Tour de Młodzieszyn i zapach Euro w powietrzu
Piątek, 8 czerwca 2012
· Komentarze(2)
W piątek był akurat długi weekend, w dodatku zaczynało się Euro. Nie dziwne więc, że nie był to dzień wytężonej pracy :) W pracy pobyłem krótko (dojechawszy oczywiście rowerem), po czym pojechałem na stację Ochota i wskoczyłem w pociąg do Sochaczewa. Cel: zaliczenie 4 gmin, które leżą dosyć blisko Warszawy, a dotychczas jakoś je omijałem.
Pierwsza gmina to Iłów. No to ruszam z Sochaczewa w stronę tego Iłowa, jest gorąco, duszno, zbiera się na deszcz, a w głowie myśli, czy dokopiemy Grekom czy jednak przerżniemy. Czuć atmosferę Euro, nawet w zapadłych wioskach można zauważyć na domach flagi polskie lub "polskawe" (te reklamówki Tyskiego).
Tuż przed Iłowem skręcam w prawo, więc samej wioski nie zobaczyłem, ale gminę już tak :) Dalej asfaltówką przez lasy i jakieś wioski kieruję się na Młodzieszyn. Asfalt fatalny, dziura na dziurze (mam na myśli drogę na Młodzieszyn, bo z Sochaczewa do Iłowa asfalt był gładki). No i trafiam na "oldschoolowy" przystanek PKS, pamiętacie jeszcze to stare żółte logo zamiast współczesnych oznaczeń przystanków?
Gminna wieś Młodzieszyn wygląda nieciekawie, nie robię zdjęć, bo nie ma czego focić. Ogólnie raczej biednie, dziura taka. Ale gmina zaliczona.
Za Młodzieszynem przeprawiam się przez Bzurę...
...podziwiam płaskie jak deska krajobrazy...
...i mijając Brochów (kolejna gmina zaliczona) docieram do rozwidlenia dróg w Śladowie, gdzie odbijam w prawo, już w stronę Warszawy.
W jakimś wiejskim spożywczaku celem uzupełnienia mikroelementów kupuję puszeczkę browara. I tak sobie jadę dziarsko dalej, popijając browarek. Czuję wolność, olewam system, jest mi dobrze. Wioski przystrojone polskimi i "polskawymi" flagami, tu i ówdzie krzątają się ludzie w biało-czerwonych koszulkach, dźwigając siatki pełne piwa, ustawiając grille przed domami itp. Czuć w powietrzu, że niedługo będzie Euro.
Niestety czuć też w powietrzu, że zaraz spadnie deszcz, duchota i coraz ciemniejsze niebo nie pozostawia złudzeń. Zaliczam jeszcze gminę Leoncin i pod Kazuniem załapuję się wodę z nieba. Najpierw pada nieśmiało, wkrótce leje jak z cebra. Przeczekuję to wszystko pod jakimś kazuńskim drzewam i robię fotkę:
Nie mam szczęścia do tego Kazunia, zimą złapałem tam gumę, teraz ulewa. Ta jednak mija szybko, wychodzi piękne słońce i w upale trasą gdańską dojeżdżam do domu. 45 minut przed meczem z Grecją, zdążam.
To tyle, dalej to już klimaty meczowo-alkoholowe były, a przecież nie o tym jest ten blogasek :)
I na koniec mapka:
Pierwsza gmina to Iłów. No to ruszam z Sochaczewa w stronę tego Iłowa, jest gorąco, duszno, zbiera się na deszcz, a w głowie myśli, czy dokopiemy Grekom czy jednak przerżniemy. Czuć atmosferę Euro, nawet w zapadłych wioskach można zauważyć na domach flagi polskie lub "polskawe" (te reklamówki Tyskiego).
Tuż przed Iłowem skręcam w prawo, więc samej wioski nie zobaczyłem, ale gminę już tak :) Dalej asfaltówką przez lasy i jakieś wioski kieruję się na Młodzieszyn. Asfalt fatalny, dziura na dziurze (mam na myśli drogę na Młodzieszyn, bo z Sochaczewa do Iłowa asfalt był gładki). No i trafiam na "oldschoolowy" przystanek PKS, pamiętacie jeszcze to stare żółte logo zamiast współczesnych oznaczeń przystanków?
Gminna wieś Młodzieszyn wygląda nieciekawie, nie robię zdjęć, bo nie ma czego focić. Ogólnie raczej biednie, dziura taka. Ale gmina zaliczona.
Za Młodzieszynem przeprawiam się przez Bzurę...
...podziwiam płaskie jak deska krajobrazy...
...i mijając Brochów (kolejna gmina zaliczona) docieram do rozwidlenia dróg w Śladowie, gdzie odbijam w prawo, już w stronę Warszawy.
W jakimś wiejskim spożywczaku celem uzupełnienia mikroelementów kupuję puszeczkę browara. I tak sobie jadę dziarsko dalej, popijając browarek. Czuję wolność, olewam system, jest mi dobrze. Wioski przystrojone polskimi i "polskawymi" flagami, tu i ówdzie krzątają się ludzie w biało-czerwonych koszulkach, dźwigając siatki pełne piwa, ustawiając grille przed domami itp. Czuć w powietrzu, że niedługo będzie Euro.
Niestety czuć też w powietrzu, że zaraz spadnie deszcz, duchota i coraz ciemniejsze niebo nie pozostawia złudzeń. Zaliczam jeszcze gminę Leoncin i pod Kazuniem załapuję się wodę z nieba. Najpierw pada nieśmiało, wkrótce leje jak z cebra. Przeczekuję to wszystko pod jakimś kazuńskim drzewam i robię fotkę:
Nie mam szczęścia do tego Kazunia, zimą złapałem tam gumę, teraz ulewa. Ta jednak mija szybko, wychodzi piękne słońce i w upale trasą gdańską dojeżdżam do domu. 45 minut przed meczem z Grecją, zdążam.
To tyle, dalej to już klimaty meczowo-alkoholowe były, a przecież nie o tym jest ten blogasek :)
I na koniec mapka: