Żelazna logika Wielkiego Szu
Wkurzasz się, to oczywiste. Idziesz do sąsiada, prosisz go (może nawet nieco wzburzonym głosem, bo trudno się nie zdenerwować), aby oddał pieniądze za dętkę i nigdy więcej takich numerów nie robił. Sąsiad zbywa Cię, wyśmiewa, każe spadać na bambus. Odchodzisz.
Potem widzisz, jak sąsiad zabiera z Twojego roweru siodełko razem ze sztycą. Znowu biegniesz do sąsiada, prosisz go o zwrot siodełka i oddanie pieniędzy za przebitą dętkę. Sąsiad odpowiada Ci, że to Twoja wina, bo jeździsz rowerem, a on rowerów nie lubi. Śmieje Ci się w twarz, coraz głośniej, siodełka i pieniędzy też oddać nie chce. W końcu nie wytrzymujesz nerwowo i w poczuciu totalnej bezsilności dajesz sąsiadowi za przeproszeniem w mordę. Cóż, działanie z Twojej strony na pewno niezbyt eleganckie, ale jednak uzasadnione okolicznościami.
I wtedy wkracza na scenę Obserwator i mówi do Ciebie:
Przebicie dętki i złośliwa kradzież siodełka były bez sensu. Ale spokojnie, Twój sąsiad jest naprawdę fajnym człowiekiem, a i tak okazało się na koniec, że przebijając Ci dętkę i kradnąc siodełko miał intuicję: dając mu w mordę, pokazałeś, jaki jesteś naprawdę.
Czyli ogólnie sąsiad dobrze zrobił, że zdewastował Twój rower. Czy zgadzasz się z taką logiką?
Weźmy teraz wypowiedź niejakiego Szy z forum podrozerowerowe.info:
Ostrzeżenie Łukasza za flagę było
dla mnie bez sensu. Ale - spokojnie, oprócz tej
- Arkadoo podjął na pewno 1500 innych, poprawnych,
dzięki którym forum pozwoliło Ci poznać setki fajnych
ludzi na rowerach. A i tak okazało się na koniec,
że miał intuicję: Łukasz pokazał jaki jest naprawdę.
Pisząc na blogu swoje krytyczne teksty, "pokazałem, jaki jestem naprawdę", więc w sumie to admini dobrze zrobili, że wcześniej próbowali mnie zgnoić. Trafia do Was ta niesamowicie żelazna logika?
Bo do mnie jakoś nie trafia. Ale może ja się nie znam.
A teraz rowerowanko. Nazbierało się tego aż 87 km. 29 km przed pracą, trochę w czasie przerw w pracy, ale najwięcej było po robocie. Najpierw sporo jeżdżę po Śródmieściu, Woli, Jelonkach, Bemowie, w końcu trafiam na Bielany. A stamtąd znowu na Bemowo i... znowu do centrum. Tym razem dotarłem na Nowy Świat, gdzie przy browarze i w towarzystwie oglądam mecze - najpierw Legia leje Ruch w Pucharze Polski, potem Chelsea zmaga się (skutecznie) z Barceloną. Do domu docieram więc całkiem późno, tuż przed snem :) Za to dobrym tempem, bo wiatr późnym wieczorem praktycznie ustał, a ulice były puściutkie.
Dzisiaj już znacznie mniej kilometrów zrobię, czas trochę odpocząć :)