Śnieg, breja i... hamulec obuwniczy :)

Środa, 15 lutego 2012 · Komentarze(5)
Czasem jest tak, że zrobię po Warszawie 70-80 km i zupełnie nie mam o czym pisać, bo oprócz tego, że natrzaskałem ileś tam kilometrów, nic ciekawego się nie wydarzyło. Wczoraj zrobiłem tych kilometrów trochę mniej, bo 60, ale jest oczym pisać, bo działo się :) A więc po kolei:

1. Poranny atak śniegu

Sypnęło rano tym śniegiem porządnie i już pierwsze próby jazdy rowerem pokazały, że mój sprzęt, z ogumieniem optymalizowanym pod kątem połykania kilometrów na asfalcie, do jazdy po śniegu zupełnie się nie nadaje. W efekcie rano przed pracą zamiast zwyczajowych 25 km zrobiłem niecałe 10 przy zawrotnej prędkości średniej 12 km/h, bardzo często natomiast rower prowadziłem. Nawet główne ulice bywały dla mnie nieprzejezdne, bo sypało tak, że służby drogowe nie nadążały z odśnieżaniem. Najczęstszą moją czynnością związaną z rowerem było... zdejmowanie i zakładanie licznika :) Tak, aby zliczał tylko kilometry przejechane w trudzie i znoju, a nie kilometry przespacerowane.

Inna sprawa, że sądząc po lekturze portali internetowych i forów dyskusyjnych, to nie tylko mój rower miał problemy. Samochodziarze utknęli w monstrualnych korkach i zderzali się na potęgę, autobusy i tramwaje łapały duże opóźnienia, piesi brodzili w zaspach... Cóż, zima to zima i rady na to ni ma :)

2. Hamulec obuwniczy

No wiem, trzeba było wymienić klocki hamulcowe wcześniej, gdy zorientowałem się, ze rower słabo hamuje. Wczoraj, po ataku błotno-solnej brei, przestał hamować w ogóle. Szybko zatem opanowałem technikę hamowania za pomocą... tarcia podeszwą prawego buta o asfalt. Wkrótce stałem się w tym tak dobry, że nawet siłę hamowania potrafiłem precyzyjnie regulować w zależności od potrzeb :) Ale na dłuższą metę tak się jeździć nie da, więc dziś sprawię sobie nowe klocki. W każdym razie póki co "hamulec obuwniczy" działa i nawet przy dwóch nagłych hamowaniach spokojnie dałem radę.

3. Pod miastem

Po pracy postanowiłem pojeździć sobie po podmiejskich drogach. Po Warszawie średnio się dało, bo breja na drogach była potężna, a i "hamulec obuwniczy" w intensywnym ruchu miejskim to jednak nie był szczyt rozsądku i bezpieczeństwa. I tak, przejechawszy przez Wolę i Jelonki, dostałem się do Babic, stamtąd pojechałem do Izabelina, a następnie skierowałem się z powrotem do Warszawy, tym razem na Bielany. Podmiejskie drogi nie były odśnieżone, za to śnieg był już nieźle rozjeżdżony przez samochody, więc z prędkością 15-17 km/h dało się spokojnie jechać, nawet na moich oponach. Tragedii nie było.

4. Tuptusie i policja :)

Ostatnie kilometry tego dnia zrobiłem na Bielanach i Bemowie. Breja została z ulic w znacznej mierze uprzątnięta, więc jazda nie była aż taka tragiczna, ruch uliczny też znacząco zmalał, więc "hamulec obuwniczy" sprawdzał się doskonale :)

Ciekawe zdarzenie miało miejsce na Bielanach. Jadę sobie ulicą, zbliżam się do przejścia dla pieszych, mam zielone światło, a tu trójka tuptusiów (pan i dwie panie, wiek na oko 50 lat) dziarsko wchodzi sobie na czerwonym. Krzyczę do nich, aby raczyli mnie dostrzec, no to dostrzegli, dwie panie zatrzymały się, a pan... twardo idzie dalej, bezczelnie się na mnie gapiąc. Jakoś go ominąłem, przejeżdżam przez przejście, a tu nagle słyszę głośne "Dobry wieczór!". Odwracam się, a tu... dwóch policjantów zaprasza tuptusiów na rozmowę :) Piesi musieli być nieźle rozkojarzeni, skoro wchodząc na czerwonym nie zauważyli nie tylko mnie, ale i policjantów stojących po drugiej stronie przejścia.

I to tyle, dorzucam dwa zdjęcia:

1. Bielańskie osiedle Wawrzyszew w śniegu.
2. Droga Babice-Izabelin, kilka kilometrów na zachód od granic Warszawy.



Komentarze (5)

Rowerzystka: Ano lubię czasem adrenalinę, czasem niestety chyba za bardzo :)

Chrabu: Trochę aut tam jeździ, bo namnożyło się tam w ostatnich latach sporo willi i mini-osiedli, takie typowe osadnictwo podwarszawskie. Ale na tym śniegu jeździli niewiele szybciej ode mnie :)

lukasz78 06:42 piątek, 17 lutego 2012

fajna droga, tylko ten śnieg. chociaż jak samochód jeździ raz na rok, to może i jest całkiem bezpiecznie. :)

chrabu 22:25 czwartek, 16 lutego 2012

Z natury to trochę ryzykant jesteś:)
Lubisz smak adrenaliny ;)

rowerzystka 17:23 czwartek, 16 lutego 2012

O, Księżniczka! A już zaczynałem się pomału martwić o Ciebie, bo coś cicho było na Twoim blogasku ostatnio :)

lukasz78 11:10 czwartek, 16 lutego 2012

Tacy rozkojarzeni jak ja przejeżdżając niegdyś na czerwonym świetle nie widząc stojących PRZEDE mną w odległości 3-4 metrów panów w jaskrawożółtych kamizelkach :D ALE, ale... Ma się gadane, nie ma się mandatu :)

Jest śnieg, jest pięknie!

maratonka 10:43 czwartek, 16 lutego 2012
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa piewa

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]