremu będzie większy ścisk na szosie. Ale czasami trudno ruszyć mózgownicą niektórym.

marek 20:14 sobota, 20 października 2012

Tam jest ulica po dwa pasy w jedną stronę, ruch był dzisiaj znikomy, więc gość nie miał problemu z wyprzedzeniem mnie, ja go nie blokowałem w żaden sposób, trąbił "dla zasady". Opcja z zatrzymywaniem się u mnie odpada, ja wyznaję zasadę, że jazda ma byc lekka i przyjemna :) Więc wybieram trasę najlżejszą i najprzyjemniejsza, czyli asfalcik. Co do bezpieczeństwa... Codziennie śmigam w warszawskim ruchu, więc już dawno wyzbyłem się jakiegokolwiek strachu. Co też nie jest dobrze, bo kiedyś może mnie to zgubić. Cóż, jest jak jest.

lukasz78 20:09 sobota, 20 października 2012

Hmm... W Twojej sytuacji wybrałbym opcje zatrzymania się przed krawężnikiem i wprowadzeniu roweru na ddr dla własnego bezpieczeństwa . Jednak ja jestem z prowincji, inna mentalność moja. Jednak trochę za dużo widziałem na drogach przepychania się samochodziaży obok rowerzystów. Sam zawsze staram się przepuszczać rowerzystę gdy ma pierwszeństwo, nie zajeżdżać mu drogi, gdy skręcam do domu, a on jest na tyle blisko, że istnieje ryzyko zajechania. Sam dość długo dojeżdżałem do pracy rowerem, codziennie, przez calutki rok, w każdą pogodę. Rower to też mentalność. I nie ma racji ten, kto mówi, że na miasto się nie nadaje. Znam Poznań, więc potrafię wyobrazić sobie Warszawę. Po prostu rower jest wygodniejszy, szybszy, ekonomiczniejszy.

romulus83 19:58 sobota, 20 października 2012
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zdraz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]