Walka z wiatrem jak walka z wiatrakami
Cóż, jestem rowerowym przygłupem. To znaczy za ociężałego umysłowo się nie uważam, ale na punkcie rowerowania zakręcony jestem nieźle. Więc wieje, pada czy mróz, trzeba jechać. To jest jak nałóg. Wczoraj w ramach nałogu walczyłem z wiatrem, co to nawiedził Warszawę. Umordowałem się nieźle, ale miałem też przy okazji szkolenie praktyczne z wykorzystywania miękkich przełożeń. Normalnie jeżdżę raczej siłowo, ale tu muszę przyznać, że wiatr był silniejszy. Przygłup z wiatrem igrał, a wiatr i tak wygrał :)
No to pobawiłem się wczoraj tymi miękkimi przełożeniami i w sumie nie było źle, jako takiej wprawy nawet nabrałem i pod koniec dnia ten wiaterek nie był już taki straszny, tylko te przełożenia przeskakiwały jak najęte napędzane moim paluchem w zależności od chwilowej siły wiatru. Cóż, spaliniarze ciągle wachlują skrzynią biegów, to ja mogę raz na jakiś czas pobawić się przełożeniami :)
A teraz obrazek z Bielan, tu zaczyna się Wisłostrada:
Wiem, ze może wydać się to dziwne, ale o ile nie cierpię samochodów w mieście, o tyle na szerokie drogi lubię popatrzeć i porobić im zdjęcia. Sam nie wiem, dlaczego.
Bez sensu, co nie?