Pisk, rdza i Arka Przymierza
Wtorek, 3 stycznia 2012
· Komentarze(3)
Mój rower, traktowany przeze mnie raczej szorstko i brutalnie, smarowany raz na ruski rok, znosił te katusze dzielnie, ale wczoraj zaczął zdradzać pierwsze oznaki buntu. Podlewany dużą ilością wody padającej z nieba łańcuch pokrył się w końcu piękną rdzą, a sam rower podczas jazdy okrutnie piszczał. Z nieba powinna spadać manna, tymczasem spadała woda i stało się. Co prawda ja twierdzę, że ta manna z nieba to była lipa i wytwarzali ją sami Żydzi, dysponując otrzymaną od jakichś kosmitów maszyną do jej produkcji zasilaną przenośnym reaktorem jądrowym (znanym powszechnie jako Arka Przymierza), ale woda z nieba bynajmniej lipą nie była. No i rowerek się zbuntował.
Bunt został jedna szybko stłumiony, nie za pomocą przenośnego reaktora jądrowego typu Arka Przymierza, lecz znacznie prostszymi środkami - wystarczył jakiś szajs w sprayu i rdza zniknęła, a rower przestał jęczeć.
I tak cichym już rowerem przejechałem 77 km po Warszawie, bawiąc się w typowe połykanie kilometrów na stołecznych ulicach. Tym razem pogoda dopisała, żadna woda z nieba się nie lała (nie mówiąc już o mannie), stąd ten dobry wynik. Nawet samochodziarze jeździli o dziwo uważniej i wreszcie przestali na mnie polować na przejazdach rowerowych. Tylko trasy nieciekawe, bo znane na pamięć. Ale na wyrwanie się z miasta jeszcze przyjdzie czas.
Bunt został jedna szybko stłumiony, nie za pomocą przenośnego reaktora jądrowego typu Arka Przymierza, lecz znacznie prostszymi środkami - wystarczył jakiś szajs w sprayu i rdza zniknęła, a rower przestał jęczeć.
I tak cichym już rowerem przejechałem 77 km po Warszawie, bawiąc się w typowe połykanie kilometrów na stołecznych ulicach. Tym razem pogoda dopisała, żadna woda z nieba się nie lała (nie mówiąc już o mannie), stąd ten dobry wynik. Nawet samochodziarze jeździli o dziwo uważniej i wreszcie przestali na mnie polować na przejazdach rowerowych. Tylko trasy nieciekawe, bo znane na pamięć. Ale na wyrwanie się z miasta jeszcze przyjdzie czas.