No to sobie dzisiaj pojeździłem

Wtorek, 21 czerwca 2011 · Komentarze(3)
No to sobie dzisiaj pojeździłem. Ale zacznijmy od początku.

Wziąłem na dziś urlop. Żeby załatwić parę spraw. Ale kiedy już je załatwiłem, to się zaczęło. Rowerowanie znaczy się.

Wyruszam z Chomiczówki, przez Żoliborz (Broniewskiego) jadę do centrum, zahaczając o "bliską" Wolę. Korzystam z jezdni (np. Okopowa, Żelazna), powoli przyzwyczajając się do miejskiej dżungli. W rejonie skrzyżowania Al.Solidarności i Żelaznej i na samej Żelaznej w kierunku Prostej sajgon totalny. Trudno mi się w tym odnaleźć, ciężko manewrować, ewidentnie wyszedłem z wprawy. Ale jakoś tam przedzieram się do przodu, powoli ale konsetkwentnie. W końcu docieram do McDonalds'a na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, czas na niezdrowe jedzenie, które niestety uwielbiam i raz na tydzień muszę zjeść. Na liczniku 10 km.

Telepię się dalej Marszałkowską i Puławską w stronę Ursynowa. Na Puławskiej masakra, co chwila światła i to fatalnie ustawione, hamują biednych kierowców no i mnie przy okazji. Wkurzony przebijam się między samochodami, ale jest ciężko - cholernie wąskie te pasy, jak trafię na dostawczaka lub terenówkę, to koniec, nie przebiję się. Uciekam szybko na wąskie uliczki Górnego Mokotowa i w rejon metra Wilanowska przebijam się tamtędy. Potem znów jazda Puławską, obok pędzą samochody. Skacze adrenalina, kocham to, jazda po wiejskich dróżkach nigdy nie dawała mi tyle frajdy, co podróż wielopasmową jezdnią. Za torem wyścigowym odbijam w lewo, na Ursynów. Dojeżdżam w pobliże Multikina, na liczniku jakieś 24 czy 25 km, nie pamiętam dokładnie. Wracam na Bielany.

Podróż na Bielany spokojna - piesi na ścieżce rowerowej wzdłuż Puławskiej, totalny sajgon na rondzie przy Rotundzie (przebijam się rowerem, reszta towarzystwa stoi, blokując się we wszystkich możliwych kierunkach - w tym miejscu to klasyka), ja śmiało i do przodu. Nogi nie bolą, tyłek nie boli, można jechać, z manewrami międzysamochodowymi nabieram już dawnej wprawy. Trochę kluczę po Muranowie, trochę po Bielanach, dojeżdżam do domu, na liczniku 50 km.

Odpoczywam, ruszam się trochę, znów na rower, jadę na Bródno. A na Bródno najszybciej jest Trasą Toruńską, notorycznie zakorkowaną wielopasmówką. Dojeżdżam Broniewskiego do Trasy Toruńskiej i w lewo, pędzę do przodu, na wysokości Hali Marymonckiej zaczyna się megakorek, ja daję ostro do przodu buspasem, autobusy nie jadą, rozpędzam się prawie do 40 km/h (mam wiatr w plecy, trasa schodzi lekko w dół, więc warunki idealne), przed Mostem Grota kończy się buspas, wjeżdżam między samochody, zwalniając do bezpiecznej prędkości. Cztery pasy samochodów, ciężarówek i autobusów, a pomiędzy nimi rządzi mój rowerek, na moście jestem najszybszy. Dojeżdżam nad torami na Wysockiego, odbijam na Bródno. Jadę sobie Wysockiego i Odrowąża, odbijam w prawo na Most Gdański. Z bólem, pod wiatr, ale daję radę, organizm po paru dniach zaskoczył. Cały czas pod wiatr odbijam na Konwiktorską, potem przez Stawki na Muranów, tam przerwa na chińczyka i małe piwo. Pokrzepiony wracam na Chomiczówkę (trasa banalna - Al.JP2, potem Broniewskiego), na liczniku 73 km przejechane dzisiaj.

No i na koniec wypad na Jelonki, tam mały spacerowy odpoczynek i z powrotem. Tyłek już trochę boli, ale nogi kręcą elegancko. Wracam do domu, 89 km przejechałem dzisiejszego dnia.

I pomyśleć, że parę dni temu, tuż po kupnie rowerka, martwiłem się, czy dam radę dojechać bez większego bólu 15 km do roboty. Dam radę, jest dobrze :)

Komentarze (3)

Brawo! A ja od dziś mam nowy sprzęt.

Tadzio 20:56 środa, 22 czerwca 2011

No z tym to będzie kłopot - nie raz planuję wyrwać się rowerem z Wawy, a i tak w końcu wciągają mnie warszawskie ulice :)

lukasz78 20:18 wtorek, 21 czerwca 2011

Bardzo fajny wypad. Dużo KaeMów życzę, niekoniecznie po zakorkowanej stolicy.. Szerokości:)

lszym 20:06 wtorek, 21 czerwca 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ieini

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]