Kominiarka i alkohol przyjacielem rowerzysty
Czwartek, 2 lutego 2012
· Komentarze(6)
Stało się, w końcu kupiłem kominiarkę, wreszcie mogę spokojnie jeździć po mrozie bez uczucia, że zaraz odpadnie mi twarz. No i miny przechodniów na mój widok bezcenne :)
Przeziębienie wciąż się mnie trzyma, ale już coraz mniej, w rowerowaniu nie przeszkadza.
Statystyki z wczorajszego dnia skromne - 45 km. Poza tym zero gleb, zero przebitych dętek, zero kłótni ze spaliniarzami. Nudy, co nie? :)
A i tak najlepszym punktem dnia była jazda ok. godziny 22 na trzaskającym mrozie po pokrzepieniu się piwem zwykłym, piwem grzanym i do tego grzanym winem. Na dłuższą metę alkohol na mrozie to zło wcielone, na krótką jednak pomaga, a ja miałem do pokonania jedynie 6 km i było to najprzyjemniejsze 6 km w całym roku 2012. Wymarłe miasto, puste ulice, świst lekkiego wiatru i cudowna lekkość jazdy. Poezja po prostu :)
I to by było na tyle :)
Przeziębienie wciąż się mnie trzyma, ale już coraz mniej, w rowerowaniu nie przeszkadza.
Statystyki z wczorajszego dnia skromne - 45 km. Poza tym zero gleb, zero przebitych dętek, zero kłótni ze spaliniarzami. Nudy, co nie? :)
A i tak najlepszym punktem dnia była jazda ok. godziny 22 na trzaskającym mrozie po pokrzepieniu się piwem zwykłym, piwem grzanym i do tego grzanym winem. Na dłuższą metę alkohol na mrozie to zło wcielone, na krótką jednak pomaga, a ja miałem do pokonania jedynie 6 km i było to najprzyjemniejsze 6 km w całym roku 2012. Wymarłe miasto, puste ulice, świst lekkiego wiatru i cudowna lekkość jazdy. Poezja po prostu :)
I to by było na tyle :)